Mieczysław Jastrun, „Koniec królestwa pomników” [1956] [1]

Pędzą przez głuche miasto. Spod opon wiatr dziki!
Okna zamknięte, ale dreszcz przebiega szklany
Sale, place, gdzie biusty, posągi, pomniki,
Figury z brązu, z gipsu śnieżnego bałwany.
Czarni gwardziści wyprężając tułowy
Z żelaznych wozów salutują pomniki.
Noc się przeniosła na ich błyszczące guziki,
Na czarne pasy i na gwiazdy orderowe.

Mija wiek. Księżyc ukazuje ściętą głowę.
Drapieżnemu orłowi dziób zaciął się dziki.
Gasną gwiazdy. W proch rozsypują się pomniki –
Lecz za to ludzie odzyskują krew i mowę.

Bliżej i dalej od nas stoją liczne pomniki, upamiętniające osoby i wydarzenia. Przyjrzyjmy się wszakże, czy rzeczywiście „wywiązują się” z tej funkcji. Refleksję trzeba zacząć od uwagi, że – wbrew pozorom – nie jest oczywiste, co jest pomnikiem. Jego rolę może pełnić budynek sakralny czy nawet budynek zwykły („Pasta” w Warszawie). Swego rodzaju pomnikiem jest warszawskie Stare Miasto – tym bardziej, że zostało odbudowane niekoniecznie realistycznie. Za pomniki można też uznać Zamek, Pałac Namiestnikowski, Pałac Saski, jeśli zostanie odbudowany…

O nagrobkach na cmentarzach nieraz mówi się nawet „pomniki”, a bywają też tam pomniki niekoniecznie budowane dosłownie na grobach. Niektóre groby, z różnych epok, są budowlami szczególnie okazałymi. Istnieją mauzolea narodowe, także obiekty, które są podobnie traktowane (Auschwitz!). Kościół i jego teren można ukształtować w taki sposób, że poza funkcją religijną będzie upamiętniał historię (Świątynia Opatrzności lub kościół świętego Stanisława Kostki w Warszawie). Nieraz muzea są po trosze pomnikami (Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Polin).

Nieraz tablice i różne formy upamiętnienia zastępują pomniki. Dziś na świecie obserwuje się zresztą odejście od klasycznego ich modelu (człowiek na cokole) ku bardzo różnym formom, także ku uczynieniu konstrukcji elementem zagospodarowania kawałka przestrzeni, poświęconego pamięci (Pomnik Państwa Podziemnego niedaleko Sejmu!). Są zaś konstrukcje, w wypadku których bez końca można dyskutować, czy zostały pomyślane jako pomnik i czy nim są – jak w wypadku palmy na rondzie de Gaulle’a. Może upamiętnia ona dawną osadę żydowską na miejscu dzisiejszego placu Zawiszy (stąd nazywanie drogi do niej prowadzącej „Jerozolimską”), ale w licznych dyskusjach, toczonych wokół owej palmy, takie przypuszczenie rzadko pojawiało się.

Nie jest prawdą, jakoby pomnik cokolwiek upamiętniał. Mijamy ich mnóstwo i nie zwracamy na nie najmniejszej uwagi; na nazwy ulic na ogół zresztą też nie. Można tu snuć analogie z naszym ubraniem. Musi nam odpowiadać, gdy je kupujemy – ale potem nie patrzymy przecież na nie bezustannie, jedynie czasem wypierzemy, a czasem zreperujemy. Zaczynamy o nim aktywnie myśleć, gdy z jakichś powodów odczuwamy potrzebę zmiany. Pomniki katalizują reakcję, na czymś ona musi się skupić – ale o tym, co reprezentują, pamiętamy my. Pomnik, historyczny lub współczesny, jak każda rzeźba czy obraz, mówi do nas jedynie wtedy, gdy nań świadomie patrzymy. Może przypominać nam zresztą bardziej swego twórcę niż wydarzenie bądź osobę, którym go poświęcono. Każdy może widzieć w nim, co chce, a sposoby widzenia ewoluują.

