Wyborczy dzień w Pakistanie przebiegał bez zaskoczeń. Były akty terroru, byli zabici i ranni. Zginęło 29 osób, rany odniosło kilkadziesiąt. W wielu częściach kraju doszło do protestów. Ich uczestnicy oskarżali władze o fałszowanie procesu wyborczego.
Władze w obawie przed zamieszkami utrudniły dostęp do internetu i zablokowały łączność w sieciach mobilnych. W najbardziej wrażliwych miejscach Pakistanu, w pobliżu 6 tysięcy punktów wyborczych, porządku pilnowało 138 tysięcy funkcjonariuszy różnych służb. W gotowości pozostawało blisko 8 tysięcy komandosów należących do pakistańskich sił szybkiego reagowania. W okresie całej kampanii wyborczej odnotowano 51 ataków terrorystycznych, w których zginęło kilkadziesiąt osób.
Pakistańczycy chcą zmian
Nie bacząc na te wszystkie okoliczności, armia pakistańska wydała komunikat, w którym gratuluje mieszkańcom kraju spokojnego i wolnego od aktów przemocy dnia wyborczego. Komunikat armii nie był przypadkowy. To właśnie ona decyduje w Pakistanie o przebiegu każdego właściwie procesu politycznego. A skoro wybory były wolne i uczciwe, to nikt nie będzie miał prawa kwestionować ich wyniku. O ile oczywiście ten wynik okaże się zgodny z oczekiwaniami wojskowych. I tu pojawiają się pytania.
W wyborach powszechnych w Pakistanie liczyły się właściwie trzy ugrupowania, mimo iż wystartowało w nich kilkadziesiąt formacji politycznych. Te najważniejsze to Pakistan People’s Party (PPP, Pakistańska Partia Ludowa), Pakistan Muslim League – Nawaz (PML-N, Pakistańska Liga Muzułmańska – Nawaz) i Pakistan Tehreek-e-Insaf (PTI, Pakistański Ruch na rzecz Sprawiedliwości).
Wydarzenia wyborczego dnia w Pakistanie pokazały, że kraj nadal jest targany wewnętrznymi sprzecznościami, a dążenie do zmniejszenia cienia rzucanego przez wojskowych na życie społeczno-polityczne znajduje wśród wyborców wielu zwolenników, choć ostatnio armia nie chciała się z tym pogodzić.
Przekonał się o tym lider rządzącej jeszcze do niedawna Pakistanem partii PTI, były premier tego kraju i słynny krykiecista Imran Khan. Jako premier próbował ograniczać polityczne wpływy wojskowych, mimo iż jeszcze kilka lat temu uważany był za ich zwolennika. Jego rząd upadł 10 kwietnia 2022 roku. Były premier dość szybko trafił następnie do więzienia i w budzących wątpliwości prawników procesach skazany został na długoletnie więzienie. Swoją kartę do głosownia wrzucał do urny już w więzieniu Adiala w Rawalpindi.
Były premier obarczał winą za przerwanie jego rządów i szykany wobec Pakistańskiego Ruchu na rzecz Sprawiedliwości właśnie wojskowych. Władze zakazały bowiem Khanowi startu w wyborach, a jego partia nie mogła w kampanii wyborczej używać rysunkowego logo przedstawiającego kij do krykieta, co dla niepiśmiennej – stanowiącej mniej więcej 40 procent – części pakistańskiego społeczeństwa miało istotne znaczenie. Dodawał przy tym, iż za niecnymi wobec niego i jego partii knowaniami armii stoją Amerykanie, którzy niechętnie widzieli byłego krykiecistę na fotelu premiera Pakistanu.
