Jeśli podsumować krótkim hasłem ostatnie tygodnie PiS-u, brzmiałoby ono: pochwała niekonsekwencji. Przypadek pierwszy, premier Mateusz Morawiecki: „Na wschodzie widzimy grupę Wagnera, która ma się przemieścić na Białoruś, a na zachodzie działa grupa Webera. Wiecie, co to jest grupa Webera. Weber–Tusk”. Premier polskiego rządu przeciwstawia sobie grupę zbrodniarzy wojennych i polityczną frakcję chadecji w Parlamencie Europejskim. Z jednej strony rosyjskie masakry na cywilach, z drugiej świat zachodni, Unia Europejska i legalna opozycja – dla Morawieckiego widocznie nie ma różnicy.
Morawiecki nawiązywał w tej wypowiedzi do słów Manfreda Webera, przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej (EPP), do której należą również PO i PSL, a który powiedział w wywiadzie prasowym: „Jesteśmy jedyną siłą, która może zastąpić PiS w Polsce”. PiS oburzało się, że Niemcy chcą w ten sposób wpływać na nasze wybory, a przy okazji ujawniają preferencje i zależności polityczne.
Natomiast zaledwie kilka dni później do Warszawy przybyła premier Włoch Giorgia Meloni, której partia należy do frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której należy również PiS. Jak powiedziała Meloni: „Nam bardzo zależy, jest kwestią podstawową, aby PiS i premier Mateusz Morawiecki nadal stali na czele tego kraju, ponieważ jest to w dobrym interesie nie tylko naszej rodziny politycznej, ale też w interesie całej Europy”. Cóż, wypowiedź szefowej rządu Włoch w czasie oficjalnej wizyty ma z pewnością poważniejszy status niż słowa szeregowego niemieckiego polityka w gazecie. A zatem można by powiedzieć: na południu Grupa Meloni (jak również „Grupa Laokoona”).
Migracyjne sztuczki
Mimo wcześniejszych wypowiedzi, Morawiecki znienacka zaprosił wszystkie partie parlamentarne do Kancelarii Premiera na spotkanie na temat polityki migracyjnej UE. PiS grzeje temat w celach wyborczych, zapowiada referendum w tej sprawie i sprzeciwia się obowiązkowej relokacji – chociaż to właśnie Meloni forsuje takie rozwiązanie, natomiast unijna komisarz spraw wewnętrznych Ylva Johansson powiedziała, że „nigdy nie było, nie ma i nie będzie przymusu, by Polska przyjęła uchodźców – i polski rząd wie to od czasu negocjacji nad nową polityką migracyjną”.
Platforma oczywiście nie przyszła na spotkanie do premiera, węsząc podstęp. I nie wiadomo, czy minęło pięć minut od jego zakończenia, a cała maszynka ruszyła od nowa. Rzecznik rządu Piotr Müller napisał, że „samodzielność i decyzyjność Donalda Tuska i PO kończą się tam, gdzie zaczynają się interesy grupy Webera”. Oficjalny profil PiS-u i premier Morawiecki opublikowali film pod hasłem: „Czy już wiesz, dlaczego PO nie przyszła na spotkanie w sprawie nielegalnej migracji?”. Na jakiej zasadzie PiS oczekuje, że ktoś przyjdzie na rozmowy, jeśli wcześniej i później wyzywa go od zdrajców i porównuje do zbrodniarzy wojennych, trudno powiedzieć.
Jeden premier w dwóch osobach
Inna tajemnica, której rozwiązania nie znamy, a powinniśmy, brzmi następująco: dlaczego Jarosław Kaczyński wrócił do rządu? W rozmowie z Krzysztofem Ziemcem w RMF FM prezes PiS-u powiedział, że w rządzie będzie odpowiadać za „sukces wyborczy”. Ale takie wyjaśnienie brzmi jak wykorzystanie instytucji państwowych do celów partyjnych. Zwycięstwo wyborcze nie jest działem administracji rządowej, żeby wicepremier mógł za to odpowiadać. Jeśli Kaczyński nie ma w rządzie żadnej realnej roli, a jest tam w celach partyjnych, to nie powinien do niego wracać. Rząd nie kandyduje w wyborach – głosujemy na partie polityczne.
Oczywiście, można stwierdzić, że Kaczyński ma w rządzie rozstrzygać konflikty osobiste i wzmocnić swoim autorytetem premiera Morawieckiego. Media obiegły zdjęcia z posiedzenia rządu, na którym Kaczyński wraz z Morawieckim siedzą u szczytu stołu, niczym jeden premier w dwóch osobach, ewentualnie premier i nadpremier. Wiele osób wzrusza na to ramionami, bo przyzwyczaiły się do podobnych sytuacji. Ale czy wewnątrzpartyjne gierki PiS-u to naprawdę powinien być problem państwa polskiego? Jeśli Kaczyński chce się zachowywać jak premier, to jest na to odpowiednia procedura w parlamencie.
Morawiecki bezradny
Dziwność takiego postępowania ukazuje nawet komentarz prezydenta Dudy, gdy został zapytany o sytuację w wywiadzie dla Radia Zet. Jak stwierdził, „uśmiecham się, bo widziałem te wszystkie zdjęcia i memy. Pośmiać się można, ale to sprawy techniczne”. Cóż, „pośmiać się można” to nie jest zwyczajowy komentarz na temat zasad pracy rządu. Takie wyjaśnienie nie brzmi zresztą zbyt przekonująco w ustach polityka, który przywiązuje akurat szczególną wagę do kwestii własnego statusu. Dopytany o sprawę przez Bogdana Rymanowskiego, Duda powiedział trochę nerwowo: „Wszyscy wiedzą, kto jest liderem PiS, kto ma przewagę nad innymi ugrupowaniami. Głównym czynnikiem decyzyjnym jest Jarosław Kaczyński”. A zatem jednak nie sprawa techniczna.
Jak na ironię, swoją władzę podważył wkrótce również sam Morawiecki. W czasie internetowej sesji z publicznością na Facebooku, polityk odpowiadał na pytanie o to, kiedy Polska uzyska pieniądze na Krajowy Plan Odbudowy, zatrzymane przez Komisję Europejską z powodu PiS-owskiego ataku na sądownictwo. Premier stwierdził, że jest to pytanie do opozycji. I tak kolejny raz okazuje się, że w Polsce od ośmiu lat rządzi opozycja – a Morawiecki bezradny, nic nie może.
* Źródło ilustracji użytej jako ikona wpisu: Laokoon Karikatur Wilhelm Scholz / Wikimedia Commons