W Rosji powstał największy dzwon na świecie, Car-Kołokoł. Ale ten dzwon nigdy nie zadzwonił, ponieważ jego czasza pękła w trakcie odlewu. W Rosji powstało też największe działo na świecie, Car-Puszka. Ale z tego działa nigdy nie wystrzelono, ponieważ z powodu swoich rozmiarów okazało się niezdatne do użytku. W Rosji wreszcie powstała największa bomba atomowa na świecie, Car-Bomba. W tym przypadku udało się – zdetonowano ją na Nowej Ziemi, dużej bezludnej wyspie za kołem podbiegunowym, jesienią 1961 roku. Grzyb atomowy miał sześćdziesiąt kilometrów wysokości, a fala sejsmiczna wywołana tą detonacją obiegła planetę trzykrotnie. Ponieważ jednak bomba ważyła dwadzieścia siedem ton, jej użyteczność taktyczna była nikła. Przeszła do historii jako największy straszak zimnej wojny.
Przyglądając się tym osiągnięciom rosyjskiej myśli technicznej, można przypomnieć sobie sławny cytat z wiersza Fiodora Tiutczewa: Умом Россию не понять, / Аршином общим не измерить: / У ней особенная стать – / В Россию можно только верить [Rosji nie da się pojąć rozumem ani zmierzyć zwykłą miarą, ona ma szczególną postać – w Rosję można tylko wierzyć]. Ten kraj, największy na kuli ziemskiej, od setek lat zakłóca ład ludzki, i bez tego wiecznie niestabilny – ten kraj i zamieszkujący go naród, który nigdy nie mógł się zdecydować, czy przynależy do kręgu cywilizacji zachodniej, czy wschodniej, w którym najwyższe uduchowienie sąsiadowało z najstraszniejszym zdziczeniem. Rosja przypomina potężnie zbudowanego, bardzo niezgrabnego i bardzo przewrażliwionego człowieka, który nie umie panować nad własnymi emocjami, wszędzie dopatruje się wrogości i zniewag wobec siebie, podejrzewa wszystkich naokoło o to, że go lekceważą (tym samym aż prosi się o seans psychoanalityczny) i który nigdy nie potrafił się zdecydować, jaki styl życia powinien ostatecznie wybrać.
Wybrał więc styl najgorszy z możliwych – samodzierżawie. Tradycja bizantynizmu przepuszczona przez niewolę mongolską i uprawiana na niezmierzonych obszarach i niezliczonych rzeszach ludzkich wydawała przez stulecia zatrute owoce. Fenomen rewolucji rosyjskiej, która w bardzo krótkim czasie spowodowała, że budowany przez stulecia gmach władzy carskiej rozpadł się jak domek z kart – ale tylko po to, by w niedługim czasie zmartwychwstać pod znakiem sierpa i młota, w innych dekoracjach, lecz co do zasady niemal identyczny – fenomen ów nie zaistniał w dziejach Rosji niespodziewanie. O tym, skąd się wyłonił, opowiada brytyjski historyk Orlando Figes w dziewięćsetstronicowej epicko zakrojonej książce „Tragedia narodu. Rewolucja rosyjska 1891–1924”, wydanej po polsku już kilkanaście lat temu przez Wydawnictwo Dolnośląskie, a obecnie wznowionej przez wydawnictwo Wielka Litera na papierze o dużej gramaturze, wskutek czego niewygodnie czyta się tę edycję w pozycji horyzontalnej – ale jest to bodaj jedyna jej istotna wada.
Figes specjalizuje się w tworzeniu panoramicznych obrazów tekstowych dotyczących głównie historii i kultury nowożytnej Rosji. Jest znawcą tematu, mającym dobre przygotowanie nie tylko do snucia opowieści, lecz i do fachowej dyskusji z ustaleniami wcześniejszych autorytetów. Jego styl jest daleki od suchego podręcznikowego wykładu, a w narrację o wielkoskalowych procesach dziejowych wplata często mikrohistorie konkretnych ludzi, niekoniecznie tych, o których każdy jego czytelnik wcześniej czytał. Pisane przez niego książki wymagają od odbiorców niemało, ale nie tak wiele, aby nie mogły się dobrze sprzedać. Z drugiej strony autor ten potrafi ustrzec się przed tanią sensacyjnością i jałowym plotkarstwem, które są zmorami współczesnego nieakademickiego pisarstwa historycznego.
Początek jest wszędzie. To, co dzieje się dziś, wynika z tego, co zdarzyło się rok temu, dziesięć lat temu, sto lat temu, tysiąc, a również milion lat temu (chociaż uzasadnienie tej ostatniej liczby wymagałoby co najmniej kilku felietonów). Figes zaczyna opowieść o rewolucji w Rosji od wielkiego głodu, który zdziesiątkował chłopów na Powołżu w roku 1891. Zupełna nieudolność władz carskich w walce z tą klęską żywiołową – nieudolność tak manifestacyjna, że nie można było jej nie zauważyć – stała się według niego pierwszym kamieniem poruszającym dziejową lawinę. Po tej dacie rysy na monolicie autokratyzmu monarchii zaczęły się nieodwracalnie pogłębiać aż do chaosu, w jakim imperium rosyjskie pogrążyło się w roku 1917 i do następujących potem lat wojen zewnętrznych i domowych, z których dopiero w 1922 roku wyłoniła się w miarę okrzepła Republika Rad. Narrację autor zatrzymuje w chwili śmierci Lenina w 1924 roku, kiedy Rosja Sowiecka zaczyna wstępować w stalinizm, stan już nierewolucyjny.
