Na początku XXI wieku wydawało się, że o Franzu Kafce i jego twórczości wiemy wszystko. Pierwszego wydania większości jego dzieł – jak wiadomo – dokonał w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku Max Brod, któremu Kafka powierzył swoje rękopisy z nakazem ich spalenia. Brod szczęśliwie nie posłuchał prośby przyjaciela i konsekwentnie publikował kolejne prozy Kafki, zaś w 1937 roku ogłosił drukiem jego biografię.
Po drugiej wojnie światowej autor „Zamku” stał się kimś w rodzaju literackiego proroka dla pisarzy, którzy byli szczególnie wyczuleni na modernistyczną pracę w języku i mroczne, surrealne metafory obrazujące kondycję nowoczesnego człowieka. Równocześnie na uniwersytetach rozwijały się prężnie studia kafkologiczne. Pod koniec wieku pozaliterackie pisma Kafki doczekały się dwóch potężnych edycji krytycznych: pierwszej, obejmującej recenzje, szkice, dzienniki i listy, wydawanej od 1982 roku i kontynuowanej do dziś przez S. Fischer Verlag, i drugiej, zawierającej opracowania rękopisów, druków i maszynopisów, nadal publikowane przez wydawnictwo Wallstein.
Ostatnia tajemnica Kafki
Spuścizna Kafki do niedawna kryła jednak pewną tajemnicę. O ile czytelnicy otrzymali właściwie całość tego, co pisarz napisał, o tyle zagadką pozostawały jego rysunki, o których wiadomo było, że istnieją, ale które spoczywały w głębokich szufladach Ilse Ester Hoffe, spadkobierczyni Maksa Broda.
Kafka nie tylko pisarzem, ale i rysownikiem? Ależ tak! Próbkę jego graficznych umiejętności mogliśmy podziwiać od dość dawna. Choćby surowe, minimalistyczne rysunki przedstawiające czarną sylwetkę człowieka w nietypowych pozach, umieszczone na okładkach wydań jego powieści, publikowanych przez Fischer Verlag w latach pięćdziesiątych (jedna z nich znalazła się też na okładce polskiego wydania „Opowieści i przypowieści” [PIW, 2022]). Punktowo pojawiały się również inne szkice rozsiane tu i ówdzie po wydawanych przez Broda dziełach Kafki i własnych. Wszystkiego było jednak niewiele. Ledwie nieco ponad dwadzieścia prac, choć Brod kilkukrotnie zapowiadał wydanie całości zbiorów.
Te ujrzały światło dzienne dopiero w 2021 roku, kiedy to ocalone przez Broda rysunki Kafki zostały wydane w Niemczech w opracowaniu literaturoznawców Andreasa Kilchera i Pavla Schmidta z esejem Judith Butler. Zanim do tego jednak doszło, musiała zakończyć się sądowa batalia o prawo do spuścizny po Kafce, co tylko pokazuje, jak skomplikowane są losy jego rękopisów.
Max Brod, który dosłownie w dniu agresji niemieckiej na Czechosłowację, 15 marca 1939 roku, zdołał uciec z Pragi przez rumuńską Konstancę do Tel Awiwu, zabrał ze sobą ich połowę. Drugą wywiozły siostrzenice Kafki, które w latach sześćdziesiątych przekazały ją Bibliotece Bodlejańskiej w Oksfordzie. Oba zbiory zawierały rysunki Kafki, z tym że w posiadaniu Broda było ich znacznie więcej. Ten jeszcze za życia przyjaciela skrzętnie je gromadził, uważając je za ważny punkt w jego twórczości. O ile jednak pisma Kafki były publikowane przez Broda dość regularnie, rysunki pokazywał niechętnie, w niewielkiej liczbie i rzadko. Z zapowiadanych planów ich zbiorowej publikacji lub organizacji osobnej wystawy nic ostatecznie wyszło.
Spadkobierczyni
Brod zmarł w 1968 roku, spadkobierczynią czyniąc swoją wieloletnią powierniczkę i współpracowniczkę Ilse Ester Hoffe. Aby dysponować rękopisami Kafki, Hoffe nie potrzebowała jednak czekać do śmierci przyjaciela i momentu odczytania testamentu. Już w 1947 roku [sic!] Brod przekazał jej jako darowiznę Kafkowskie rysunki i rękopisy, zaś pięć lat później notarialnie zapisał jej w darowiźnie również jego listy.
