Obecnemu premierowi indyjskiego stanu Tamil Nadu, urodzonemu na cztery dni przed śmiercią sowieckiego dyktatora, nadał z szacunku dlań takie imię jego ojciec, także tamilski premier. Zaś sanatanam, który Udhayanidhi Stalin chciałby wyplenić, to „odwieczność”, czyli „sanatanam dharma”, odwieczny ład, czyli zbiór reguł, obowiązujący hinduistów w ich życiu osobistym i społecznym. Sankcjonuje on między innymi podziały kastowe i podległy status kobiet.

Sto milionów za głowę Stalina

Tamilom, podobnie jak innym narodom drawidzkim Indii, w „odwiecznym ładzie” przypadła rola podrzędna – i dlatego ich partia DMK, rządząca w Tamil Nadu niemal od niepodległości, skutecznie walczy z hinduistyczną ortodoksją. Ale rządząca w Indiach BJP premiera Narendy Modiego uczyniła z hinduizmu, a zwłaszcza jego upolitycznionej wersji – opartej na koncepcji „hindutwa”, czyli „hinduskości” – główne narzędzie politycznej mobilizacji.

Jej wyrazicielem są powstałe jeszcze w czasach kolonialnych kilkudziesięciomilionowe bojówki RSS, które ochoczo rozprawiają się z muzułmanami i wszelkimi innymi, domniemanymi czy rzeczywistymi wrogami premiera. Nic więc dziwnego, że gdy Stalin oznajmił, że „odwieczny ład” należy wykorzenić, w kraju zawrzało.

BJP oskarżyła tamilskiego premiera o chęć wymordowania tych, którzy kierują się sanatanamem, czyli jakoby 80 procent ludności kraju – i dla dobrej miary porównała go do Hitlera, który rzekomo w podobnych słowach wezwał do ludobójstwa Żydów. Zaś Paramhans Acharya, naczelny kapłan hinduistycznej świątyni w Ayodhyi, obiecał sto milionów rupii nagrody temu, kto Stalinowi oderżnie głowę.

Ad Hitlerum

To gigantyczne oburzenie jest jednak oparte na fałszywych przesłankach. „Odwieczny ład” powstał dopiero w XIX wieku, w odpowiedzi na tendencje modernizacyjne w hinduizmie (podobnie było na przykład z żydowską ortodoksją, także głoszącą, że jest ponadczasowa). Nie kierują się nią oczywiście nie tylko muzułmanie (20 procent ludności Indii), lecz także większość Drawidów (kolejne 20 procent), którzy wypracowali bardziej liberalne formy hinduizmu, zaś członkowie kast „niedotykalnych” (17 procent) chętnie by ją odrzucili.

Pozostali hinduiści również dalece nie wszyscy uznają dyskryminację kastową, zabronioną przez indyjską konstytucję, za coś godnego obrony, podobnie jak praktyki małżeństw nieletnich czy samospalenia wdów, obecnie już odrzucone. Słowem, „odwieczny ład” jest nie tylko świeżej daty, lecz także się zmienia – Stalin chciał jedynie, by te zmiany przyspieszyć.

Co więcej, Stalin chce wykorzenić zjawisko społeczne, a nie praktykujących je ludzi, zaś porównanie go z Hitlerem jest dodatkowo oburzające dlatego, że to postulowaną przez „odwieczny ład” dyskryminację niedotykalnych porównywano z antysemityzmem hitlerowców.

Tak twierdził w 1943 roku B.R Ambedkar, z kasty niedotykalnych, wybitny prawnik i polityk niepodległościowy, jeden z przyszłych autorów konstytucji Indii. Swoją drogą jest rzeczą ciekawą, że Stalina trzeba w Indiach porównać z Hitlerem, żeby próbować go zdyskredytować.

300 pustych stron

Zaś BJP musi próbę taką podjąć, bowiem atak Stalina na „odwieczny ład” jest dla niej mocno politycznie niewygodny. Partia Modiego odwróciła uwagę od wewnętrznie dyskryminujących elementów hindutwy, całą energię kierując na walkę z muzułmanami, domniemanym wrogiem zewnętrznym. To jej zyskało poparcie części niedotykalnych, zwabionych obietnicą, że są ludzie, którzy będą jeszcze gorzej w Indiach traktowani niż oni.

Tymczasem Stalin nie tylko przypomina o wbudowanej w „odwieczny ład”, choć niekoniecznie w hinduizm jako taki, kastowej pogardzie, lecz także demaskuje fałszywy nacjonalizm zwolenników hindutwy. Wydał właśnie książkę „Rola RSS w indyjskiej wojnie wyzwoleńczej”. Na okładce jest rysunek przedstawiający kogoś liżącego buty białego sahiba. Na pierwszej stronie – zamordowanie Gandhiego przez narodowca z RSS, Nathurama Godse. Pozostałe 300 stron jest puste.

Stalin nie wezwał do ludobójstwa. Przypomniał Modiemu – i, co ważniejsze, wyborcom – że nie ma monopolu na hinduizm ani patentu na patriotyzm. W największej demokracji świata, którą premier chce przerobić na największą demokrację dla hindusów, takie gesty mają fundamentalne znaczenie.