Na pierwszy rzut oka życie Clary (Penelope Cruz) wydaje się wypełniać mieszczański ideał szczęścia. Jest olśniewająco piękną kobietą, wolną od trosk materialnych, mieszkającą z mężem i trójką dzieci w eleganckim apartamencie. I to jeszcze w Rzymie, mieście słonecznym, cudownym, wspaniale się wówczas – mamy lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku – rozwijającym. Ale to wszystko pozór, powierzchnia, czysto wzrokowe wrażenie. W rzeczywistości Clara jest osobą głęboko sfrustrowaną, a w pięknych dekoracjach rozgrywa się prawdziwy rodzinny dramat.
Portret rodziny we wnętrzu
Głównym powodem życiowej frustracji Clary jest jej mąż, Felice (Vincenzo Amato). Ten zamożny biznesmen, na ogół nieobecny w domu, ale twardo wymagający, aby zawsze czekał na niego nakryty stół i gorące jadło, stanowi prawdziwe, niemal karykaturalne uosobienie patriarchatu. W dodatku jest człowiekiem zimnym, obojętnym, nieempatycznym i nieczułym – także wobec dzieci. To przemocowiec, który znęca się nad Clarą psychicznie i fizycznie: w pewnym momencie próbuje ją nawet zgwałcić. A jednocześnie ją zdradza, czego nawet specjalnie nie ukrywa. Krótko mówiąc: potwór. Dawno nie widziałem w kinie tak odrażającej męskiej postaci.
Jego postępowanie wpływa też fatalnie na dzieci. Dwójka młodszych, córeczka Diana i nieco starszy od niej Gino, zastraszone i zestresowane, cierpią na różnego rodzaju zaburzenia psychosomatyczne. Diana bardziej bawi się jedzeniem niż je, Gino ma zwyczaj wypróżniania się na podłogę w kącie pokoju, najwyraźniej próbując w ten desperacki sposób zwrócić na siebie uwagę niekochającego ojca.
Bardziej skomplikowana jest sytuacja najstarszej córki Adri (Luana Giuliani), która nie identyfikuje się ze swoją płcią biologiczną i prosi, aby zwracać się do niej męskim imieniem Andrea. Felice traktuje to – w najlepszym razie – jako fanaberię. Mówiąc nieco żartobliwie, nie ma co się dziwić Andrei, że widząc, jak ojciec traktuje matkę, chce w przyszłości uniknąć kobiecego losu.
Warto może w tym miejscu zauważyć, że malowany takimi barwami „portret rodziny we wnętrzu” – rodziny dobrze sytuowanej, ale zdecydowanie dysfunkcyjnej – ostatnio częściej pojawia się w kinie amerykańskim niż europejskim. Sceny posiłków przebiegających w grobowej atmosferze – i często, zgodnie z życzeniem pana domu, w całkowitym milczeniu – przywołują z pamięci podobne sytuacje choćby z „American Beauty” Sama Mendesa [1999].
Kobieta na skraju załamania nerwowego
W „Bezmiarze” uwaga reżysera, Emanuele Crialese, koncentruje się na Andrei i Clarze oraz na wzajemnej relacji między nimi. Obydwoje są outsiderami. Pierwszy z powodu swojej niezgodności płciowej i wynikającej z stąd „inności”, druga – sytuacji osobistej. Jest bowiem Hiszpanką mieszkającą we Włoszech; na miejscu nie ma własnego zaplecza rodzinnego. Oboje, mówiąc metaforycznie, są zamknięci w więzieniu. Pierwszy w więzieniu swojego ciała, którego nie akceptuje. Druga – w pułapce beznadziejnego małżeństwa.
Nie mogąc się rozwieść i nie kochając męża, Clara wszystkie swoje uczucia lokuje w dzieciach – to jej wewnątrzrodzinny azyl, wydzielona strefa w świecie niemiłości, główny kierunek ucieczki. Przywiera do nich tak ściśle, że się do nich upodabnia, sama staje Wielkim Dzieckiem. | Paweł Mossakowski
Tak, we Włoszech lat siedemdziesiątych to było więzienie. Widząc jak bardzo Clara cierpi w swoim związku, współczesny widz ma ochotę krzyknąć: „Kobieto, po co tak się męczysz, kopnij w d… tego sadystę! Dasz sobie radę!”. Ale to nie takie proste. W tym silnie katolickim kraju prawo do rozwodu wprowadzono raptem kilka lat wcześniej, w 1970 roku, a nadal istniał opór natury moralno-obyczajowej przeciwko takiemu rozwiązaniu. Bo dzieci, bo złamanie świętej przysięgi, bo skandal w rodzinie, bo powszechne potępienie.
