Kamerun, lata osiemdziesiąte XX wieku. Angielski antropolog Nigel Barley w swoim dzienniku szczegółowo relacjonuje pobyt w Afryce i próbę naukowej obserwacji społeczności Dowayów – tubylczej ludności zamieszkującej północną, górzystą część kraju. Dowayowie są znani z wyjątkowej niechęci do rozmów z nawiedzającymi ich białymi badaczami, podróżnikami i misjonarzami. W wydanej na podstawie swojego dziennika książce „Niewinny antropolog” Barley, jako ówcześnie niedoświadczony terenowo, raczej „gabinetowy” badacz, przedstawia różnice między wykładaną w Cambridge i Oksfordzie teorią a obserwowaną rzeczywistością oraz trudności w przekraczaniu barier kulturowych za pomocą specyficznego dla „literatury antropologicznej” środka literackiego – ironizującego, brytyjskiego humoru.
Humor w terenie
Podczas lektury napotykamy strukturalistyczne interpretacje praktyk kulinarnych, według których spożywanie małp jest zabronione, bo stanowi ekwiwalent kazirodztwa. Interpretacje te występują w bezpośrednim towarzystwie ironicznych opisów starć z lokalną administracją państwową lub nieoczywistego poczucia humoru Dowayów. Autor książki jako jedną z największych trudności, z którymi się mierzy, przedstawia chroniczny brak warunków do snu. Powoduje go uciążliwy dźwięk „głośnych bąków, pokasływań i ogłuszającego czkania”, dochodzący z chaty ulubionej rozmówczyni antropologa – Mariyo, trzeciej żony naczelnika wioski. Badacz po uzyskaniu względnej akceptacji społeczności lokalnej decyduje się opowiedzieć o swoim problemie młodemu pomocnikowi zrekrutowanemu spośród Dowayów – Matthieu. Ten, wysłuchawszy historii, wybiega z chaty badacza, zataczając się ze śmiechu. A później powraca i prowadzi Nigela do kozy – prawdziwej sprawczyni nocnych hałasów. Zdaniem Brytyjczyka, posiada ona umiejętność wydawania odgłosów fizjologicznych łudząco przypominających ludzkie.
Pozornie błahy komizm
Opisana w literaturze antropologicznej rzeczywistość badaczy pokazuje, że wykładana ex cathedra sztuka prowadzenia badań terenowych niekiedy może zostać zrealizowana jedynie dzięki zdarzeniom losowym. Z „Niewinnego antropologa” dowiadujemy się, jak codzienny komizm sytuacyjny sprawia, że pozornie zamknięta ludność Dowayów staje się z czasem otwarta na rozmowę z wścibskim, naprzykrzającym się jej badaczem z Oksfordu. Gdyby odwołać się do funkcjonalistycznej myśli innego znanego antropologa – Bronisława Malinowskiego, to moglibyśmy postawić tezę, według której żart stabilizuje wewnętrzną spójność i życie towarzyskie grupy. Praktyki komiczne w tym przypadku, oprócz sankcjonowania więzi społecznych, rozładowywania napięć i konfliktów, są dla badacza narzędziem umożliwiającym zjednywanie sobie rozmówców i nawiązywania bardziej bezpośredniej relacji. W komicznych elementach komunikacji antropolog może dostrzec pewne pęknięcia lub granice między codziennymi praktykami kulturowymi, a strefą tabu.
Bez humoru – frustracja
Podążając tropem Malinowskiego, możemy zauważyć, że żart jest funkcjonalny również na metapoziomie. Popularny w literaturze antropologicznej humor jest próbą wyjścia z uniwersyteckich katedr i przedstawienia refleksji w bardziej przystępny sposób, bliższy właściwemu podmiotowi nauk społecznych – człowiekowi. Tendencja ta widoczna jest również w aktualnych etyczno-metodologicznych trendach w naukach społecznych.