W odbudowanym Starym Mieście możemy widzieć pomnik odległych dziejów, także pomnik zniszczenia miasta i odbudowy. Władze PRL w odbudowie akcentowały swój związek z narodem, co podkreśliły nawet w stosownej tablicy, wmurowanej i szczęśliwie wciąż trwającej przy wejściu na Rynek (dziś ta tablica to już cenny zabytek!). Współcześnie, gdy mowa o odbudowie, nikt już nie podkreśla roli Bolesława Bieruta, który wtedy inaugurował odbudowany Rynek. Podobnie, gdy mowa o Zamku Królewskim, mówi się dziś (prawdziwie) o wieloletnim wstrzymywaniu odbudowy przez PZPR. Nie wspomina się natomiast roli działaczy tej partii, Józefa Kępy i Edwarda Gierka, którzy, choć dla wielu z nas mocno niesympatyczni, z czasem uczynili owo przedsięwzięcie własnym projektem – dzięki temu mogło być zrealizowane.

Pomnik zauważamy w pewnych okolicznościach. Reagujemy nań, gdy w zaistniałej sytuacji nas drażni. Bywa, że przypominamy sobie o nim, gdy może być miejscem skupienia się ludzi bliskich sobie ideowo. Także gdy chcemy manifestować w imię treści, jakie możemy z nim powiązać. To dopiero nasze działanie wobec pomnika, bądź z nim związane, jest wyrazem bądź pamięci, bądź chęci zapomnienia, lub też chęci zmiany treści pamięci. Nasza reakcja na pomnik jest nie tyle wypowiedzią w płaszczyźnie upamiętniania, ile wypowiedzią na dziś. Pomniki – poczynając od niepowstania jakiegoś mimo szerokiego przekonania o powinności postawienia, poprzez odnoszenie się do obiektu (od honorowania do bezczeszczenia), po ewentualne obalenie – stwarzają alfabet, którym możemy się wypowiedzieć. Tak jest w wypadku każdego symbolu. Wypowiedź może mieć różną siłę – do wielkiej wymowności włącznie (podobno pomnik Włodzimierza Wielkiego, który postawiono w Moskwie, ma rysy twarzy Włodzimierza Putina). W innej sytuacji pomnik może zaś dać jedynie pretekst dla wypowiedzenia pewnych treści. „Dawid” Michała Anioła, stojący we Florencji, nikogo nie upamiętnia. To, że stoi, nikomu w tym mieście nie przeszkadza – podczas gdy Jerozolima nie chciała przyjąć jego kopii, zaproponowanej jej na jubileusz miasta. Dlaczego? Bowiem nagość pomnikowej postaci narusza zasady moralności publicznej, a może też dlatego, że „Dawid” nie jest obrzezany. Z bliższych przykładów można powołać zaistnienie pomnika kobiet walczących w Powstaniu Warszawskim lub od dawna trwające dyskusje wokół skądinąd bardzo popularnego pomnika „Małego Powstańca” na Podwalu. Jedno i drugie nie wynika ze stosunku specyficznie do Powstania, tylko z szerszych tendencji intelektualnych.

Bywają różne formy wypowiedzi poprzez pomniki. Po pierwsze, wyrazem pamięci jest często reakcja na brak pewnych pomników. Opór przeciw ich postawieniu zaświadczał zresztą znakomitą pamięć opierających się. Trochę to było tak, jak z cenzurą. W dążeniu, by ludzie zapomnieli o pewnych sprawach, sami cenzorzy (a więc, po pierwsze, sekretarze rządzący nimi,) pamiętali o nich znakomicie. Elita władzy PRL nie chciała pomników Bitwy Warszawskiej, Piłsudskiego, ofiar Katynia, Bitwy o Monte Cassino, Powstania Warszawskiego czy Państwa Podziemnego. Nawet celowo zacierano miejsca istotne dla pamięci ludzi – jak pole Bitwy Warszawskiej, gdzie zrobiono coś pomiędzy warsztatami a śmietnikiem, czy jak niedobre działania wobec pewnych grobów na niektórych cmentarzach bądź powstrzymanie się przed grzebaniem poległych żołnierzy niemieckich na cmentarzu wojskowym. Pomijając ostatnią sprawę, bardziej skomplikowaną, braki pomników i zacierające działania faktycznie podgrzewały pamięć przez rozbudzanie mniej czy bardziej aktywnego oburzenia. Sprawą niekoniecznie związaną z ustrojem jest akceptowanie obecności bądź budowania pomników związanych z życiem mniejszości narodowych, a także upamiętnianie dobrych lub złych działań grupy dominującej wobec nich. To szczególnie ważna sprawa na terenach mieszanych narodowościowo, w wypadku konfliktów narodowościowych i przy zmianie przynależności państwowej terenu. W Warszawie pytanie, jakie i komu poświęcone znaki pamięci winny stawać, pojawia się na Muranowie, czyli na terenie getta, a może pojawiać się też w innych miejscowościach. Skądinąd pytaniem jest kwestia zaznaczania obecności zaborców. Swego czasu w Warszawie żyło wielkie skupienie Rosjan. Ich ślady – co można zrozumieć – szybko zatarto. Pozostały bardzo nieliczne (nazwa placu Starynkiewicza, cmentarz prawosławny na Woli). Tymczasem nie ma co tworzyć dziury w pamięci, choć ten jej fragment jest akurat przykry.

