Po słowach Zbigniewa Ziobry pod adresem Agnieszki Holland pojawiły się reakcje dwojakiego rodzaju. Pierwsza to oburzenie i sprzeciw.

Przypomnijmy, że wysoki urzędnik państwowy, najdłużej urzędujący minister sprawiedliwości w III RP, napisał na portalu X, że: „W III Rzeszy Niemcy produkowali propagandowe filmy pokazujące Polaków jako bandytów i morderców. Dziś mają od tego Agnieszkę Holland…”. Chodzi o film „Zielona granica” opowiadający o kryzysie humanitarnym przy granicy z Białorusią. Minister, pisząc swój komentarz, nie widział go, bo premiera filmu na festiwalu w Wenecji odbyła się już po publikacji wpisu. Mimo to, najwyraźniej jest on w stanie przewidzieć, jaki przekaz niesie, i ocenić go jako antypolski.

Taka ocena przedstawiciela władzy nie dziwi. Od początku kryzysu, a więc od wydarzeń, do których doszło w Usnarzu Górnym dwa lata temu, przedstawiciele władz niezmiennie podkreślają, że wszystkie działania podejmowane przez polskie służby na granicy służą bezpieczeństwu państwa. Należy pamiętać, że w tym czasie funkcjonariusze straży granicznej otwarcie, w obecności prawników, posłów i przedstawicieli organizacji pozarządowych działających na rzecz praw człowieka odmawiali respektowania polskiego i europejskiego prawa w sprawie przyjmowania uchodźców. Działo się to również przy bierności Unii Europejskiej.

Do łamania prawnych i moralnych norm przy granicy z Białorusią dochodzi więc, w oczach rządzących, w imię wyższego dobra. Aby chronić naszą granicę przed uchodźcami, których państwowi urzędnicy nazywają przestępcami i „bronią w wojnie hybrydowej” przeciw Polsce, postawiono wzdłuż niej płot.

Czy wszystko już wolno?

Osoby i organizacje, które pomagają chorym, wycieńczonym ludziom w lesie są szykanowane i na różne sposoby zastraszane od początku kryzysu. Jednak w ostatnich tygodniach sytuacja z granicy z Białorusią stała się jednym z głównych tematów kampanii wyborczej PiS-u. Odnosi się do niej jedno z pytań w referendum towarzyszącym wyborom.

To nie pierwszy raz, kiedy zachowanie czy wypowiedzi w związku z kryzysem na granicy z Białorusią niezgodne z linią wytyczoną przez PiS są określane jako antypolskie. Jednak tym razem minister sprawiedliwości i prokurator generalny, odpowiedzialny za ściganie przestępców albo osób, które uzna za stosowne ścigać, publicznie porównał konkretną osobę do nazistowskich propagandystek. Stąd oburzenie i akcje solidarności z reżyserką ze strony środowisk filmowych, dziennikarskich, naukowych czy organizacji pozarządowych.

Nie bądźmy obojętni

W środowisku liberalno-demokratycznym są jednak i tacy, którzy na słowa ministra reagują… wzruszeniem ramionami. Bo to Ziobro, wiadomo, co on wyrabia, przecież to nie pierwszy raz.

Można to zrozumieć, bo politycy Zjednoczonej Prawicy przez osiem lat rządów powiedzieli i zrobili już tak wiele złych i głupich rzeczy, przekroczyli już tyle granic, że cześć z nas zobojętniała. Nie chodzi o to, że parafrazując Stefana Kisielewskiego, zaczynamy się w tym urządzać. Jednak trudno reagować za każdym razem równie emocjonalnie, jak wtedy, kiedy te rzeczy działy się po raz pierwszy, drugi czy trzeci.

