Drodzy Czytelnicy,
w ostatnim tygodniu przed wyborami zwykle pisze się podsumowania kampanii wyborczej. Myślę jednak, że tym razem byłoby to trochę sztuczne. Wydaje się bowiem, że wszystko, co najważniejsze, wydarzyło się przed kampanią. Reszta to szczegóły. Konwencje partyjne, filmiki, plakaty i postulaty wyborcze mają nie tak wielkie znaczenie w porównaniu z podstawowymi wartościami moralnymi i politycznymi.
No dobrze, ale co było najważniejsze? Z odpowiedzią na to pytanie również jest pewien problem – ponieważ jako wyborcy mówimy różnymi językami. Można by powiedzieć, że największe znaczenie mają konstytucja i rządy prawa – ale nie chcę dzisiaj powtarzać tego kolejny raz. Niektórzy myślą w ten sposób i nie będzie to dla nich nic nowego. Według innych takie stawianie sprawy to brak realizmu, ponieważ dla części wyborców większe znaczenie ma sytuacja materialna albo poczucie godności, a nie wolności i prawa – i w tym również jest element prawdy; nie mogę w krótkim liście rozważyć wszystkich możliwych argumentów.
Dla jeszcze innych odwołanie do demokracji czy konstytucji byłoby wyrazem partyjnej plemienności, znakiem posługiwania się kodem językowym pewnej zamkniętej grupy wyborców – tego zaś chciałbym uniknąć; myślę raczej o tym, żeby skierować poniższe słowa do szerszego grona. Chcę też napisać coś bardziej osobistego. Na rozważania ustrojowe było dużo czasu w ostatnich latach. Co miało zostać w tej sprawie powiedziane, zostało powiedziane. Dzisiaj o wyborach.
Mój manifest wyborczy
Na początek zastrzeżenie: nie będę Wam mówić, jak głosować 15 października. W lokalu ostatecznie każdy wybiera sam – jest to rzecz, którą zawsze będę szanować. Nie zamierzam więc agitować za żadną konkretną partią. Chcę natomiast powiedzieć, jak rozumiem obecną sytuację. Jeśli to będzie dla Was przekonujące albo pomoże Wam wyrobić sobie własne zdanie, to świetnie – chciałbym mieć taką nadzieję.
I jeszcze jedna rzecz: kieruję moje słowa do dwóch różnych grup Czytelników, mając świadomość, że mogą podejmować swoje decyzje z różnych powodów; ale licząc na to, że ostatecznie może ich połączyć wspólne działanie. Kieruję zatem ten list do osób, dla których wolnościowe albo liberalno-demokratyczne przekonania są istotną częścią tożsamości – na pewno stanowią istotną część Czytelników „Kultury Liberalnej”. Ale zwracam się też do wyborców niezdecydowanych, którzy nie mają jeszcze pewności, na kogo zagłosują i czy w ogóle zagłosują – wiem, że Wy również tutaj zaglądacie.
W obu grupach są ludzie, którzy na bieżąco interesują się polityką, ale są i tacy, którzy nie lubią polityki, nie za bardzo się nią interesują albo są nią zmęczeni. Nie ma w tym nic dziwnego – ja zajmuję się polityką zawodowo, a do tego mnie ona pasjonuje, ale jest całkiem zrozumiałe, że ludzie, którzy spędzają w pracy osiem godzin dziennie nad innymi zajęciami, niekoniecznie mają potem ochotę oglądać partyjne bijatyki. Mówiąc szczerze, również ja nie mam ochoty ich oglądać – i w polityce szukam raczej innych wartości. To również jest część mojej motywacji – chciałbym lepszej polityki.
Myślę, że trzy przekonania mogą być dla nas wszystkich wspólne.
Po pierwsze: w tych wyborach Wasz głos jest naprawdę bardzo ważny. O większości w przyszłym parlamencie może zdecydować mała przewaga głosów. Warto więc pójść do wyborów nawet wtedy, gdy dany kandydat albo dana partia nie w pełni odpowiada Waszym preferencjom – polityka to również sztuka kompromisów. Jest szczególnie istotne, żeby wyborcy o przekonaniach liberalno-demokratycznych w 100 procentach poszli do głosowania.
Po drugie: czas na zmianę władzy. Nie twierdzę tego z powodu zapiekłości czy zaślepienia. Nigdy nie pisałem, że PiS kupuje wyborców albo Polska zaraz będzie jak druga Grecja – a wręcz krytykowałem takie twierdzenia. Nie interesuje mnie bezrozumna czy partyjniacka krytyka obecnego rządu. Wielokrotnie wskazywałem również w przeszłości, że PiS odniosło w czasie ostatnich ośmiu lat pewne istotne sukcesy (fragment mojej książki „Nowy liberalizm”, poświęcony tej kwestii, możecie znaleźć w tym wpisie na Twitterze). Jeśli tego nie dostrzeżemy, to nie będziemy mogli zrozumieć pełnego obrazu naszych problemów politycznych.
