Mniej więcej rok temu w Wielkanoc runął mit papieża Franciszka. Mit – bo w autorytet katolickiego przywódcy religijnego wierzyli także ci, którzy z katolicyzmem nie mieli wiele wspólnego. Liczyli na jego zrozumienie zmieniającej się obyczajowości, zerwanie z forsowaniem archaicznych norm, nacisk na reformę instytucji, która ma wpływ na życie wielu ludzi, także niewyznających religii katolickiej. Papież najpierw dał im nadzieję, a potem zawiódł, kiedy zrównał ból rosyjskich żołnierzy z bólem napadniętych Ukraińców i unikał wskazania agresora i ofiary agresji. Przybrało to symboliczną formę, kiedy podczas drogi krzyżowej w Watykanie miały wystąpić wspólnie rodziny z Ukrainy i Rosji. Oczywiście, papież wciąż jest potężny, bo jest papieżem – ale czar prysł.

Tym razem zażenowanie wzbudził kolejny autorytet moralny i duchowy. Dalajlama, postać charyzmatyczna nie tylko dla tych, którzy sympatyzują z niszczoną przez Chiny kulturą Tybetu, ale i dla tych, którzy szukają odpowiedzi na potrzeby duchowe w jodze i buddyzmie, zachował się w sposób budzący obrzydzenie i moralne oburzenie. Całował dziecko w usta i zachęcał do tego, żeby ssało jego język. Najwyraźniej nie widział w tym nic złego, bo robił to publicznie i ze śmiechem. Biuro Dalajlamy zmuszone było przeprosić za to, jak „droczył się” on z chłopcem.

Autorytety nie nadążają

Każdy z tych autorytetów przedstawia swoje racje albo tłumaczenia. Jan Paweł II – o którego odpowiedzialność za bezkarność duchownych w sprawach nadużyć seksualnych pyta się od dawna – również kierował się zapewne swoim rozumieniem dobra Kościoła. Franciszek przypuszczalnie myślał o sytuacji katolików przebywających na terenie Rosji, a także politycznej sile kierowanej przez siebie instytucji. Dalajlama może wyobrażał sobie, że jest zabawny.

Ale to nie ma znaczenia. Świat, z którym konfrontują się autorytety i charyzmatyczni przywódcy, zmienił się, przestał akceptować niektóre patologie. To naraża autorytet na weryfikację. Można powiedzieć, że w symboliczny sposób dawne autorytety nie wytrzymały nowych czasów. Oczywiście tylko do pewnego stopnia, bo plac świętego Piotra wciąż jest pełen wiernych podczas błogosławieństw papieskich, a ponad 60 procent Polaków uważa, że publikacje na temat wiedzy Jana Pawła II o pedofilii w Kościele nie podważają jego autorytetu. Również Dalajlama nadal będzie miał zwolenników. Jednak jest też druga strona, która te autorytety sprowadza na ziemię, głośno się sprzeciwia, kiedy obojętnie patrzą one na krzywdę ofiar albo wręcz przyczyniają się do niej.

Przewodnik a przemoc

Zmiana rozpoczęła się, gdy bezkarność osiągnęła pewien punkt krytyczny. Skandale pedofilskie i innego rodzaju systemowa przemoc w Kościele katolickim zostały nagłośnione przez media, czasami osądzone przez wymiar sprawiedliwości, a to prowadziło do utraty nietykalności przez Kościół. Duchowni stali się omylni, podlegający ocenie i sądowi.

Ową sekularyzację ułatwia inny proces – potrzeby duchowe łatwo zaspokoić w inny sposób niż poprzez religię. Medytacja, idee rozwoju osobistego, wszelkie praktyki mindfulness to popularne sposoby na uporządkowanie swojego świata. Ostatnio dużo się na nie narzeka, ale bez nich kościoły byłyby bardziej atrakcyjne dla ludzi poszukujących ukojenia. Kościoły – a wraz z nimi ich charyzmatyczni przywódcy.

Franciszek nie jest potrzebny do tego, żeby widzieć w drugim człowieku (bliźnim) byt najważniejszy (boga), a Dalajlama do tego, by wynieść korzyść z medytacji. Guru, mistrzowie, wielcy nauczyciele z przewodników stają się osobami, na które trzeba uważać, po tym, jak ujawnia się kolejne nadużycia. W warunkach demokracji odpada też inna funkcja Kościołów i przywództwa – zapewnianie poczucia bezpieczeństwa w autorytarnym czy kolonialnym państwie.

Ludzie zawsze lubili narzekać na upadek autorytetów, jednak teraz mają chyba realne powody. Dla autorytetów, które utrwalają społeczne podziały, patologie, skostniałe i opresyjne zwyczaje, a to zazwyczaj jest konsekwencja sztywnych hierarchii, czasy nastały naprawdę trudne.