Czytam wszystkie książki o śmierci, traumie, żałobie, które wpadną mi w ręce. Tak, wiem jak to brzmi. Nie jest to rzecz, do której należy się publicznie przyznawać. A jednak na polskim rynku od kilku lat wydawcy stawiają na tego typu literaturę, by wymienić tylko: „Umarł mi. Notatnik żałoby” Ingi Iwasiów (2013), „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” Marcina Wichy (2017), „Kontener” Marka Bieńczyka (2018), „Porozmawiajmy o śmierci przy kolacji” Michaela Hebba (2019), „Soroczkę” Angeliki Kuźniak (2020), „Bezmatek” Miry Marcinów (2020), „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję” Mateusza Pakuły (2021), „Dziadka nie ma” Michała Turowskiego, wznowienie „Roku magicznego myślenia” Joan Didion (2021), „Wszystko dla naszych zmarłych. Opowieści tych, co zostają” Vinciane Despret (2021), a ostatnio „Ten się śmieje, kto ma zęby” Zyty Rudzkiej (2022). W tym roku możemy dopisać do tej listy „Dzbanek rozbity. Sceny z życia, choroby, śmierci i żałoby” Wojciecha Czuchnowskiego.

Dziennik żałoby

Książka dziennikarza związanego z „Gazetą Wyborczą” to przede wszystkim osobisty dziennik pisany po śmierci żony, która przez kilka lat chorowała na nowotwór złośliwy. Diagnoza: rak piersi, leczenie, krótkie miesiące nadziei i nawrót choroby oraz przerzuty. Agnieszka Czuchnowska zmarła 25 maja 2022 roku, a książka miała swoją premierę pod koniec lutego 2023 roku. Czuchnowski przejrzał swoje zapiski z czasów choroby żony, czyli te notowane od roku 2017, wspomnienia, zdjęcia, pamiątki i zebrał je w całość, którą dostaliśmy jako czytelniczki i czytelnicy. To zatem książka pisana pod wpływem emocji i, jak się zdaje, potrzebna przede wszystkim autorowi, który między innymi dzięki niej przeżył żałobę.

Początkowo, jak mówił w wywiadach autor, to miał być dziennik pisany dla najbliższych – dzieci, przyjaciół. Kiedy i dlaczego zmienił zdanie? Bardzo chciałabym się tego dowiedzieć. W kilku rozmowach, które można znaleźć w sieci, mówił, że chce dzięki tej książce przede wszystkim zostawić ślad po Agnieszce, ale też pokazać innym, że osobom ciężko chorym i umierającym najlepiej jest we własnym domu i żebyśmy nie bali się nimi opiekować.

Niestety, to nie takie proste. Każda książka o odchodzeniu i żałobie bierze się ze wspólnego doświadczenia piszących – straty, ale przeżywanie tej straty jest już zupełnie inne dla każdego z nas i cudze cierpienie naprawdę niczego nas nie uczy. Straszny truizm, a jednak powinien wybrzmieć, żebyśmy mogli zadać sobie pytanie – po co zatem piszemy i po co czytamy takie książki? Bo ich ilość na rynku wydawniczym pokazuje, że robimy to chętnie. Krytyka literacka również zwraca uwagę na te tytuły. Marcin Wicha otrzymał m.in. Nagrodę Literacką Gdynia i Nagrodę Literacką Nike, Mira Marcinów Nagrodę Conrada i Paszport Polityki, Zyta Rudzka póki co została doceniona Nagrodą Literacką m.st. Warszawy, ale ma duże szanse na tegoroczną Nike.

Autobiografia czy fikcja?

Dlaczego zatem chcemy czytać o osobistych, a czasem wręcz intymnych, przeżyciach autorek i autorów? Przecież w zasadzie nigdy nie czytamy tych tekstów jako fikcji. Prawie zawsze traktujemy je jako autobiografię albo przynajmniej autofikcję. U Czuchnowskiego pojawia się więcej intymnych szczegółów, które z jednej strony nie są niczym złym – mamy to przecież w wielu książkach wymienionych w pierwszym akapicie, zwłaszcza u Mateusza Pakuły – a jednak te fragmenty stawiają mi opór. Być może dlatego, że jestem kobietą, która czyta o intymności innej kobiety. Wynikający z braku siły, aby wykonać podstawowe czynności higieniczne, przymus całkowitego zdania się na pomoc drugiego człowieka stwarza barierę, która jest w każdym z nas. Z czasem, w sytuacjach ekstremalnych, okazuje się, że możemy (czy po prostu musimy) ją przekroczyć, że w pewien sposób oswajamy sytuację (pod warunkiem, że mamy pełną świadomość).

Narrator momentami sprawia wrażenie, jakby chciał odpokutować za swojej dawne, błędne decyzje, za swoje odejścia i powroty. Jakby potrzebował rozgrzeszenia. Zresztą wiara pojawia się w tej książce, ale po stronie umierającej Agnieszki, która (co wcale nie dziwi) stara się znaleźć spokój właśnie poprzez modlitwę czy sakramenty. To jedna z częstszych postaw ludzi odchodzących, które znamy jako czytelniczki i czytelnicy, ale też po prostu jako ludzie. Tym razem jest jeszcze nadzieja tkwiąca w realizowaniu tu i teraz wspólnej przyszłości, na którą nie będzie później szans. Mamy więc fragmenty pisane z nowego domu, który małżeństwo kupiło na Sycylii, gdzie ostatecznie umiera Agnieszka.

Przedmioty, wspomnienia, pamięć

Co zostaje po śmierci bliskiej osoby? Przedmioty, ubrania, wspomnienia, urywki zdań, zdjęcia, nagrania. Narrator odtwarza krótkie filmiki, które miały ocalić pamięć o starszych rodzicach Agnieszki, gdy ci już odejdą, próbując znaleźć w nich ślad żony. Jest lista lektur czytana przez nich oboje i próba odnalezienia tam odpowiedzi na fundamentalne pytania. Ale czy to może się udać?

Książka Czuchnowskiego powstawała jako osobisty dziennik i tym właśnie jest. Nie znajdziemy tu nic ponadto. Być może takie właśnie było założenie, ale ja nie bardzo wiem, co mam z nią zrobić. Nie mam bowiem prawa oceniać cudzych emocji i sposobów, w jaki ktoś radzi sobie ze stratą i żałobą. Literacko nie ma tu niestety niczego więcej – ani na poziomie języka, ani próby opowiedzenia o czymś jeszcze, jak robi to Pakuła, zgłaszający postulat odnośnie legalnej eutanazji w naszym kraju, czy Rudzka, która jako jedyna wśród autorów wymienionych na początku tekstu, tworzy fikcyjną postać Wery – kobiety broniącej się wszelkimi sposobami przed wpisaniem jej postaci we wzorzec wdowy, jaki panuje w polskim społeczeństwie.

Ale może właśnie ktoś znajdzie akurat w tej książce nadzieję, pocieszenie, a może schemat zachowań, które uważa za właściwe. Albo po prostu siłę do dalszego trwania.

 

Książka:

Wojciech Czuchnowski, „Dzbanek rozbity. Sceny z życia, choroby, śmierci i żałoby”, wyd. Agora, Warszawa 2023.