Inna sprawa, że w swoim dźwiękowym archiwum mam wypowiedź Imrana Khana, który, komentując amerykańskie zaangażowanie w walkę z talibami oraz ich sprzymierzeńcami na terenie Pakistanu, mówił: „Wojna z terrorem stała się w oczach mieszkańców Pakistanu oraz w oczach muzułmanów wojną z islamem. To doprowadziło do polaryzacji społeczeństwa – albo jesteś za wojną z terrorem, czyli jesteś za Stanami Zjednoczonymi, albo jesteś za islamem, a w konsekwencji jesteś antyamerykański. […] 80 procent mieszkańców kraju jest przekonanych, że USA są większym wrogiem aniżeli Indie. To jest bardzo smutne, bo oznacza, że Ameryka straciła umysły i serca Pakistańczyków”.
Imran Khan zdawał się w tej kwestii wsłuchiwać w głos społeczeństwa i w swojej polityce zagranicznej orientował się przede wszystkim na Chiny, a nie na USA. Jego kontakty z Moskwą też nie budziły entuzjazmu w Waszyngtonie, a brak jakiegokolwiek komentarza ze strony pakistańskiego premiera podczas wizyty w Moskwie w dniu ataku Federacji Rosyjskiej na Ukrainę w roku 2022 wywołał w świecie zachodnim konsternację. Pojawiło się zasadne pytanie – czy Pakistan, wieloletni sojusznik świata zachodniego w Azji Południowej, nadal nim pozostaje?
Wyborczy thriller
Nieoficjalne i cząstkowe wyniki głosowania wskazywały na sukcesy polityków wywodzących się z partii Imrana Khana, ale pozostających poza tym ugrupowaniem i startujących, jako kandydaci niezależni. A także na sukces wyborczy kandydatów startujących z ramienia PTI. Przewaga – początkowo niewielka – stawała się coraz większa wraz z liczeniem głosów. Różnica pomiędzy głosami oddanymi na polityków PTI oraz współpracującymi z tą partią politykami niezależnymi, a Pakistańską Ligą Muzułmańską Nawaz, czyli partią której liderem jest także były premier Pakistanu Nawaz Sharif z każdym komunikatem Pakistańskiej Komisji Wyborczej zmieniała się. To był prawdziwy wyborczy thriller.
W tle walki pomiędzy ugrupowaniem Imrana Khana i Nawaza Sharifa plasowała się bodaj najsłynniejsza partia polityczna Pakistanu Pakistańska Partia Ludowa (PPP). Jej dzieje wiążą się nierozerwalnie z tragiczną historią rodziny Bhutto. Zulfikar Ali Bhutto był prezydentem Pakistanu w latach 1971–1973, a następnie premierem w latach 1973–1977. Utracił władzę w wyniku wojskowego zamachu stanu w lipcu 1977 roku, trafił do więzienia, a w następstwie wątpliwego z punktu widzenia prawa procesu skazany na śmierć i stracony w roku 1979. Polityczną aktywność rozpoczęła w kilka lat później jego córka Benazir Bhutto. W latach 1988–1990 oraz 1993–1996 była premierem Pakistanu. Od roku 1998 przebywała na emigracji. Wróciła do Pakistanu w grudniu 2007 roku, by wziąć udział w wyborach powszechnych planowanych na początek roku 2008. Zginęła w zamachu terrorystycznym w Rawalpindi 27 grudnia 2007 roku.
Krótko po śmierci Bhutto rozmawiałem w miejscu zamachu w Rawalpindi z ludźmi przygodnie tam spotkanymi. Składali tam kwiaty. Mówili z przekonaniem: „To był dobry lider, dobry polityk i dobra istota ludzka. Obecnie nie ma nikogo, kto mógłby ją zastąpić. Z chwilą jej śmierci Pakistan cofnął się o miliony lat. To ogromna strata dla naszego narodu”. Ludzie, z którymi wówczas rozmawiałem, mieli łzy w oczach, mówili łamiącym się głosem. Wraz ze śmiercią Benazir Bhutto rola Pakistańskiej Partii Ludowej, kierowanej obecnie przez jej syna, Bilawala Bhutto Zardariego, systematycznie malała na politycznej scenie Pakistanu. Tegoroczne wybory były potwierdzeniem trendu trwającego od roku 2007.