Hoffe przez następne lata wyprzedawała kolejne manuskrypty Kafki, przy czym nigdy nie zdecydowała się pozbyć jego prac graficznych. Po jej śmierci w 2007 roku odziedziczyły je wraz z innymi dokumentami autora „Zamku” oraz rękopisami Broda jej córki – Eve i Ruth. Sytuacja prawna była jednak skomplikowana. W wielokrotnie poprawianym testamencie Brod zaznaczył, że przekazuje Ilse Ester Hoffe cały zbiór rękopiśmienny Kafki, poleca jej jednak przekazanie oryginałów Bibliotece Narodowej Izraela „na przechowanie […], jeśli pani Ilse Ester Hoffe nie rozporządzi nimi w inny sposób za życia” [s. 17, wszystkie cytaty dotyczące rysunków Kafki za: F. Kafka, „Rysunki”, 2023]. Nic dziwnego, że w obliczu takiego zapisu izraelska książnica natychmiast wystąpiła z pozwem o uznanie rękopisów Kafki i Broda należących do Hoffe za jej własność. Ostatecznie, po dziesięciu latach, sprawę wygrała.
W kręgu sztuki modernistycznej
Ta własnościowa sztafeta nie byłaby może aż tak bardzo interesująca, gdyby nie nurtująca wszystkich zainteresowanych twórczością autora „Procesu” zagadka: dlaczego ani Brod, ani Hoffe nie zdecydowali się opublikować całości rysunkowej spuścizny Kafki? Pytanie to zostaje bez odpowiedzi, choć być może kryje się ona w historii ich powstania. Tę ostatnią szczegółowo opisał w wydaniu krytycznym Andreas Kilcher.
Otóż u zarania drogi twórczej Kafki wcale nie było pewne, czy zostanie on pisarzem. Kiedy Brod poznał go na studiach jesienią 1902 roku, wiedział, że ten jest domorosłym rysownikiem i nie domyślał się literackich talentów swojego kolegi. Zresztą było oczywiste, że Kafka równie mocno co literaturą, interesuje się również sztuką. Był wiernym czytelnikiem pisma „Der Kunstwart” [Strażnik sztuki] i tomów druków artystycznych z serii „Künstler-Monographien” z reprodukcjami znanych malarzy. Czytał też regularnie „Die neue Rundschau”, pismo zbliżone do kręgu artystycznych modernistów. W czytelni i sali wykładowej dla niemieckich studentów w Pradze zostaje też reporterem artystycznym Oddziału Literatury i Sztuki.
Do lektur dochodzą też przyjaźnie. Na wczesne zainteresowanie Kafki sztuką wpływ na pewno miał Oskar Pollak, gimnazjalny kolega, z którym rozpoczynał studia na wydziale chemicznym. Kafka wybrał potem prawo, Pollak przeniósł się na archeologię i historię sztuki. Pod koniec studiów prawniczych Brod poznaje Kafkę również z młodymi malarzami i rysownikami z grupy Die Acht [Ósemka]. Dziś nie są szerzej znani, ale znajomość z nimi jest dla przyszłego pisarza niezwykle ważna. Wszyscy spotykają się w słynnej kawiarni Arco, gdzie dyskusje o nowej, ekspresjonistycznej sztuce mieszają się z rozmowami o literaturze i filozofii. Brod przedstawia Kafkę jako uzdolnionego rysownika.
Szkice na marginesach
Czy nim rzeczywiście był? Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, należy przyjrzeć się temu, co, jak i gdzie rysował Kafka.
To, czym dysponujemy po udostępnieniu całej spuścizny graficznej pisarza, jest dość skromne. Wszystkich rysunków jest nieco ponad 160, z tym że część z nich to prace wykonane niejako przypadkiem – na marginesach gazet, czytanych książek, zapisków z podróży i listów. Do dzieł zupełnie autonomicznych należą rysunki z zachowanego zeszytu przeznaczonego wyłącznie do rysowania oraz te z pojedynczych kartek. Należą one do mniejszości i są zdecydowanie najlepsze z całego zbioru.
