Kto był i widział, ten wie: było to wielkie wydarzenie polityczne. Protest był tak duży, że pewnym sukcesem było już dotarcie na miejsce. Warszawskie metro wypełnione po brzegi, tłok w tramwajach, ogrom uczestników w okolicznych ulicach, tłumy wciąż napływające na trasę marszu. Wrażenie robił nawet sznur ludzi, który z placu Zamkowego wracał spacerem na Pragę po zakończeniu wydarzenia.
Prawda jest taka, że liberałów jest więcej. Ale nie zawsze w to wierzą. Mam tu na myśli liberałów w szerokim znaczeniu, czyli osoby, według których ludziom należą się pewne ważne prawa i wolności, a władza powinna mieć ograniczenia. To jest wspólne wszystkim partiom opozycji demokratycznej, a nawet szerzej. Ludzie często chcą bezpieczeństwa i podstawowego dobrobytu. I to jest w porządku. Ale nie chcą autokracji.
Prawo i Sprawiedliwość dało protestowi jasny cel. W poniedziałek prezydent Andrzej Duda zdecydował się podpisać ustawę określaną mianem „Lex Tusk”, która ustanawia komisję o specjalnych uprawnieniach, mającą na celu szykanowanie opozycji. W środę PiS wykorzystało obóz zagłady Auschwitz w celach promocyjnych w mediach społecznościowych. Podczas gdy główny profil partii kojarzył uczestników marszu z nazistami, Antoni Macierewicz przekonywał, że będzie to pochód rosyjskiej agentury. PiS próbowało zohydzić protest i zdemobilizować Polaków. To się nie udało. Ludzie nie dali się wciągnąć w grę. Zignorowali zaczepki i utrzymali uwagę na tym, co najważniejsze. Chcieli zaprotestować – i zaprotestowali.
W ostatnich dniach trwała dyskusja, w jaki sposób do obecnej sytuacji mają się odnieść media. Warto zatem przypomnieć, że idea wolnej sfery publicznej, a wraz z tym niezależnych mediów, ma liberalno-demokratyczne DNA. Z kolei filozofia Jarosława Kaczyńskiego jest wroga wobec idei dziennikarstwa jako wolnego zawodu. Dlatego obiektywne media mogą przeciwko temu protestować.
Partie demokratyczne, media, społeczeństwo obywatelskie – powinny mocno opowiedzieć się przeciwko autorytarnej ustawie do spraw usunięcia opozycji. Uchwalona przez PiS ustawa to poważne uderzenie w demokrację. Trzeba jasno powiedzieć: to nie jest normalne. Nie możemy zgodzić się na to, żeby w Polsce coś takiego było dopuszczalne. Mamy prawo głośno protestować przeciwko jaskrawym nadużyciom władzy. To jest w interesie Polski.
Ma to jednak znaczenie nie tylko dla państwa, lecz również dla nas samych – jest to kwestia osobista, tożsamościowa. Wyrażamy w ten sposób, w jakim kraju chcemy żyć. Dlatego właśnie Lex Tusk było społecznie tak ważne. Dzięki działaniom PiS-u nastąpił moment jasności i zgody. Był to moment, w którym społeczna emocja i wola mogły zorganizować wiele indywidualnych wrażeń – uwaga, dzieje się coś złego! – w zorganizowaną zbiorowość polityczną. A przecież to właśnie problem z koordynacją społeczną jest zawsze piętą achillesową inicjatyw społecznych w Polsce.
Główne przesłanie Donalda Tuska w czasie wystąpienia na placu Zamkowym dotyczyło mobilizacji dla wspólnej sprawy. Tusk ślubował uczestnikom cztery rzeczy: zwycięstwo, rozliczenie, zadośćuczynienie i pojednanie. W Platformie Obywatelskiej istnieje przekonanie, że głównym problemem przed wyborami jest brak wiary wielu wyborców w zwycięstwo opozycji – w tym brak pewności co do tego, czy można jej uwierzyć. Trzeba zatem przekonać ludzi, że opozycja jest silna i sprawcza. Zgodnie z tym, hasło marszu brzmiało: „Pokażmy naszą siłę”. Tusk apelował do uczestników w sprawie następnych kroków, które należy podjąć w celu wygranej z PiS-em w wyborach, czego brakowało w przeszłości w działalności opozycji – dzięki temu można spojrzeć na protest jako element procesu, który ma łącznie budować coś większego. Można też było zapisać się na listę kontaktową, wysyłając SMS-a o treści „Marsz” na numer 4321.
Mikuláš Minář, twórca Miliona Chwil dla Demokracji, największego czeskiego ruchu protestu w czasie nieliberalnych rządów Andreja Babiša, ostatnio pisał na ten temat w inspirujący sposób w „Kulturze Liberalnej”. Jak przekonywał, jest wiele osób, którym zależy na demokracji – zasadnicze wyzwanie polega na tym, żeby ich zebrać i ukierunkować ich wysiłki na pewien wspólny cel. Do tego potrzebna jest zaś lista małych, konkretnych kroków – składających się na „milion chwil” – które ludzie mogą podjąć na rzecz demokracji. Nie chodzi o to, żeby wymagać złotych gór. Celem jest raczej: codziennie bądźcie lepsi o 1 procent. Po marszu 4 czerwca opozycja z pewnością jest mocniejsza, pewniejsza własnego potencjału. Jakie będą kolejne kroki?