Niedługo po konklawe Jan Paweł II wypowiedział prorocze słowa: „Nie jestem pewien, czy kardynałowie zdają sobie sprawę, kim jestem, a więc również, jaki będzie ten pontyfikat”. Cytuje je Mirosław Wlekły w reportażu „Nie nasz papież. Pontyfikat Jana Pawła II na świecie” jako materiał do przemyśleń dla praktykujących, niepraktykujących i byłych katolików. 

Miniony rok był czasem rozliczeń papieża-Polaka. Pierwsze skrzypce w orkiestrze sędziów grali dziennikarze i reporterzy, ożywiając tym samym mocno sponiewierany etos mediów jako czwartej władzy. Jeszcze w 2022 roku ukazała się w Wydawnictwie Agora książka Marcina Gutowskiego „Bielmo. Co wiedział Jan Paweł II”. Dużo większy oddźwięk miała audiowizualna wersja śledztwa, czyli telewizyjny cykl reporterski „Bielmo”, zwłaszcza odcinek pt. „Franciszkańska 3”, wyemitowany 6 marca w TVN24. Materiały i dokumenty zebrane przez warszawskiego dziennikarza koncentrowały się na schemacie zacierania śladów wykorzystywanym w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku przez ówczesnego arcybiskupa Krakowa do tuszowania przestępstw seksualnych, za które odpowiedzialni byli podlegli mu księża. Z kolei 8 marca do księgarń trafiła książka holenderskiego, ale mieszkającego od lat w Polsce dziennikarza Ekkego Overbeeka pod wiele mówiącym tytułem – „Maxima culpa. Jan Paweł II wiedział”. Wiele ustaleń Gutowskiego i Overbeeka pokrywało się, a podobne białe plamy wynikały między innymi z braku dostępu do kościelnych archiwów.

Rozliczenie bez obrachunku

„Mam nadzieję, że ten reportaż zakończy dyskusję i festiwal rozmywania rzeczywistości, udawania, że Jan Paweł II mógł nie wiedzieć” – mówił Gutowski przed emisją „Franciszkańskiej 3”. Nic takiego się nie stało. Dziennikarskie rozliczenia nie przełożyły się na obrachunek w sensie ścisłym, próbę krytycznego spojrzenia nie tylko na protagonistę śledztw i jego najbliższe otoczenie, lecz na Kościół, który go wydał i społeczeństwo, które ten Kościół czci. Zatrzymaliśmy się na etapie rozliczania rozliczających i obrońców rozliczanych. Już 9 marca posłowie PiS-u i Koalicji Polskiej przegłosowali uchwałę „w sprawie obrony dobrego imienia św. Jana Pawła II”, zarzucając dziennikarzom posługiwanie się sfałszowanymi przez komunistów dokumentami (sięgali oni między innymi do materiałów SB z archiwów IPN, do zasobów kościelnych mieli bardzo ograniczony dostęp). 

Ale papieża broniła nie jedna opcja polityczna. W kwietniu CBOS zrealizowało badania dotyczące społecznej recepcji medialno-politycznego sporu o papieża. Pierwszą kością niezgody między respondentami była wiarygodność doniesień o tuszowaniu przez Wojtyłę aktów pedofilii wśród księży. Za godne zaufania uznało je ledwie 30 procent badanych, za niewiarygodne – 38 procent, a aż 32 procent uciekło w odpowiedź „trudno powiedzieć”. Za to prawie co drugi respondent (48 procent) widział w dziennikarskich śledztwach „atak na Jana Pawła II mający na celu podważenie jego autorytetu”. Tylko co trzeci ankietowany (32 procent) tłumaczył to jako „próbę rzetelnego wyjaśnienia postawy kardynała Wojtyły wobec przypadków pedofilii wśród księży”. Badanym znacznie łatwiej było przypisać niecne motywy niż ocenić jakość i rzetelność dostarczanych przez media informacji. Jednocześnie dwóch na trzech respondentów (65 procent) zgodziło się ze stwierdzeniem, że „ostatnie doniesienia medialne nie podważają zasług Jana Pawła II”. W tej grupie znalazła się niemal połowa osób, którym po drodze było z Lewicą. Nie drgnął odsetek deklarujących, że Jan Paweł II jest dla nich ważnym autorytetem moralnym. Zarówno w kwietniu 2023, jak i rok wcześniej potwierdziło to 81 procent ankietowanych. Spadek widać dopiero na przestrzeni dekady – jeszcze w 2012 roku 94 procent badanych zaliczało papieża do autorytetów w dziedzinie dobra i zła.

