Jadąc do Chin, Władimir Putin odbył najważniejszą podróż zagraniczną od czasów pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Uczestnicząc w forum Pasa i Szlaku jako gość honorowy, przełamał swoją międzynarodową izolację i wzmocnił nadzieję na wytrzymanie zachodnich sankcji. Ceną, jaką za to zapłacił, była współczesna wersja politycznego kou tou, czyli czołobitności. 

Wszystko jest Nowym Jedwabnym Szlakiem

To już trzeci szczyt inicjatywy, w Polsce nazywanej „Nowym Jedwabnym Szlakiem”, ogłoszonej dziesięć lat temu w Astanie. Pas i Szlak został pomyślany tak, by globalna sieć infrastrukturalna skupiona na globalnym Południu, przynosiła korzyść przede wszystkim Chińskiej Republice Ludowej.

Wielu państwom azjatyckim, afrykańskim i latynoamerykańskim inicjatywa jest na rękę. Wolą rozwijać się kosztem zależności od Chin niż wcale. Co więcej, w przeciwieństwie do zachodnich partnerów, chińscy towarzysze nie zakłócają harmonii, zadając drażliwe pytania dotyczące praw człowieka.

Idea chińskiej „miniglobalizacji” została genialnie opakowana w propagandowe odniesienia do Jedwabnego Szlaku, wywołującego skojarzenia z orientalnym bogactwem. ChRL zaczęła również przedstawiać niemal każdy chiński pomysł jako część inicjatywy Pasa i Szlaku. Niezależnie od tego, czy dotyczył Chile, Arktyki, cybernetyki, kosmosu, czy też istniał już wcześniej, jak w przypadku pakistańskiego portu Gwadar. 

W pewnym momencie zatarła się wręcz granica między polityką zagraniczną ChRL a wszechogarniającą inicjatywą Pasa i Szlaku. Swoista  „jedwabnoszlakizacja” polityki chińskiej postępowała równolegle z akumulacją władzy przez przywódcę Chin Xi Jinpinga. 

Przeprosiny z Nowym Jedwabnym Szlakiem

Rosja początkowo była sceptyczna wobec pomysłu, który Xi ogłosił w Astanie – stolicy Kazachstanu. Deklaracja, złożona w miejscu zaliczanym do tak zwanej bliskiej zagranicy, czyli rosyjskiej strefy wpływów, została odczytana niemal jako potwarz, a przynajmniej wyzwanie rzucone Rosji w regionie Azji Środkowej.

Rosja najpierw chciała blokować chińskie wpływy – energii starczyło jej jednak tylko na rok. Po agresji na Ukrainę w 2014 roku Moskwa osłabła na tyle, że zdała sobie sprawę, że nie może jednocześnie walczyć z Zachodem i Chinami. 

Wybrała konfrontację z anglosaskim rdzeniem Zachodu i konieczność dogadania się z Chinami. Przeprosiła się też z Jedwabnym Szlakiem. W konsekwencji Azja Środkowa stała się swoistym polityczno-gospodarczym kondominium rosyjsko-chińskim. 

Putin był również obecny na dwóch poprzednich szczytach Pasa i Szlaku, które odbyły się w 2017 i 2019 roku w Pekinie. Za każdym razem kradł show, wykorzystując swoje stałe sztuczki – spóźniając się na oficjalną inaugurację i grając na pianinie (nawet nieźle) przed dziennikarzami, gdy czekał na spotkanie z Xi.

W swoich wystąpieniach wyolbrzymiał znaczenie Rosji, przedstawiając ją jako niezbędną dla inicjatywy Pasa i Szlaku, a do tego uczestniczącą w niej na własnych warunkach. Chińczycy znosili to z cesarską niemal wyrozumiałością, wiedząc, że lepiej wytrzymać humory Rosji niż mieć do czynienia z jej sypianiem piachu w tryby. 

Nowy Jedwabny Szlak po cichu usuwa się w cień

Potem przyszedł jednak decoupling (czyli redukowanie zależności od Chin), koronawirus, wojna rosyjsko-ukraińska i postępująca deglobalizacja. A także rosnący w świecie sinosceptycyzm. 