Na pojedynczych kartkach pojawiają się najczęściej rysowane ołówkiem uproszczone, fantazyjne postacie zawieszone w powietrzu, naszkicowane bez żadnej perspektywy, z członkami powyginanymi nienaturalnie niczym w formistycznych obrazach Witkacego lub zamarkowanymi zamaszyście kilkoma zdecydowanymi kreskami, jak w pracach futurystów. Niektóre figury ludzi przypominają znak – przecinek, paragraf, inicjał. Gdzieniegdzie można napotkać rysunki szkicowane tuszem. I znów, są to zamarkowane kilkoma ruchami ręki sylwetki: raz z ciałami zaznaczonymi czarną plamą, innym razem – kilkoma splątanymi liniami. Nieliczne portrety rysowane ołówkiem noszą ślady zupełnie innego stylu. Zachowane są tu naturalne proporcje i perspektywa. Pojawia się cieniowanie. Jest również kilka prób karykatur w typowej dla tego okresu manierze. Do zeszytowej serii zaliczone są też wcześniej opublikowane przez Broda rysunki tuszem, o których wspominałem wyżej i które pojawiły się na okładkach dzieł Kafki wydawanych przez Fischer Verlag. Nie dziwi to, ponieważ, jak się okazało po upublicznieniu całej spuścizny graficznej Kafki, Brod wyciął je z jedynego zachowanego zeszytu-szkicownika autora „Procesu”.
Reszta to rysunki pojawiające się w towarzystwie innych treści: albo cudzych, jak artykuły w gazetach lub zawartość skryptów do nauki prawa, albo własnych Kafki, jak notatki albo listy, w których służą one wyjaśnieniu tego, o czym mowa w korespondencji lub są po prostu planowanymi bądź nieplanowanymi „ozdobnikami” w postaci szlaczków, zamaszystych zamazań i przekreśleń.
Po uważnym i bezstronnym obejrzeniu całego zbioru, trzeba sobie powiedzieć jasno – rysunki Kafki są mierne, by nie użyć słowa „marne”. Część z nich przypomina wprawki człowieka zafascynowanego sztuką, który dopiero ośmiela się aspirować do jakichś bardziej poważnych artystycznych prób. Część zaś wygląda jak studenckie „szkice”, rysowane kompulsywnie na marginesach zeszytów i podręczników, które lepiej lub gorzej wyrażają fantazje znudzonego przedmiotem wykładu (tu studiowaniem prawa) adepta danej nauki. Z wyjątkiem dosłownie kilku grafik prace Kafki ani nie zwracają szczególnie uwagi, ani nie dostarczają jakichś wyjątkowych doznań estetycznych lub egzystencjalnych.
Skąd zatem entuzjazm wobec nich Maksa Broda oraz ich współczesnego edytora i interpretatora Andreasa Kilchera? (Judith Butler należy wziąć tu w nawias, o czym za chwilę).
Kolekcjoner
Z Maksem Brodem sprawa jest skomplikowana, choć da się tu znaleźć pewien wiarygodny klucz interpretacyjny. Wiadomo, że od początku zbierał on rysunki swojego uczelnianego kolegi i to jeszcze zanim zaczął kolekcjonować jego rękopisy. Tak wspominał o tym w aneksie do eseju „Franz Kafka’s Glauben un Lehre” [Wiara i nauka Franza Kafki, 1948]:
„W stosunku do swoich rysunków [Kafka – przyp. PK] był jeszcze bardziej obojętny, a raczej jeszcze bardziej wrogi niż w stosunku do swojej twórczości literackiej. To, czego nie uratowałem, zginęło. Otrzymywałem od niego w podarunku «bazgroły», albo wyciągałem je z kosza na śmieci – zresztą sporo wyciąłem z marginesów książek prawniczych, tych nielegalnie powielanych «skryptów», które zawsze po nim «dziedziczyłem» (był bowiem ode mnie o rok starszy)” [s. 240].
Brod był zafascynowany rysunkami Kafki. Te na marginesach skryptów z wykładów nazywał zachwycony „burleskowymi obrazkami”. Nie tylko w pierwszym okresie znajomości przedstawiał Kafkę jako „bardzo wielkiego artystę”, jak wspominał po latach jeden z członków Die Acht Friedrich Feigl, ale w 1907 roku starał się nawet przekonać swojego wydawcę Axela Junckera, by zatrudnił przyszłego autora „Zamku” jako ilustratora.
