KULTURA LIBERALNA > Czytając > Czy już czas...
Czy już czas na ukrainizację Polski? Na marginesie rozmowy Izy Chruślińskiej z Piotrem Tymą „Sploty – o Ukraińcach z Polski”
Miesiąc miodowy w niezwykle trudnych relacjach polsko-ukraińskich trwał krótko. Być może nie było go wcale, a dotychczasowe konflikty zostały po prostu przykryte politycznym oraz społecznym wsparciem dla odpierającej rosyjską agresję Ukrainy. Pamięć o rzezi wołyńskiej przed zbliżającą się 80. rocznicą tej tragedii ponownie poróżniła część polskiej i ukraińskiej klasy politycznej. Nad Wisłą jedni twierdzą, że wyciąganie tego tematu w realiach wojny jest nie na miejscu. Drudzy – że na dyskusję o Wołyniu tak naprawdę nigdy nie było właściwego momentu. Jednocześnie oba te stwierdzenia nie są dalekie od prawdy.
Znamiennym jest fakt, że dialog polsko-ukraiński nie potrafi od tematu rzezi wołyńskiej uciec na długo. Wraca do niego tak jak, notabene, ten tekst. W obliczu dynamicznego rozrostu diaspory ukraińskiej w Polsce kwestia pamięci mordów UPA na Polakach dalej rzutuje nie tylko na dialog międzypaństwowy, ale również na debatę wewnątrz naszego kraju. Problem jednak w tym, że takich spornych momentów jest o wiele więcej, a większości z nich nie sposób podporządkować czarno-białej wizji historii.
Rdzenni Ukraińcy na ziemiach poniemieckich
Na tym tle lektura „Splotów”, czyli rozmowy publicystyki Izy Chruślińskiej z wieloletnim szefem Związku Ukraińców w Polsce Piotrem Tymą, jest pouczająca. Osobista historia Tymy, którego rodzina została przesiedlona na zachód Polski w wyniku akcji „Wisła”, zmusza czytelnika do spojrzenia na część polskiej historii z zupełnie innej perspektywy. Nie z punktu widzenia Ukraińca per se, a raczej polskiego obywatela pochodzenia ukraińskiego. Przedstawiciela grupy, którą sam określa jako „potomków rdzennych mieszkańców, tak zwanego etnosu ukraińskiego, z pogranicza polsko-ukraińskiego (…)”. Mieszkających tam od wieków, a wypędzonych dopiero po wojnie.
Nie jest to więc perspektywa zupełnie zewnętrzna wobec Polski, ale daleko jej do wizji, którą można nazwać polonocentryczną. Tyma opisuje swoje dorastanie, naukę w ukraińskim liceum w Legnicy, studia w Gdańsku – a przy tym zdaje relacje z życia mniejszości, które wydarzało się niejako obok albo wbrew dominującej większości.
Ten ograniczony kontakt pomiędzy Polakami a Ukraińcami, o którym mówi Tyma, brał się również często z obopólnej nieufności. Ukrainiec wspomina, jak jego opozycyjne zaangażowanie w schyłkowym PRL-u było krytykowane przez przedstawicieli społeczności ukraińskiej jako potencjalne szkodzące narodowej sprawie. Opowieść Tymy obrazuje także trudności związane z byciem przedstawicielem mniejszości w okresie Polski Ludowej. Szczególnie, jeśli chciało się w manifestowaniu swojej inności wyjść poza ciekawostkowy folklor.
Ukraińcy – obywatele drugiej kategorii?
„Odkrywanie” ukraińskości zakładało przy tym poznawanie historii przez pryzmat zupełnie inny aniżeli ten, który był bądź jest proponowany w polskiej szkole. Stąd w „Splotach” wiele jest fragmentów, które mogą zostać uznane za niezgodne z polską pamięcią historyczną.
Tyma z Chruślińską mówią nie tylko o powojennych wypędzeniach czy komunistycznym obozie pracy w Jaworznie, ale cofają się również do czasów przedwojennych. Ukrainiec stwierdza wprost, że w okresie II RP przedstawiciele społeczności ukraińskiej – stanowiącej ponad 10 proc. populacji ówczesnej Polski – byli traktowani jak obywatele drugiej kategorii.
„Była to polityka przymusowej asymilacji poprzez zastosowanie środków ekonomicznych, nacisków administracji państwowej oraz represji”, podkreśla Tyma. Społeczna aktywność mniejszości – samoorganizacja, życie religijne czy oświata – odbywała się bez wsparcia państwa, często w kontrze do niego. Niemniej dychotomiczne zestawienie obu narodów w kontekście międzywojnia jest błędne ze względu na oczywistą niejednolitość społeczeństwa. Chruślińska z Tymą mówią chociażby o tym,, jak licznie ukraińscy żołnierze bronili II Rzeczpospolitej przed Niemcami podczas kampanii wrześniowej.
Cezurą dla życia tej społeczności jest akcja „Wisła”, która według Tymy stanowiła coś na kształt „końca świata” – był to kres istnienia niepolskiej społeczności na ziemiach, na których ludzie ci mieszkali od wieków. Celowa atomizacja przesiedleńców na obszarach poniemieckich spotęgowała proces wynarodowiania. Obywatelom PRL-u o pochodzeniu ukraińskim czy łemkowskim trudno było manifestować swoją odmienność. Dużą rolę odgrywał też strach przed represjami, a także propagowany przez komunistyczne władze wizerunek Ukraińca jako banderowca-rezuna.