źródło: Wikimedia Commons

Sprawa jest szersza – czy należy upamiętniać tylko postaci i sprawy chwalebne, czy także nieprzynoszące chwały lub „po prostu” zaszłe w dziejach. Jest w Warszawie trochę takich upamiętnień działań z czasów komunistycznych, ale nie traktuje się spraw, którym są poświęcone jako obciążających zbiorowe sumienie narodu. Władze z tego okresu na ogół traktuje się w dyskursie publicznym jako obce (bez zwracania uwagi na ponad 3 miliony członków PZPR za Gierka i liczebność aparatu tej partii oraz służb powiązanych). Dokumentując niedobre działania owych władz, raczej hołduje się zatem miłości własnej narodu. Można oczywiście postawić pytanie, jak daleko iść w zaznaczaniu miejsc spraw mało chwalebnych. Zastanawiam się jednak, czy na dzisiejszym Pałacu Prezydenckim nie pomieściłbym informacji o tym, jak różnym instytucjom ten budynek służył – a dobre miejsce na liście zajmowałby fakt podpisania tam Układu Warszawskiego. O Belwederze wspomniałbym, że rezydował w nim książę Konstanty, zaś Łazienki były parkiem Romanowych. W ogóle chętnie zaznaczałbym dawne funkcje ulic czy budynków – jak dziś się zresztą robi za pomocą umieszczanych na nich tabliczek czy, powiedzmy, zaznaczania w nawierzchni ulic granic getta, włazu do kanałów, którymi powstańcy przechodzili do Śródmieścia lub miejsca ukrycia Archiwum Ringelbluma.

Pomnik, jak budowla sakralna, może zaznaczać przestrzeń. Nie ujmując nic religijnej funkcji budowli, powiem, że taka była rola wież średniowiecznych katedr francuskich. W Europie Wschodniej często dbano, by synagogi nie przewyższały kościołów, zaś kościół świętego Floriana, niedaleki cerkwi na warszawskiej Pradze, nieprzypadkowo ją przewyższa. Pomniki mogły realizować podobną funkcję. Pomnik Stalina w Pradze czeskiej przewyższał „wszystko”. Nawiasem: ciekawym zagadnieniem był brak w Warszawie za PRL pomnika Stalina. Był to rzadki casus w stolicach „Krajów Demokracji Ludowej”, może też nadający się do interpretowania jako wypowiedź. Przestrzeń zaznaczył jednak Pałac Kultury (imienia Stalina!), a podobną rolę odgrywało bardzo centralne umieszczenie w Warszawie pomnika Dzierżyńskiego. Na dodatek, jak wiadomo, placowi, na którym stanął, nadano jego imię, na cokole wypisano zaś słowa Bieruta: „Feliks Dzierżyński to duma narodu polskiego”. Te słowa miały też funkcję legitymizacyjną z punktu widzenia komunistycznej władzy. Do legitymacji poprzedników można się było wszakże „dokleić”. Kościuszko i Mickiewicz byli zawsze dobrzy w Polsce, ceniono ich także za PRL. Nawet Traugutta komunistyczne władze akceptowały. Ciekawe są miejsca pamięci, w których nakładają się kolejne warstwy kultu – jak miejsce śmierci Traugutta w Warszawie czy, z innej dziedziny spraw, w Pucku miejsce, gdzie generał Haller dokonał „zaślubin” Polski z morzem.