Nie mam jednak wątpliwości, że po ośmiu latach minusy zdecydowanie przeważają nad plusami. I chodzi tutaj o sprawy o zasadniczym znaczeniu, a nie jakieś przypadkowe pomyłki. Skala niespotykanej dotąd patologii politycznej – złodziejstwa, pieniactwa, propagandy, niszczenia instytucji, wykorzystania środków publicznych do celów partyjnych, łamania prawa i dobrych obyczajów, litania afer i nieprawidłowości – jest tak wielka, a w szczególności tak intencjonalna i systematyczna, że Polska po prostu zasługuje na zmianę władzy.
Dlatego właśnie okres kampanii wyborczej ma znaczenie drugorzędne. Patologiczny model rządzenia PiS-u jest większym problemem niż cokolwiek, co byłaby w stanie zrobić obecna opozycja. A cokolwiek PiS zrobiłoby w kampanii, nie może to wymazać patologii, które narastały w ostatnich latach. Co więcej – PiS broni tych patologii, a wręcz zapowiada ich pogłębienie.
Osoby o zdeklarowanych poglądach liberalnych zwykle mają już takie przekonanie – ich zdaniem zmiana władzy w każdych kolejnych wyborach będzie coraz trudniejsza, bo PiS będzie próbowało domykać system. Jeśli więc nie zostanie odwołane teraz, to w przyszłości będzie na to coraz mniejsza szansa. Będzie to wniosek sensowny nawet wtedy, gdy ktoś nie ma liberalnych poglądów. Żeby dostrzec takie zagrożenie, nie trzeba kochać żadnej konkretnej partii.
Po trzecie: Konfederacja nie jest partią wolnościową. Znów, nie mówię tego z powodu uprzedzeń czy dla spinu. Nie mam problemu z tym, żeby powiedzieć, że Krzysztof Bosak miał w Sejmie dobre wystąpienia na temat upartyjnienia sądów przez PiS, w których krytykował reformy władzy w interesie praworządności – powiedziałem mu to zresztą kiedyś osobiście. To nie zmienia faktu, że Konfederacja nie jest partią wolnościową, a już na pewno nie liberalną.
Myślę, że istnieje kilka najważniejszych powodów do takiego twierdzenia. Przede wszystkim zdecydowana większość głównych polityków Konfederacji ma bardzo konserwatywne poglądy kulturowe, a często również dość autokratyczne poglądy polityczne – na listach wyborczych formacji nie brakuje nawet przeciwników demokracji. W tych sprawach są nieraz bardziej radykalni od PiS-u.
Do tego ich pozostałe poglądy, które potocznie określa się jako „wolnościowe”, przybierają często formę anarchizmu albo żartu – wychodzi to na jaw, gdy tylko wyjdziemy poza pytania o ustawy podatkowe. Wreszcie, wolnorynkowe wątki, które pojawiają się w postulatach Konfederacji, wiążą się z koniecznością zapłacenia ceny w postaci wzmocnienia politycznych ekstremistów w rodzaju Grzegorza Brauna – a jest to cena zbyt wysoka, żeby była akceptowalna dla osób o poglądach wolnościowych.
Jeśli więc ktoś rozważałby głosowanie na Konfederację jako na partię wolnorynkową – to byłoby znacznie lepiej, gdyby znalazł odpowiednich kandydatów na listach Koalicji Obywatelskiej albo Trzeciej Drogi; w tej sprawie Ryszard Petru ma rację. Jeśli zaś chciałby po prostu alternatywy wobec PO–PiS-u – to lepiej, żeby zwrócił się w stronę Trzeciej Drogi (bardziej konserwatywnie) lub Lewicy (bardziej postępowo).
Z tego obrazu wynikają dla mnie następujące wnioski. Mamy obecnie trzy jednoznacznie demokratyczne listy wyborcze, których partie mogą po wyborach utworzyć wspólny rząd: Koalicję Obywatelską, Trzecią Drogę i Lewicę. Do tego wszystkie trzy formacje muszą się dostać do Sejmu, aby obecna opozycja mogła liczyć na większość w parlamencie.
Moim zdaniem różnice między tymi partiami są w chwili obecnej drugorzędne w porównaniu z pierwszorzędną różnicą między PiS-em a partiami demokratycznej opozycji. Ale wiem, że nie wszyscy patrzą na to tak samo – jedni nie znoszą Tuska, inni nie mogą strawić Zandberga, jeszcze innych drażni Hołownia; niektórzy obawiają się, że po wyborach część PSL-u może dogadać się z PiS-em. Różnym wyborcom będzie więc bliżej do różnych list – w porządku. Jeśli ktoś przywiązuje do tych różnic duże znaczenie, to może śmiało wybrać tych kandydatów, do których jest mu najbliżej.
Dla zdrowia naszej polityki czas na głęboki oddech i zmianę władzy – która powinna utrzymać z rządów PiS-u elementy cenne; krok po kroku naprawiać całą resztę; i zrobić skok naprzód. Myślę, że zdecydowana większość Polaków może zgodzić się na ten wspólny cel.