Słowa o Agnieszce Holland nie są pierwszą ani zapewne ostatnią skandaliczną wypowiedzią ministra czy jego współpracowników. To jednak nie znaczy, że należy milczeć. Kolejny list w obronie napadniętej przez przedstawicieli państwa reżyserki nie doprowadzi do dymisji Ziobry, przeprosin czy zmiany jego poglądów. Ma jednak wartość jako świadectwo niezgody na łamanie podstawowych norm prawnych i moralnych.

Każdy głos się liczy, nie tylko w wyborach

To szczególnie ważne w sytuacji, w której afery w obozie władzy zdewaluowały się – każda kolejna przyćmiewa poprzednią, a żadna nie robi wrażenia na wyborcach PiS-u. Ale reszta społeczeństwa, która PiS-u nie wybiera, która nie zgadza się na dekonstrukcję demokratycznego państwa, może zabierać głos nie tylko podczas wyborów, lecz także w trakcie ulicznych protestów i w listach w obronie zaatakowanych osób. To wyraz nie tylko sprzeciwu i solidarności, lecz także pewnej jedności w obronie konkretnych ideałów i osób.

Niedługo po wyborach wygranych przez PiS w 2015 roku rozmawiałam ze znajomą na temat kolejnych petycji, które podpisywałyśmy w obronie różnych zaatakowanych przez nową władzę osób czy instytucji. W żartach umówiłyśmy się, że będziemy na zmianę podpisywać co drugą petycję, bo nasz głos traci moc, kiedy podpisujemy się pod każdą z nich. Nie wiedziałyśmy jeszcze wtedy, co będzie dalej. Petycje, demonstracje, listy sprzeciwu stały się niemal elementem codziennego życia obywatelskiego, ponieważ stanowią wentyl dla bezsilności.

Jednak to nieprawda, że zawsze jesteśmy bezsilni. W sprawie osób narażonych na cierpienie, a nawet śmierć w lesie możemy zrobić bardzo niewiele, ale coś możemy.

Pozostało nam działanie

Dwa lata temu bezsilność wobec postępowania władz przekuła się w działanie. Wiele osób wraz z organizacjami pomocowymi na przykład z Grupą Granica, Fundacją Ocalenie czy Medycy na Granicy ruszyło z pomocą. Jedni robili to, przemierzając przygraniczne lasy, inni przygotowując w domach jedzenie czy kupując im zestawy do przetrwania, które później wolontariusze nosili do lasu.

Mechanizm zobojętnienia na następujące jedna po drugiej afery dotyczy także cierpienia w lasach przy granicy z Białorusią. Ono się nie skończyło, nieustannie trwa, ale siły do znoszenia ciężkich emocji przez osoby, które się temu sprzeciwiają, słabną. Część z nas nie angażuje się już tak jak dwa lata temu – ani emocjonalnie, ani fizycznie. W tym kontekście można powiedzieć, że władza nas przeczekała.

Może skandaliczna wypowiedź ministra Ziobry obudzi w nas na nowo ludzkie uczucia. Może sprawi, że oddzielając wojnę Łukaszenki od ludzi, przebudzimy się także w obronie jego ofiar, które umierają na polsko-białoruskiej granicy. Narzędzi mamy teraz więcej niż jeszcze dwa lata temu, kiedy mogliśmy najwyżej dostarczać posiłki i wspierać finansowo organizacje pomocowe. Teraz mamy wybory.

To, jak władza traktuje uchodźców, jest miernikiem tego, jak traktuje prawa człowieka, a więc fundamenty europejskiego państwa. Wiele mówi także o sposobie, w jaki władza ta podchodzi do rozwiązania trudnych spraw. Nie ma co się oszukiwać, Europa musi znaleźć skuteczne rozwiązania problemu uchodźców – tych, którzy już tu są i tych, którzy pojawią się w przyszłości.

Nie można być wobec tego wyzwania naiwnym, ale nie można też godzić się na barbarzyńskie rozwiązania. Tylko dobrze zorganizowane, praworządne i mądrze zarządzane państwo może znaleźć wyjście z tej sytuacji.