Milan Kundera. Źródło: Elisa Cabot, Wikimedia Commons (CC BY-SA 2.0)

Kiedy kilkanaście lat temu pewien znajomy o konserwatywnych poglądach spytał mnie, jaki rodzaj liberalizmu jest mi bliski, odpowiedziałem bez wahania – ten spod znaku Kundery. Znajomy nie krył zaskoczenia. Jak to? Liberalizm Kundery? Na czym niby miałby polegać?

Spodziewałem się takiej reakcji. W twórczości Kundery nie jesteśmy przecież w stanie znaleźć niczego o gospodarce, politycznych instytucjach czy dobrze urządzonym państwie. Budować myśl polityczną na literaturze i rozważaniach o literaturze to jak fundować nauki przyrodnicze na alchemii. Mój rozmówca, by pozbyć się dysonansu poznawczego, zrobił jedyną możliwą w takiej sytuacji rzecz – potraktował moją wypowiedź jako żart.

Miał trochę racji. Przywołując Kunderę, zrobiłem unik, uciekłem od kategoryzowania moich poglądów za pomocą przeróżnych izmów. Zestaw sztywnych ideologicznych przegródek zawsze wzbudzał we mnie nieufność i niechęć. Zresztą w stosunku do swoich przemyśleń Kundera sam pewnie nigdy by nie użył słowa „liberalizm”.

A jednak jeśli pozbieramy skrzętnie rozrzucone w prozie Kundery myśli, dostaniemy coś, co śmiało może być fundamentem pewnego rodzaju liberalnej wrażliwości czy też szerzej – liberalnej kultury. Co się na nią składa?

Nie istnieje jedna prawda 

To, czego uczy nas europejska powieść. Jest ona ważna dla Kundery nie tylko jako prozaika, ale również teoretyka literatury. W 1986 roku wydaje on zbiór esejów, wywiadów i mów na temat historii i znaczenia tego gatunku pt. „Sztuka powieści”. W otwierającym tom eseju „Wzgardzone dziedzictwo Cervantesa” zwraca uwagę na moment jej pojawienia się. Jeśli przyjąć, że pierwszym twórcą europejskiej powieści był autor „Don Kiszota”, to jej narodziny zbiegają się z narodzinami nowożytnej filozofii spod znaku Kartezjusza. To preludium końca teocentrycznej wizji świata z jednym i niepodzielnym Bogiem Najwyższym Sędzią, który zawsze jest ostatecznym punktem odniesienia. Cervantes zdaje się tu iść pod ramię z Kartezjuszem, jednak o ile mechanicystyczna filozofia wyrywa człowieka Bogu, po to, by na koniec, w XX wieku, podporządkować go Technice i Historii, o tyle powieść jest od początku do końca domeną wolności.

Jakiej wolności? I co dokładnie pokazuje nam Cervantes?, pyta Kundera. Natychmiast też odpowiada: przede wszystkim, że świat jest wieloznaczny, że nie istnieje jedna prawda, lecz „ogrom prawd sobie przeczących”, że różnorodność to podstawowa cecha prawdziwie ludzkiej rzeczywistości. Powieść to odkrywanie indywidualizmu lub lepiej – indywidualności człowieka, czego nie należy mylić z pochwałą egoizmu. Dzieło powieściowe, nastawione na jednostkowe życie, opowiada o nim zawsze w liczbie mnogiej – wsłuchuje się w drugiego, w wielu. Przy tym dla powieściopisarza fakt, że nie da się sprowadzić świata ludzkich wartości i dążeń do jednego spójnego systemu, nie jest zagrożeniem, lecz szansą. Na co? Na samopoznanie. Powieść dostarcza nam wiedzy o ludzkim świecie w ruchu, świecie stającym się, takim, na którego fluktuacje nie jesteśmy się w stanie przygotować studiując historię lub nauki przyrodnicze, a który nieustannie stawia nam wyzwania. 

Kundera mówi dobitnie o tej cesze powieści w rozmowie z Christianem Salmonem, również zamieszczonej w przywołanym tomie: „Historyk opowiada nam o wydarzeniach, które się rozegrały. Natomiast zbrodni Raskolnikowa nigdy nie było. Powieść nie bada rzeczywistości, lecz egzystencję. A egzystencja nie jest tym, co się wydarzyło, jest polem ludzkich możliwości, tym wszystkim, czym człowiek może się stać, do czego jest zdolny”. 

Powieść przejmuje więc w świecie nowożytnym stare zadanie filozofii i staje się – by użyć formuły badacza starożytności Pierre’a Hadota – współczesnymi ćwiczeniami duchowymi.

