Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin: Czy Polskę można uznać za kraj, który ma cenne przyrodniczo lasy? 

Adam Bohdan: Polskie lasy są sporo poniżej średniej unijnej, jeśli chodzi o kryteria takie jak powierzchnia, zróżnicowanie składu gatunkowego, magazynowany w lasach węgiel. Pod względem zasobów martwego drewna, kluczowego dla zachowania bioróżnorodności, jesteśmy na szarym końcu.

Jakich lasów mamy w Polsce najwięcej? 

Dominującym gatunkiem jest sosna pochodząca z nasadzeń powojennych. Lasy sosnowe mają stosunkowo niewielką wartość przyrodniczą.

Najcenniejsze są lasy liściaste lub mieszane na siedziskach żyznych, jakie mamy na przykład w Puszczy Białowieskiej czy Puszczy Boreckiej. Zachowało się ich jednak bardzo mało, ponieważ zostały wykarczowane ze względu na atrakcyjność żyznych gleb wykorzystywanych w rolnictwie. 

Bardzo wartościowe są również nasze górskie lasy. Wartość przyrodnicza Bieszczadów jest porównywalna z wartością przyrodniczą Puszczy Białowieskiej. A w niektórych aspektach może ją przewyższać. Jednak musimy mieć na uwadze fakt, że wartość przyrodnicza nawet nasadzonych lasów wraz z wiekiem wzrasta, podnosi się stopień ich naturalności, zwiększa się liczba gatunków drzew, pojawiają się gatunki długowieczne, więc warto patrzeć perspektywicznie, z dużą dozą nadziei.

Dlaczego lasy sosnowe nie są cenne przyrodniczo? 

Ponieważ z reguły stanowią monokulturę. W takich lasach dominuje jeden, góra dwa gatunki drzew, czyli z reguły sosna ewentualnie z domieszką drzew liściastych. A im mniej jest gatunków drzew, tym mniej organizmów, które je zasiedlają. W monokulturach nie ma bioróżnorodności takiej jak w lasach zróżnicowanych gatunkowo i wiekowo. Natomiast takie lasy mają korzystny wpływ na zdrowie dzięki olejkom eterycznym, które wydzielają.

Jednak skład lasów zmieni się. Z powodu zmian klimatycznych obniża się poziom wód gruntowych, a to sprawia, że sosny gorzej rosną. 

System korzeniowy sosny jest elastyczny tylko do pewnego wieku, starsze sosny nie są w stanie sobie poradzić ze spadkiem poziomu wód poprzez wykształcenie dłuższych korzeni, przez co po prostu zamierają. Ogromnym zagrożeniem dla naszych lasów są konsekwencje zmian klimatu. Z prognoz Instytutu Dendrologii PAN opublikowanych w czasopismach naukowych wynika, że do 2080 roku będziemy musieli pożegnać się z takimi gatunkami jak sosna, brzoza, świerk, które są szczególnie wrażliwe na zmiany klimatu i są jednocześnie gatunkami, które zajmują największą powierzchnię w naszych lasach. Czeka nas ogromna zmiana – obraz lasów, które dotychczas znaliśmy, odejdzie w niepamięć. 

Jednak wspomniane prognozy uwzględniają jedynie czynniki klimatyczne. A trzeba pamiętać, że mamy jeszcze szereg innych czynników negatywnie oddziałujących na lasy, w tym patogeny, pasożyty, zwane przez leśników „organizmami szkodliwymi”. W przypadku dominującej w naszym kraju sosny jest to jemioła, kornik ostrozębny czy kilka gatunków grzybów. Zwiększone zamieranie sosny już teraz obserwujemy na południu i w centrum Polski. Jemioła i kornik stopniowo przesuwają się w kierunku północnym. Jemioła kolonizuje, powoduje osłabienie i zamieranie drzew liściastych relatywnie dobrze znoszących ocieplenie, takich jak topole, klon, lipa, co obserwujemy nawet w północnej Polsce.

Do tego mamy jeszcze do czynienia z innymi niekorzystnymi zjawiskami, jak eutrofizacja siedlisk, czyli depozycja azotu w glebie i w konsekwencji jej użyźnianie, co nie sprzyja drzewom iglastym. 