Międzynarodowy klimat polityczny dla Pasa i Szlaku się pogorszył. Niegdysiejsi entuzjaści chińskiej inicjatywy, jeszcze dekadę temu głoszący tezy o „odwróceniu skutków odkryć geograficznych” przez Nowy Jedwabny Szlak, teraz zostali z Pasem i Szlakiem jak Himilsbach z angielskim (czy raczej z chińskim). 

Również sama ChRL nieco odpuściła temat Pasa i Szlaku. Pomysłu nie porzucono w zupełności – to by było bardzo nie po chińsku. Po cichu przeniesiono nacisk na inne działania, jak chociażby „globalną inicjatywę bezpieczeństwa” Xi. Sam zaś program Pasa i Szlaku zmniejszono, czy też urealniono, koncentrując się na określonych regionach i zaczęto przedstawiać inicjatywę jako przyjazną środowisku.

Połowa nieba

W międzyczasie Rosja poprzez atak na Ukrainę doprowadziła do swojej globalnej półizolacji. Chiny początkowo kibicowały rosyjskiej inwazji, bo zdobycie Kijowa i wasalizacja Ukrainy zadałyby cios współczesnemu porządkowi międzynarodowemu. Jednak Putin zawiódł Chińczyków, grzęznąc na ukraińskich stepach i – co gorsza – jednocząc przeciw sobie Zachód, dając tym samym tlen amerykańskiemu globalnemu przywództwu. Wbrew nadziejom niektórych analityków, Pekin nie wystawił jednak Putina do wiatru i nie dogadał się z Zachodem. 

Dla Xi i jego ekipy najważniejszym wyzwaniem jest rywalizacja ze Stanami Zjednoczonymi. Rosja zaś, w kwestii bezpieczeństwa zapewnia Chinom „połowę nieba”: spokój od północy i stabilne źródło surowców energetycznych tanio i z dala od amerykańskiej floty. Dodatkowo, jest ich poputczikiem w dążeniu do zmiany obecnego porządku międzynarodowego.

Co więcej, Chiny nie mogłyby sobie życzyć lepszej Rosji. Moskwa wmanewrowała się w sytuację, w której jej więzi z Zachodem, dotychczas fundamentalne, zostały zamrożone. Wszystko, co pozostało, to Wschód i „globalna większość” – jak to ujął Dmitrij Trenin, niegdyś udający niezależnego analityka, dziś całkowicie „po linii i na bazie” Kremla.

Realistycznie oznacza to konieczność oparcia się na Chinach. Inne kraje, takie jak Indie, Indonezja i Brazylia, nie są w stanie same amortyzować rosyjskiej gospodarki. Jednym słowem: Moskwa strategicznie nie tyle chce, co musi trzymać się Chin.

Każda zmiana tej sytuacji – od obalenia lub śmierci Putina, po chaos w Federacji – stwarza potencjalne trudności dla Pekinu. Najgorszym scenariuszem dla Chińczyków byłby prozachodni pucz i dojście do władzy kogoś w rodzaju Aleksieja Nawalnego, kto mógłby znormalizować stosunki Rosji z Zachodem. Dlatego dla Pekinu dużo korzystniej (i taniej!) jest chuchać i dmuchać na Putina. 

Postawa ta została zademonstrowana na szczycie Pasa i Szlaku, gdzie rosyjski dyktator, z Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze na karku, został powitany na czerwonym dywanie. „Dawanie twarzy”, jak po chińsku określa się schlebianie i komplementowanie gościa, niewiele Chiny kosztuje, a zyskuje im wdzięczność rosyjskiego przywódcy. 

Daje mu bowiem potężny zastrzyk legitymizacyjny. Dzięki Chinom Putin może prezentować się Rosjanom jako przyjmowany z honorami przywódca, nie jako izolowany parias chowający się w bunkrze. W zamian musi publicznie wszem wobec chwalić Xi i inicjatywę Pasa i Szlaku, którą jeszcze dekadę temu próbował powstrzymać, a także samego Xi i jego agendę relacji rosyjsko-chińskich. Tę cenę Putin jest gotów zapłacić. 

