Gdy myślimy o sojuszach międzynarodowych, zazwyczaj przychodzą nam do głowy te zachodnie – NATO czy UE. Zapominamy jednak, że nie tylko demokracje podejmują ponadnarodowe współprace. Także sojusze krajów „zbójeckich” stanowią część współczesnego świata. Zagrażają one stabilności stosunków międzynarodowych opartych na zasadach prawa, demokracji i unikających rozwiązań siłowych.

Dla społeczeństw żyjących pod dyktaturą każdy taki sojusz rodzi kolejne zagrożenia. Niech przykładem będzie sytuacja w Birmie/Mjanmie i relacja tamtejszej junty wojskowej z podobnymi do niej reżimami – Rosją, Koreą Północną i Chinami.

Junta nie chce oddać władzy

Współczesna historia Birmy/Mjanmy, to ciąg dyktatorskich rządów wojskowych. Dotychczas wszystkie nieliczne próby przejęcia władzy przez ugrupowania demokratyczne zostały brutalnie stłumione przez żądną władzy armię.

Stało się tak w 1988 roku, kiedy doszło do pamiętnej Rewolucji 8888 i w 2007 roku, gdy wybuchła szafranowa rewolucja. Tak też zakończył się trwający pięć lat od 2016 roku, budzący nadzieję czas rządów Narodowej Ligi na Rzecz Demokracji (NLD) kierowanej przez laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla Aung San Suu Kyi.

Pamiętam entuzjazm mieszkańców Birmy/Mjanmy po zwycięskich dla NLD wyborach w 2015 rok. Na ulicach Rangunu trwał prawdziwy festiwal radości, jedności i poparcia dla wartości demokratycznych.

Nie ulegało wówczas wątpliwości, że tamtejsze społeczeństwo chce dążyć do budowy państwa respektującego prawa i swobody obywatelskie. Zaledwie sześcioprocentowe poparcie dla wojska było dowodem na to, że wyborcy nie chcieli kolejnych rządów armii.

Wojsko nie było jednak w stanie pogodzić się z przejęciem władzy przez siły prodemokratyczne, rezygnując tym samym z nienależnych mu przywilejów ekonomicznych i przywilejów, z których korzystało do tej pory.

Etniczny wymiar konfliktu

Po ostatnim przejęciu władzy przez juntę w 2021 roku, Birma/Mjanma pogrążyła się w wojnie domowej, w której po jednej stronie stoją żołnierze birmańskiej armii, a po drugiej bojownicy tak zwanych armii etnicznych, sprzeciwiający się dyktatorskim rządom wojska.

Istotą tej wojny jest niezgoda znacznej części zróżnicowanego etnicznie społeczeństwa na rządy junty zdominowanej przez etnicznych Bamarów. Mimo że poszczególne armie reprezentują odmienne wizje polityczne, jednoczy ich wrogość wobec armii rządzącej.

Szczególne nasilenie walk ma ostatnio miejsce w północnych regionach kraju w stanie Shan, przy granicy z Chinami. W ostatnim tygodniu października bojownicy trzech ugrupowań zbrojnych działających w tym regionie rozpoczęli ofensywę pod nazwą „Operation 1027”.

Operacja ta jest dziełem sojuszu Three Brotherhood Alliance [Sojusz Trzech Bractw]. W jego skład wchodzą Myanmar National Democratic Alliance Army (MNDAA), Ta’ang National Liberation Army (TNLA) i Arakan Army (AA). Działania Sojuszu Trzech Bractw doprowadziły w ostatnich tygodniach do rozgromienia sił rządowych przy granicy birmańsko-chińskiej.

O sile armii etnicznych dodatkowo może świadczyć fakt, że w lutym tego roku junta przyznała, że nie jest w stanie podporządkować sobie 132 spośród 330 ośrodków miejskich stanowiących centra lokalnej administracji państwowej.

Kto zarabia na wojnie w Birmie?

Intensywna aktywność rodzi pytania o to, skąd strony konfliktu czerpią wsparcie – skąd biorą broń i jakie formy współpracy podejmują, aby ją zdobyć. Mimo że na dostawy uzbrojenia do Birmy/Mjanmy formalnie obowiązuje międzynarodowe embargo, w rzeczywistości broń płynie do kraju szerokim strumieniem.