Mamy więc kilka czynników, które zmieniają nam skład gatunkowy drzewostanu i wpływają na ustępowanie niektórych gatunków drzew. Sytuacja jest skomplikowana i niepokojąca. 

Na te zagrożenia nakładają się jeszcze dodatkowo konsekwencje gospodarki leśnej – wielkopowierzchniowe zręby [wycinka wszystkich drzew na danej powierzchni – przyp. red.].

W jaki sposób zręby szkodzą lasowi?

Badania naukowe mówią, że zręby potęgują negatywne zmiany klimatu. Poza oczywistą radykalną zamianą siedliska i warunków siedliskowych w miejscu wykonanego wyrębu, w lasach sąsiadujących ze zrębami mamy do czynienia z efektem krawędzi, czyli zmianą warunków spowodowanych między innymi przesuszeniem. Ma to ogromne znaczenie dla wrażliwych gatunków. Efekt krawędzi jest odczuwalny nawet do stu, dwustu metrów w głąb lasu od granicy zrębu.

Przesuszenie gleby na gruntach wilgotnych, pociąga za sobą jej murszenie, czyli utlenianie węgla i diametralną zmianę siedliska, a to z kolei skutkuje wnikaniem roślin obcych i inwazyjnych. Do atmosfery dostają się ogromne ilości gazów cieplarnianych, nawet kilkadziesiąt ton z hektara na rok.

Dlatego powinniśmy robić wszystko, by zatrzymać wodę w lesie. Niestety jest inaczej – wycinane są lasy wodochronne, bywa, że woda odprowadzana jest z lasów, leśnicy nie retencjonują jej wystarczająco pomimo takiego obowiązku – taka sytuacja jest między innymi w Puszczy Białowieskiej.

A dlaczego ważne jest zróżnicowanie gatunkowe lasów? 

W przypadku monokultury – lasu jednogatunkowego – zamarcie gatunku oznacza zamarcie całego drzewostanu. Obecnie obserwujemy takie zjawisko w wilgotnych lasach, w których do niedawna dominował jesion, lub we wspomnianych borach sosnowych. Zamierają całe płaty łęgów jesionowych. Podobnie jest w przypadku borów sosnowych, kolonizowanych przez jemiołę czy zasiedlanych przez korniki.

Im więcej gatunków drzew w lesie, tym bardziej ryzyko jego wymarcia maleje. Jeśli ze zróżnicowanego gatunkowo lasu ustąpi gatunek czy dwa, to zawsze zostaną inne. Wracając do prognoz, lasów przyszłości, gatunkami dobrze tolerującymi ocieplenie wydają się dęby, graby, buk. Naukowcy mówią o zastąpieniu świerka jodłą oraz potrzebie zwiększenia otwartości i tolerancji na gatunki obce geograficznie. 

Jednak zanim zaczniemy robić w lasach tak radykalne modyfikacje, powinniśmy zrobić wszystko, by zachować rodzime drzewostany. 

Czy leśnicy dostrzegają ten problem?

Biorę udział w różnego rodzaju konferencjach, posiedzeniach, spotkaniach, sympozjach naukowych, ale też jako praktyk konsultuję projekty planów urządzenia lasu [podstawowy dokument gospodarki leśnej dla nadleśnictwa, zawierający między innymi plany wycinek – przyp. red.], przygotowuję propozycje lasów społecznych. Prowadzonych jest wiele badań poświęconych niekorzystnym zmianom, jakie zachodzą w naszych lasach. Podczas konferencji przeważają głosy naukowców, leśnych placówek badawczych o zdecydowanej potrzebie zmiany charakteru gospodarki leśnej. Wielu z nich mówi o potrzebie naśladowania naturalnych procesów, łagodzenia niekorzystnych zmian, które zachodzą w lasach.

Natomiast, z tego, co widzę, głosy i apele naukowców w bardzo niewielkim stopniu przekładają się na praktykę.

