Szanowni Państwo!

W piątek Sejm przyjął nową wersję ustawy o tak zwanej komisji do spraw badania wpływów rosyjskich, znanej jako „lex Tusk”. Wśród wielu pytań związanych z komisją – najprostsze brzmi: dlaczego? Po pierwsze, niezrozumiałe jest, dlaczego prezydent wysłał nowelizację uchwalonej wcześniej ustawy kilka dni po tym, jak ją podpisał. Po drugie, rzadko zdarza się, że PiS wycofuje się z najbardziej spektakularnych akcji politycznych. Tymczasem, jak się mówi, nowa wersja ustawy „wybija zęby” dotychczasowemu pomysłowi, to znaczy łagodzi rozwiązania powszechnie uznawane za poważne zagrożenie dla demokracji.

W przeszłości mieliśmy do czynienia z podobnym przypadkiem, gdy PiS wstrzymało proces podporządkowania sobie niezależnych mediów, wycofując się z próby odebrania koncesji stacji TVN. Wszystko wskazywało na to, że stało się to po interwencji ambasadorki Stanów Zjednoczonych Georgette Mosbacher, która formalnie wstawiła się za amerykańskim biznesem, w konsekwencji jednak za wolnymi mediami w Polsce. Tym razem, w dniu uchwalenia pierwotnej wersji „lex Tusk”, ambasador Mark Brzeziński powiedział w rozmowie z TVN24, że podziela obawy związane z ustawą. Nie znamy jednak powodów korekty kursu w przypadku „lex Tusk”.

Wiemy natomiast bez wątpienia, że PiS-owi i jego zwolennikom zależy na dobrych relacjach z Ameryką. Osamotniony dyplomatycznie w Unii Europejskiej rząd patrzy na USA jako na najważniejszego sojusznika. Ma to tym większe znaczenie, że konflikt z instytucjami Unii Europejskiej wynika z poważnych naruszeń ustrojowych w Polsce. W drodze mechanizmów prawnych UE próbuje skłonić nasze władze do przywrócenia praworządności.

W ostatnim czasie Stany Zjednoczone wydawały się publicznie nie dostrzegać procesu odchodzenia Polski od standardów liberalnej demokracji albo nie uwzględniać tego tematu w kontekście warunków współpracy z polskim rządem. Być może jest to powód tego, że tekst Karoliny Wigury i Jarosława Kuisza z „Kultury Liberalnej” dla dziennika „The New York Times” („Poland Isn’t the Friend the West Think It Is”), w którym autorzy zwracają uwagę na ten fakt i zachęcają Amerykę do wstawienia się za polską demokracją, wywołał tak gwałtowne reakcje prawicy. Oprócz gróźb i agresywnych komentarzy, autorów spotkały też zarzuty o zdradę, bo zwracając amerykańskiej opinii publicznej uwagę na to, że w Polsce są łamane standardy demokratyczne, rzekomo osłabiają jej pozycję w czasach wojny w Ukrainie.

Inwazja Rosji na Ukrainę zmieniła międzynarodową pozycję Polski. Dla Stanów Zjednoczonych staliśmy się w tej sytuacji krajem ważnym strategicznie. To może dawać autorom autokratycznych zmian w kraju poczucie bezkarności. Skoro Polska jest ważna z powodów obiektywnych, to jej rządowi wolno bezkarnie naruszyć każdą normę w sprawach wewnętrznych – tak zapewne wygląda kalkulacja PiS-u.

W tym kontekście można jednak zadać jeszcze jedno pytanie: dlaczego Ameryka co do zasady wykazuje w tej sprawie obojętność? Tego nie wiadomo, jednak z pewnością można założyć, że osamotniony w Europie sojusznik jest sojusznikiem łatwiejszym, bo bardziej zależnym.

Wreszcie, jest jeszcze jedno pytanie: czy w nowoczesnym kraju demokratycznym wciąż jest miejsce na myślenie według kodu kultury podległości, która nakazuje traktować zachodnie otoczenie Polski jako wrogie i milczeć o tym, co się dzieje wewnątrz?

W aktualnym numerze „Kultury Liberalnej” piszemy o burzliwych, ale i agresywnych reakcjach na tekst Karoliny Wigury i Jarosława Kuisza w „New York Timesie” na temat polskiej praworządności.

Redaktor naczelny „Kultury Liberalnej” Jarosław Kuisz, odpowiadając krytykom tekstu w „NYT”, pisze: „Jeśli kogoś boli «przestrzeganie standardów demokratycznych i rządów prawa», niech sobie przypomni, z kim trwa walka militarna i ideologiczna na Wschodzie”. Pyta: „Czy w czasie wojny z autorytarną Rosją Putina USA nie powinny czasem przypominać naszemu rządowi o przynależności do rodziny państw demokratycznych?”. Jak argumentuje, osłabienie instytucji państwa polskiego w ostatnich latach spowodowało, że de facto Trybunałem Konstytucyjnym stała się dziś ambasada amerykańska.

Karolina Wigura, członkini zarządu fundacji „Kultura Liberalna”, reaguje na przemoc słowną i pogróżki zapowiadające przemoc fizyczną, która spotkała ją i Jarosława Kuisza po publikacji tekstu w „NYT”. „Gdy ktoś życzy śmierci publicyście, bo nie podoba mu się artykuł, to nie jest «burza po tekście», tylko przekroczenie granic. Przemoc w mediach społecznościowych jest realna, a zwracanie na nią uwagi to nie przewrażliwienie, ale traktowanie rzeczywistości na serio” – pisze.

Wkrótce opublikujemy również rozmowę z Anne Applebaum na ten temat reakcji na ten tekst.

Zapraszamy do lektury!

Redakcja „Kultury Liberalnej”