W najbliższych wyborach – 15 października 2023 roku – weźmie udział 1 422 275 młodych ludzi, którzy nigdy wcześniej nie głosowali. Urodzili się w czasie, kiedy Polska należała już do Unii Europejskiej; prawdopodobnie już w przedszkolu mieli smartfony, a w okresie dojrzewania zamknięto ich na niespełna dwa lata w domach z powodu epidemii Covid-19. To Debiutanci – a przynajmniej tak ochrzcili ich autorzy raportu „Debiutanci’23, którzy przebadali postawy polityczne, wartości i przekonania najmłodszych wyborców. Dziś Debiutanci są pełnoletni, tak jak pełnoletni jest już duopol POPiSu – nie pamiętają rządów żadnych innych partii politycznych, a całe ich życie upłynęło na obserwowaniu jałowego konfliktu tych dwóch skorumpowanych środowisk.

Debiutanci wychowali się w zupełnie innym świecie niż dzisiejsi trzydziesto- czy czterdziestolatkowie. Nikt im nie obiecywał, że wkrótce będziemy żyć na poziomie Niemców, a raz uwolniona polska przedsiębiorczość zapewni wszystkim powszechny dobrobyt. Dorastali w przekonaniu, że świat się kończy – z majaczącym na horyzoncie widmem katastrofy klimatycznej, która ma ukraść ich przyszłość.

Debiutanci mają dużo większą świadomość ekologiczną niż ich rodzice – istotna część z nich opowiada się za rozwojem transportu publicznego, zwraca uwagę, że chciałaby mieszkać w okolicy pełnej zieleni i korzystać z infrastruktury pieszo-rowerowej. Ale jednocześnie ich wyobraźnia polityczna została ukształtowana przez rodziców, którzy dorastali w latach 90. – po upadku Związku Radzieckiego, w czasach „końca historii”, skrajnego indywidualizmu, kiedy wydawało się, że społeczeństwo jest tylko zbiorem jednostek kierujących się własnym interesem. Finalnym etapem historii miał być mariaż demokracji liberalnej i kapitalizmu, w ramach którego polityka miała zostać sprowadzona do stopniowego poprawiania i naoliwiania dobrze działającego silnika.

Niewyobrażalna polityka

Taki jest horyzont wyobraźni Debiutantów, który wyłania się z przytaczanego raportu – podstawowym podmiotem społecznym jest dla nich jednostka. Jedyną szerszą wspólnotą, jaką identyfikują, jest naród (i często ją odrzucają – 53% badanych twierdzi, że „gdybym mógł/mogła, wyjechał(a)bym z Polski i zamieszkał(a) na stałe za granicą”).

Skutkiem tego wszystkiego jest dogłębna apolityczność młodego pokolenia. W najbardziej powszechnym rozumieniu tego słowa – 80% badanych jest sfrustrowanych obecną sytuacją polityczną w Polsce, ale jednocześnie 70% marzy o tym, żeby prowadzić spokojne, przyjemne życie, bez konieczności angażowania się w sprawy społeczne czy polityczne.

Jednak Debiutanci są apolityczni również w głębszym znaczeniu, które nadaje polityczności belgijska filozofka Chantal Mouffe – jako przestrzeni konfliktu interesów, władzy, podporządkowania i podziałów. W tym sensie polityczna jest wysokość czynszów czy ceny mieszkań, bo gdy rosną, to zarabia na tym drobna grupka rentierów, a gdy spadają, korzysta znaczna większość społeczeństwa – niedysponująca własnym mieszkaniem. Polityczna jest wysokość płac – bo dodatkowy zarobek firmy albo trafi na konto pracownika, albo jego szefa. Polityczna jest sytuacja ochrony zdrowia, bo jej chroniczne niedofinansowanie jest źródłem niekończących się kolejek dla jednych, a dla innych – ogromnych zysków i rosnącej bazy klientów kolejnych powstających firm prywatnych w tym sektorze.

W każdej z tych sfer przejawiają się podziały, których kategoria narodu nie wyczerpuje – niewiele łączy ze sobą dzieci wysoko postawionych biznesmenów i polityków, dorastające w wielkim mieście, dysponujące olbrzymim kapitałem finansowym, edukacyjnym i kulturowym, z osobami dorastającymi na wsiach i w małych miastach, które o prywatnej nauce angielskiego często nie mogły marzyć, bo miejsce na ich marzenia zajmowało istnienie magicznego autobusu, który dowoziłby je z domu do większego miasta częściej, niż dwa razy na dobę. Dzieli ich klasowa przepaść, bez wątpienia zauważalna, bo trudno nie widzieć różnic, które dzielą rówieśników. Ale nikt nie wyposażył ich w narzędzia i język, którym mogliby ją wyrazić.