Po takiej konferencji idę na spotkanie dotyczące planu urządzenia lasu i dowiaduję się, że leśnicy odrzucają postulaty naukowców i strony społecznej i nie zamierzają przestać powielać starych błędów: zręby nadal będą wielkopowierzchniowe, sadzone będą monokultury, gleba będzie przygotowywana z wykorzystaniem pługów. Okazuje się, że leśnicy nie dowierzają prognozom naukowym i nadal zamierzają kontynuować hodowlę sosny, która nie ma przyszłości w naszych lasach. Wchodzę do lasu i widzę wycinkę dorodnych drzew liściastych, relatywnie dobrze radzących sobie ze zmianami klimatu, wielkopowierzchniowe wyręby wykonywane są w lasach wodochronnych, wyręby w lasach mających po kilka kategorii ochronności, inwestowanie w gatunki, które niebawem ustąpią z naszych lasów. Powielamy błędy i tworzymy w ten sposób problemy, które dadzą o sobie znać w kolejnych dekadach. Ogromną odpowiedzialność za sposób gospodarowania lasami ponosi Biuro Urządzania Lasu [autor planów urządzania lasu – przyp. red], które planuje zakres i intensywność zabiegów w poszczególnych fragmentach lasów.

Dlaczego tak się dzieje? Czy lasy cenne przyrodniczo, są mniej ekonomicznie? 

Zróżnicowane lasy mogą rodzić pewnego rodzaju trudności podczas ich użytkowania. 

Bo trudniej dojechać tam ciężarówką i je ściąć? 

Nasuwa mi się analogia do pola uprawnego. Jeżeli zasieje się tylko jeden gatunek warzywa czy zboża na dużej powierzchni, to łatwiej jest to wyhodować, skosić i zebrać. Kiedy czekają nas zbiory zróżnicowane, na mozaice upraw, musimy bardziej kombinować, nie da się wejść raz, by zebrać plon. 

Podobnie jest z lasami. Jeśli mamy monokulturę sosnową, to w zbliżonym czasie drzewa osiągają podobną masę, wzrost i można je łatwo wyciąć harwesterem, a później równie łatwo taką wielką powierzchnię zaorać i ponownie obsadzić. W przypadku lasu zróżnicowanego, gdzie drzewa mają różne rozmiary i rosną w różnym tempie, użytkowanie lasu rodzi większe komplikacje. Trzeba podjąć decyzję, które drzewa podczas wycinki pozostawiać i omijać, co zwłaszcza w przypadku masywnych harwesterów nie jest łatwe. 

Leśnicy w rozmowie często narzekają na wyższe koszty użytkowania lasów zróżnicowanych. Nawet rozłożenie zrębów w czasie, by uniknąć jednorazowego wycięcia dużej powierzchni, jest dla nich zbyt kosztowne i problematyczne. Jest to oczywiście krótkowzroczne podejście.

Czy leśnicy nie dostrzegają zagrożeń obecnej sytuacji?

Jest coraz więcej głosów ze strony leśników, z którymi rozmawiam, potwierdzających, że pozyskanie jest zbyt intensywne, zręby zbyt rozległe, natomiast wiek rębności drzewostanu jest za niski, tnie się coraz młodsze drzewa, jest coraz mniej drzewostanów dojrzałych. Wielu leśników jest, delikatnie mówiąc, zdegustowana angażowaniem Lasów Państwowych w politykę. I bardzo często ci leśnicy, szczególnie niższego szczebla, widzą potrzebę zmiany sytuacji, zwłaszcza zmniejszenia intensywności gospodarki leśnej. Natomiast z góry są ewidentne naciski na intensyfikację produkcji drewna.

Z góry, czyli skąd?

Ze strony władz Lasów Państwowych, ale również polityków, bo oni również na tym korzystają. W ostatnim czasie szeroko opisywana była kampania przedwyborcza Suwerennej Polski realizowana przy współpracy z Lasami. Poszczególne nadleśnictwa mają dużą swobodę w przekazywaniu darowizn na przykład na organizacje, które gloryfikują śp. Jana Szyszkę czy hojnie obdarowują Tadeusza Rydzyka, który z kolei promuje wybranych polityków. 

Jest gigantyczna różnica pomiędzy polityką ministerstwa i dyrekcji Lasów, a opinią leśników na samym dole, którzy, choć są często zaniepokojeni skalą wycinek, muszą je wykonywać. Nie wiedzą, co mogą zrobić, żeby temu zapobiec.

A mogą coś zrobić? 

