Istnieje tylko jeden program działania Polski na najbliższe lata – program Prawa i Sprawiedliwości. Jednak ma go też Platforma Obywatelska i inne liczące się siły opozycyjne. Oczywiście PiS wyróżnia się skalą wywoływanych konfliktów w sprawach międzynarodowych czy sądowych, jednak i tak, bez względu na to, kto wygra, będziemy trzymać się Zachodu, istniejących rozwiązań socjalnych czy konserwatywnej obyczajowości, może przesuwając ją nieco w lewo albo i nie – tak sformułowany temat do dyskusji zaproponował nam, gościom, Jan Wróbel, gospodarz audycji „Poranek Radia TOK FM”. Dodał: „Skoro więc programy partii są do siebie tak podobne, tym, co je wyróżnia, są kwestie emocjonalne. A emocje są zerojedynkowe. PiS narzucił pewną politykę, a do tego emocje: broni polskiej rodziny przed biedą i polskiej tożsamości”.

Wprawdzie miałam przyjemność pospierać się w radiu, ale temat wciąż jest wart felietonu.

Kluczowe w nim wydają się następujące sprawy: czy kryzys praworządności to przykry dodatek, czy też nieodłączna cecha państwa PiS-u, bez której byłoby to zupełnie inne państwo. Oraz – czy praworządność, chociaż wiadomo, że ważna, może budzić emocje.

Kryzys praworządności jest filarem ustroju państwa PiS-u

Jakie więc znaczenie polityczne ma łamanie przez PiS praworządności? Czy o tym, czym jest państwo PiS-u, decyduje program socjalny i polityka tożsamościowa, czy także, na równi z nimi, podporządkowanie instytucji państwowych partii – w tym demontaż systemu praworządności?

PiS potrzebowało przejęcia najważniejszych instytucji sądowych do osiągnięcia swoich politycznych celów. Trybunał Konstytucyjny czy Krajowa Rada Sądownictwa – to fundamenty, bez podporządkowania ich partii niemożliwe byłoby uzyskanie swobody działań w sądownictwie. Można by rzec, że dzięki temu udało się uzyskać legalizację działań bezprawnych.

A więc kryzys praworządności jest filarem ustroju państwa PiS-u. Fakt, że opozycja wzoruje się na innych elementach programu tej partii, na przykład tworzy własne propozycje socjalne, nie oznacza, że różnice między partiami są nieznaczne. Tymi różnicami nie są też tylko dyktowane przez PiS tematy budzące emocje.

Temat ważny, ale nudny?

Równie istotnym elementem jest to, czy temat kryzysu praworządności jest ważny dla obywateli. Z badań wiadomo, że Polacy wolą na przykład pieniądze z Unii Europejskiej na Krajowy Plan Odbudowy niż upominać się w niej o praworządność.

Odpowiedź zależy też od tego, kogo pytamy. Wiadomo, że sprawa łamania praworządności jest ważna dla zaangażowanych w działania obywatelskie prawników, polityków opozycji, publicystów nie związanych z władzą, twardego, ale stosunkowo niewielkiego, elektoratu PO. Z badań Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego wynika natomiast, że dla wyborców PiS-u kryzys praworządności nie jest w najmniejszym stopniu tematem, przez który warto byłoby porzucić tę partię.

Czy przebudowa ustrojowa, która zachodzi od 2015 roku, jest dla społeczeństwa problemem? A jeśli jest, to czy na tyle dużym, by stała się powodem do odsunięcia PiS-u od władzy? Pytań jest więcej. Wiadomo, że Polacy, oprócz wielkich demonstracji w trakcie wprowadzania prawa o Trybunale Konstytucyjnym, a potem o sądach, nie protestowali później masowo przeciw demontażowi systemu praworządności.

Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest to, że ludzie nie mają czego bronić – wcześniej i tak nie mieli dobrego dostępu do prawa i sądów. A politycy PiS-u wykorzystali to, by wykreować efektowną narrację o kaście, układzie, niesprawiedliwości.

Drugie wytłumaczenie to trudny do zrozumienia mechanizm tego kryzysu.

Sąd na emocjami

Wiadomo, że PiS przy kolejnych wyborach ustawia tematy kampanii i korzysta na tym. Rozbudza emocje i wygrywa. Dlaczego jednak tematem stają się sprawy związane z osobami LGBT czy uchodźcy, a nie tak istotna dla państwa i obywateli praworządność? Chodzi o to, czy praworządność może budzić emocje.

Praworządność jest trudna (dlatego tłumaczymy mechanizm jej kryzysu w zrozumiały sposób na stronie „PraworządźMY”). Łatwiej wywołać lęk przed zmianami obyczajowymi czy przed obcym niż sprawić, by człowiek na wiecu politycznym przejął się okrzykami, że Julia Przyłębska ogłosiła wyższość prawa polskiego nad europejskim, w wyniku czego zmiany w sądownictwie nie zostaną zatrzymane.

Pytanie brzmi, czy to tylko kwestia zręcznego zbudowania hasła, wskazania wroga i zbudowania nastroju. Czy raczej faktu, że znaczenie wyroku TSUE dla polskiego sądownictwa albo podporządkowanie Trybunału Konstytucyjnego politykom partii rządzącej jest traktowane jako sprawa niedotycząca bezpośrednio ludzi.

Cień czekoladowego orła

Trudno zliczyć wszystkie próby prawników, żeby wytłumaczyć znaczenie tego kryzysu. Spotkania z mieszkańcami Polski w ramach objazdu pod hasłem „Tour de konstytucja|, podcasty, wywiady w mediach, debaty – sprawie upowszechnienia wiedzy o znaczeniu praworządności poświęcono wiele wysiłku i wiele czasu. Jednak Donald Tusk marsz 4 czerwca poprowadzi pod hasłem „przeciw drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwu, za wolnymi wyborami, demokratyczną, europejską Polską”.

Tyle wysiłków na nic?

Najwyraźniej łamanie praworządności wydaje się ludziom nudne. Tematy narzucone przez PiS wciąż lepiej się przyjmują, stąd podobieństwo na transparentach opozycji, jak bieda i kłamstwa rządu w hasłach Tuska.

Opozycja próbuje przejąć emocje PiS-u. Oby tylko nie z takim efektem, jak wtedy, kiedy PO próbowała przejąć od PiS-u patriotyzm i czekoladowy orzeł poległ w starciu z żołnierzami wyklętymi.

I ostatnia rzecz – politycy PO powtarzają, że po przejęciu władzy zaproponują projekty ustaw reformujących sądownictwo, a nie tylko odrzucających dotychczasowe zmiany. To będzie trudne z prezydentem Dudą i Trybunałem Konstytucyjnym obsadzonym przez sędziów wybranych przez dobrą zmianę. Liczba ruchów może być ograniczona.

Jednak, jeśli wygra PiS, można być pewnym, że nie zrobi nic, by uzdrowić system. I to jest kolejna duża rzecz, która różni opozycję od obecnej partii władzy. Na praworządności opozycja nie wygra wyborów. Ale bez niej – nie można być kimś innym niż PiS.