Nie mogąc się rozwieść i nie kochając męża, Clara wszystkie swoje uczucia lokuje w dzieciach – to jej wewnątrzrodzinny azyl, wydzielona strefa w świecie niemiłości, główny kierunek ucieczki. Przywiera do nich tak ściśle, że się do nich upodabnia, sama staje Wielkim Dzieckiem. Podczas świątecznej kolacji, w której uczestniczy rodzina męża, wchodzi pod stół, gdzie przed nudą uroczystego posiłku schroniły się już inne maluchy. Jej ulubiona zabawa z Andreą polega na tym, że biegnie z nim zatłoczoną ulicą i głośno krzyczy. Ta „samoinfantylizacja” wydaje się ucieczką przed naciskiem oczekiwań otoczenia, które wymaga, by była Stateczną Małżonką i Odpowiedzialną Matką. A może nawet więcej: jest to swoista zamiana ról, wołanie do Andrei o opiekę – wciskaniem go w rolę dorosłego, co skądinąd bardzo go irytuje. „To my jesteśmy dziećmi! Ty jesteś dorosła!”, krzyczy w pewnym, bardzo zresztą nieodpowiednim, momencie. Ale jednocześnie, wbrew takim deklaracjom, troskliwie opiekuje się matką. To on zapobiegnie jej zgwałceniu, to on zareaguje furią na zaczepianie jej przez ulicznych podrywaczy.
Czujemy jednak, że ta strategia przetrwania Clary – wszystkie jej wygłupy i „szaleństwa”, wprawiające w konsternację konserwatywną rodzinę Felice – niewiele jej pomoże. Jej sztuczna wesołość podszyta jest rozpaczą. Jest ona „kobietą na skraju załamania nerwowego” (żeby sparafrazować tytuł filmu ulubionego reżysera Penelope Cruz, Pedro Almodóvara); balansuje na granicy depresji i jest tylko kwestią czasu, gdy tę granicę przekroczy.
Był sobie chłopiec
Andrea jest bohaterem bodaj ważniejszym, chociażby dlatego, że cała historia jest właściwie opowiadana z jego perspektywy – dwunastolatka, który odrzuca fizyczną postać, w jakiej się urodził. Uważa się za chłopca, nosi chłopięce ubrania i z trudem toleruje fakt, że musi chodzić do żeńskiej szkoły. Czuje, że zupełnie nie jest to jego miejsce, nie ma tu zresztą z kim o swoim problemie porozmawiać; podobnie na gruncie rodzinnym – nie bardzo może liczyć na zrozumienie czy wsparcie. O ojcu już wspominałem, ale nawet znacznie bardziej od niego otwarta Clara, pewnych ograniczeń nie potrafi przekroczyć. Jest wprawdzie najbliższa zaakceptowania go takim, jak by sobie życzył, jednak w duchu myśli sobie, że to wszystko jest kwestią nadmiernie rozwiniętej wyobraźni i ma charakter przejściowy. Nic dziwnego więc, że Andrea sam siebie uważa za zjawisko nie z tej ziemi i podejrzewa, że jest pochodzącym z innej galaktyki „obcym”, potomkiem kosmitów.
Andrea, podobnie jak jego matka, ucieka. Jego ulubionym miejscem jest ukryte za lasem trzcin prowizoryczne obozowisko pracowników budowlanych wznoszących w sąsiedztwie nowe osiedle. Chroni się tu przed opresyjną atmosferą domu, a może też chce zaspokoić ciekawość egzotycznego – dla dziecka z mieszczańskiej rodziny – świata. Ale pewnego razu poznaje tam swoją rówieśniczkę, Sarę (Penelope Nieto Conti), dziewczynkę ze społecznie niższej klasy, która jako jedyna wydaje się całkowicie go akceptować; zaczyna się z nią spotykać. Ich przyjaźń, granicząca z miłością i nie wolna od erotycznego napięcia, stanowi dla mnie zdecydowanie najciekawszy wątek w filmie – wciągający, delikatnie poprowadzony, pełen subtelnych niedopowiedzeń. Szczerze żałowałem, gdy się skończył – a właściwie został urwany wskutek działania sił zewnętrznych.
Stare i nowe
Postać Andrei wydaje mi się generalnie bardziej intrygująca od Clary, chociażby dlatego, że rodzaj problematyki, jaką wprowadza, jest znacznie mniej w kinie wyeksploatowany. Oczywiście „Bezmiar” nie jest pod tym względem czymś absolutnie nowym: dysforia płciowa u dzieci lub nastolatków czy ogólne zagubienie w tajemniczym świecie własnej seksualności pojawiały się już w filmach holenderska „Girl” Lukasa Dhonta [2018], francuska „Chłopczyca” Céline Sciammy [2011] czy wcześniejszy belgijskie „Różowe lata” Alaina Berlinera [1997], a przede wszystkim niedawny amerykański dokument „Transhood” Sharon Liese [2020]. Jednak wszystkie te filmy dzieją się mniej lub bardziej współcześnie, gdy dysforia płciowa nie jest traktowana jako coś niezwykłego, a nie pół wieku temu, gdy wiedziano o niej niewiele, a dotknięty nią Andrea był praktycznie pozostawiony sam sobie.