Bez kropki nad „i”

Chociaż oficjalnie Chiny prezentują wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej autorskie stanowisko „za, a nawet przeciw”, w rzeczywistości wspierają Rosję, dostarczając jej pieniądze na prowadzenie wojny poprzez masowe zakupy surowców oraz eksportując części podwójnego zastosowania.

Tyle że robią to bez stawiania kropki nad „i”. Otwarte opowiedzenie się za Moskwą ograniczyłoby elastyczność Pekinu – w świecie „zorganizowanej hipokryzji”, jak ongiś nazwano politykę międzynarodową, dużo lepiej zachowywać pozory. 

Pozwala to Pekinowi udawać, że jest neutralny, a Zachodowi udawać, że Chinom wierzy. To umożliwia państwom zachodnim wpływać na stopień chińskiej pomocy dla Rosji, która w wypadku nałożenia dla Chiny sankcji, mogłaby zostać zwiększona. 

Bo choć ChRL pomaga Rosji, to nie zamierza ponosić kosztów rosyjskich błędów ani dopłacać do interesu. De iure Chiny przestrzegają sankcji (znajdują w nich dziury albo obchodzą, ale w sensie formalnym ich nie łamią). Rosyjskie ropa, gaz i węgiel suną do Chin w zwiększonych ilościach i ze zniżką. A eksport chińskich produktów do Rosji, od półprzewodników po ciężarówki, pozwala zarobić firmom zza Muru, zajmującym miejsce wycofujących się zachodnich koncernów. 

Podczas ostatniego szczytu Pasa i Szlaku podpisano umowę zbożową, otwierającą rosyjskiemu ziarnu drogę do Chin. Jednocześnie nie dogadano się w sprawie gazociągu Siła Syberii 2, który ma przebiegać z Rosji do Chin przez Mongolię i w części zrekompensować Moskwie utratę europejskich rynków. 

ChRL ma dużo czasu i dużo gazu LNG, a także dostaw lądowych z Rosji, Turkmenistanu i Birmy. Nie spieszy się jej do kolejnych umów. Lepiej poczekać – w przyszłości ten gazociąg i płynący nim surowiec będą dla Chin jeszcze tańsze. 

Asymetria wzajemnych korzyści

Chińczycy już kilka lat temu ustawili relacje z Rosją w oparciu o zasadę gong yin, czy win-win. Wzajemne korzyści nie oznaczają jednak symetrii w ich osiąganiu. 

To, ile wygrasz, zależy od twojej siły, pozycji i umiejętności negocjacyjnych. Nawet przed wybuchem wojny z Ukrainą, układ Rosji z Chinami był bliższy proporcjom 30/70 niż 50/50. Od tego czasu Moskwa tylko osłabła.

Jednocześnie, parafrazując wielkiego amerykańskiego intelektualistę, the art of the deal w wydaniu chińskim polega na tym, by zarobić, nie zrażając do siebie partnera. To się na razie Pekinowi w relacjach z Moskwą udaje. Głównie dzięki mieszance pochlebstw, gry na mocarstwowych tęsknotach Rosji, antyamerykańskich sentymentach, umiarkowaniu i samokontroli. Do tej pory Chińczycy znali granice i nie przesadzali.

Mogli docisnąć bardziej Rosjan, ale tego nie zrobili. Teraz, gdy Rosja jest na tle Chin coraz słabsza, pokusa wykorzystania sytuacji z pewnością rośnie. Hamuje ją świadomość, że skorzystaliby na tym tylko Amerykanie. Dlatego, przynajmniej na razie, opłaca się Chinom łaskawość wobec Rosji. 

A poza tym Putin cytuje Xi Jinpinga.

 

 *Źródło ikony wpisu: Wikimedia Commons, Creative Commons Attribution 4.0