W kraju, którego ludność w ogromnej liczbie żyje poniżej granicy ubóstwa, junta wydała około miliarda dolarów na zagraniczne uzbrojenie od czasu zamachu stanu w 2021 roku. Jest ono dostarczane głównie z Rosji, Chin i Korei Północnej.

W tym czasie junta sprowadziła z Rosji sprzęt bojowy o wartości ponad 400 milionów dolarów. W tym: śmigłowce SU-30 i MI-35, szkolno-treningowe Yak-130, a także rakiety powietrze–powietrze.

Broń ta była i jest wykorzystywana w atakach sił powietrznych junty na ludność cywilną w obszarach, gdzie władzę sprawują armie etniczne. Rosja dostarczała do Birmy/Mjanmy uzbrojenie dla sił lądowych. Co ciekawe, część broni sprzedanej juncie Rosja odkupiła, by wzmocnić swe siły napastnicze na Ukrainie. Dotyczyło to między innymi czołgów T-72.

Współpraca wojskowa pomiędzy Rosją i Birmą nie ogranicza się wyłącznie do przemysłu zbrojeniowego. Przykładem zacieśnienia relacji są listopadowe manewry morskie marynarek wojennych obu krajów na Morzu Andamańskim. Ćwiczenia te mają co prawda znaczenie przede wszystkim symboliczne. Niemniej pokazują one, że obaj partnerzy próbują pozycjonować się jako znaczące siły na akwenie, przez który przebiegają ważne szlaki morskie.

Chiny w rozkroku

Z kolei Chiny w ostatnich latach dostarczyły birmańskiej juncie uzbrojenie o wartości 267 milionów dolarów. Jednak chiński sprzęt otrzymuje nie tylko strona rządowa. Jest tajemnicą poliszynela, że Chiny dozbrajają armię etniczne działające na granicy birmańsko-chińskiej.

Fakt, iż Pekin dozbraja obie strony konfliktu, to jedynie pozorny paradoks. Istotą polityki chińskiej realizowanej wobec Birmy/Mjanmy jest utrzymywanie tego kraju w stanie chaosu i wewnętrznego konfliktu. Bez względu na to, kto sprawuje władzę w Naypyidaw.

Priorytetem Pekinu jest zachowanie korytarza gospodarczego prowadzącego przez Birmę z Chin do wybrzeża Oceanu Indyjskiego oraz eksploatacja zasobów naturalnych sąsiada. Podsycanie konfliktu wewnętrznego sprzyja utrzymaniu przez Pekin kontroli nad Birmą.

Ostatnia operacja ofensywna Three Brotherhood Alliance może jednak zmusić Pekin do jasnego opowiedzenia się po jednej ze stron konfliktu. Bojownicy sojuszu zajęli bowiem miasta przy granicy z Chinami i najważniejsze przejścia graniczne. Kontrolują także wielokilometrowe drogi łączące Chiny z Birmą.

Jeżeli okaże się, że siły junty nie są w stanie udrożnić tych szlaków komunikacyjnych, dla Chin będzie to z pewnością dzwonek alarmowy. Okazać się może, że w imię interesów Pekin będzie wolał rozmawiać z przywódcami armii etnicznych, zamiast z juntą, która od wielu miesięcy nie może sobie poradzić z powstańcami.

Międzynarodówka dyktatorów

Czy to oznaczałoby powrót Birmy/Mjanmy na drogę demokracji, praw człowieka i swobód obywatelskich? Niekoniecznie. Większość przywódców armii etnicznych, nie jest wcale urodzonymi demokratami. Celem, który przyświeca im w walce z juntą, jest zwiększenie znaczenia własnych narodów i grup plemiennych.

Wielu z nich ma nawet ambicje utworzenia nowych niepodległych państw. Walczą również dlatego, że nie chcą się dzielić z rządzącymi generałami korzyściami płynącymi z wydobycia szlachetnych kamieni, z eksploatacji złóż gazu i ropy, a także z uprawy maku opiumowego i produkcji heroiny.

O wielu przywódcach armii powstańczych, można bez ryzyka powiedzieć, że są dyktatorami lub stanowią znakomity materiał na dyktatorów. Izolowani przez świat zachodni szukają sojuszników wśród lokalnych watażków i dyktatorów na całym świecie. Dla autokratów, jak Putin, Kim Dzong Un czy Xi Jinping, współpraca z nimi nie byłaby niczym szczególnym. Razem stworzą „międzynarodówkę dyktatorów”. Nie zbudują lepszego świata, ale mogą podpalić ten, który już istnieje.