Pomniki bądź tablice pamiątkowe mogą wyrażać bardzo różne treści. W wielu miejscowościach w Polsce znajdują się dziś pomniki ofiar Katynia czy – dajmy na to – ludzi z danej miejscowości poległych pod Monte Cassino. Także – nawet na terenie domu czy osiedla – świadectwa pamięci mieszkańców, którzy zginęli podczas wojny. W wypadku tablic lub pomników stworzonych przez kombatantów dla upamiętnienia swoich oddziałów mogą one wyrażać pamięć koleżeńską. Niezależnie od hołdu dla ofiar, często odbieram referowane tworzenie symboli pamięci jako podkreślanie związku lokalnej społeczności bądź środowiska ze wspólnotą narodową, może też podkreślenia jej roli we wspólnych losach. Taki ma sens także czczenie, najczęściej tablicą, sławnych ludzi, wywodzących się z danej miejscowości, czy zbudowanie pomnika bitwy, która tam się rozegrała (Racławice!).

W pewnych sytuacjach pomnik staje się wygodnym „medium” do wyrażania, nawet indywidualnego, własnych uczuć bądź poglądów. Gdy Rosjanie wystawili w Warszawie pomnik generałom, którzy nie poparli Powstania Listopadowego („Polakom w dniu 17/29 listopada 1830 roku poległym za wierność swojemu monarsze”, 1841, potem przerabiany), było podobno w zwyczaju splunięcie nań przy przechodzeniu obok. W obecnych czasach charakterystyczne zachowania występują z różnych stron sporu w wypadku, dajmy na to, pomnika Romana Dmowskiego lub pomnika Katastrofy Smoleńskiej. Już same spory o budowę pomników są wypowiedziami (spory o budowę pomnika Powstania Warszawskiego czy, później, Katastrofy Smoleńskiej oraz, osobnego, Lecha Kaczyńskiego) – a potem przychodzą dalsze spory odnośnie obiektów stojących. Równoznaczne z szerokimi wypowiedziami spory mogą dotyczyć kwestii, którą dałoby się nazwać słowami: „Czyj jest ten pomnik?!”. U schyłku PRL spory dotyczyły na przykład prawa manifestowania przy Pomniku Nieznanego Żołnierza. Tego typu spory wystąpiły podczas budowania pomnika „Solidarności” w Warszawie (czy głos dzisiejszej „S” powinien dominować i czy bez jej zgody można wykorzystać „firmowy” napis?). Spierać można się także, wystawiając pomniki przeciwstawne w wymowie, bądź zbudowane przez odmienne środowiska (w Warszawie jest więcej niż jeden pomnik ofiar Katynia). To samo odnosi się do nazw ulic bądź obiektów.

Ciekawym dla historyka sposobem wypowiadania się przez stosunek do pomników jest zmiana pomnika, a przynajmniej jego treści. Można – celowo na tym samym miejscu – ustawić postać Słowackiego zamiast postaci Dzierżyńskiego. Na dodatek nową rzeźbę stworzono według wzoru jeszcze przedwojennego – co było swoistym „przerzuceniem mostu” do II RP ponad PRL. Można jednak zadziałać mniej spektakularnie – na przykład dopisując pomijane wpierw miejsca bitew i dodając pewne symbole na kolumnach Grobu Nieznanego Żołnierza. Prawda, że pomnik może zmienić sens „sam z siebie”, przez upływ czasu. Kolumna Zygmunta jest symbolem Warszawy, a najpewniej nikt nie myśli o królu, który na niej stoi. Pałac Kultury, wpierw uznawany za symbol obcej dominacji, teraz się już raczej „naturalizował”.