Niestety niewiele. A jeśli mimo to próbują, to nie brakuje przykładów na to, że są degradowani, tracą pracę, ponoszą innego rodzaju konsekwencje. Z kolei osoby, które nie mają dużych kompetencji, ale zabłysnęły, na przykład agresją wobec nas, kiedy protestowaliśmy przeciw wycinkom w Puszczy Białowieskiej, zostały awansowane. Przynajmniej jedna z takich osób otrzymała stanowisko dyrektora – mam tu na myśli Łukasza Maciejunasa.

Źródło: Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, archiwum prywatne

To ciekawe, bo spór o Puszczę Białowieską Lasy Państwowe przegrały. Nie żyje główny ambasador wycinek, ówczesny minister środowiska Jan Szyszko. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał wyrok, w którym uznał, że wycinki są nielegalne. Temat wydaje się zamknięty. 

Z jednej strony jest tak, jak pani powiedziała. Ale z drugiej – obserwujemy w ostatnim czasie wysyp imprez i inicjatyw upamiętniających tę postać. 

W Puszczy Białowieskiej pozornie nic się nie dzieje, drzewa nie są wycinane, jednak obecnie mamy okres, który będzie decydował o sposobie zarządzania Puszczą przez kolejne dekady. Przygotowywane są najważniejsze plany. Mam na myśli plan urządzenia lasu dla puszczańskich nadleśnictw, Plan Ochrony Natura 2000 i Zintegrowany Plan Zarządzania Dziedzictwem UNESCO. Dwa z tych planów są już praktycznie na ukończeniu, a trzeci jest w trakcie przygotowywania i niestety przynajmniej jeden z nich, czyli plan urządzenia lasu, zawiera bardzo niepokojące zapisy. Zakładają daleko idące pozyskanie drewna rębniami wielkopowierzchniowymi, również w starodrzewiach i cennych siedliskach.

Czyli wraca to, co zostało przerwane. 

Na to się zanosi. Kompletnie tego nie rozumiem, przecież Lasy Państwowe poniosły porażkę, również, a może zwłaszcza wizerunkową. Nie uczą się na swoich błędach, powielają je. Powraca stara narracja dotycząca kornika, który ma rzekomo zabijać Puszczę. 

Właśnie zakończyły się konsultacje dotyczące wyłączenia z obszaru Natura 2000 fragmentu Puszczy, aby móc prowadzić w nim wycinki pod pretekstem wyeliminowania zagrożenia pożarowego. Okazuje się jednak, że zagrożenie pożarowe jest większe na zrębach, ponieważ są one porośnięte łatwopalnymi trawami. Trzeba się liczyć ze zdecydowaną reakcją Komisji Europejskiej w przypadku niewykonania wyroku TSUE w sprawie Puszczy, czyli w przypadku wznowienia wyrębów w jej cennych fragmentach.

Kiedy słucha się ludzi zajmujących się ochroną przyrody, a potem przedstawicieli Lasów Państwowych, można odnieść wrażenie przebywania w światach równoległych. Na przykład osoby, które się zajmują ochroną, mówią, że Puszcza Karpacka jest wyjątkowo cenna przyrodniczo, podobnie, jak Białowieska. A na stronie Lasów Państwowych czytam, że Puszcza Karpacka nie istnieje, była kiedyś. A potem znowu u aktywistów oglądam zdjęcia ogromnych pni wyciętych tam stuletnich drzew. A więc są cenne.

Oczywiście zgadzam się z moimi znajomymi z południa Polski, którzy twierdzą, że gospodarka leśna w Puszczy Karpackiej, a szczególnie w Bieszczadach, jest zbyt intensywna. Tak jak wspomniałem, wartość przyrodnicza Puszczy Karpackiej pod niektórymi względami przekracza wartość Puszczy Białowieskiej. Mamy tam choćby populację niedźwiedzia, cenne, chronione owady, które w Puszczy Białowieskiej nie występują, szereg innych gatunków, których nie ma w lasach nizinnych.

Pozyskanie drewna w Karpatach obejmuje przede wszystkim drzewostany o charakterze naturalnym, starodrzewy, również drzewostany w wąwozach, w dolinach strumieni. Tego typu lasy powinny być wyłączone z użytkowania gospodarczego, a przynajmniej ich użytkowanie nie powinno być tak intensywne. Konsekwencją zdewastowania tych lasów są między innymi powodzie – jak wiadomo, pokrywa leśna w górach spowalnia spływ wody.

