Jeżeli w Stanach Zjednoczonych dzieje się coś, co ma wpływ na cały kraj, istnieje duża szansa, że usłyszymy o tym przy okazji Super Bowl. To wydarzenie co roku, jak w soczewce, pokazuje obraz amerykańskiego społeczeństwa.
W tym roku do 63 tysięcy fanów oglądających Super Bowl na żywo dołączyło 116 milionów osób przed telewizorami. To ponad jedna trzecia całej populacji USA, liczącej 336 milionów ludzi. Ze względu na swoją skalę, Super Bowl jest nie tylko najważniejszym wydarzeniem sportowym w USA, lecz także kulturalnym i politycznym.
Religia na stadionie
Sportowym, gdyż wyłania zwycięzcę Narodowej Ligi Futbolu (amerykańskiego), NFL. Kulturalnym, ze względu na występy gwiazd popkultury, które odbywają się w przerwie między dwiema połowami gry, w tak zwanym half-time. I politycznym, ponieważ występujące w tym czasie gwiazdy nie przepuszczą okazji do przedstawienia odbiorcom swoich politycznych poglądów.
Klękając podczas odśpiewania hymnu w 2020 roku, Colin Kaepernick wyraził krytykę systemowej brutalności policji wobec Afroamerykanów. A zaprezentowany na tej samej imprezie strój Jennifer Lopez łączący flagi USA i Puerto Rico stanowił krytykę polityki imigracyjnej prezydenta Donalda Trumpa. Z kolei w tym roku gwiazda half-time show, Rihanna zachęcała Afroamerykanów, aby aktywnie angażowali się w politykę.
Jednak tegoroczny Super Bowl stał się również wydarzeniem religijnym. I nie chodzi tu o oczywiste paralele pomiędzy sportem a religią, a o kampanię He Gets Us [On nas rozumie], zaprezentowaną w ramach osławionego bloku reklamowego w przerwie między dwiema połowami gry. I choć średnio reklamodawca chcący zaprezentować swój produkt podczas Super Bowl musi zapłacić około 7 milionów dolarów za każde 30 sekund bloku reklamowego, to jest to tylko kropla w budżecie kampanii, który obecnie sięga około 100 milionów dolarów.
Kampania wkłada kij w przysłowiowe mrowisko religijnych i politycznych podziałów w amerykańskim społeczeństwie. W tradycyjnym i uproszczonym sensie, zazwyczaj po jednej stronie mamy republikanów, którzy dominują wśród społeczeństwa w zdecydowanej większości określającego się religijnie jako chrześcijanie. A po drugiej stronie są demokraci, dla których wartości chrześcijańskie mają, co do zasady, charakter drugorzędny.
Świadomie używam tu sformułowania „chrześcijanie”, dlatego że społeczna tkanka zbudowana na wartościach chrześcijańskich w Ameryce nie jest katolicka, a raczej protestancka, a w zasadzie ewangeliczna bądź ewangelikalna [ang. evangelical]. To ważne, bo bez świadomości znaczenia tych kwestii trudno zrozumieć ogromną rolę, jaką religia pełni w amerykańskim społeczeństwie (Joe Biden to zaledwie drugi prezydent katolik w historii USA) i rozmiar przysłowiowego kija, który He Gets Us wkłada w mrowisko amerykańskiego społeczeństwa.
Kogo rozumie Jezus
„Miłuj swoich wrogów”, „Rodzina ma znaczenie”, „Uchodźca”, „Buntownik”, „Bądź jak dziecko” czy „Lekarz” to tylko niektóre z haseł składających się na kampanię. Bilbordy He Gets Us rozsiane są po całej Ameryce, klipy z kampanii podawane są na Twitterze i wyświetlane na ogromnych ekranach na Times Square w Nowym Jorku. Wszystkie przedstawiają Jezusa jako aktywistę walczącego z opresją dyskryminowanych, buntownika, który współczuje cierpiącym i wykluczonym, a jednocześnie nie boi się krytykować liderów religijnych oraz polityków.
Wideo „Uchodźca” składa się z czarnobiałych zdjęć imigrantów z Ameryki Łacińskiej opatrzonych narracją nawiązującą do „problemu z uchodźcami” na południowej granicy USA i zwieńczona jest hasłem – „Jezus był uchodźcą”.
