Szanowni Państwo!
Pod koniec grudnia Sejm debatował nad projektem budżetu Polski na 2024 rok. Dokument w dużej mierze opierał się na planach przygotowanych jeszcze przez poprzedni rząd, ponieważ gabinet Donalda Tuska miał jedynie kilka dni na wprowadzenie do nich ewentualnych zmian. Jak powiedział minister finansów Andrzej Domański, budżet „powstawał w wyjątkowych okolicznościach w ciągu czterech dni”.
Zgodnie z zapowiedziami wyborczymi, utrzymano świadczenia socjalne wprowadzone wcześniej przez PiS, takie jak 800 plus, a także trzynasta i czternasta emerytura. Wprowadzono jednak również pewne istotne zmiany. Przede wszystkim zwiększono wynagrodzenia nauczycieli o 30 procent, wypełniając w ten sposób zapowiedzi z kampanii wyborczej. Ogółem rzecz biorąc, deficyt ma wynieść 184 miliardów złotych, czyli o kilkanaście miliardów złotych więcej niż w projekcie rządu Mateusza Morawieckiego.
Jest to interesująca informacja przynajmniej z dwóch powodów. Pokazuje ona kurs gospodarczo-społeczny nowego rządu, który nie jest jastrzębi, jeśli chodzi o zbijanie długu publicznego, co zaprzecza wyobrażeniom jego przeciwników. Rząd pokazuje, że dokłada starań, aby wykazywać dbałość o interesy finansowe wyborców i to zarówno nowej koalicji, jak i PiS-u. Do tego jest to kolejny pretekst do dyskusji na temat stanu polskiej gospodarki i kondycji finansowej państwa.
W tej ostatniej sprawie nie brakowało w ostatnich latach skrajnych opinii. W programie wyborczym Prawo i Sprawiedliwość chwaliło się licznymi sukcesami gospodarczymi, nawet jeśli wymieniane tam dane prawie wcale nie były wykorzystywane w kampanii partii. Z kolei część ekonomistów mówiła o dużych zagrożeniach dla stabilności finansów publicznych, wynikających z polityki PiS-u, w tym o zjawisku wypychania coraz większej części finansów publicznych do funduszy pozabudżetowych, co zmniejszało kontrolę parlamentu nad wydatkami państwowymi.
Podobnie gorącym tematem była kwestia źródeł inflacji. Według wersji przedstawianej przez prezesa NBP Adama Glapińskiego, a także rząd PiS-u, głównymi źródłami inflacji były niezależne od władz państwowych pandemia i wojna w Ukrainie, co powodowało między innymi istotny wzrost cen energii. Z kolei część ekonomistów krytykowała bank centralny za zbyt powolne podnoszenie stóp procentowych, a rząd za zbyt luźną politykę wydatkową, co miało powodować nadmierne zwiększenie inflacji.
W nowym numerze „Kultury Liberalnej” wspólnie z ośrodkiem GRAPE, który prowadzi w we współpracy z nami podcast o ekonomii, rozmawiamy o stanie polskiej gospodarki i źródłach wysokiej inflacji.
Michał Brzeziński, ekonomista z Uniwersytetu Warszawskiego, w rozmowie z Joanną Tyrowicz i Marcinem Bojanowskim mówi o badaniach naukowych na temat wpływu rządów populistycznych na polską gospodarkę. Brzeziński opowiada między innymi o próbach zmierzenia wpływu programu 500 plus na głosowanie w wyborach w 2015 i 2019 roku, a także o wpływie polityki ówczesnego rządu na stan finansów publicznych. W jego ocenie można wyróżnić szereg zalet i wad w polityce gospodarczej w tamtym okresie.
Piotr Żoch, również ekonomista z Uniwersytetu Warszawskiego, a także członek zespołu GRAPE, w rozmowie z Marcinem Bojanowskim i Jakubem Bodzionym, mówi o źródłach wysokiej inflacji w Polsce. Rozmowa dotyczy w szczególności koncepcji tak zwanej inflacji chciwości, czyli poglądu, że na podwyższoną inflację istotny wpływ miały nadmierne marże przedsiębiorstw. Zdaniem Żocha jest to błędna koncepcja, które nie pozwala wyjaśnić źródeł problemu.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”