Jarosław Kuisz: Kryzys wieku średniego – pojęcie wszystkim znane, ale co ono tak naprawdę oznacza? Kieran Setiya, autor książki o tym tytule, cytuje opinię trzydziestokilkuletniego pacjenta z eseju psychoanalityka Elliotta Jaquesa z 1965 roku: „Do tej pory moje życie wydawało się bezkresną wspinaczką pod górę, a przed oczyma miałem tylko odległy horyzont. Teraz jednak nagle ogarnęło mnie wrażenie, że dotarłem na szczyt. Teraz ciągnie się przede mną droga w dół, a na jej końcu, trzeba przyznać, że dosyć odległym, czeka śmierć”. 

Tomasz Stawiszyński: Książka bardzo mi się podobała, nawet do tego stopnia, że napisałem blurba na okładkę – ale jedna mała krytyka. To mnie właśnie zdziwiło, że autor tak głęboko spenetrował historię myśli psychoterapeutycznej i filozoficznej, a nie natrafił na kogoś, kto w moim przekonaniu jest właściwym ojcem współczesnego myślenia o kryzysie w wieku średniego, czyli na Carla Gustava Junga. On nie używa może tego sformułowania, ale mówi o trudnym i przełomowym momencie kryzysowym w połowie życia. Poświęca temu bardzo dużo miejsca w swoich tekstach, opisuje przypadki pacjentów, którzy zmagają się właśnie z tego typu problemami. 

Zasadnicza myśl Jungowska jest taka – czy do dzisiaj tak jest we współczesnym świecie, to możemy jeszcze za chwilę porozmawiać – że struktura społeczna, kulturowa tak nas prowadzi przez życie, że mniej więcej przez pierwsze 30, 35, 40 lat całe swoje siły inwestujemy w budowanie pozycji społecznej, zdobywanie kompetencji, pięcie się po drabinie, realizowanie tego wszystkiego, co podobno w życiu trzeba zrealizować: praca, miłość. I potem powstaje pytanie: co dalej? Czy jeszcze coś więcej czeka mnie w życiu? No i też powstaje pytanie o konfrontację z przemijaniem, ze stratą. Z tym, że śmierć przestaje być abstrakcją, a staje się czymś bardzo realnym, bo bliscy zaczynają odchodzić. Rodzice, dziadkowie, może też przyjaciele. I zaczyna się moment poszukiwania głębszego sensu, jakiejś narracji, która mi to wszystko opowie. 

No a dzisiejsza kultura jest taką, w której narracje przestały być tak wszechogarniające. Nie ma już jednej religii, która formuje ludziom światopogląd, jednej opowieści metafizycznej, jednego mitu. Potrzebujemy nowych i stąd ten kryzys staje się taki dojmujący. Tu autor pokazuje, że na te wszystkie pytania filozofia ma ciekawe, a w każdym razie inspirujące odpowiedzi. 

W pewnym miejscu autor przywołuje tekst kultury ze starożytnego Egiptu – już 2000 lat przed Chrystusem ktoś miał przeżywać kryzys wieku średniego.

Katarzyna Kasia: Wiecie co, czytałam te książki i myślałam sobie o tym, że są takie różne wynalazki współczesności, jak kryzys wieku średniego czy blue Monday – dzień, kiedy jesteśmy statystycznie najbardziej nieszczęśliwi. No a tutaj autor pisze, że kryzys wieku średniego to jest faza względnego niezadowolenia z życia, która koreluje z wiekiem. Przywołuje różne statystyki, według których okazuje się, na przykład, że tym najtrudniejszym dla człowieka wiekiem jest 46. rok życia. 

I generalnie w filozofii to, o czym Tomku przed chwilą mówiłeś, czyli świadomość własnej śmiertelności, jest kwestią absolutnie centralną. Trudno pomyśleć o filozofii, nie odnosząc się do tego, co Jaspers nazywał sytuacją graniczną, wokół czego zbudowano filozofię egzystencji. To jest cała myśl Schopenhauerowska, a jakbyśmy się tak cofali, to pewnie dojdziemy do Talesa z Miletu.

Ale myślę sobie, że jest tu coś takiego, co być może nie było nazwane, akurat w tej połowie wędrówki życia, jak u Dantego. Być może – i to wykracza poza przywoływane w książce dane statystyczne – to jest kwestia osobista. I tego, że te rozwiązania filozoficzne, jeżeli mielibyśmy szukać jakichś wskazówek na życie, są o wiele bardziej uniwersalne. Bo to nie jest tak, że to jest zestaw rad dla ludzi, którzy właśnie wkroczyli w ten niebezpieczny 46. rok życia – zarówno osoby starsze, jak i młodsze się w tych radach odnajdą. To jest to, co filozofia obiecuje od samego początku swojego istnienia, czyli pocieszenie.

