Jestem autorem dobrze przyjętych książek o historii ludobójstw i historii Izraela, więc spodziewałbym się, że gdybym zabrał głos w publicznej debacie na temat Zagłady, to moja wypowiedź zostałaby potraktowana poważnie.
Nie wynika z tego wszelako, że oczekiwałbym równie poważnego potraktowania moich ewentualnych prób w śpiewie solowym: kompetencja w jakiejś dziedzinie nie oznacza jej w innych. Tymczasem wywiad izraelskiej piosenkarki Noi Kirel, laureatki trzeciej nagrody w tegorocznym konkursie Eurowizji, komentuje polski wiceminister spraw zagranicznych, co staje się powodem do kolejnej polsko-izraelskiej pyskówki.
„Otrzymać od Polski 12 punktów po tym, jak prawie cała rodzina Kirelów została zamordowana w Holokauście – to prawdziwe zwycięstwo!” – powiedziała w wywiadzie po swym zwycięstwie Kirel. „Moim prawdziwym zwycięstwem było umieszczenie Izraela na mapie” – dodała. Zestawianie Zagłady z Eurowizją jest dla mnie przejawem wyjątkowego braku historycznej wrażliwości, ale na słowa piosenkarki nikt w Izraelu nie zwrócił uwagi.
Wiceminister od polemik historycznych z piosenkarkami
Przytoczyły je natomiast natychmiast polskie portale, wywołując wybuch patriotycznego oburzenia. Internauci uznali, że Kirel oskarża Polskę o współodpowiedzialność w Zagładzie, co potępiła między innymi posłanka Lewicy Anna Maria Żukowska. Także wiceminister Paweł Jabłoński dał w tweecie Kirel odpór.
Od biedy bym jeszcze rozumiał, gdyby minister był też wybitnym wokalistą i wyraził swą ocenę śpiewu Kirel – choć nawet wówczas nie powinien tego robić jako członek rządu, bo nie do tego został powołany. Ale to, że Polska ma wiceministra od spraw polemik historycznych z piosenkarkami, uważam za zdumiewające.
Nie jest tymczasem jasne, czy Kirel kogokolwiek chciała oskarżać, a oburzać powinni się raczej Izraelczycy, bo ze słów piosenkarki wynika, że przed jej zwycięstwem Izraela na mapie nie było. Co więcej, nie jest też jasne, czy domniemany zarzut Kirel stawia Polsce (co byłoby istotnie oburzające) czy Polakom (co niestety byłoby częściowo uzasadnione). Przede wszystkim jednak nie jest oczywiste, że wypowiedziane na fali emocji wywołanej sukcesem słowa piosenkarki w ogóle zasługują na poważną reakcję.
Pojedynek na bzdury…
Polska kampania internetowego oburzenia zasługiwała jednak, inaczej niż ten wywiad, na uwagę, bo stanowiła wyraz zbiorowych nastrojów, i to oficjalnie usankcjonowanych. Zareagowała na nie izraelska dziennikarka Lahav Harkov, która w tweecie, a następnie artykule w „Jerusalem Post”, napisała, że „Polska nie może zmusić Noi Kirel ani innych Izraelczyków do milczenia w sprawie Holocaustu”.
No i napisała bzdurę, bowiem minister Jabłoński, z całym należnym szacunkiem, to jeszcze nie Polska, a nawet i on nie chce zmuszać Izraelczyków do milczenia, tylko do akceptowania jego wersji wydarzeń.
To, że wersja ta nie znajduje potwierdzenia w badaniach historyków, jest tu mniej istotnie niż fakt, że żąda on jej uznania, wykorzystując swe rządowe stanowisko. Tymczasem wiceministrowie spraw zagranicznych nie są powołani do ogłaszania obowiązującej wersji historii ani do ustalania, czy woda przy 90 stopniach wrze, czy też raczej tworzy kąt prosty. Jabłoński odpowiedział Harkov kolejnym polemicznym tweetem, wzbudzając entuzjazm prawicowego internetu, spragnionego pyskówki.