Wisienką na torcie trwałości propapieskiego dyskursu w Polsce był wywiad, którego w lutym ubiegłego roku udzielił Dominice Wielowieyskiej Adam Michnik. „To tylko część prawdy o Karolu Wojtyle. Jego błędy, których ja nie neguję, nie mogą unieważniać wielkich zasług” – redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” wytrwale kontrował ponawiane pytania o ocenę postawy papieża. – „Dlatego zawsze będę żądał, aby przedstawiać pełny bilans tego pontyfikatu, bo pokazywanie tylko wąskiego wycinka jest fałszowaniem historii”.

Inny kawałek tortu

Mirosław Wlekły wychodzi naprzeciw temu żądaniu. Jego reportaż jest próbą spojrzenia na Jana Pawła II oczami nie-polskich katolików. Wlekły, który o różnych odcieniach katolicyzmu na świecie pisał już kilka lat temu w książce „Raban! O Kościele nie z tej ziemi”, a wcześniej zajmował się między innymi przestępstwami seksualnymi duchownych na Dominikanie, wyruszył tam, gdzie w 1978 roku nazwisko Wojtyły nie otwierało w głowach szufladek wypełnionych wieloma skojarzeniami. Pokładano w nim nadzieję, że stanie się kontynuatorem reform Soboru Watykańskiego II oraz społecznej i organizacyjnej odnowy Kościoła, które zapowiadał przedwcześnie zmarły Jan Paweł I. 

Reportaż Wlekłego, co trzeba mocno podkreślić, nie jest tubą dla antyklerykałów. Tytuł „Nie nasz papież” jest wyrazem żalu, że zostało się odrzuconym przez tego, który miał jednoczyć kapłanów i wiernych. Jeśliby sięgnąć do klasycznej koncepcji Alberta O. Hirshmana odnoszącej się do sposobów reagowania na kryzys w organizacji (jak podkreśla Wlekły, w momencie wyboru Wojtyły Watykan przeżywał kryzys wpływu i znaczenia), to wielu bohaterów i bohaterek reportażu wybrało (zamiast rozstania z Kościołem) strategię krytyki [ang. voice] i apelowania o jego samonaprawę. 

Wlekły zabiera nas w podróż, która rozgrywa się na dwóch planach. Pierwszy jest geograficzny, żeby nie powiedzieć geopolityczny. Najpierw udajemy się do Ameryki Południowej – Brazylii, Salwadoru, Kolumbii, Meksyku – gdzie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku wrzała społeczno-religijna rewolucja teologii wyzwolenia, dość skutecznie ugaszona polityczno-zamordystyczną gaśnicą. Owszem, część księży wychodziła z roli, by zająć pozycje partyzantów. Faktem pozostają jednak wielkie nierówności społeczne, przeciwko którym występowali. Do zwycięstwa konserwatywnej kontrrewolucji w tym regionie walnie przyczynił się, jak przekonuje autor „Nie naszego papieża”, ówczesny przywódca Kościoła. 

I tu przechodzimy do drugiego planu narracji. Jest nim galeria obsesji i fobii Wojtyły, odciskających piętno na jego kapłaństwie na długo przed konklawe z 1978 roku. Galerię otwiera obsesja – zaślepiający antykomunizm, obok stoją fobie – lęk przed postępem, prawami kobiet, seksem, antykoncepcją. W planie geograficznym przenosimy się do Szwajcarii, Lichtensteinu i Belgii, gdzie Wlekły rozmawia między innymi o katolikach w Afryce i sytuacji kobiet zakleszczonych między religijnym moralizmem a codziennym maczyzmem.

W recenzjach literatury non-fiction często podnosi się problem bezstronności autorów. Dobrze jest widziane, kiedy reporter nie ocenia swoich bohaterów. Jednak nie we wszystkich sprawach można być neutralnym i nie we wszystkich warto. Wlekły nie skrywa własnego oglądu sprawy za prześwitującym parawanem zszytym ze wspomnień jego rozmówców. Dopowiada, komentuje, nie chowa się za eufemizmem czy peryfrazą. Papieża nazywa „wpływowym politykiem”, który „wstrzymał postanowienia Soboru Watykańskiego II lub nawet cofnął Kościół do czasów przedsoborowych”.