Nie ma więc żadnych podstaw do tego, by wątpić w szczerość Broda, gdy twórczość graficzną Kafki stawiał na równi z pracami Paula Klee, Georga Grosza czy Alfreda Kubina. Nie należy jednak zapominać, jakiego typu osobowością cechował się ten strażnik Kafkowskiego dziedzictwa. Brod był urodzonym animatorem życia kulturalnego. Uparcie starał się poznawać ze sobą ludzi, w których przeczuwał artystyczną iskrę. To on poznał w 1911 roku Kafkę z Kubinem, a rok później z innym ilustratorem – Kurtem Szafranskim. Był też pomostem pomiędzy światem sztuki i literatury. Sam pisał i rysował, bardzo poważnie biorąc swoje próby. W przeciwieństwie do Kafki, swoje prace najczęściej sygnował, datował i tytułował.
Miał w sobie również coś z marszanda i kolekcjonera. Pieczołowicie zachowywał szkice, okolicznościowe rysunki czy kartki od kolegów artystów. Trochę przypominał w tym paryskich surrealistów, którzy dobrze zdawali sobie sprawę z przyszłej wartości nawet najbardziej banalnych „bazgrołów” stworzonych ręką kogoś, kto miał potencjał, by zabłysnąć na innym polu. Kiedy René Char zaprzyjaźnił się z Paulem Éluardem, ten natychmiast udzielił mu praktycznej lekcji:
„Artykuł pierwszy mówi: niczego nie wyrzucaj! Pierwsze bruliony z wierszem zawsze znajdą amatora bibliofila. Artykuł drugi nakazuje czuwać nad jakością produktu. Wiersz musi być napisany czytelnym pismem, a papier nie powinien być najniższej klasy. Artykuł trzeci przestrzega, że decydująca może być oryginalność produktu. Cena rękopisu może odczuwalnie wzrosnąć, jeśli ten zostanie wykonany na szczególnym rodzaju papieru (kolor, faktura, nagłówek z nazwą hotelu, kawiarni lub jeszcze lepiej – zakładu mechanicznego). Artykuł czwarty zachęca do ciągłego myślenia o małych dodatkach. Cena rękopisu zależy oczywiście od rozpoznawalności autora, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ją zwiększyć przez dodanie wartościowych elementów (dedykacja dla sławnego pisarza, skreślenia i czytelne dopiski)” [cyt. za: Laurent Greilsamer, „René Char”, Perrin, 2012, s. 92].
Brod myślał podobnie. Dodatkowo jego entuzjazm dla nawet najbardziej wątłych przejawów twórczości przyjaciół sam nosił znamiona pracy twórczej. Czyż Brod w pewnym sensie nie stworzył Kafki, którego znamy? Przeredagował i dokończył niektóre z jego literackich tekstów, zaś dużą część rysunków, które upublicznił, wyrwał z kontekstu, wycinając je z większej całości.
Dlaczego nie pokazał wszystkich graficznych prac przyjaciela? Andreas Kilcher tłumaczy to ograniczeniami własnościowymi (vide darowizna na rzecz Ilse Ester Hoffe). Być może Brod miał jednak świadomość, że rysunki Kafki nie przetrwały próby czasu. Co innego zapał młodego promotora sztuki i literatury, walczącego o uznanie dla bliskich mu artystycznie kolegów w Pradze, co innego – obrona przeciętnego graficznego dorobku przyjaciela, który okazał się jednym z największych pisarzy XX wieku. Ta dysproporcja kole w oczy. Powspominajmy zatem o jego rysunkowym, młodzieńczym talencie, ale nie pokazujmy tego, co narysował.
Rysownik na siłę
Mniej zrozumiała jest próba uczynienia z rysunków Kafki autonomicznego wielkiego dzieła sztuki przez Andreasa Kilchera. W długim eseju poświęconym ich analizie stara się on uparcie przekonać nas do tego, że dla samego Kafki była to równie ważna aktywność, co pisanie. Opiera się przy tym na zaledwie jednym świadectwie swojego bohatera (sic!) – fragmencie listu, jaki Kafka wysłał w 1913 roku do narzeczonej Felice Bauer, gdzie pyta o jej ocenę rysunku zamieszczonego w treści listu oraz wspomina swoją dawną aktywność artystyczną:
„Jak ci się podoba moje rysowanie? Wiesz, byłem kiedyś wielkim rysownikiem, ale potem u złej malarki zacząłem się uczyć szkolnego rysunku i zepsułem sobie cały talent. Tylko pomyśl! Ale zaczekaj, w najbliższym czasie poślę ci kilka starych rysunków, żebyś miała z czego się pośmiać. Owe rysunki w tamtych czasach, a było to przed laty, dawały mi więcej satysfakcji niż cokolwiek innego” [s. 239].
