Ostatnie wypowiedzi papieża Franciszka nakazywałyby twierdzić, iż Watykan, a ściślej głowa kościoła katolickiego oraz watykańska dyplomacja nie rozumieją Rosji i nie znają historii tego kraju. Jak bowiem inaczej interpretować słowa Franciszka skierowane do młodzieży katolickiej w Petersburgu: „Nigdy nie zapominajcie o dziedzictwie. Jesteście dziedzicami wielkiej Rosji, wielkiej Rosji świętych, rządców, wielkiej Rosji Piotra I, Katarzyny II, tamtego imperium – wielkiego, oświeconego [kraju] wielkiej kultury i wielkiego człowieczeństwa. Nigdy nie wyrzekajcie się tej spuścizny, wy – spadkobiercy wielkiej Matki Rosji, idźcie z tym naprzód. I dziękuję wam – dziękuję za wasz sposób bycia, za wasz sposób bycia Rosjanami”. 

Te słowa, skierowane do młodych katolików rosyjskich, stoją w sprzeczności z tym, czym w istocie była historycznie owa „wielka Rosja […] Piotra I, Katarzyny II”. A była krajem o imperialnych zapędach, bezlitośnie podbijającym ziemie sąsiadów i zniewalającym ludy, które z tradycjami Księstwa Moskiewskiego niewiele miały wspólnego. Wszak to za rządów Piotra I, celem politycznym Rosji stało się uzyskanie dostępu do niezamarzających portów Bałtyku oraz Morza Czarnego. To Piotr I podjął także próby podporządkowania sobie chanatów Azji Centralnej, co wiązało się z podbojem terytoriów sąsiedzkich.  

Z kolei rządy Katarzyny II, to czas rosyjskich podbojów i kolonizacji ziem w regionie Morza Czarnego – to zajęcie przez Rosjan kolejnych terytoriów syberyjskich aż po Kamczatkę i Półwysep Czukocki. Zdobycze terytorialne na Syberii wiązały się z brutalną rusyfikacją syberyjskich autochtonów. Ani Buriaci, ani inne ludy syberyjskie przez stulecia nie miały bowiem wiele wspólnego z Rosją i rosyjskim stylem życia. Żyły swoimi tradycjami i odmienną od rosyjskiej cywilizacją. Rządy Katarzyny II to wreszcie także współudział w rozbiorach Polski. 

Nawoływanie do celebrowania kolonialnego dziedzictwa carskiej Rosji, której ekspansjonistyczne zapędy były kontynuowane przez Sowietów i do których nawiązuje współczesny projekt odbudowy „wielkiej Rosji”, jest delikatnie mówiąc zaskakujące. 

Watykan próbuje się tłumaczyć

Niewiele znaczyła w tej sytuacji opublikowana przez biuro prasowe Watykanu oficjalna informacja, iż „papież zamierzał zachęcić młodych ludzi do zachowania i promowania tego, co jest pozytywne w wielkim rosyjskim dziedzictwie kulturowym i duchowym, a na pewno nie do wychwalania imperialistycznej logiki i osobistości rządzących, cytowanych, by wskazać niektóre historyczne okresy odniesienia”. Trudno bowiem stwierdzić, co miałoby znaczyć to wyjaśnienie w kontekście oryginalnej wypowiedzi Franciszka. 

Czy zatem ludzie Watykanu nie rozumieją Rosji i nie znają jej historii? O tym mogłyby świadczyć liczne wypowiedzi kościelnych hierarchów z ostatnich lat. Wynikało z nich, że traktują oni Rosję jako kraj, z którym można prowadzić dialog na zasadach partnerstwa –  ze zrozumieniem dla interesów Moskwy oraz rządzących tym krajem elit, ale również taki, w którym Moskwa rozumie i bierze pod uwagę stanowiska strony przeciwnej. 

Jednakże przekonanie, iż niekwestionowane błędy w watykańskiej polityce wobec Rosji, są podyktowane jedynie niezrozumieniem, byłoby daleko idącym uproszczeniem. Powodów do – nie waham się napisać – umizgów pod adresem Moskwy Watykan ma więcej. 

Nieodwzajemniona sympatia Watykanu do Cerkwi

Jednym z nich jest wciąż żywy w Watykanie mit o możliwości „nawrócenia Rosji”. Gdy w 1992 roku podróżowałem po Rosji i Azji Centralnej z księdzem Stanisławem Opielą SJ, wielokrotnie słyszałem słowa o potrzebie rechrystianizacji ziem rosyjskich. Duchowny nie mówił o szerzeniu na tych ziemiach wyłącznie tradycji katolickiej, ale właśnie o niesieniu chrześcijaństwa. Tyle tylko, że owa ponowna chrystianizacja, bez względu na intencje, wiązała się z kontaktami z cerkwią moskiewską. A to już wówczas wydawało się ułudą. Przywołam słowa cerkiewnego dysydenta księdza Gleba Jakunina, które zapisałem na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku: „Patriarchat [moskiewski], reagując tak niechętnie na fakt mianowania biskupów katolickich w Rosji, przyznaje […], że uważa kościół katolicki za konkurencję. […] Patriarchat odkrywa wreszcie swój rzeczywisty stosunek do katolicyzmu i katolików”.