Przypadek Tymy, który uczęszczał do ukraińskiej szkoły i aktywnie uczestniczył w kulturalnym życiu mniejszości, stanowi przykład nie tyle wyjątkowy, co na pewno pozytywny. Niemniej dopiero koniec komunizmu i idąca za tym wolność słowa – a także otwarty na mniejszości narodowe komponent etosu „Solidarności” – sprawiły, że kwestia ukraińska zaczęła być postrzegana w bardziej zniuansowany sposób.
Problem z wielogłosem
„Sploty” to jednak nie tylko możliwość bliższego zapoznania się z ukraińskim postrzeganiem pamięci historycznej czy zajrzenia za kulisy życia ukraińskiej mniejszości w PRL-u i później. Rozmowa Chruślińskiej z Tymą jest przede wszystkim pewnego rodzaju ćwiczeniem intelektualnym.
Niezależnie od tego, do jakiego stopnia prezentowana przez Tymę wizja przeszłości jest zgodna z naszymi przekonaniami, stanowi ona wersję konkurencyjną wobec tej, która w Polsce uchodzi za głównonurtową, a więc stawiającej interes państwa i narodu polskiego jako nadrzędny. Oczywiście, wizja ta występuje w wielu odmianach i jest wyrażana przez różne środowiska intelektualne – bardziej bądź mniej otwarte na inność, w kontekście wschodnim zaś lepiej lub gorzej rozumiejące doktrynę Giedroycia-Mieroszewskiego. Tak czy inaczej, do tej pory debata toczyła się w społeczeństwie przeważnie monoetnicznym, z pojedynczymi głosami przedstawicieli mniejszości. Wyraźnymi, ale ilościowo nie przedstawiającymi konkretnej siły.
Tymczasem na przestrzeni ostatniej dekady sytuacja zaczęła się znacząco zmieniać – i to nie tylko za sprawą rosnącej migracji zarobkowej, która trwale wpisała się w krajobraz polskich miast. Charakter Polski jako kraju o jednolitej strukturze etnicznej zaczął ulegać dynamicznym zmianom pod wpływem zarówno napływowej siły roboczej, jak i negatywnych zjawisk za wschodnią granicą. Przede wszystkim wojny rosyjsko-ukraińskiej, ale także postępującej totalitaryzacji Rosji i Białorusi.
Rosyjska inwazja na Ukrainę z zeszłego roku sprawiła, że w Polsce pojawiły się kolejne setki tysięcy Ukraińców, uchodźców i uchodźczyń wojennych. Nawet gdyby wojna miała się zakończyć jutro, część z nich tutaj zostanie i wrośnie w polskie społeczeństwo. Już teraz korzystają z usług publicznych, co siłą rzeczy zmusza ich do kontaktów z Polakami. Dzieci ukraińskie uczęszczają chociażby do polskich szkół, w których prezentowana wizja historii jest „szyta” przez tych, którzy dorastali w Polsce monoetnicznej.
Sam proces wrastania w Polskę ludzi o innym pochodzeniu etnicznym nie dotyczy jednak tylko cudzoziemców ze wschodniej Europy. Ukraińcy, ze względu na swoją liczebność, są po prostu najbardziej widoczni. Żyjąc tutaj, pracując i otrzymując w pewnym momencie polskie obywatelstwo, osoby o innym etnosie naturalnie będą domagać się partycypacji w życiu politycznym, a także swojego przedstawicielstwa. Wpływać to będzie na przestrzeń publiczną, chociażby na edukację.
Symbioza czy konflikt?
Osoby reprezentujące mniejszości będą się naturalnie ścierać z tymi, którzy stać będą na straży Polski o jednolitej strukturze narodowościowej. W „Splotach” Tyma mówi o tym, że Polska wciąż ma problem z aprobatą dla wielogłosowości: „Zróżnicowanie kulturowe, postrzeganie przeszłości przyjmuje się tylko w kategoriach teorii albo dużego oddalenia czasowego. Natomiast kiedy mniejszość zaznacza jakieś systemy wartości, przestrzeń, znaki – jest już gorzej. Ich historia i kultura mogą stanowić co najwyżej tło”.
I tutaj rozmowa Chruślińskiej z Tymą niosą ze sobą wartość dodaną. Wystawiają bowiem czytelnika na osobistą konfrontację z tezami, które nie współgrają z tym, do czego można było przywyknąć. Tematyka rozmowy nie wykracza jednak poza spór wewnątrzkrajowy – prezentuje bowiem zdanie „innego”, z tym że takiego, który jest jak najbardziej uprawniony do dyskusji o wspólnym kraju.
Ze „Splotów” można wyciągnąć naukę o tym, co nie działa i czego, w trosce o przyszłość, należałoby uniknąć. Niebezpieczeństwo kryje się zarówno w polityce przymusowej asymilacji, jak i mimowolnego wypychania mniejszości do intelektualnych gett. O ile ten pierwszy scenariusz wydaje się mało prawdopodobny ze względu na zupełnie inne realia, niż te przedwojenne, o tyle powstanie paralelnych, nieprzenikających się baniek to wciąż duże zagrożenie.
Na szczęście Tyma z Chruślińską pokazują też fundamenty, na których można budować – i tutaj koronnym przykładem jest solidarność i wsparcie, jakie Polacy okazali Ukraińcom po 24 lutego 2022 roku. Otwarcie się na długotrwałą symbiozę wielu etniczności to w Polsce rzecz konieczna – procesów migracyjnych nie zatrzymamy, a różnorodność i jej akceptacja to po prostu część polskiego dziedzictwa. Być może wyparta, ale wciąż istniejąca.
Książka:
Iza Chruślińska, „Sploty – o Ukraińcach z Polski. Rozmowy z Piotrem Tymą”, wyd. słowo/obraz terytoria, Warszawa 2023.
Skoro tu jesteś...
...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa
Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.
Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!
PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU
KOMENTARZE