W komentarzu do tych kilku zdań Kilcher podkreśla „powagę, z jaką Kafka zajmował się rysunkiem podczas studiów” oraz „(samo)świadomość twórczości Kafki jako rysownika” [s. 240]. Za dobrą monetę bierze też zabiegi Broda, by wypromować Kafkę jako ilustratora.
To chyba jednak za daleko idące interpretacje. Dlaczego nie przyjąć, że Kafka jest tu autoironiczny? Dlaczego coś, co było wytchnieniem nie miałoby mieć charakteru po prostu autoterapeutycznego? Dlaczego brać za głębinowe niezdarne szkice w listach, które mają wyjaśniać w skrócie to, czego opisanie byłoby trudne lub za długie? (Takich rysunków, którym nie przypisujemy jednakowoż nadmiernej wartości artystycznej, jest w korespondencjach rozmaitych pisarzy co nie miara). Dlaczego zarzucać niezrozumienie i błędne cytowanie Gustawowi Janouchowi, który za młodu przeprowadził z Kafką długi wywiad, a następnie z pamięci spisał jego wypowiedzi? Między innymi te:
„Ale z pewnością nie są to rysunki, które mógłbym komukolwiek pokazać. Są to tylko bardzo osobiste i przez to nieczytelne hieroglify. […] Moje rysunki nie są obrazami, ale prywatnym pismem rysunkowym” [s. 255].
Dlaczego wreszcie nie uznać – zwłaszcza w świetle tego cytatu – że rysunki Kafki nie są żadnym autonomicznym dziełem sztuki i nie są niezależne od jego pisarstwa, lecz są albo nieudaną próbą aktywnego wejścia w świat grafików i malarzy, albo bardzo intymnym graficznym zapisem tego, co pojawia się również w jego prozie.
Jedyne sensowne pytania
O tym, że rzeczy mają się nie tak, jak chciałby tego Andreas Kilcher, najlepiej świadczy dość kuriozalny z pewnego punktu widzenia esej Judith Butler. Kuriozalny, bo filozofka z jednej strony silnie podkreśla, że „rysunki Kafki z pewnością nie są graficznym odpowiednikiem obrazu literackiego” [s. 282], z drugiej – w ich interpretacji posługuje się wyłącznie literackimi dziełami autora „Zamku”: „Przemianą”, Wyrokiem”, „Jazdą na kuble” czy „Kolonią karną”. Nic dziwnego, Kafka to nie Victor Hugo, który mógłby nie napisać „Nędzników” i swoich najbardziej genialnych wierszy, a i tak André Breton powiesiłby jego rysunek w swoim gabinecie na honorowym miejscu. Zrobił to przecież nie z powodu literackiego dorobku Hugo, ale dlatego, że grafiki brodatego wieszcza są oryginalne, świetnie wykonane i wyprzedzają swój czas.
Czy warto zatem sięgnąć po graficzną twórczość Kafki? Nie, jeśli oczekujemy czysto wizualnego objawienia. Tak, jeśli interesuje nas ogólny fenomen Kafki jako człowieka i twórcy. Jakiego stanu umysłu i ducha owe rysunki są wyrazem? Jak wiążą się z Kafkowskim pisarstwem? Oto jedyne sensowne pytania, które można zadać tym dziełom.
Opracowanie Andreasa Kilchera i Pavla Schmidta jest też znakomitym wprowadzeniem w intelektualną atmosferę Pragi początku XX wieku. To buzujący świat rodzącego się i dojrzewającego ekspresjonizmu, którego Kafka był wybitnym przedstawicielem – literackim jednak, a nie artystycznym. Nie zmieni tego nawet bezwarunkowa miłość do jego prozy.
Książka:
Franz Kafka, „Rysunki”, pod redakcją Andreasa Kilchera, współpraca Pavel Schmidt, teksty Judith Butler, Andreas Kilcher, Pavel Schmidt, przekład Elżbieta Zarych, Tomasz Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023.