To jest też propozycja o tyle szczególna, że próbuje przyszpilić opisywany już od dekad fenomen społeczny, który ma swoją historię. W dość ustabilizowanych społeczeństwach – bo takie założenie chyba mamy w tej książce – jest taki moment, kiedy ludzie mogą pozwolić sobie na luksus zastanowienia się nad swoim życiem dłuższej perspektywie niż dziś i jutro. I ten kryzys wieku średniego przesuwa się w dziejach – dwudziestolatkowie, później trzydziestolatkowie, teraz czterdziestolatkowie. 

TS: Z drugiej strony autor przytacza w książce empiryczne badania, które wydają się falsyfikować tezę o tym, że to właśnie ten moment w średnim wieku jest najstraszniejszy, ponieważ wynika z nich, że ludzie w średnim wieku są generalnie rzecz biorąc najbardziej zadowoleni ze swojego życia. 

Ale odwołałbym się też do książki, o której rozmawialiśmy poprzednim razem, czyli „Kociej filozofii” Johna Graya. 

KK: Czy koty mają kryzys wieku średniego?

TS: John Gray powiedziałby pewnie z zazdrością, Kieran Setiya również, że koty kryzysu wieku średniego nie miewają. Ale ten sposób życia kota można odnieść do pierwszego okresu naszego życia. Wtedy trochę tak jak te koty funkcjonujemy w bezpośredniości doświadczenia, oczywistości tego, co jest do zrobienia, co jest przed nami. Nie myślimy za bardzo o tym, że jest ono tylko tymczasowe. 

KK: Ale dlaczego tak jest? Bo wszystko mamy przed sobą. Wszystko się może wydarzyć. Świat jest pełen nieskończenie wielu możliwości. I ten kryzys wieku średniego przychodzi w momencie, kiedy sobie zdajemy sprawę, że już nie zjemy wszystkich dań. Czyli przestajemy być kotem, wracając do twojej metafory, kiedy okazuje się, że zjemy sto tych myszy z buszującego po strychu miliona, ale pozostałe po prostu tam zostaną. I będzie tam musiał zajrzeć kto inny, bo my nie damy rady.

TS: To jest właśnie super interesujący moment, kiedy widzę już, że jest cały szereg wariantów, których już nie zrealizuję. Przeszedłem jedną drogą i ileś dróg jest przede mną nieodwołalnie zamkniętych. 

KK: Wiecie, pocieszające jest to, że podobno ludzie z naszego pokolenia statystycznie muszą się przekwalifikować dwa razy rzadziej niż nasze dzieci. My jesteśmy jeszcze z takiej generacji, która miała większe szanse na stabilizację – i może oni nie będą mieli kryzysu wieku średniego, bo po prostu nie będą mieli na to czasu? W związku z błyskawicznym postępem technologicznym będą musieli cały czas zdobywać nowe kompetencje.

Doświadczenie kryzysu wieku średniego jest ściśle związane z wyczerpaniem się zasobów cielesnych. Jak mówicie o tym, że wszystkiego nie zrobimy, to jest to również związane z tym, że przychodzi taki subiektywny moment, gdy osoba usłyszy w swoim organizmie taki „klik” – i wie, o co chodzi. Zwykle to prowadzi do rozmowy o psychoterapii, natomiast autor mówi: a może byśmy pofilozofowali na ten temat? Przywołam jeszcze jeden cytat. W latach siedemdziesiątych ukazała się książka na temat kryzysu wieku średniego, która zrobiła furorę: osiągamy wiek średni i „wtedy ludzie mają poczucie, że czas nam się kończy. Dla kobiet życie po trzydziestce i czterdziestce oznaczało punkt zwrotny. W 1974 roku większość z nich nie miała wyższego wykształcenia, a ich dzieci dorastały i odchodziły z domu. Kobiety te musiały wymyślić i zbudować swoje życie na nowo. Na mężczyzn kryzys wieku średniego spadał w wieku około wieku lat 40. Musieli się pożegnać z nierealistycznymi marzeniami, poskromić i przekierować młodzieńcze ambicje. Jest to mało zróżnicowany i zniuansowany obraz kryzysu wieku średniego, ale silnie się zakorzenił w społeczeństwie”. 

KK: I autor zastanawia się nad tym, co możemy zrobić w tym momencie przewartościowania, kiedy trzeba przyjąć inne życiowe priorytety, niż się miało wcześniej. On pisze, że kluczem do szczęścia jest zarządzanie oczekiwaniami – i to jest taki moment, który mi się bardzo podoba. To jest ten aspekt Arystotelesowski, bo on pisze w „Etyce nikomachejskiej” o tym, że szczęśliwy może być człowiek, który dobrze żyje i dobrze się ma – w życiu, które osiągnęło pewną długość. I to jest dla mnie kluczowe. Jak byłam młodsza, to myślałam sobie, że najważniejsze jest to, żeby dobrze żyć i dobrze się mieć. To jest bardzo praktyczne, że po prostu chodzi o to, żeby człowiek miał zaspokojone wszystkie potrzeby – bo zresztą brak dobrego urodzenia czy wykształcenia może zepsuć szczęście bardzo skutecznie, zwłaszcza w starożytnych Atenach.