Dziady

Skutki tej sytuacji widać w tym, jak młodzi rozumieją politykę. Polska to ich zdaniem „kraj rządzony przez dziadów, wybieranych przez dziadów”. Istotna część pokolenia uważa, że głosować nie warto, bo „politycy nie spełniają swoich obietnic wyborczych” (38%), „nie interesuję się polityką” (36%), „wybory będą nieuczciwe – i tak wiadomo kto wygra” (28%), „politycy ciągle się kłócą i nie załatwiają ważnych spraw” (25%), bo „zależy im tylko na wzbogaceniu się” (23%).

Prawdopodobnie wynika to z tego, że rozumienie polityki współczesnych czterdziesto- i pięćdziesięciolatków (ich rodziców) sprowadza się do „pogonienia złodziei” – taki obraz rzeczywistości „rodzice” kreują w mediach, w których pracują, to samo przekazują swoim wchodzącym w dorosłość dzieciom. Polityka na przestrzeni ostatnich dekad została w Polsce sprowadzona z przestrzeni konfliktu interesów, do optymalizacji działań sektora publicznego, państwo miało być po to, żeby marnować jak najmniej pieniędzy, uwolnić rynek i obcinać podatki. Pomimo tego, że 68% badanych deklaruje, że „w wielu sprawach ma zupełnie inne poglądy niż rodzice”, sam szeroki obraz tego, czym jest polityka, jest u młodych bardzo podobno do tego, który wyznaje starsze pokolenie.

Nic więc dziwnego, że wśród dziesięciu postulatów „idealnej partii politycznej” Debiutantów pierwszy brzmi: „obniżka podatków”, a niemal wszystkie kolejne – lepsze wsparcie psychologiczne, tańsza komunikacja publiczna, wyższa płaca minimalna czy dopłaty państwa do zakupu pierwszego mieszkania – oznaczają wzrost wydatków państwa.

To niezdecydowanie wobec priorytetów objawia się tym, że to Konfederacja cieszy się największym poparciem wśród Debiutantów (wśród debiutantek wygrywa partia „Trudno Powiedzieć”) – w końcu to politycy tej formacji najbardziej jednoznacznie deklarują, że celem ich wejścia w politykę jest „przewrócenie stolika” czy „oderwanie świń od koryta”.

Młodzi z zasady nie ufają politykom, nawet z partii, na które głosują. Największe zaufanie budzą wśród swoich wyborców właśnie Konfederaci – tak deklaruje 35% młodych. Co zaskakujące, najniższy poziom zaufania wśród swojego elektoratu – zaledwie 7% – ma Trzecia Droga, najświeższy gracz w tegorocznych wyborach z dużą liczbą nowych, nieskompromitowanych niczym nazwisk. Popularność Konfederacji i zaufanie, jakim to ugrupowanie darzone jest przez młodych wyborców, częściowo może tłumaczyć też fakt, że spośród wszystkich partii na scenie politycznej to ona najsprawniej, a na pewno najprościej dla młodych, opowiada politykę, operując często radykalnie neoliberalnym słownikiem.

Młodym polityka kojarzy się z plemienną walką dwóch obozów. To odgrywany w telewizji, Sejmie i „gdzieś tam jeszcze” spektakl, który nie ma im nic do zaoferowania. Nie pomagają anegdotyczne absurdy polskiej polityki, takie jak picie wódki z uśmiechami na twarzach na urodzinach znanego redaktora przez publicznie nienawidzących się polityków dwóch największych partii w Polsce. Wszystko to jest obrazem szerszego problemu: zabetonowania polskiej sceny politycznej. Wszystkie decyzje, które dotychczas były na niej podejmowane w ich sprawie i na ich temat – dotyczące praw reprodukcyjnych, edukacji, zdrowia psychicznego – były podejmowane ponad ich głowami, bez pytania samych zainteresowanych lub wbrew ich woli (jak w przypadku Czarnych Protestów).