Okres schyłkowych paradoksów

Wciąż żywa tradycja powieści europejskiej jest dla Kundery odtrutką na proces redukcji życia człowieka do jednej wyizolowanej funkcji: społecznej, ekonomicznej, politycznej czy religijnej. Odtrutka ta jednak zmienia się w czasie. Powieść ma swoją historię, a ta prowadzi do pewnego paradoksu. Powieściopisarz siłą rzeczy jest sejsmografem przemian, które zachodzą dookoła niego. Kartezjańska z ducha emancypacja człowieka spod władzy Boga zdaje się na początku nieść wyzwolenie. Człowiek ma być „panem i władcą natury”. Tak się jednak nie dzieje. Wiek XX wyraźnie pokazuje, że człowiek, jak podsumowuje Kundera, „nie jest panem ani natury (która z wolna znika z naszej planety), ani Historii (która wymknęła mu się), ani siebie (rządzą nim irracjonalne siły jego duszy)”. Pozostaje mu tylko nieznośna lekkość bytu, zawieszone w próżni „ja”.

Na tę kondycję współczesnego człowieka reaguje także powieść. Wielką zasługą Kundery jest ukazanie, jak sobie ona radzi z tym „okresem schyłkowych paradoksów”. Przewodnikami są dla niego Kafka, Musil, Broch, także nasz Gombrowicz, a więc wielcy modernistyczni twórcy środkowoeuropejscy.

Przymiotnik „środkowoeuropejscy” ma tu znaczenie. To właśnie w tej części kontynentu Europa po raz pierwszy mogła zobaczyć, jak wygląda proces jej rozpadu. Ma też znaczenie słowo „modernistyczni”. Kundera jest świadomym kontynuatorem modernistycznej tradycji powieści, a także jej przenikliwym egzegetą. Według niego tylko modernizm mógł unieść temat ludzkiej egzystencji, z której wyparowała wszelka substancjalność. Kafka o wiele lepiej niż surrealiści połączył to, co prawdopodobne z tym, co irracjonalne, a także ogołocił swoich bohaterów z wszelkich wewnętrznych i zewnętrznych cech, by uwypuklić to, że w świecie, w którym człowiek staje się przedmiotem Historii, Techniki lub irracjonalnej Siły, to kim lub czym jesteśmy, nie zależy już od nas, lecz od przypadku. Broch i Musil uczynili z powieści intelektualną syntezę: połączyli narracyjną prozę z esejem, reportażem, aforyzmem, wierszem, tworząc z nich polifoniczną całość i nie pozwalając przy tym, by utraciła to, co dla niej swoiste.

Lektura powieści modernistycznej nie jest prosta. Jej gęstość i forma stawiają opór. Język wymyka się prawidłom. Sztuka opowieści zdaje się niekiedy chromać. Bohaterowie wymykają się opisowi. Coś się zacina, coś przeskakuje, coś zgrzyta. Kundera pokazuje jednak, że to precyzyjnie skonstruowany mechanizm, który unaocznia jedną z możliwości ludzkiej egzystencji w zbankrutowanym świecie. To ostrzeżenie, które wbrew postmodernistycznym przewrotom nie straciło na znaczeniu.

Powieść, pisze Kundera, jest krucha, jej historia może mieć swój koniec, tak jak miała swój początek, ale ten gatunek wciąż jest bardzo pojemny, wciąż najlepiej jest w stanie opisać „pokrzywione drzewo człowieczeństwa”, wymykające się wszelkim uproszczonym analizom. Kundera wiedział o tym aż nadto dobrze. Za jego namysłem nad sztuką powieści szło pisarskie doświadczenie. Wciąż nie zestarzały się jego „Żart”, „Nieznośna lekkość bytu”, „Księga śmiechu i zapomnienia”, „Życie jest gdzie indziej”. Nie zestarzały się też jego eseje, które każą pamiętać, że „każda powieść mówi czytelnikowi: «rzeczy są bardziej złożone, niż myślisz»”. To jedna z głębszych liberalnych lekcji.

 

Bibliografia:

Milan Kundera

– „Sztuka powieści”, przeł. Marek Bieńczyk, wydanie II zmienione, PIW, Warszawa 2004.
– „Zdradzone testamenty. Esej”, przeł. Marek Bieńczyk, PIW, Warszawa 1996.
– „Nieznośna lekkość bytu”, przeł. Agnieszka Holland, PIW, Warszawa 1996.