Wojny chwilowo nie będzie: regionalne ugrupowanie ECOWAS nie zrealizowało swego ultimatum wobec nigeriańskiej junty i nie podjęło działań zbrojnych, choć zamachowcy ani nie przywrócili w kraju demokracji, ani nie uwolnili przetrzymywanego w areszcie domowym prezydenta Mohameda Bazouma, którego dwa tygodnie temu pozbawili władzy.

Uchwalone równocześnie sankcje gospodarcze (m.in. Nigeria odcięła dostawy prądu, pokrywające 70 proc. zapotrzebowania Nigru) też nie wystarczyły. Groźba interwencji nie była jednak bez pokrycia: zrzeszający 15 państw Afryki Zachodniej ECOWAS w przeszłości interweniował, z różną skutecznością, przeciwko zamachowcom w Liberii, Gwinei czy Czadzie. Trudno też przypuszczać, by sojusznicy wystraszyli się deklaracji Mali i Burkiny Faso, również rządzonych przez puczystów, które oznajmiły, że atak na Niger uznają za atak na samych siebie; solidarność wyraziła też junta gwinejska, acz bez deklaracji reakcji zbrojnej.

Jednak żadna kombinacja państw regionu nie może stawić czoła dwustumilionowej Nigerii będącej trzonem ECOWAS, tym bardziej, że przyłączenie się do ewentualnej interwencji zadeklarował także regionalnie znaczący Senegal. Na razie jednak sojusznicy graniczący z Nigrem przenieśli samoloty wojskowe na pograniczne lotniska, zaś Niger zamknął swą przestrzeń powietrzną, wywołując chaos w komunikacji lotniczej nad Afryka zachodnią – i poprosił o pomoc Jewgienija Prigożyna i jego Grupę Wagnera. Na czwartkowym szczycie w stolicy Nigerii Abuży sojusznicy mają zdecydować, co dalej.

Wojskowe przewroty na fali

Niger, jedno z najbiedniejszych państw świata, jest kolejnym państwem rozciągającego się w Afryce od Atlantyku po Morze Czerwone Sahelu, w którym doszło do zamachu stanu. W ciągu ostatnich trzech lat wojskowi objęli władzę nie tylko w Mali i Burkinie Faso (w każdym z tych państw dwukrotnie), ale także w Gwinei, Czadzie i Sudanie, gdzie obecnie szaleje wojna domowa miedzy dwiema frakcjami sił zbrojnych.

Wojskowe przewroty cieszą się tam pewną popularnością, gdyż obiecują skuteczne rozprawienie się z buntami islamskich dżihadystów, oraz poprawę katastrofalnej z reguły sytuacji gospodarczej, przypisywanej neokolonialnej eksploatacji Zachodu, która jest głównym powodem tego buntu; na Sahel przypada niemal połowa rocznej liczby ofiar islamskiego terroryzmu w świecie. Po przewrotach junty pozbywały się zachodnich wojsk i traciły zachodnią pomoc, po czym jednak często musiały zwrócić się o wsparcie do grupy Wagnera i ściągnąć rosyjskich czy chińskich inwestorów.

Sytuacja ludności się od tego nie poprawiała, choć pozostawała przynajmniej satysfakcja, że się zagrało kolonialistom, dawnym i neo, na nosie. To było za mało, by wyciągnąć kraj z wojny i kryzysu, zaś koszty militarne, polityczne i gospodarcze rządów wojskowych są wysokie. Stąd nieubłagana wrogość ECOWAS wobec rządów junt.

Geopolityczne konsekwencje personalnych animozji

W Nigrze jednak armia, wspierana przez półtoratysięczny kontyngent francuski i tysięczny amerykański, odnosiła w ostatnich latach sukcesy w walce z dżihadystami. Instytucje państwa cieszyły się większym, niż gdzie indziej legitymizmem: demokratycznie wybrany w 2021r. prezydent Bazoum zastąpił na tym stanowisku swego poprzednika który, po odbyciu dwóch kadencji nie sięgnął, jak to często w Afryce bywa, po trzecia, lecz uszanował konstytucje i wycofał się z życia publicznego.