Prowadzący ze sobą personalne wojenki, ścigający się w przedwyborczych festiwalach na obietnice bez pokrycia i ignorujący potrzeby młodych polscy politycy po prostu nie zasługują na uwagę. Być może sami politycy uważają, że młodych wyborców w ogóle jest tak mało w porównaniu na przykład z seniorami, że po prostu nie opłaca się zabiegać o ich względy, ponieważ nie będą mieli większego wpływu na wynik wyborów. Skutek? Politycy nie interesują się młodymi, a młodzi – politykami. Nic dziwnego, że dla przemielonych przez pandemię, szarą rzeczywistość polskiej edukacji i kryzys zaburzeń psychicznych Debiutantów polityczność kojarzy się z wizją kija bez marchewki.

Rozwiązania Hurt-Detal

Nawet w kontekście ekologii, świadomości zmian klimatu i przekonaniu o konieczności natychmiastowego podejmowania działań, które mogłyby tym zmianom przeciwdziałać, postawy i poglądy Debiutantów są w znacznym stopniu indywidualistyczne. Do kwestii zaangażowania podchodzą z dystansem – jedna z badanych osób mówi wprost: „przeszkadza mi, kiedy widzę, że sąsiedzi palą czymś dziwnym w piecu i czarny dym unosi się z komina. Takie rzeczy powinny być zgłaszane, ale nikt z tym raczej nic nie zrobi. Moi sąsiedzi również tak robią, ale nie chcę im na to zwracać uwagi”.

Pytani o to, kto powinien podejmować działania w celu uniknięcia katastrofy klimatycznej, odpowiadają w sposób znacznie bardziej zachowawczy niż wyborcy ze starszych pokoleń. O ile najpowszechniejszą odpowiedzią jest domaganie się działań od polityków, o tyle zaledwie 28% Debiutantów identyfikuje tu odpowiedzialność koncernów energetycznych, które czerpią bezpośrednie zyski z degradacji klimatycznej planety (w porównaniu do 46% badanych Polaków w wieku 18-65). Korporacje i biznes uznaje za winnych 24% młodych (w porównaniu do 36% starszych badanych).

Gdy Debiutantów zapytano o to, jakich prośrodowiskowych argumentów użyliby, żeby przekonać swoich rówieśników do podjęcia działań na rzecz środowiska naturalnego, znów są to deklaracje skrajnie indywidualistyczne, kolejno: „oszczędzaj wodę” (51%), „więcej korzystaj z roweru/chodź piechotą” (47%), „ograniczaj kupowanie produktów w plastikowych opakowaniach” (44%), „ograniczaj zużycie prądu w swoim domu/mieszkaniu” (38%). Jest to skazana na porażkę próba rozwiązania problemów o naturze systemowej poprzez zmianę sposobów indywidualnej konsumpcji– choć jednocześnie trudno się temu dziwić, bo to jedyna przestrzeń, w której młody człowiek może poczuć jakąkolwiek sprawczość. Jak wskazuje Tomasz Markiewka, może to być związane z tym, że rola konsumenta jest nam znacznie bliższa i bardziej powszednia niż rola obywatela. Jak pisze:

„Pytam czasem moich studentów, kiedy ostatnio myśleli o sobie jako obywatelach. Najczęstsza odpowiedź brzmi: przy wyborach. Jeśli w ogóle. A kiedy myśleli o sobie jako konsumentach? To proste – dziś. Ponownie, tak jak w przypadku niechęci do polityki, nie sądzę, aby byli wyjątkiem. Raczej świadectwem reguły, pod którą podpada większość z nas”.

Markiewka przytacza statystyki z Google Ngrama – archiwum zawierającego kilka milionów książek, dotyczące tego, jak często na przestrzeni ostatnich dwustu lat pojawiały się w nich angielskie słowa citizen (obywatel) i consumer (konsument). Okazuje się, że około 1970 roku consumer wyprzedził pod względem częstotliwości wystąpień citizen, i tak zostało do dziś. Podobnie sprawa wygląda, gdy przebadano brytyjską prasę – od kilkudziesięciu lat słowo consumer pojawia się częściej niż citizen. „Ta zmiana językowa symbolizuje głębszą zmianę społeczną. «Ja, obywatel» – to nasz strój odświętny, «Ja, konsument» – to nasza codzienność” – podsumowuje Markiewka.

Jakoś życie

Jednocześnie jakość życia młodych ludzi – wbrew opiniom osób starszych – wcale nie jest tak wysoka, jak można byłoby przypuszczać. Dla osób urodzonych jeszcze w czasach PRL-u czy latach 90., dzisiejsi Debiutanci, w porównaniu do nich, mieli wymarzone dzieciństwo: dostęp do technologii, lepszy standard opieki, więcej możliwości rozwijania się i spędzania wolnego czasu. Jednak ten popularny obrazek nie dość, że ma więcej wspólnego z idealizacją zamkniętego już etapu życia i projekcją własnych frustracji na młodsze pokolenie niż rzeczywistością, to uniemożliwia też bardziej realistyczny ogląd sytuacji.