Czyli można powiedzieć, że przyrodniczo jest to puszcza, ale Lasy Państwowe odmawiają jej tego statusu, po to, aby prowadzić intensywną wycinkę?

Myślę, że tak. Trwa proceder deprecjacji niektórych lasów. Dotyczy to Karpat, ale też Puszczy Białowieskiej, gdzie trwają poszukiwania różnego rodzaju artefaktów, śladów obecności człowieka sprzed wieków i tysiącleci, które mają dowieść, że ten obszar był użytkowany od dawna, więc jest mniej wartościowy z przyrodniczego punktu widzenia. Czasem komicznie to wygląda – ostatnio przy każdej okazji leśnicy przedstawiają zdjęcia Karpat wykonane przez Niemców podczas wojny z samolotu Luftwaffe, które dowodzą rzekomo nienaturalnego charakteru Puszczy Karpackiej.

Jednak na stronie Lasów Państwowych czytam też, że wschodnia część Karpat i jego pogórza to jeden z najgęściej pokrytych lasami i najbogatszych przyrodniczo obszarów Unii Europejskiej. 

Lasy Państwowe często same sobie zaprzeczają. W niektórych publikacjach określają przekształcone puszcze, takie jak Puszcza Augustowska czy Knyszyńska, mianem lasów pierwotnych. Przy innej okazji odmawiają naturalności najlepiej zachowanej Puszczy Białowieskiej czy Puszczy Karpackiej, deprecjonując ich wartość. Wszystko zależy od potrzeb i sytuacji. Nie ma spójnego przekazu. Ale w rzeczywistości, jak wspomniałem, lasy wschodnich Karpat mają ogromną wartość przyrodniczą.

Jakie cenne lasy mamy, których warto pilnować, a które nie są bardzo znane? 

Z pewnością Puszcza Borecka na Mazurach, fragmenty Puszcz Knyszyńskiej, Augustowskiej, Rominckiej, dojrzałe lasy łęgowe i grądowe w okolicach Wrocławia, buczyny w północnej Polsce. Szczególną wartość mają sędziwe lasy liściaste.

Chciałabym jeszcze zapytać o lasy miejskie czy podmiejskie. Organizacje przyrodnicze chciałyby wyjąć część tych lasów z gospodarki leśnej. Jaką wartość dla mieszkańców miast mają te lasy? 

W ostatnim czasie modne jest pojęcie usług ekosystemowych. Rozumiemy pod nim szereg różnego rodzaju korzyści niezwiązanych z produkcją drewna, których doświadczamy ze strony lasów. Jest to przede wszystkim możliwość uprawiania sportu, rekreacji, łagodzenia zmiany klimatu przez obniżanie temperatury, stabilizowanie ekstremalnych zjawisk pogodowych, oczyszczanie wody i powietrza, redukcja hałasu, zwiększanie bioróżnorodności, zbiór runa, doznania estetyczne. Koleżanka z Białegostoku jako doktor psychiatrii stosuje lasoterapię jako jedną z metod leczenia chorób psychicznych. Na jednym ze spotkań w nadleśnictwie zwracała uwagę, że wycięty las wzmaga u jej pacjentów stany depresyjne.

Las obniża tętno, łagodzi stres, okazuje się, że las dosłownie leczy, z lasu mamy wymierne korzyści zdrowotne. 

Kiedy więc mieszkańcy miast widzą, że w lasach w ich okolicy planowane są jakieś duże wycinki, to ma to sens, aby angażowali się w zatrzymanie ich albo ograniczenie? Mają jakiekolwiek szanse? Są przypadki powodzenia takich akcji? 

W Polsce obserwujemy lawinowy wzrost liczby ruchów proleśnych. Nie wiem, czy pani słyszała o takiej inicjatywie jak „Lasy i obywatele”? Jest to organizacja parasolowa, która skupia około 300–400 oddolnych grup z całego kraju, działających aktywnie na rzecz zachowania lasów w swoim otoczeniu. W ochronę lasów angażuje się cały przekrój społeczeństwa. To jest fenomen, który chyba nie ma odpowiednika w Europie.

