Poniedziałkowe posiedzenie Sejmu było najpopularniejszym na świecie programem na YouTubie. Ale było wyjątkowe również dlatego, że oznaczało koniec rządów PiS-u. Zgodnie ze wszystkimi znakami na niebie i ziemi, rząd prawicy nie uzyskał większości w Sejmie. I tylko Andrzej Duda może być niezadowolony, ponieważ Morawiecki widocznie okłamał go, że ma większość.

Zanim doszło do głosowania, Morawiecki wygłosił exposé. W pewnym sensie nie miało ono znaczenia, ponieważ było jasne, że cokolwiek powie polityk, to i tak przepadnie on w głosowaniu – był to przede wszystkim ostatni epizod odgrywanej w ostatnich tygodniach przez PiS komedii, która miała opóźnić oddanie władzy. Ale wystąpienie było interesujące z innego powodu – ponieważ całkiem nieźle pokazywało dylematy, przed jakimi stanęło Prawo i Sprawiedliwość.

Po pierwsze, przemówienie Morawieckiego było zupełnie inne niż kampania wyborcza PiS-u. Oto były premier znienacka przestał wyzywać pozostałe partie od „Niemców” i „zdrajców”, a zamiast tego zaczął mówić o programie. Morawiecki podsumował dotychczasową politykę PiS-u, chociaż głównie w odniesieniu do gospodarki i obronności, a nie odnosząc się do spraw kontrowersyjnych. Poza tym raczej wymieniał wyzwania strategiczne dla Polski i modne tematy, niż wskazywał rozwiązania. Było jasne, że exposé nie jest to plan rządzenia.

Ale zmiana tonu pokazywała, że oparta na radykalnym konflikcie polityka, której ton nadawał Jarosław Kaczyński, osiągnęła swoje granice i przegrała. Jeśli PiS chce w przyszłości wrócić do władzy, to może potrzebować koalicjanta. Jednak nie zyska go nigdy, jeśli będzie prowadzić politykę w dotychczasowym modelu. Jak na razie jednak nie widać, jak partia miałaby realnie zmienić kurs. Póki co jest zakładnikiem własnej ideologii. Dla stabilności polskiej demokracji to niedobrze, chociaż dla przyszłego rządu Tuska to może nie być źle, ponieważ utrudni PiS-owi powrót do władzy.

Po drugie, Morawiecki mówił sporo o prawach kobiet, opowiadając się za równouprawnieniem, ale też podkreślając, że mamy kryzys demograficzny i potrzebujemy więcej dzieci. Patrząc perspektywicznie, wraz z liberalizacją społeczeństwa PiS może mieć problem z głosami kobiet. Jest zatem problem, jak do tego podejść – czy liberalizacja stanowiska w sprawie kultury może być na to skuteczną odpowiedzią?

Zgodnie z tym kierunkiem, część partii poparła ostatnio publiczne finansowanie in vitro. Ale równocześnie z mównicy w tej sprawie z grona polityków PiS-u padły wypowiedzi w tonie bardzo konserwatywnym. W tej sprawie Morawiecki nie jest więc obecnie wiarygodny, ponieważ miłe słowa na temat równouprawnienia brzmią instrumentalnie i nieszczerze, na zasadzie: powiemy wszystko, drogie panie, byleście urodziły dzieci.

Po trzecie, Morawiecki zakończył wystąpienie dość komicznym apelem, żeby uchwalić w Sejmie „pakiet demokratyczny” wzmacniający opozycję, a także zakończyć wojnę polsko-polską i „wybrać dialog”. Osoba zahibernowana przez ostatnie osiem lat już prawie mogłaby w to uwierzyć, ale chwilę później na mównicę wszedł Jarosław Kaczyński, który widocznie od razu odrzucił szlachetne pomysły własnego premiera i standardowo wieszczył, że Polska będzie teraz miejscem zamieszkania Polaków pod zarządem Brukseli i Berlina.

Wypowiedź Morawieckiego sugerowała zrozumienie, że PiS zostało odwołane nie całkiem z powodu programu, który mógł się w różnych sferach podobać mniej lub bardziej, lecz również ze względu na autorytaryzm. Nawet jednak jeśli Morawiecki, a może część jego otoczenia, to rozumie, chyba nie jest to wiedza szczególnie powszechna w partii, skoro wśród tuzinów jej posłów, którzy zapisali się do zadawania pytań po exposé, większość wygłaszała peany nad własnymi wspaniałymi rządami. A jeśli były to rządy tak wspaniałe, to pozostaje zagadką, dlaczego dobiegły końca.