W podobnym tonie klip „Buntownik” opowiada historię misji Jezusa, używając języka miejskiego slangu. Kampania przedstawia Chrystusa jako nonkonformistę, gromadzącego wokół siebie wyrzutków społecznych, których obawiali się przywódcy społeczni i religijni i których organy ścigania uznawały za przestępców. Krótki film składa się ze zdjęć osób, zwykle przedstawianych jako wichrzyciele, członkowie gangów i narkomanów. Narracja kończy się stwierdzeniem sugerującym, że podobnie jak oni, Jezus również doświadczył niesprawiedliwego osądu.
Jezus-uchodźca czy zwolennik wolności gospodarczej
Inicjatywa spotkała się z falą krytyki. Stanowi bowiem problem zarówno dla prawej, jak i dla lewej strony sceny politycznej. Zdaniem wielu republikanów, zakorzenionych w konserwatywnym ewangelikalizmie, He Gets Us zniekształca przesłanie chrześcijaństwa, upolityczniając jego przekaz.
Według nich Jezus nie był aktywistą społeczno-politycznym, ponieważ jego celem nie była zmiana systemu społecznego. Miał też szanować prawo i krytykować wysokie podatki, o czym ma, zgodnie z tą interpretacją, świadczyć jego krytyka poborcy podatków Zacheusza opisana w Ewangelii. Pojawił się również kontrowersyjny historycznie argument o tym, że Jezus wcale nie był też uchodźcą, bo jako dziecko przemieszczał się swobodnie po terenie ówczesnego Cesarstwa Rzymskiego, po czym wrócił do własnego kraju.
Z kolei, „Jacobin”, wpływowy magazyn lewicowy, zwraca uwagę na źródła finansowania kampanii, wśród których znajdują się organizacje anty-LGBTQ+ oraz pro-life. Na uwagę zasługuje tutaj obecność Alliance Defending Freedom, organizacja lobbująca na rzecz zaostrzenia prawa antyaborcyjnego w niektórych stanach oraz walcząca o prawa prywatnych firm do nieobsługiwania osób LGBTQ+. ADF jest pośrednio odpowiedzialne za naruszenie konsensusu aborcyjnego z 1973 roku, który przyczynił się do obalenia decyzji Sądu Najwyższego w sprawie Roe v. Wade, aktu, który chronił prawa reprodukcyjne amerykańskich kobiet.
Demokratyczna ocena He Gets Us jest równie krytyczna, ale z innych powodów. Alexandria Ocasio-Cortez, reprezentująca lewe skrzydło partii, skrytykowała kampanię, pisząc na Twitterze: „Coś mi mówi, że Jezus nie wydałby milionów dolarów na reklamy Super Bowl, by sprawić, że faszyzm wyglądałby niegroźnie”. Podejrzliwość demokratów wiąże się też przekonaniem, że He Gets Us ma trafiać do potencjonalnego elektoratu republikańskich wyborców.
Inna polityka jest możliwa?
He Gets Us może zatem stanowić zalążek nowego kierunku w polityce, łączącego konserwatyzm z postulatami sprawiedliwości społecznej. Podobne ruchy mają miejsce również po demokratycznej stronie sceny politycznej. Wpływowy intelektualista, William Barber II, którego określa się mianem współczesnego Martina Luthera Kinga, profesor niedawno założonego Center for Public Theology & Public Policy na prestiżowym Yale Divinity School, jest twórcą konceptu „Fusion Politics” – polityki fuzji.
Barber II łączy postulaty sprawiedliwości społecznej, ochrony klimatu i walki z wykluczeniem płacowym z doktryną religii chrześcijańskiej. Jego celem jest tworzenie nowej kultury przywództwa zaznajomionej zarówno z teorią polityczną, jak i liberalną, oraz progresywną wersją teologii chrześcijańskiej.
Inicjatywy takie jak He Gets Us oraz Fusion Politics pokazują, iż nowe ruchy polityczne wyłaniają się na krawędziach obecnych politycznych podziałów. Obydwa przedsięwzięcia pokazują, iż pomimo znaczącego spadku zainteresowania religią wśród amerykańskiego społeczeństwa pozostaje ona wciąż kluczowym elementem amerykańskiej polityki.