Przy okazji warto wspomnieć, że przez protesty w Puszczy Białowieskiej przewinęło się kilka tysięcy ludzi, odbyło się kilkaset spraw sądowych. Obserwujemy coraz więcej akcji obywatelskiego nieposłuszeństwa, również blokad wycinki w różnych regionach kraju. Lasy Państwowe uświadomiły sobie, że zbyt wiele tracą wizerunkowo na wycinaniu lasów podmiejskich. Dlatego jesienią ubiegłego roku zostało zatwierdzone zarządzenie nr 58 Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych dotyczące lasów o tak zwanej zwiększonej funkcji społecznej. Leśnicy wspólnie z mieszkańcami tworzą grupy interesariuszy, razem wybierają lasy wartościowe z perspektywy społecznej i planują gospodarowanie nimi – po to, by łagodzić napięcia. 

Biorę obecnie udział w kilkunastu takich zespołach i obserwuję, jak to wygląda. W niektórych nadleśnictwach wygląda to dość optymistycznie, ale w innych widać daleko idącą arogancję, odrzucanie społecznych propozycji. W obecnej chwili wdrażanie założeń zarządzenia 58 jest w większości nadleśnictw na etapie opracowywania, planowania, więc trudno przewidzieć, czym się zakończy. Niepokojące i nieuczciwe jest to, że w czasie, kiedy my spotykamy się z leśnikami i próbujemy uzgodnić kompromis, wartościowe lasy, proponowane jako społeczne, są wycinane. Jednak bez wątpienia warto próbować naciskać na nadleśnictwo w celu złagodzenia planowanych wyrębów, jeśli mają one nieakceptowalny charakter. Czasami udaje się wypracować pewien kompromis.

Czyli na podstawie tego zarządzenia można kwestionować już powstałe plany wycinek? 

We wspomnianym zarządzeniu jest mowa, że lasy społeczne powinny być zatwierdzane w trakcie opracowywania nowych planów urządzenia lasów. Natomiast inne wytyczne z Dyrekcji Regionalnej Białegostoku mówią, że z wyznaczaniem tych lasów społecznych nie należy czekać do nowych planów i że można to robić podczas obowiązywania aktualnych planów. Jest to jedna ze sprzeczności, jakich w Lasach Państwowych jest wiele. 

Natomiast inne przepisy zezwalają na zmianę zabiegów w ramach zatwierdzonego planu. Jeśli zaplanowany jest zrąb zupełny, można wnioskować o rębnię złożoną; jeśli ma być rębnia złożona, można wnioskować o trzebież, czyli zabieg, który ma jeszcze mniejszą intensywność. Warto też wspomnieć, że lasy podmiejskie najczęściej mają kilka kategorii lasów ochronnych. W polskim leśnictwie funkcjonuje coś takiego, jak lasy ochronne. To są najczęściej lasy uzdrowiskowe, lasy podmiejskie, cenne przyrodniczo, glebochronne, wodochronne. I najczęściej pod miastami kilka form tych lasów ochronnych się na siebie nakłada. Z rozporządzenia Ministra Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa z dnia 25 sierpnia 1992 roku w sprawie szczegółowych zasad i trybu uznawania lasów za ochronne oraz szczegółowych zasad prowadzenia w nich gospodarki leśnej wynika, że gospodarka w lasach ochronnych powinna być prowadzona w ograniczonym zakresie i należy się na te przepisy powoływać w rozmowach z nadleśnictwami. 

A jeśli to rozporządzenie nie jest respektowane, to oznacza, że leśnicy naruszają prawo? Czy mogą to robić?

Te przepisy są mało konkretne, mało precyzyjne i dość ogólne, więc trudno na ich podstawie dowieść naruszenia prawa. Jednak czasem udaje się dokonać zmiany – mnie się udało doprowadzić do takiej zmiany w kilkuset oddziałach leśnych. Przepisy mówią, że nie można wykonywać rębni zupełnych w lasach wodochronnych. Zwróciłem na to uwagę podczas audytu Standardu FSC. Po mojej interwencji kilkaset rębni zupełnych zostało zamienionych na rębnie o mniejszej intensywności. Więc czasami udaje się coś ugrać i to jest jedna z wielu sytuacji.

Czy z tego wynika, że najskuteczniejszą ochronę lasom daje prawo unijne i ewentualna interwencja Komisji Europejskiej czy TSUE? 

