Patrząc na wysoki lśniący płot na granicy z Białorusią, można widzieć czających się po drugiej stronie ludzi, którzy chcą przedrzeć się do Polski. Przy płocie dostrzega się wtedy broń Łukaszenki i Putina w wojnie hybrydowej z Polską.

Patrząc na ten sam płot, można widzieć ciężarne kobiety przerzucane przez drut żyletkowy, mężczyzn uwięzionych w drucie wiszących głową w dół, dzieci, które po tułaczce przez bagna i zarośla są tam przywożone przez straż graniczną i przepychane do Białorusi, ludzi umierających w lesie po tym, jak przeszli przez płot kolejny raz.

To samo z aferą wizową. Nie znamy jeszcze badań, które pokazałyby, jak na korupcyjno-mafijny proceder handlu wizami przez urzędników państwowych zareagowali wyborcy, ale można sobie wyobrazić podobny mechanizm – każdy widzi co innego.

Kolejna taka afera?

Zanim przyjrzyjmy się, co kto widzi w aferze wizowej, wróćmy do starego pytania, które wraca wraz z każdą aferą. A właściwie do dwóch pytań. Pierwsze jest zadawane z oczekiwaniem na pozytywną odpowiedź przez przeciwników obecnej władzy: „to już chyba utopi PiS?”. Niemal za każdym razem słychać nadzieję, że to niemożliwe, że wyborcy obecnej władzy nie przejmą się czymś tak grubym.

A kiedy się nie przejmują, pada kolejne pytanie: „dlaczego znowu nie?”. Próby wyjaśnienia tego fenomenu prowadzą do wniosków takich jak ten, że o aferach nie informuje telewizja publiczna, więc wyborcy PiS-u po prostu o nich nie wiedzą, albo zadowala ich promowany przez TVP przekaz o kolejnym kapiszonie totalnej opozycji, która chce zawzięcie kąsać PiS, ale nie umie.

Innym wytłumaczeniem jest to, że wszyscy kradną, ale ci przynajmniej się dzielą. Możliwe, że afera wizowa podlega temu samemu mechanizmowi i nic się z jej powodu nie stanie.

Dwie perspektywy korupcji wizowej

Jedni patrzą więc na aferę jak na gigantyczną korupcję, przez którą ludzie uczciwie starający się o wizę nie byli w stanie jej dostać. A także – jak na zagrożenie dla bezpieczeństwa, bo kryterium przyjmowania cudzoziemców była zapłata łapówki, a nie to, czy osoba powinna dostać wizę. I jak na cynizm władzy, która w imię politycznych zysków skazuje na cierpienie ludzi przy granicy z Białorusią, ale organizuje przerzut innych ludzi za pieniądze.

Jednak na tę samą aferę można patrzeć inaczej: „co mnie obchodzi, że jakiś student z Bangladeszu czy pracownik z Indii musi opłacać haracz za to, że dostanie się do Polski?”. Jeżeli ktoś nie jest wrażliwy na cierpienie ludzi przy płocie, nie będzie też wrażliwy na to, że muszą płacić za wjazd do Polski. To przecież o wiele mniejsza tragedia niż śmierć w lesie.

Ci, którzy na mieszkańców krajów Azji i Afryki patrzą z poczuciem, że są oni obcy kulturowo, a więc nie zasługują na takie traktowanie, jak ludzie z tej samej kultury (na przykład Ukraińcy), mogą więc nie przejąć się aferą wizową. Nie przejmą się nią też ci, którzy godzą się z tym, że władza kradnie, jeśli się dzieli.

Czy to poruszy wyborców PiS-u?

Trwające już od lat zdziwienie przeciwników PiS-u tym, że partia nie traci poparcia mimo afer, mimo upartyjnienia państwa, łamania praworządności, partyjnego rozdzielania publicznych pieniędzy, wynika z różnicy wrażliwości – jeśli PiS-owi nie szkodzą afery, to znaczy, że dotyczą spraw, które nie poruszają jego wyborców.

Wydawałoby się, że afera wizowa zagrozi PiS-owi, bo dotyczy tematów ważnych dla jego wyborców, czyli imigracji i zagrożenia bezpieczeństwa państwa. Jednak dotyczy też korupcji oraz instrumentalnego traktowania mieszkańców krajów Azji i Afryki, co jak dotąd nie obniżało notowań PiS-u.

Jeżeli wyborców partii rządzącej nie zniechęca łamanie praworządności, złe relacje z Unią Europejską, strata unijnych pieniędzy, kolesiostwo, propaganda, to znaczy, że wyborca opozycji nie ma narzędzi do oceny, czy dana afera zaszkodzi PiS-owi, bo patrzy na władzę, państwo i afery przez inne okulary.

Możliwe więc, że jeśli nadejdzie afera, która zatopi PiS, to wyborca opozycji nic z niej nie zrozumie. Tak jak nie rozumiał, dlaczego PiS-owi udało się przejąć rządy w Polsce na co najmniej osiem lat.

 

* Zdjęcie użyte jako ikona wpisu: Flickr.