„Idźcie tam, gdzie wasze miejsce – na śmietnik historii”, powiedział Trocki do lewicowych eserów w jednym z kluczowych momentów przechwytywania władzy w Rosji przez bolszewików (momencie nazwanym później „Wielką Socjalistyczną Rewolucją Październikową”, chociaż żadne z tych słów nie miało wiele wspólnego z wydarzeniami, które nimi określono). To zdanie przeszło do historii. Lecz historyczny „śmietnik historii” okazał się znacznie bardziej pojemny, niż Trocki sobie go wyobrażał. Obecnie spoczywa w nim większość idei, które w ubiegłym wieku uznawano za przewodnie dla ludzkości. Grzebanie w tym śmietniku jest jednak zajęciem interesującym (dla tych, którzy próbują wyciągać z niego nauki) oraz niebezpiecznym (jeśli ktoś próbuje wyciągać zeń praktyczne instrukcje na dzień dzisiejszy).
Oto jeden z dziesiątków cytatów przytoczonych przez Figesa. Pochodzi on z pamiętników generała Aleksieja Brusiłowa, który był jednym z głównych rosyjskich strategów wojennych w czasie pierwszej wojny światowej:
„Poborowi przybywający z głębi Rosji nie mieli najmniejszego pojęcia, co ta wojna ma z nimi wspólnego. Raz po raz pytałem moich ludzi w okopach, dlaczego toczymy wojnę; nieodmiennie padała bezsensowna odpowiedź, że zamordowano jakiegoś arcyksięcia i jego żonę i że w rezultacie Austriacy chcieli upokorzyć Serbów. Praktycznie nikt nie wiedział, kim są ci Serbowie; równie wiele wątpliwości mieli co do tego, kim właściwie jest Słowianin. Dlaczego Niemcy mieliby wszczynać z nami wojnę z powodu jakichś Serbów, tego nie wiedział nikt… Nigdy nie słyszeli o ambicjach Niemiec; nie wiedzieli nawet, że taki kraj istnieje” [„Tragedia narodu”, s. 283].
Zatem w historii ludzkiej istnieją jednak pewne prawidłowości niebędące skutkiem takiej czy innej stylistyki dziejopisarskiej, lecz natury rzeczy i charakteru ludzkiego. „Polityka” czy „idee” to zabawki, którymi ze zrozumieniem bawią się nieliczni, podczas gdy w każdej epoce miliony ludzi żyjących własnym życiem odrywane są od tego życia po to, by masakrować się nawzajem w mechanizmach owych zmyślnych zabawek. Tu marginalnie tylko wspomnę, że film „Na Zachodzie bez zmian”, właśnie święcący triumfy i świetnie zrobiony, zawiera pewne nader istotne odstępstwo od swojej literackiej podstawy – przedstawia bowiem negocjacje niemiecko-francuskie w Compiègne prowadzone na wysokim szczeblu ministerialno-generalskim. Dla Ericha Marii Remarque’a to, co mówili sobie „ważni ludzie”, nie miało żadnego znaczenia – dlatego w powieści „Na Zachodzie bez zmian” pojawiają się tylko szeregowcy i podoficerowie, bo to ich udręczonymi ciałami politycy i generałowie grali w swoje wojny.
Wracając zaś na wschód, po przeszło stu latach bardzo trudno wyobrazić sobie atmosferę rewolucji rosyjskiej, ponieważ świat, który został przez nią zmieciony, jest zbyt odległy, nie pamięta go już nikt z żyjących. Upływ czasu zatarł w pamięci zarówno stosunki społeczne, jak i szczegóły życia codziennego. Pomyślmy jednak o sytuacji, w której władze państwowe tracą wszelki kontakt z rzeczywistością, a większość ich członków wykazuje się oszałamiającą nieudolnością, w której elity społeczeństwa demonstracyjnie pławią się w luksusie i kradną publiczne pieniądze z bezczelną ostentacją, twierdząc, że robią to ku chwale ojczyzny, podczas gdy miliony ludzi z „dołów” wegetują w skrajnej nędzy; o sytuacji, w której ośrodki decyzyjne tracą nie tylko wpływ na rozgrywające się wydarzenia, ale nawet zdolność ich prawidłowego rozeznania, a najtęższe głowy nie umieją przewidzieć, co z tego wszystkiego wyniknie, w której wreszcie skumulowana przez lata poniewierki nienawiść mas do sfer rządzących osiąga taki stan, że nawet mała iskra może spowodować wielką eksplozję przemocy. To musiały być niezwykłe czasy. Radujmy się, że żyjemy w zupełnie innej epoce.
Książka:
Orlando Figes, „Tragedia narodu. Rewolucja rosyjska 1891–1924”, z angielskiego przełożyła Beata Hrycak, Wielka Litera, Warszawa 2023.
* Ilustracja użyta jako ikona wpisu: obraz Borisa Kustodijewa „Bolszewik”, 1920, olej na płótnie. Źródło: Wikimedia Commons (domena publiczna).