Historia mówiona

Siłą tego reportażu są indywidualne świadectwa rozmówców. Na przykład Ivone Gebary, brazylijskiej zakonnicy, która w zwalczanej przez watykańską kurię Jana Pawła II teologii wyzwolenia znalazła praktyczny program pomocy zmarginalizowanym mieszkańcom Ameryki Łacińskiej. Opowiada o roli, jaką w jej życiu odegrały idee biskupa Héldera Câmary, czterokrotnego kandydata do Pokojowej Nagrody Nobla, a przez wojskową dyktaturę prezydenta-generała Emília Garrastazu Médiciego uważanego za wroga publicznego numer jeden. Câmara ufał, że energiczny papież z biednej części Europy wesprze ideę kościoła ubogich i stanie po jego stronie w konflikcie z dyktatorem. Po osiągnięciu wieku emerytalnego Câmara został wymieniony na ultrakonserwatywnego José Cardoso Sobrinho. Ten zamknął edukujący wiejską społeczność Instytut Teologii, odwrócił emancypacyjne procesy w zakonach żeńskich, za co zapłaciła także Gebara. 

Takich opowieści jest tu dużo więcej. Polscy czytelnicy o części z nich nie raz słyszeli, jak na przykład o porażającej aferze Legionu Chrystusa i jego twórcy, Marciala Maciela, seryjnego przestępcy seksualnego, odpowiedzialnego między innymi za molestowanie, odurzanie i wykorzystywanie przynajmniej stu chłopców. Przez lata wszystko działo się pod parasolem rzekomej świętości, który trzymał nad nim Watykan. Ale niektóre sprawy zapisały się w pamięci głównie czujnych obserwatorów polityki kościelnej. Teraz, zgromadzone w jednym tomie o wartkiej narracji, oddziałują nie jak pojedynczy polaroid z innej epoki, lecz jak cały album z twarzami sprawców i ofiar. 

Wśród ofiar znajduje się salwadorski arcybiskup Óscar Romero, który nie zgadza się, aby religia legitymizowała autorytarną władzę bogatych i wyzysk biednych. Od lat latach siedemdziesiątych znajduje się na celowniku reżimu. Romero słusznie obawiał się, że nowy papież nie zrozumie sieci zależności, w jakie wpadła Ameryka Łacińska: „I kto wie, czy nie będzie wspierał Stanów Zjednoczonych. Po to, aby walczyć z komunizmem. Wierząc, że w ten sposób broni wiary, że tak będzie dobrze dla Kościoła”. Próbuje zabiegać u niego o wsparcie, ale Jan Paweł II widzi w nim niebezpiecznego komunistę. Radzi mu poprawić swoje relacje z rządzącymi. Romero zostaje zastrzelony 24 marca 1980 roku w trakcie odprawiania mszy.

Do sprawców należy kolumbijski biskup Alfonso López Trujillo, zaciekle zwalczający teologów wyzwolenia. Nie gardzi władzą żadnego typu, wchodzi w układy z wpływowymi kartelami narkotykowymi, molestuje kleryków, każe sprowadzać sobie męskie prostytutki. W 1990 roku Jan Paweł II czyni go przewodniczącym Papieskiej Rady ds. Rodziny. Lópezowi Trujillo Afryka zawdzięcza demonizację prezerwatyw w czasie epidemii AIDS, homoseksualiści – rozpoczętą przeciwko nim na przełomie wieków krucjatę, a katoliczki – utratę prawa do decydowania o własnym ciele. Dla Wlekłego wywyższenie Kolumbijczyka i podobnych „bestii” (takiego określenia używa sam reporter) nie jest wypadkiem przy pracy, ale konsekwencją realizacji przez Wojtyłę planu światopoglądowej konsolidacji Kościoła. 

Wlekły nie wydaje się chcieć, abyśmy błędy Jana Pawła II postrzegali jedynie w kategoriach ograniczeń intelektualnych i zawężonych ram epokowej świadomości. Niejednokrotnie stawia (w mniej lub bardziej zawoalowany sposób) pytanie o etyczne motywacje działań religijnego przywódcy. Sam ucieka od wydawania wyroku. „Nie wierzę, że Jan Paweł II był złym człowiekiem. Jak każdy przywódca podejmował dobre i złe, a bywało, że i fatalne decyzje” – pisze. Ta książka jest o tych fatalnych. Dlatego Wlekły rozmawia z ważnymi postaciami debaty o kościele Jana Pawła II, między innymi Giovannim Battistą Vianem, dawnym redaktorem naczelnym „L’Osservatore Romano”, Frédérikiem Martelem, autorem „Sodomy. Hipokryzji i władzy w Watykanie”, czy Haliną Bortnowską.

