Rankiem 3 października 2016 roku udało mi się jakoś skompletować czarny strój, choć już od dawna nie ubierałam się na czarno – ale problem był z parasolką. Miałam tylko zieloną w kolorowe hot dogi. Wzięłam ją, bo lało, ale po drodze kupiłam nową, czarną, w pobliżu jednego z kilku miejsc zbiórki kobiet biorących udział w Czarnym Proteście w Warszawie, czyli koło Pałacu Kultury.
Nie czułam, że wyrzucam pieniądze w błoto, tylko po to, żeby poczuć się stosowniej – zgodziłyśmy się z koleżankami, że trzeba będzie uzupełnić czarne ubrania, bo zapewne przydadzą się na następne demonstracje.
Za nami już były marsze KOD-u w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, przed nami demonstracje w sprawie sądów. Jednak ten październikowy strajk kobiet, które ubrane na czarno – zamiast do pracy – poszły w strugach deszczu, pod ochroną czarnych, zazwyczaj, parasolek maszerować przez miasta, był szczególny.
Kobiety, nie tylko górnicy
Na placu Zamkowym – tam, gdzie w Warszawie był finał marszu – stałyśmy we trzy koleżanki pod jedną parasolką, bo gdyby każda z nas miała rozłożyć swoją, nie zmieściłybyśmy się w tłumie innych dzielących się parasolkami kobiet. Dookoła było morze nieprzemakalnych czarnych kopuł. W stronę Krakowskiego Przedmieścia czarno. W stronę murów obronnych Starego Miasta – czarno. Żeby w sprawie aborcji miasto zostało zablokowane?
Kto mieszka w Warszawie, przeżył już niejedną demonstrację, bo tu przyjeżdżali i przyjeżdżają stoczniowcy z zamykanych stoczni, górnicy z zamykanych kopalń, źle wynagradzane pielęgniarki, lekarze, nauczyciele z całej Polski, rolnicy wkurzeni cenami w skupie, a wówczas od roku ulice zajmowali regularnie obrońcy demokracji i praworządności. Jednak do tamtej pory w sprawie aborcji demonstrowała hałaśliwa, ale niewielka grupa.
Po 3 października 2016 roku to się zmieniło. Temat aborcji stał się powszechny i mobilizujący do wielkich ulicznych protestów. Stracił piętno tematu niszowego, co do którego nie ma zgody, bo przecież lepiej nie naruszać „kompromisu” aborcyjnego. Od kiedy komitet Stop Aborcji złożył projekt ustawy o całkowitym zakazie przerywania ciąży, Sejm po debacie skierował go do dalszych prac, a prominentni politycy PiS-u opowiadali się w mediach za całkowitym zakazem aborcji, ta przestała pełnić rolę drugoplanowego tematu światopoglądowego, a stała się prawem człowieka, warunkiem równości i podmiotowości kobiet, na które władza przeprowadziła zamach.
PiS się cofnęło
Drugi powód, dla którego protest czarnych parasolek był niezwykły, to skuteczność. PiS wycofało się z dalszych prac nad projektem ustawy, sejmowa komisja sprawiedliwości odrzuciła go. Okazało się, że presja ma sens, że wspólny ruch jest sprawczy, że stawianie granic jest możliwe.
Na jakiś czas zapanowało przekonanie, że tę władzę można powstrzymać, a aborcja to temat, którego władza się boi. Jednak PiS cofnęło się wtedy przed masowym protestem pierwszy i ostatni raz. Później już nigdy tego nie zrobiło w żadnej innej sprawie – ani związanej z praworządnością, ani z aborcją.
Prawa kobiet są ważne
Mimo to protesty kobiece w czasie dwóch kadencji PiS-u zyskały szczególne znaczenie. Nawet jeśli władza nie zmieniała już pod ich wpływem decyzji, to aborcja stała się jednym z głównych tematów debaty publicznej. Zdecydowany sprzeciw kobiet mobilizował do sprzeciwu wobec ingerencji PiS-u w wolność i integralność kobiety, a kościoła – do niedopuszczalnej ingerencji w politykę. Protesty utrwalały i rozbudzały zainteresowanie społeczeństwa siecią wpływów Ordo Iuris czy innych ruchów antyaborcyjnych.
Kobiety na wybory
Wielkie demonstracje organizowane przez Strajk Kobiet po tym, jak PiS w końcu dokonało zamachu na prawo do aborcji wyrokiem Trybunału Julii Przyłębskiej, były kolejnym etapem tego, co zaczęło się w 2016 roku. I były jeszcze bardziej odważne, z brzydkimi słowami i nieupiększonymi żądaniami pod adresem władzy i wielkimi manifestacjami przed domem Jarosława Kaczyńskiego. Przed demonstrantkami Kaczyńskiego musiała chronić armia policjantów, co pokazywało tylko, że prezes boi się kobiet.
PiS zbagatelizowało je i zapłaciło za to zmianą nastrojów wobec aborcji, bo poparcie społeczne dla niej wzrosło.
Z czasem moc osłabła, polityczne znaczenie Strajku Kobiet skurczyło się. Jednak era dwóch kadencji PiS-u minęła pod znakiem kobiecego buntu i kobiecego odporu na przemoc władzy. Prawa kobiet stały się tak samo ważne jak praworządność, chociaż dotychczas zawsze był zły czas na to, by o nich mówić, podobnie jak o żywotnych prawach osób LGBT. Z pewnością PiS-owi o to nie chodziło, ale doprowadziło do tego, że prawa kobiet przestały być tematem tylko dla zaangażowanych feministek i zyskały na ważności.
Niestety, także w czasie tych kadencji kobiety w ciąży umierają w szpitalach, bo aborcja płodu najwyraźniej wydaje się lekarzom gorsza niż śmierć kobiety. A ostatni rok drugiej kadencji to czas, w którym połowa młodych kobiet nie zamierza brać udziału w wyborach. Na szczęście ten trend się zmienia i jest szansa na to, że 15 października kobiety tłumnie stawią się w lokalach wyborczych, jak siedem lat i dwanaście dni wcześniej stawiły się na Czarnym Proteście.