…i poważne argumenty
I pyskówka zapewne będzie, choć i wiceminister, i dziennikarka napisali także rzeczy rozsądne. Harkov zaczęła od sensownego pytania: „Dlaczego by Polacy mieli myśleć o Holokauście, oceniając nagraną w Liverpoolu piosenkę o jednorożcach?”. Tyle że to akurat nie polskim jurorom, tylko piosenkarce takie skojarzenie przyszło do głowy, zapewne pod wpływem izraelskiej wersji patriotycznego wzmożenia. „Zamiast jednak – kontynuuje Harkov – zlekceważyć to osobliwe stwierdzenie gwiazdy popu, Polska zrobiła to, co robi za każdym razem, gdy ktoś śmie wspomnieć, że znaczna część Holokaustu dokonała się w ich kraju, i strzeliła focha”.
Dziennikarka ma rację – Polacy powinni byli słowa Kirel zlekceważyć, ale reagują oni neurotycznie na wszelkie odniesienia do Zagłady, zarówno dlatego, że niektóre są, czasem świadomie, zniesławiające i krzywdzące, jak i dlatego, że inne są bolesne i trafne.
Trudno tu o lepszy przykład niż przywoływany przez internautów argument, że Polska nie ponosi odpowiedzialności za Auschwitz, bo działał on na ziemiach przyłączonych do III Rzeszy – jakby prosty fakt, że ten obóz śmierci był zaprojektowany, zbudowany i obsługiwany przez Niemcy, bez udziału Polaków, nie wystarczał. Ale też argument o Auschwitz bywa wyciągany jako dowód, że nie można Polaków oskarżać o współodpowiedzialność za Zagładę – jakby usprawiedliwiał on czy unieważniał masowość szmalcownictwa.
Zaś sama Harkov w przytoczonym zdaniu zaciera kluczowe rozróżnienie między odpowiedzialnością Polski i części Polaków, używając słowa „Polska” na określenie Polaków. Zarazem, stwierdzając, że obozy były niemieckie, oraz wspominając polskich Sprawiedliwych, autorka przypomina elementy narracji, których uwzględnienia słusznie domagają się polscy uczestnicy debaty.
Z kolei Jabłoński odrzucił absurdalne, lecz popularne u części polskich dyskutantów tezy o tym, że to Żydzi sami siebie wymordowali, wysługując się Niemcom. To, że uznał, iż takie odrzucenie jest konieczne, dowodzi jak bardzo zafałszowana jest już ta debata.
W niczym jednak nie zmienia to zasadności tezy, że kilka słów w wywiadzie piosenkarki nie powinno wywoływać publicznej dyskusji z udziałem członka rządu. Na otarcie łez można dodać, że Kirel podobny efekt wywołała w Izraelu.
Szansa na skandal
Przemawiając podczas debaty w Knesecie na temat dodatkowych subwencji dla szkół religijnych, których domaga się koalicyjna partia Zjednoczony Judaizm Tory, poseł tej partii Mosze Gafni zapytał retorycznie, czy jego córka, która do takiej szkoły uczęszcza, „nie zasługuje na dofinansowanie, bo nie uczyła się o Noi Kirel?”.
Dodał, że on sam z kolei chętnie „stałby się donatorem ubrań” dla Kirel, która na Eurowizji wystąpiła w stroju daleko odbiegającym od religijnych standardów kobiecej skromności. No i dostało się Gafniemu od posłów opozycji: bo „tu nie Iran”, bo jako ultraortodoks nie służył w wojsku, a Kirel służyła, bo dla niego świecka edukacja to Noa Kirel, a to nie ortodoksi będą w Izraelu inżynierami – i tak dalej.
Być może więc najważniejszą rzeczą, jaka wynika z tej dość zdumiewającej debaty, nie jest to, że Polacy i Izraelczycy gotowi są oskarżać się w związku z Zagładą o najgorsze, bo to już wiadomo, podobnie jak wiadomo, że przyczyną są niezałatwione polskie rozliczenia z przeszłością. Dużo ciekawsze wydaje się jednak, że słowa i sama osoba gwiazdy pop tak bardzo prowokują do debaty.
Zapewne bowiem więcej ludzi wie o istnieniu Kirel niż o istnieniu Jabłońskiego, Harkov i Gafniego razem wziętych, a to z kolei wyjaśnia stan publicznej debaty, która z prasy i parlamentu przenosi się do czegoś na kształt „Szansy na sukces”. A jaki sukces, taka debata – i odwrotnie.