Cerkiew nie była i nie jest zainteresowana jakąkolwiek współpracą z katolikami. Co prawda były w przeszłości epizody współpracy władców rosyjskich, choćby Piotra I ze Świętą Ligą, czyli związkiem państw katolickich tworzonym przez papieży w Europie. Była to jednak współpraca podyktowana jedynie doraźnymi interesami Moskwy i nie trwała długo. 

Katolicyzm bowiem postrzegany był w Rosji od stuleci jako cześć wrogiej Rosji kultury zachodniej. Istotne było przy tym przekonanie artykułowane przez ludzi patriarchatu moskiewskiego, iż Rosja i Rosjanie to kraj i naród szczególny. Mówił mi o tym przed laty prawosławny duszpasterz moskiewskiej inteligencji ksiądz Aleksander Borisow, opowiadając o sojuszu cerkwi z rosyjskimi nacjonalistami: „Tych ludzi łączy przede wszystkim poczucie wielkoruskiej dumy, wynoszenie się ponad inne narody i społeczeństwa. […] my Rosjanie, my prawosławni, my zawsze na pierwszym miejscu. Logiczną konsekwencją takiego myślenia jest pragnienie odbudowy imperialnej Rosji, ogromnego państwa…”.

Rosyjski sojusz ołtarza z tronem 

Tak więc podejmowanie prób rechrystianizacji Rosji przy współudziale katolików jest z historyczno-politycznego punktu widzenia raczej niewykonalne. Rosyjski antyokcydentalizm jest silny, a nurty antykatolickie w łonie cerkwi moskiewskiej ten antyokcydentalizm jeszcze podsycają. Tym bardziej, że patriarchat moskiewski od lat jest wiernym sojusznikiem carskiej, sowieckiej, a obecnie rosyjskiej władzy. Obecna elita rządząca widzi w prawosławiu przydatne narzędzie służące do manipulowania nastrojami i wyborami społeczeństwa. Niedostrzeganie tego sojuszu lub też przymykanie na ten sojusz oka w nadziei, że Watykan odegra jakąś rolę w „nawróceniu Rosji”, jest wyrazem naiwności. 

Rosja pozwala katolikom na pewien rodzaj obecności na swoim terytorium, ale jednocześnie reaguje zdecydowanie, gdy instytucje tworzone przez wspólnoty katolickie lub wpływowe osoby z kręgu wspólnot katolickich wybijają się na pewien rodzaj niezależności wobec władz rosyjskich. Doświadczył tego między innymi w kwietniu 2002 roku biskup Jerzy Mazur, ordynariusz Irkucka, którego władze zatrzymały na lotnisku w Moskwie i odesłały do Polski. Podobnie postąpiły z księdzem Stanisławem Opielą SJ, który we wrześniu 1992 roku doprowadził do rejestracji zakonu jezuitów w Rosji. W 2020 roku władze rosyjskie odmówiły mu przedłużenia wizy. 

To tylko dwa przykłady – można byłoby je mnożyć. Mimo to, przekonanie, że ze względu na wiarę w możliwość „nawrócenia Rosji” warto być wobec Moskwy życzliwym, zdaje się nadal kształtować watykańską politykę wschodnią. 

Watykan antyzachodni 

Umizgi Watykanu w stronę Moskwy mają zresztą swoją długą historię. Zwracali na to uwagę nawet romantyczni poeci. Juliusz Słowacki w poemacie „Beniowski” pisał: „O Polsko! […] Krzyż twym papieżem jest – twa zguba w Rzymie!”. W „Kordianie” w usta papieża Słowacki włożył takie słowa: „Niech się Polaki modlą, czczą cara i wierzą…”. To echo polityki ówczesnych papieży, którzy nigdy nie potępili rozbiorów Polski w imię nadziei na „nawrócenie Rosji”. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku z ust katolików rosyjskich słyszałem słowa zaskoczenia postępowaniem Jana Pawła II, który po upadku Związku Sowieckiego, pragnąc odwiedzić Rosję, unikał krytycznych słów pod adresem gospodarzy Kremla. Dla moich rozmówców było to mało zrozumiałe.

Współczesna polityka Watykanu, która przejawia się z wypowiedziach papieża Franciszka, mają jeszcze jedno źródło. Pochodzący z Ameryki Południowej papież jest w pewnym stopniu antyamerykański. Nie jest to jednak cecha wyłącznie obecnego pontyfikatu. Cywilizacja i trendy kulturowe wywodzące się ze Stanów Zjednoczonych, czy z szerzej rozumianego Zachodu, niekoniecznie cieszą się w Watykanie powodzeniem. 

Sceptycyzm wobec nurtów cywilizacyjno-kulturowych pochodzących z kręgu zachodniego wyrażali już poprzednicy Franciszka, a także wysocy rangą przedstawiciele Watykanu. Paradoksalnie wiele tez o upadku kultury Zachodu lansowanych przez cerkiew prawosławną znajdowało potwierdzenie w wypowiedziach dostojników Kościoła katolickiego.

Odwołanie się przez Franciszka do wielkiej tradycji rosyjskiej wpisuje się w pewien mit kultywowany w kręgach nie tylko watykańskich, lecz także w kręgach zachodnich intelektualistów. Osób zafascynowanych literaturą, sztuką i trudnym do zdefiniowania, ale nadal pokutującym przekonaniem o niebywałych walorach rosyjskiego modelu cywilizacyjno-kulturowego. Trudno dzisiaj powiedzieć, na czym miałyby one polegać, a polityka prowadzona na podstawie takiego mitu okazuje się szkodliwa i bezproduktywna