Dla kogo ta litania

Mówiąc i metaforycznie, i dosłownie, Wlekły nie odkrywa Ameryki, ale mówi pełnym głosem. Jednym z pierwszych reporterów, którzy skonfrontowali krajowy mit nieskalanego papieża-Polaka ze światowym, zdystansowanym i często silnie krytycznym spojrzeniem, był Artur Domosławski. Jego „Chrystus bez karabinu. O pontyfikacie Jana Pawła II” wydany w 1999 roku, choć nie przeszedł bez echa, odbił się od światopoglądowej skały. Mimo że debacie publicznej III RP krytyka papieża funkcjonowała od początku lat dziewięćdziesiątych, to zwykle na marginesie, jako głos odrębny, mniejszościowy i podejrzany o ukryte intencje. Porządek Janopawłowego dyskursu próbowało demaskować wielu autorów, od Agnieszki Graff po Stanisława Obirka i Tomasza Polaka.

Jedną z osób, które dobitnie opisały istotę ceremonialnej i glajchszaltującej oceny dyskusji, była Anna Szepke. W 2002 roku obroniła na Uniwersytecie Łódzkim pracę magisterską z socjologii pt. „Jan Paweł II w polskim życiu publicznym” (najważniejsze ustalenia opublikowała w „Przeglądzie Socjologicznym”, nr 1/2003). Na podstawie analizy dyskursu publicznego wprost pisała o przemilczeniach w głównym strumieniu mediów i o wymuszaniu bałwochwalczej miłości do papieża. Jest to sytuacja przemocy symbolicznej, kiedy elity – od kościelnych po polityczne i intelektualne – narzucają sposób mówienia o Janie Pawle II. Wytwarzają dyskurs dominujący, blokując swobodną produkcję innego dyskursu. Tylko afirmacja papieża uchodzi za prawomocną i normalną. Inne osądy nie są obecne na tych samych warunkach, muszą być ofensywne, żeby zostać dostrzeżone. Co ciekawe, jak zauważała na początku wieku Szepke, choć te bariery były dobrze rozpoznane, brakowało chętnych zdeterminowanych do rozpoczęcia już nie dyskusji o blokadach dyskutowania, ale o dorobku Wojtyły. Po dwóch dekadach, między innymi dzięki Wlekłemu, mamy dyskusję, która niestety wciąż grzęźnie w lawinie rytualnych usprawiedliwień i racjonalizacji, taśmowo produkowanych w przestrzeni publicznej.

„Nie nasz papież” jest ważną książką, ale nie ma się co czarować, że zmieni trajektorię debaty. Nawet gorący zimowy spór po reportażach Gutowskiego i Overbeeka miał żaden wpływ na wyniki październikowych wyborów parlamentarnych. Zarzuty zostały przeżute i przetrawione, a ością w gardle stanęły nielicznym przekonanym. Nieprzypadkowo Donald Tusk w wygłoszonym 12 grudnia exposé mówił: „Różni ludzie różnie oceniają dziedzictwo Jana Pawła II, ja mam jak najlepsze wspomnienia, także moich osobistych spotkań”. Mimo szeregu faktów i świadectw nie ma powszechnej zgody na rozliczanie papieża, większość Polaków albo jest przeciw, albo nie jest tym zainteresowana. A doświadczeni politycy podążają za większością i grzeją się w jej bezpiecznym cieple.

To może młodzi wezmą sprawy w swoje ręce? Też raczej nie. Dla wielu dwudziestolatków papież to co najwyżej memiczna persona z żółtą twarzą. „Nie nasz papież” jest lekturą, która ma szansę poruszyć ludzi starszych od nich o jedną lub dwie dekady. Tych, których zaliczono kiedyś zbiorowo do „pokolenia JPII”. Tych, którzy chodzili do szkół imienia Jana Pawła II i, chcąc nie chcąc, spoglądali na żółkniejący na ścianie portret „wielkiego Polaka”. Tych, którzy nie płakali po papieżu, ale koszulki z obwieszczającym to napisem uważali za głupie i zbyt radykalne. Dziś widać wyraźnie, że zostali oszukani.

 

Książka:

Mirosław Wlekły, „Nie nasz papież. Pontyfikat Jana Pawła II na świecie”, Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2023.