Aubrey Plaza, gwiazda głośnego serialu „Biały Lotos”, wywołała niedawno ostre reakcje fanów za udział w reklamie krowiego mleka. „Tylko prawdziwe mleko jest prawdziwe” – woła aktorka, szydząc, że to roślinne jest z drewna. Materiał wywołał tak duże kontrowersje, że aktorka zdecydowała się na wyłączenie komentarzy pod postem z reklamą na swoim Instagramie. Reklamę zrealizowała firma marketingowa, która od lat obsługuje producentów nabiału. W czasach coraz większej popularności produktów wegańskich producenci żywności pochodzącej od zwierząt walczą o swoje terytorium.
Sprawa jest aktualna szczególnie w Polsce, kraju, który jest największym producentem mięsa drobiowego w Unii Europejskiej. Świeże dane na ten temat podało niedawno Ministerstwo Rolnictwa. Polska jest drugim eksporterem mięsa drobiowego w UE i czwartym globalnym eksporterem na świecie. Ponad połowa krajowej produkcji jest wysyłana za granicę, dane się zmieniają w zależności od roku, niektóre mówią nawet o 70 procent. Dominującym rynkiem zbytu, jak informuje ministerstwo, są kraje europejskie. Jak z kolei podaje portal Rynek Drobiu, „63% wolumenu eksportu mięsa drobiowego trafiło na rynek unijny”.
Polska jest również znaczącym eksporterem mięsa wołowego, wieprzowiny i jaj. Te zwierzęta, w statystykach ujmowane jako „żywiec”, „wolumen”, czy też „mięso”, są hodowane w Polsce. W dyskusjach na temat innowacji mówi się często, że rozwój Polski wymaga tego, aby nie była „call center Europy”. Ale rzadziej mówi się o tym, że Polska jest miejscem, które można nazwać „hodowlą”, a więc i „rzeźnią Europy”.
Temat wielkich ferm hodowlanych stał się już jakiś czas temu polityczny. Bo polityczny jest temat ochrony środowiska i klimatu, a fermy przyczyniają się do niszczenia jednego i drugiego. Organizacje zajmujące się obroną praw zwierząt walczą też o to, by argumentem, który bierze się pod uwagę, stał się dobrostan kur, świń, krów czy zwierząt futerkowych.
Chociaż to wciąż bardziej „miękki” i mniej nośny politycznie argument, to bywa uwzględniany. Komisja Europejska zadeklarowała, że do roku 2023 przedstawi projekt ustawy zakazujący hodowli klatkowych, który miałby wejść w życie w roku 2027, a niektóre państwa unijne wprowadzają albo planują wprowadzić taki zakaz już teraz.
Skoro więc w Polsce hoduje się tak wiele zwierząt, właśnie nasz kraj wydaje się odpowiednim miejscem do dyskusji na temat jedzenia z perspektywy etycznej. Dobrostan zwierząt hodowlanych to tylko jeden z wielu tematów. Pytania dotyczą tego, kto powinien wpływać na to, by żywiąc się, człowiek nie przyczyniał się do cudzego cierpienia – zwierząt, a także innych ludzi, na przykład wtedy, kiedy pola wykorzystuje się do uprawy paszy, a nie jedzenia. To z kolei skłania do kolejnych pytań: kto ponosi odpowiedzialność za to cierpienie – konsument, który decyduje portfelem? A może jednak ustawodawcy, którzy dopuszczają żywność do sprzedaży? Czy pojedynczy człowiek może skutecznie wziąć na siebie odpowiedzialność za skutki masowej produkcji? A więc prywatyzowanie winy czy konieczność działań systemowych? Oraz – czy w ogóle jest możliwe w pełni etyczne jedzenie, nienaznaczone czyimś kosztem?
W najnowszym numerze „Kultury Liberalnej” rozmawiamy o tym, czy jedzenie w ogóle może być etyczne.
Bartek Sabela, reporter, autor książki „Wędrówka tusz”, opowiada Katarzynie Skrzydłowskiej-Kalukin o swoim reporterskim cyklu o masowych hodowlach i o tym, w jaki sposób człowiek uprzedmiotowił zwierzęta. „4 procent. Tyle stanowią zwierzęta dzikie na naszej planecie. A cała reszta to te, które hodujemy tylko i wyłącznie po to, żeby przerobić je na jedzenie. Straszny świat sobie stworzyliśmy” – mówi. „W produkcji zwierzęcej jesteśmy mocarstwem. Europejską potęgą i światową czołówką. […] Dla kogoś, kto patrzy na to z punktu widzenia gospodarki, to fajnie, że mamy potężny przemysł. Rzadko jednak mówi się o jego kosztach. Zyski z niego wędrują do dość wąskiej grupy producentów, a koszty społeczne, zdrowotne, środowiskowe ponosimy wszyscy. Ale cierpią tylko zwierzęta”.
Magdalena Tomaszewska-Bolałek, badaczka kultury kulinarnej i kierowniczka Food Studies na Uniwersytecie SWPS, w rozmowie z „Kulturą Liberalną” zastanawia się, czy jedzenie w pełni etyczne jest w ogóle możliwe. „Przejście na weganizm może, ale nie musi oznaczać, że jesteśmy proekologiczni i etyczni. Wzrost zapotrzebowania na mleko migdałowe przyczynił się zwiększenia upraw, które prowadzą do chorób i wymierania pszczół. Warto sobie zadać pytanie, czy to jest etyczne” – mówi.
W „Kulturze Liberalnej” pisaliśmy już o tym, jak być dobrym Polakiem w kuchni i czy to w ogóle możliwe, by jeść dobrze i zdrowo.
Przypominamy też tekst Tomasza Sawczuka, który pisał: „Jeszcze niedawno jedliśmy, ubieraliśmy się i podróżowaliśmy, jak chcieliśmy – i nikogo to nie interesowało. Dzisiaj stało się ważne, czym jadę, w co się ubieram i co zjem na obiad – dajmy na to, czy będzie to mięso”.
Zapraszamy do lektury i uważnych wyborów konsumenckich!
Redakcja „Kultury Liberalnej”