To drugi, obok kwestii rozwodów, punkt, gdzie wyraźnie widać, iż rzeczywistość „Bezmiaru” jest już na szczęście historyczna. Dziś jesteśmy na zupełnie innym etapie, znosimy już nawet binarny podział płci, podważając – wydawałoby się – żelazny dogmat. Stopniowo też upowszechnia się postawa „Nie obchodzi mnie, czy jesteś mężczyzną, kobietą, trzecią płcią czy dziesiątą. Ważne, że jesteś istotą ludzką”. Choć może akurat nie w Polsce, gdzie przypadki takie jak Andrei wciąż bywają uważane za „sprzeczne z naturą” i gdzie, aby przeprowadzić tranzycję i dokonać korekty płci, trzeba najpierw pozwać swoich rodziców.
Tak czy inaczej, dla filmu to nadal terra słabo cognita. Natomiast kobiety tkwiące w toksycznych związkach i niemające szans na wyrwanie się z nich widzieliśmy w kinie setki razy (jeszcze przedtem, przez całe wieki, tym tematem zajmowała się literatura). W dodatku elementy historii Clary są szalenie schematyczne (romans męża z sekretarką – czy jest coś bardziej cliché?), i to, co naprawdę oryginalne, chwilami graniczy z manierą. To zresztą bardziej wina aktorstwa niż scenariusza. Zapewne narażę się tu miłośnikom talentu Cruz, ale nie uważam jej roli w „Bezmiarze” za najwybitniejszą w karierze. Chyba lepiej jej współpracuje się jej z Almodóvarem: „ucieczka w dziecinność” w jej wydaniu nie wypada specjalnie przekonująco, wygląda jak ćwiczenie aktorskie, a nie coś wynikającego z autentycznej potrzeby.
Na szczęście w kinie taka dosłowna przekładalność doświadczeń nie jest konieczna i każdy, kto pamięta z okresu dojrzewania swoją niepewność, poczucie niezrozumienia i osamotnienia, odnajdzie się w „Bezmiarze” bez problemów. | Paweł Mossakowski
Z kolei zaś Luana Giuliani w roli Andrei jest rewelacją, prawdziwym filmowym odkryciem – gra bezbłędnie, bez jednej fałszywej nuty. Chciałbym, aby było jej na ekranie więcej, ale to Clara grana jest przez jedyną gwiazdę w całej obsadzie, której obecność należy wyeksploatować do maksimum. Trzeba też przyznać, że to jej historia jest bardziej nośna komercyjnie, rozszerzająca spectrum publiczności. Kobiet znajdujących się w analogicznej sytuacji jest wciąż na świecie mnóstwo, co zawsze ułatwia mechanizm identyfikacji. Co nie znaczy, że gdyby na przykład film opowiadał wyłącznie o Andrei, oglądałyby go wyłącznie nastolatki zmagające się z własną niezgodnością płciową. Na szczęście w kinie taka dosłowna przekładalność doświadczeń nie jest konieczna i każdy, kto pamięta z okresu dojrzewania swoją niepewność, poczucie niezrozumienia i osamotnienia, odnajdzie się w „Bezmiarze” bez problemów.
Czarno-białe fantazje
Zarówno Clara, jak i Andrea często i na różne sposoby uciekają od życiowych rozczarowań, cierpień i dyskomfortów, godzi się więc wspomnieć o jeszcze innym rodzaju ucieczki – w świat fantazji. Jest to popularna odmiana eskapizmu, ale, co interesujące, bazująca tu nie na czyichś opowieściach, literaturze czy filmie, ale telewizyjnych programach muzyczno-rozrywkowych, oglądanych tu namiętnie i łączących się ze spontanicznymi występami karaoke (sam tytuł filmu pochodzi od popularnego włoskiego przeboju z 1967 roku). Realistyczna narracja kilkakrotnie przerywana jest odmiennymi w estetyce, czarno-białymi (taka była wówczas telewizja) sekwencjami. Andrea widzi w nich i słyszy swoją matkę jako popularną gwiazdę ówczesnych telewizyjnych show – a więc jako osobę wielbioną, podziwianą – czy po prostu szczęśliwą. Te fantazyjne wizje stanowią dowód bezwarunkowej miłości, jaką Andrea darzy Clarę. Składa ich w trakcie filmie więcej, ale ten jest najbardziej symboliczny, najbardziej dziecinny i przez to najbardziej rozczulający. Gdyby tylko ten italian pop nie był tak kiczowaty…
Jednakże ostatni z tych czarno-białych klipów jest nieco inny. Andrea śpiewa w nim sam i to męskim głosem. Jest to pomysłowa i optymistyczna pointa tej smutnej historii – wolna od zbytecznych dopowiedzeń i łopatologii, w zawoalowany sposób zapowiadająca dalsze losy bohatera filmu. Po premierze obrazu na festiwalu w Wenecji Crialese opowiedział już o nich bezpośrednio, przyznając, że „Bezmiar” ma charakter autobiograficzny, że opisuje w nim swój własny przypadek , słowem – że „Andrea to ja”.
A więc dla jednej z głównych postaci wszystko skończyło się happy endem. Ale dla drugiej? Nie przypuszczam.
Film:
„Bezmiar” [L’immensità], reż. Emanuele Crialese, produkcja Włochy–Francja 2022.