W słynnym Palazzo Publico w Sienie znajdują się tak zwane freski „Buon governo”, namalowane przez Ambrogio Lorenzettiego w XIV stuleciu. Po prawej stronie artysta przedstawił owoce dobrych rządów. Znajdziemy tu personifikacje cnót kardynalnych, jak męstwo, roztropność, sprawiedliwość. W mieście dobrze rządzonym panuje ożywienie i radość. Tu ktoś wytwarza i sprzedaje odzież, tam prowadzone są owce, gdzie indziej grupa ludzi buduje dom, szereg postaci tańczy na ulicy…

Malarski traktat polityczny Lorenzettiego, jak czasem bywa nazywany, nie przedstawia demokracji, ale republikę. A jednak jego refleksja na temat zbiorowych emocji przynosi ważne spostrzeżenie także w odniesieniu do naszego polskiego tu i teraz. Dla przyjaciół liberalnej demokracji wynik niedzielnych wyborów – teraz już potwierdzony i oficjalnie podany – jest przyczyną radości. Dawno już w naszym kraju ludzie nie zaczepiali się w sklepie i zbiorowym transporcie, wymieniając uwagi o wygranych wyborach. Pełne radości komentarze wysyłają mi także przyjaciele zza granicy. „Poland is back”, „You did it again!” – piszą.

To ważne. Demokratyczna praktyka oferuje niewiele momentów niezmąconej radości. Jej codzienność jest raczej pogrążona w napięciach, ucieraniu kompromisów, ważeniu racji i praw różnych grup. Nie brakuje frustracji spowodowanej charakterystyczną dla niej powolnością działania. Tym bardziej wartościowy jest moment chwilowego zatrzymania, satysfakcji, zanim przyjdzie proza codzienności koalicyjnych negocjacji, nieuchronnych sporów, zniecierpliwienia wyborców i fechtunku z przeciwnikami.

Polska i Niemcy – nowy porządek

Ten moment zatrzymania można też wykorzystać, aby z nieco szerszej perspektywy spojrzeć na to, co czeka nas w kolejnych miesiącach i latach. Wybory w Polsce mają znaczenie krajowe, na którym siłą rzeczy koncentrujemy się najbardziej, ale są również istotne z punktu widzenia europejskiego i globalnego. Spójrzmy, jakie są najważniejsze punkty, o których należy w tym kontekście pomyśleć.

Po pierwsze, by użyć sformułowania wymienionego już wyżej, „Poland is back”… but it isn’t. Owszem, w Polsce wygrała wybory opcja podkreślająca swoje przywiązanie do wartości liberalno-demokratycznych. Istnieje duża szansa, że w ciągu kolejnych kilku lat będziemy świadkami odbudowania państwa prawa, zwłaszcza niezależności sądownictwa i trójpodziału władzy. Natomiast, wbrew obiegowym opiniom, panującym szczególnie poza krajem, Polska nie wróci po prostu do miejsca sprzed 2015 roku.

Co to znaczy? Przez blisko dekadę Polska była oglądana z zewnątrz przez soczewkę PiS-u. To, co się w niej działo, szczególnie gdy chodzi o postępowanie wbrew mainstreamowi europejskiemu lub zachodniemu, interpretowano często jako wynikające z charakteru PiS-u jako partii antyeuropejskiej i populistycznej. W ten sposób na przykład interpretowano ogólną atmosferę, panującą w Polsce wobec Niemiec. Krytyczną ocenę tego kraju składano na karb antyniemieckiej propagandy, szerzonej przez PiS. Z niektórymi roszczeniami, na przykład dotyczącymi reparacji, w ogóle czekano, aż rząd PiS przegra wybory, uważając, że po wyborach się one po prostu rozpłyną w powietrzu. Tak jednak wcale nie musi być. W istocie, w Polsce odbywały się dwa równoległe procesy myślenia o Niemczech.