Ale im jestem starsza, tym bardziej skupiam się na tym, że szczęście można osiągnąć w życiu, które osiągnęło pewną długość. Tu się pojawia aspekt dojrzałości. Człowiek być może po to musi przeżyć ten kryzys, skonfrontować się z własną słabnącą cielesnością czy skonfrontować oczekiwania z rzeczywistością, żeby sobie uświadomić własne szczęście. I potem dopiero można być tak naprawdę człowiekiem świadomie szczęśliwym – odpowiedzieć sobie na pytanie o to, z czego jestem w stanie zrezygnować, na czym jestem się w stanie skupić. Przecież jeżeli człowiek wszystko może, to cytując Kierkegaarda, szybuje w świecie możliwości, ale nie ma zakorzenienia w konkretnym lokalnym szczęściu, które jest możliwe chyba właśnie dopiero po tym, jak się przez ten kryzys przejdzie.

TS: Dlatego tak centralna dla tej problematyki jest kwestia tego, w jakim społeczeństwie żyjemy. Z tego wynika ta mobilność punktu kryzysowego, bo bardzo się zmienia rzeczywistość. W czasach Junga czy nawet w szóstej dekadzie życie mogło mieć klarowną strukturę – człowiek do 30. czy 35. roku życia buduje swoją pozycję zawodową, spłodził dzieci, zarobił pieniądze, osiągnął to, co miał do osiągnięcia – i teraz musi się skonfrontować z głębszymi zagadnieniami dotyczącymi egzystencji, sensu życia. Dzisiaj ludzie w wieku 20–30 lat bardzo często mają poczucie totalnej niestabilności. 

Czy to jest tak, że w sytuacji, w której mamy nakładające się na siebie kryzysy, znika możliwość przeżycia takiego momentu, w którym stwierdzamy, że już dotarliśmy na ten szczyt górki i teraz tylko droga w dół? 

TS: Z jednej strony mamy świat bardzo niestabilny, chaotyczny, w którym trudno o poczucie bezpieczeństwa. I nieustannie się konfrontujemy z różnymi ograniczeniami – i z tym, że nasze różne fantazje i marzenia się rozmijają z rzeczywistością. A z drugiej strony kultura nas pompuje tymi ideałami i marzeniami. Daje nam taki komunikat, że można wszystko. Nawet bariery cielesne nie istnieją, bo jak masz 60 lat to też możesz być fantastycznie umięśnionym, biegającym ultramaratony, supersprawnym gościem. Mam więc wrażenie, że młodsze pokolenia bardzo wcześnie zderzają się z takim z ideałem – i tym właśnie, że nie są w stanie zrealizować tych wszystkich możliwości. Wskaźniki depresji, zaburzeń lękowych, różnego rodzaju problemów psychologicznych w młodszych pokoleniach dzisiaj nie biorą się znikąd. W dużym stopniu wiążą się z tym, w jaki sposób kultura pewne sprawy przedstawia. 

KK: Często słyszymy o tym, że żyjemy w świecie, w którym wszystko jest bardzo płynne. Ta granica wieku też jest płynna. Cały czas mamy teksty – i to zwłaszcza dotyczy kobiet – że sześćdziesiątka jest nową czterdziestką, czterdziestka jest nową dwudziestką itd. Myślę, że takim bohaterem, o którym Setiya nie mógł napisać, a który jest kluczowy dla zrozumienia, o co chodzi z kryzysem wieku średniego, jest inżynier Stefan Karwowski, bohater „Czterdziestolatka”. Jak byliśmy mali, to oni nam się wydawali strasznie starzy. Oni siebie widzieli jako starych. Żyli życiem, którym prawdopodobnie żadne z nas nie żyło i nigdy nie będzie żyć – stała praca w ustabilizowanych godzinach, czas na życie prywatne. Tam to wszystko działa.

To był trochę, a nawet bardzo, film propagandowy – tam Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej.

KK: Ale jest to pewna wizja wieku średniego, na której wyrośliśmy. I mamy problem z kryzysem wieku średniego – cały czas nie wiem, czy ja już go mam, czy go jeszcze nie mam. Tak samo mamy problem z takim Arystotelesowskim szczęściem, wynikającym z tego, że się już osiągnęło dojrzałość. Bo my żyjemy w świecie, w którym wszyscy jesteśmy jakoś tak fundamentalnie niedojrzali. Wzorce dojrzałości, na których nasze pokolenie wyrosło, były ustalone, a my żyjemy w świecie płynnym, który jest wielką zmianą. A już nie mówię o przyspieszeniu tej zmiany, z którym mamy do czynienia od wybuchu pandemii.