Bazoum nie przeprowadził też czystki jego zwolenników; zachował nawet na stanowisku komendanta strzegącej jego bezpieczeństwa gwardii narodowej generała Abdulrahmana Tchiani. Po dwóch latach władzy zapragnął jednak komendanta zmienić –a ten w odpowiedzi dokonał zamachu stanu. Często nie doceniamy roli ambicji osobistych w polityce: wojny domowej w Sudanie by nie było, gdyby nie osobista nienawiść dowodzącymi dwoma odłamami sił zbrojnych generałów.

Reszta nigeriańskich sił zbrojnych dołączyła do zamachu niechętnie, i jedynie, jak głosił komunikat junty, by „nie dopuścić do bratobójczych walk w armii”. Jak się wydaje, warunkiem było też przyzwoite potraktowanie obalonego prezydenta, który nadal bezpiecznie przebywa z rodzina w swej rezydencji, i nawet mógł podyktować z niej przez telefon artykuł do „Washington Post”, potępiający pucz. Dopiero w sobotę odebrano mu karty do telefonu, oraz odcięto rezydencji wodę i prąd.

Groźba zewnętrznej interwencji zjednoczyła też armię, która zapowiedziała obronę ”każdej piędzi ojczystej ziemi”, oraz zmobilizowała nielicznych dotąd zwolenników zamachu, których 30 tysięcy manifestowało swe poparcie na stołecznym stadionie. Przeciwnicy, jak się wydaje, tez jednak nie są liczni: zamach odbył się bezkrwawo. Większość mieszkańców Niamey, spodziewając się szturmu stolicy, rozpaczliwie stara się ją opuścić.

Krzywda, nędza i uran

Możliwość interwencji ECOWAS poparła Francja, lecz Stany Zjednoczone nie uznały nawet oficjalnie puczu za pucz, co skutkowałoby odcięciem pomocy dla Nigru, którego dwie piąte budżetu pochodzi właśnie z pomocy międzynarodowej. Ważną rolę pełnią również dochody z eksploatacji surowców naturalnych: uranu, ropy i złota.

Eksploatację prowadzą jednak obce koncerny, i pieniędzy w kraju zostaje niewiele; stąd i nędza, i poczucie krzywdy. Trudno jednak przypuszczać, by rosyjscy czy chińscy inwestorzy, których wojskowi mogą sprowadzić, traktowali Nigeriańczyków lepiej – ale nigeriański uran pokrywa większość zapotrzebowania Francji, i jego utrata byłaby niezmiernie dla Paryża bolesna.

Walka z dżihadyzmem niewątpliwie ucierpi, zwłaszcza po nieuchronnym, jak się wydaje, wycofaniu wojsk zachodnich. Jeśli zastąpią je ludzie Prigożyna, islamiści – ale także ich ofiary – zatęsknią zapewne za kolonialistami.

Co więcej, jeśli wojska nigeriańskie ruszą na granicę, to dżihadyści mogą z kolei ruszyć na Niamey. Jeśli by do wojny doszło, można by się obawiać powtórki z Konga, gdzie na początku wieku przynajmniej cztery miliony ludzi zginęły w konflikcie między dwiema kontynentalnymi koalicjami, walczącymi jakoby po obu stronach kongijskiej wojny domowej, a w rzeczywistości o kontrolę nad bajecznymi zasobami tego przeraźliwie biednego kraju.

„Niger nie może stać się Wietnamem Nigerii”

Co więcej – właśnie dzięki poprawie sytuacji bezpieczeństwa –Niger stał się głównym kanałem przerzutowym kandydatów na migrantów do Europy z głębi kontynentu do śródziemnomorskich wybrzeży. Prezydent Bazoum obiecał pomoc w ograniczaniu migracji; wojskowi będą mieli inne zmartwienia.

Na razie jednak nigeryjską interwencję w Nigrze zablokował senat Nigerii, zaś świeżo demokratycznie wybranemu prezydentowi nie wypada walczyć o demokrację za granica, jeśli by miało to oznaczać pogwałcenie jej u siebie.

Przyczyna veta jest prosta: kraju, wycieńczonego wieloletnia wojną domową z islamistami z Boko Haram oraz szalejącą inflacją nie stać po prostu na kolejna kosztowna wojnę. ”Niger –pisze prasa w Abudży –nie może stać się Wietnamem Nigerii”. Ale czy lepiej będzie, jeśli stanie się, jak większość Sahelu, kolejnym państwem upadłym?