Ironizujący opis lub sarkazm staje się dla badacza terenowego również formą intelektualnego radzenia sobie z napotykanymi trudnościami czy nadużyciami. Podobnie w „Niewinnym antropologu” – uśmiecham się przy sarkastycznych opisach frustrujących sytuacji, w których Brytyjczyk żali się na utratę zębów i zakażenie wirusowym zapaleniem wątroby przy okazji wizyty u lokalnego stomatologa. Z kolei metodologiczna twardość Malinowskiego w trakcie obserwacji uczestniczącej wśród mieszkańców Nowej Gwinei i wynikający z niej brak możliwości żartobliwego uporania się z całkowicie obcą kulturowo codziennością z pewnością wpłynęły na charakter jego prywatnych zapisków. Ich lektura wzbudza na wydziałach antropologii, etnografii i socjologii kontrowersje, bo Malinowski zmienia się w nich w opryskliwego, aroganckiego intelektualistę oceniającego z wyższością swoje badane obiekty.
Zbyt łatwa ironia
Humor pomaga więc zarówno badaczom, osobom badanym, jak i odbiorcom badań. Komizm pozwala na kontakt z literaturą antropologiczną bez potrzeby znajomości strukturalistycznej myśli Claude’a Lévi-Straussa. Rozważyć jednak należy, czy to ironizujące catharsis nie staje się zbyt łatwym i wygodnym narzędziem dla uzasadnienia własnych uprzedzeń. (O roli humoru możesz przeczytać w poświęconym temu tematowi numerze „Kultury Liberalnej”). Imitująca ludzkie odgłosy fizjologiczne koza, „Antyprykator” z telewizyjnej reklamy oglądanej przez Adasia Miauczyńskiego w „Dniu świra” czy groźba kulturowego przywłaszczenia miejskich ekskrementów skierowana do kupca przez sarmatę Jana – głównego bohatera serialu „1670” – nie wydają się refleksyjną krytyką stosunków władzy czy sprzeciwem wobec dominacji uprzywilejowanych klas społecznych. Odwołują się do raczej mało wybrednego poczucia humoru, który może istnieć w przestrzeni publicznej na równi z wysublimowanym. Pokazują, że klasistowska jest zarówno sama ocena krytyczna humoru, wywyższanie się ponad ludzi śmiejących się z prostych rzeczy.
Zarówno w literaturze, jak i filmie przejawy tego typu komedii zdają się sprawiać po prostu przyjemność kontaktu z kulturą popularną. Jednak zrozumiała jest również krytyka wulgaryzacji, nieuzasadnionej kontrowersyjności czy zbytniej familiarności. Podobnie jak krytyka nadmiernie emocjonalnej czy klasocentrycznej nauki – krytyka konsumpcji komizmu i nauki bywa wyrażana w bardzo podobny sposób.
Umiejętność oceny humoru można uznawać za przejaw kapitału kulturowego. Moralną wieloznaczność humoru opisał Milan Kundera w „Zdradzonych testamentach”. „Głęboka niezdatność do sądzenia innych” może wynikać zarówno z niewrażliwości na kontekst społeczny, jak i z potrzeby tworzenia komedii wyśmiewającej wyłącznie tych na górze – grup uprzywilejowanych, posiadających władzę i pieniądze. Krytyczna ocena humoru jest również pewną umiejętnością, którą należy nabyć albo odziedziczyć. Jednak kapitał ten bardzo łatwo można wykorzystać do podkreślania różnic klasowych czy intelektualnych, moralizatorskiego pouczania, co powinno nas bawić.
Humor rodzi wzajemny szacunek
Ocena wybredności humoru może rozbić się o próbę rozwiązania nieporozumienia, jak pokazują doświadczenia z kozą. „Niewinna” śmieszność sytuacji umożliwia przekształcenie się relacji między antropologiem a przedstawicielem lokalnej społeczności w bardziej koleżeńską i opartą na szacunku, choć nadal naukową. Zbudowane na pęknięciach i humorze więzi z Dowayami docenia finalnie również sam bohater tekstu – antropolog Nigel Barley, kończąc swoją książkę krótką rozmową z przyjacielem po powrocie do Anglii:
W parę tygodni po powrocie zatelefonowałem do przyjaciela, za którego sprawą wyjechałem w teren.
– Wróciłeś! – Tak.
– Nudno było? – Tak.
– Bardzo chorowałeś? – Tak.
– Przywiozłeś notatki, których nie możesz zrozumieć? Zapomniałeś zadać najważniejsze pytania? – Tak.
– Kiedy jedziesz z powrotem?
Kiepski żart. A jednak w sześć miesięcy później wróciłem do kraju Dowayów.