Pierwszy istotnie był zapośredniczony przez szerzoną przez media narodowe antyniemiecką propagandę. Drugi jednak, równoległy, związany był i jest z surowym osądem głębokiej pomyłki, jaką popełniły Niemcy w przypadku Rosji Władimira Putina i zagrożeń, jakie niesie ona dla niewielkich krajów wschodniej i środkowej Europy. Jednocześnie po ponad trzydziestu latach demokratycznej transformacji, Polska, podobnie jak inne kraje regionu, nie chce już odgrywać roli młodszego partnera. Stąd kwestie, takie jak reparacje, polityka historyczna albo związane z polityką wschodnią, mogą być kształtowane zupełnie inaczej także przez potencjalny nowy rząd mniej łagodnie, niż to się działo dziesięć lat temu.

Demokracja pod presją

Po drugie, w Polsce rzeczywiście pisana jest w tej chwili historia. Nie jest to jednak wyłącznie historia III Rzeczpospolitej i polskiej demokracji. Jest to również historia globalnych zmagań między liberalną demokracją a narodowym populizmem. Dotychczas mogło się wydawać, że Polska po prostu powtarza scenariusz, wyznaczony przez Viktora Orbána. Obecnie jednak wygląda na to, że sprawy mają się zupełnie inaczej. Kolejne lata pokażą, którą drogą Polska raczej pójdzie.

Może to być droga, którą umownie nazwę skandynawską. Polska musiałaby wtedy zintegrować do jakiegoś stopnia agendę populistyczną do centrowej polityki i państwa prawa. Dzieje się tak na przykład w Danii, gdzie socjaldemokratyczna premierka Mette Frederiksen w wielkiej mierze przejęła ostrą politykę migracyjną, proponowaną przez populistów. Kolejną możliwą drogą jest droga wenezuelska. Oznaczałoby to, że po względnie niedługim okresie rządów liberalnych demokratów, Polska zostanie odbita na kolejną długą polityczną erę przez populistów. Istnieje jeszcze jedna możliwa droga, wyznaczona przez USA – przynajmniej potencjalnie, bo nie wiemy jeszcze, jakie będą wyniki wyborów na prezydenta tego kraju w 2024 roku. W tym przypadku, Polska co jedną lub dwie kadencje będzie przejmowana bądź to przez liberalnych demokratów, bądź to narodowych populistów. Należy postawić pytanie, czy demokracja będzie możliwa w sytuacji, gdy system polityczny będzie przekształcany po każdej takiej wygranej.

Co dalej z PiS-em?

Co ściśle z tym związane, istnieje pytanie, co stanie się dalej z partią narodowo-populistyczną, jaką jest PiS. Co prawda jest to partia ściśle związana z osobą Jarosława Kaczyńskiego. Można sobie jednak wyobrażać, że jeśli nastąpiłaby w niej sukcesja, to PiS stałoby się trwałym elementem polskiego krajobrazu politycznego. Być może wtedy mogłaby nastąpić dalsza antyliberalna radykalizacja tego ugrupowania – lub wręcz przeciwnie, jego złagodnienie i wbudowanie w liberalno-demokratyczny konsensus.

Tak czy inaczej, niezależnie od większości, jaką zdobyła opozycja, wyzwanie, jakie stanowi ugrupowanie populistyczne w polityce, bynajmniej się nie zmniejsza. Obecna sytuacja wiekowa polskich liderów – zarówno Jarosław Kaczyński i Donald Tusk prowadzą walkę na śmierć i życie, bo ten z nich, kto wygra, będzie również kształtował wizję osiągnięć oponenta oraz ocenę dokonań III Rzeczpospolitej – sprzyja utrzymywaniu się silnej polaryzacji. Sprzyja ona także narzuceniu młodszym pokoleniom jednej interpretacji bieżących wydarzeń.

Na fresku Ambrozio Lorenzettiego część postaci radośnie tańczy, jednak uważny widz spostrzeże szybko, że odbywa się to niejako z boku. Centralne postaci przyglądają się widzowi z wymalowaną na twarzach powagą. Być może prawdziwa demokracja powstaje dokładnie na przecięciu tych dwóch emocji.