W rzeczywistości bowiem dzisiejsi Debiutanci pod wieloma względami mają gorzej niż starsze pokolenia. Widać to między innymi w możliwościach awansu społecznego, o którym większość pokolenia Z może jedynie pomarzyć. Na dobre zamyka się otwarte po 1989 roku okno międzyklasowej mobilności, na które zdążyli się załapać dzisiejsi 40-latkowie w latach 90. Wraz z formowaniem się nowych (a czasami nowych-starych) elit, rosnącą przepaścią klasową między gronem najbogatszych, a całą resztą, i dokonaniem podziału łupów po transformacji gospodarczej, awans społeczny jest dziś dużo trudniejszy. Społeczna scena, w latach 90. i wczesnych 00. przypominająca raczej ogromne pole możliwości (nie zapominajmy – zarówno awansu jak i upadku), obecnie – podobnie jak polityczna – przypomina raczej stężały beton.

Szkoła, jak każda niedofinansowana instytucja publiczna, na starcie premiuje dzieci wykształconych i bogatych i nie radzi sobie z problemem pełzającej prywatyzacji, pandemiczną rzeczywistością i ideologicznym zacietrzewieniem władzy, troska o jakość życia uczniów jest przywilejem dostępnym w coraz droższych enklawach. Podobnie rzecz ma się ze zdrowiem psychicznym: polskie państwo zupełnie nie radzi sobie z zataczającym coraz szersze kręgi kryzysem zdrowia psychicznego wśród dzieci i młodzieży. Jak w raporcie z 2022 roku podaje Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, „z badań przeprowadzonych na zlecenie Rzecznika Praw Dziecka (RPD) wśród dzieci i młodzieży w 2021 roku wynika, że około 14% uczniów w Polsce wymaga interwencji związanej z ich funkcjonowaniem psychicznym”. Z kolei według danych z raportu Sieci Obywatelskiej Watchdog w zależności od województwa na jedno łóżko na całodobowych oddziałach opieki psychiatrycznej przypadało od 2155 do 13 537 dzieci, a w żadnym z nich nie osiągnięto rekomendowanego przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) wskaźnika liczby lekarzy psychiatrów na 10 000 mieszkańców, który powinien wynosić co najmniej 1. W cieszących się najwyższymi wskaźnikami województwach łódzkim i mazowieckim było to mniej niż 0,8. Skutek? W raporcie UNICEF-u z 2020 roku, badającym dobrostan dzieci, Polska zajęła 30. z 38 miejsc.

To nie jest kraj dla młodych ludzi

Ostatnimi czasy w serwisach informacyjnych głośno było od zachwytów nad świetnymi wynikami polskiej młodzieży w testach PISA. Symptomatyczne, że zabrakło wówczas informacji o tym, że pod względem satysfakcji z życia jesteśmy w ogonie krajów rozwiniętych. Podobne wnioski płyną z badania Debiutanci – 63% badanych odczuwa lęk i niepokój, wchodząc w dorosłe życie, a 59% poważnie martwi się zmianami klimatu. Kluczową różnicą pomiędzy pokoleniem wchodzących w dorosłość dwie dekady temu i dzisiaj zdaje się być deficyt poczucia panowania i kontroli nad własnym życiem. Młodzi wiedzą, że przyszłość maluje się w ciemnych barwach, nie są tak beztroscy, jak byli ich rodzice, mają świadomość, że horyzontem ich planów i ambicji nie może być znalezienie dobrej pracy i założenie rodziny. Dorastają, od lat słysząc o tym, że świat się kończy. Problem w tym, że nikt nie uzbroił ich w narzędzia potrzebne do zrozumienia tego, jakimi politycznymi prawidłami się rządzi i jak go zmienić.

 

Odsłona Spięcia powstała wokół raportu „Debiutanci ’23”. Odsłonie towarzyszy debata przedwyborcza „Młodzi mają głos” organizowana przez SKN UW dla Klimatu, która odbędzie się w najbliższy piątek 13 X 2023 roku o 18 w Marzycielach i Rzemieślnikach na Brackiej 25 w Warszawie. Więcej szczegółów tutaj.