Europejskim systemem ochrony przyrody jest, jak wiadomo, Natura 2000. Polska jest zobligowana do wdrażania tego systemu od momentu akcesji do UE. Naszym głównym zobowiązaniem jest wytypowanie oraz właściwa ochrona obszarów naturowych. I choć jesteśmy w Unii niemal dwie dekady, to, proszę sobie wyobrazić, że do tej pory wiele obszarów Natura 2000 nie ma żadnych planów ochrony, choć oczywiście powinny już dawno mieć takie plany zatwierdzone. 

W związku z tym ochrona Natury 2000 w wielu obszarach jest kompletną fikcją. Najlepszym przykładem są wspomniane Bieszczady, gdzie projekt planu ochrony został przygotowany za ogromne pieniądze, dokument został skonsultowany ze społeczeństwem, spłynęły wnioski i uwagi, po czym projekt planu z niewiadomych powodów został odstawiony na półkę. To jest kompletnie niezrozumiała sytuacja, a zarazem marnotrawstwo ogromnych środków, przecież dane przyrodnicze wraz z biegiem czasu ulegają dezaktualizacji. Komisja Europejska prowadzi z tego powodu postępowanie przeciwko Polsce.

Przypomnę, że kilka miesięcy temu TSUE orzekł w swoim wyroku, że Polska niewystarczająco chroni gatunki związane z lasami oraz że udział społeczny w procesie tworzenia planów urządzania lasu nie jest wystarczający. Wdrażanie Natury 2000 w naszym kraju jest więc wadliwe i opieszałe. Nasze państwo zobowiązało się do końca tego roku uzupełnić i skorygować plany ochrony Natura 2000, widać więc pewien progres. Ogromne możliwości wynikają z przyjętej przez KE Strategii Bioróżnorodności UE 2023, która zakłada wytypowanie 10 procent obszaru kraju do ochrony ścisłej. Niestety – Polska nie wykazuje w tym kierunku dużej inicjatywy.

Jaki jest powód odstawienia tego projektu na półkę? Można tam prowadzić zwykłą gospodarkę leśną i dzięki temu lepiej zarabiać? 

Dokładnie tak. W tym planie zostały ujęte, może niewystarczające i skromne, ale jednak pewne zalecenia ochronne dotyczące siedlisk i gatunków. Najprawdopodobniej zostało to potraktowane jako coś, co będzie ograniczało gospodarkę leśną, więc planu nie zatwierdzono.

Podobna sytuacja jest w przypadku wielu innych obszarów, jak wspomniana wcześniej Puszcza Borecka. Jeśli plan jest właściwie przygotowany, to w sytuacji jego naruszenia można liczyć na interwencję Komisji Europejskiej. Taką sytuację mieliśmy w przypadku Puszczy Białowieskiej, gdzie Lasy Państwowe naruszyły plan zadań ochronnych obszaru Natura 2000 – i to było dla Komisji Europejskiej jasną wskazówką, że złamały prawo wspólnotowe. Stąd wyrok TSUE.

Jakie jest zainteresowanie polityków problemem ochrony lasów? Czy temat ma szanse zaistnieć podczas kampanii wyborczej?

Dość aktywnie działa Parlamentarny Zespół do spraw Ochrony Puszczy Białowieskiej utworzony przez posłów i posłanki z partii opozycyjnych. Przy okazji chcę im bardzo podziękować w zaangażowanie na rzecz ochrony lasów, w tym Puszczy Białowieskiej.

Bardzo mnie cieszy, że politycy różnych ugrupowań – od Lewicy, poprzez Koalicję Obywatelską, po Konfederację – zwracają coraz większą uwagę na lasy. Kilka tygodni temu w Augustowie była konferencja prasowa przedstawicieli Konfederacji, którzy powiedzieli, że lasy stanowią dobro narodowe, że nie należą do ministra Ziobry, ale że powinny służyć społeczeństwu. To jest dość budujące, bo do tej pory ugrupowania konserwatywne były raczej krytyczne wobec ochrony przyrody. Mam nadzieję, że politycy będą przywiązywali coraz większą wagę do tego tematu i wybrzmi on na dobre podczas kampanii wyborczej.