Co nie najmniej ważne, sposobem wypowiadania się jest niszczenie pomników. Wspomniany wyżej pomnik „Wiernym swojemu monarsze” Polacy zniszczyli, pomnik Paskiewicza też. Rozebrali też swoisty pomnik, jakim był sobór świętego Aleksandra Newskiego w Warszawie. Niedawno można było w Rosji usłyszeć, że wtedy popełniono świętokradztwo [2] (co jest, notabene, ciekawym przyczynkiem do długiego trwania „alfabetu” symboli). Zniknęło też bez śladu wiele innych cerkwi (m.in. duża cerkiew garnizonowa na placu na Rozdrożu, o której chyba nikt już nawet nie pamięta). Wszystko to nie tłumaczyło się, rzecz jasna, jedynie zmniejszeniem liczby ludności prawosławnej w mieście. Analogiczne działanie w naszych czasach w odniesieniu do Pałacu Kultury wciąż jest dyskutowane. W PRL cenzura zatrzymywała wzmianki o rozebraniu soboru świętego Aleksandra Newskiego, zapewne dlatego, że rodziłyby skojarzenia z Pałacem – a może nawet godziłyby w przyjaźń z ZSRR (!). Sam mam nadzieję, że do zburzenia Pałacu Kultury nie dojdzie. W stopniowym, od dawna trwającym, otaczaniu go przez budynki nowoczesne i wysokie widzę jednak podskórną myśl o potrzebie, przynajmniej, „pomniejszenia” go.

Bez nadmiernych dyskusji, po upadku PRL został rozebrany pomnik noszący potoczną nazwę „Utrwalacza”, który władze komunistyczne zbudowały po opanowaniu solidarnościowej fali („Poległym w służbie i obronie Polski Ludowej”; istniał w latach 1985–1991). W bardzo wielu miejscowościach niszczono pomniki wdzięczności dla „Armii Wyzwolicielki”, niewiele warte artystycznie, swego czasu stawiane wszędzie, gdzie się dało, a z pewnością niewyrażające niczyich spontanicznych uczuć wdzięczności. Mam nadzieję, że nie dojdzie jednak do zniszczenia dzieła Xawerego Dunikowskiego w Olsztynie (Pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej, 1954), wokół czego toczy się obecnie spór.

Oczywiście niszczeniu pomnika może towarzyszyć demonstracja, wzmacniająca wymowę takiego działania. Wielu ludzi z radością patrzyło na rozebranie pomnika Dzierżyńskiego (trudno powiedzieć, ilu zwróciło uwagę na to, że dźwig podnoszący go miał na ramieniu nazwę „Waryński” – od nazwy zakładów-producenta!). Mogą natomiast zdarzać się także zupełnie ciche rozbiórki pomników, nawet rozsypanie się ich przez zaniedbanie – co następowało też w wypadku pomników z doby PRL. Historia zna jednak prawdziwe dramaty, które zdarzały się w związku z niszczeniem pomników. W zajmowanych miejscowościach sowieckich czy polskich, zajętych wpierw przez Armię Czerwoną, hitlerowcy zmuszali Żydów do obnoszenia w kółko obalanych pomników Lenina. Burzenie dziś na Ukrainie pomników Lenina, które wciąż trwały, było poważną demonstracją. Sprawa jest bardziej dyskusyjna w wypadku znanych postaci kultury rosyjskiej, które dziś – co łatwo zrozumieć – postrzegane są jako narzucony wyraz obcego kultu.

***

Powyższy tekst jest rozwinięciem wystąpienia podczas spotkania Seminarium Warszawskiego (Wydział Geografii i Studiów Regionalnych UW, Centrum Badań nad Kulturą Warszawy UW, Muzeum Warszawy), 7 listopada 2023, poświęconego zagadnieniu „Czy warszawskie upamiętnienia upamiętniają?”. W panelu współwystępowali p. Aleksandra Sołtan-Lipska, kierująca Działem Badań nad Warszawą i Zbiorami Muzeum Warszawy, i p. Michał Krasucki, Stołeczny Konserwator Zabytków. Dziękuję za zaproszenie prof. Mikołajowi Madurowiczowi.

Przypisy: 

[1] Przypomniane przez: Wyborcza.pl (dodatek „Wolna Sobota”), 4 listopada 2023.
[2] Wacław Radziwinowicz, „Miedwiediew pisze z niepohamowaną nienawiścią: Jeszcze Polska znowu zginie”, Wyborcza.pl, 5 listopada 2023.