Kłopoty sojuszu armii z politykami
W chwili, gdy piszę te słowa, nie bardzo jeszcze wiadomo, jak sukces polityków związanych z obozem Pakistan Tehreek-e-Insaf (PTI) byłego krykiecisty i premiera Imrana Khana przyjmie armia. Wielu analityków było bowiem zdania, iż wojskowi uznali, że eksperyment z wprowadzeniem nowych ludzi do pakistańskiej polityki, których liderem był właśnie Imran Khan, okazał się dla armii niekorzystny. Robili wszystko, by w okresie kampanii wyborczej oraz w dniu wyborów faworyzowana była partia Pakistan Muslim League – Nawaz (PML-N). Ugrupowanie dawnego premiera Nawaza Sharifa zostało przez wojskowych uznane za przewidywalnego i sprawdzonego już wcześniej partnera. Wynik wyborów pokazał jednak, iż społeczeństwo Pakistanu nie bardzo pragnie powrotu sojuszu armii z władzami cywilnymi. Sojuszu, w którym głos dominujący mają wojskowi.
Powołanie nowego rządu nie okaże się po tych wyborach łatwe. Trudno bowiem w tej chwili przewidzieć, jaką pozycję w trakcie wyłaniania rządu przyjmą politycy niezależni, ale powiązani z partią Imrana Khana. Czy pozostaną wierni PTI, czy też może zawiążą inne koalicje polityczne? Na przykład ze starymi graczami na pakistańskiej scenie politycznej. Lider PML-N Nawaz Sharif jeszcze przed przeliczeniem wszystkich głosów twierdził, iż część niezależnych posłów przejdzie do jego obozu politycznego. Po oficjalnym ogłoszeniu wyników wyborów będą oni mieli trzy dni na określenie swoich sojuszy politycznych. A może dojdzie do egzotycznego sojuszu – co jest nieprawdopodobne – pomiędzy PML-N i PPP? Być może wreszcie języczkiem u wagi staną się małe ugrupowania polityczne, którym uda się wprowadzić swoich polityków do parlamentu. Trzeba przy tym pamiętać, że 70 miejsc w parlamencie obsadzanych jest nie w wyniku głosowania, ale jest zarezerwowanych dla kobiet i przedstawicieli mniejszości. Z całą pewnością droga do wyłonienia rządzącej koalicji będzie w Pakistanie wyboista.
Wydaje się jednak, że niełatwa sytuacja powyborcza w Pakistanie nie będzie miała zasadniczego wpływu na geopolityczne wybory władz wyłonionych przez nowy parlament. Z całą pewnością trudno będzie mówić o nowym i pozytywnym otwarciu w relacjach z Indiami. Spór o Kaszmir i prawa muzułmanów w Indiach będą tymi czynnikami, które ograniczą możliwość zbudowania lepszych relacji Islamabadu i New Delhi.
Także relacje ze Stanami Zjednoczonymi nie ulegną gwałtownej poprawie. Z jednej bowiem strony pamięć o amerykańskich bombardowaniach zachodnich terytoriów plemiennych Pakistanu w czasie „wojny z terrorem” jest wśród mieszkańców kraju ciągle żywa. Wspomnienie tamtego czasu to dla Pakistańczyków, jak mówił cytowany tu już Imran Khan, nie „wojna z terrorem”, ale wojna z islamem. Z drugiej strony Waszyngton pamięta, iż to właśnie w Pakistanie, w sąsiedztwie wojskowej uczelni w Abbottabadzie, ukrywał się przez lata Osama bin Laden. Czy można uwierzyć, iż działo się to bez wiedzy pakistańskiego wywiadu ISI? Nieufność jest po obu stronach.
Dotychczasowa postawa Pakistanu wobec rosyjskiej agresji skierowanej przeciw Ukrainie zdaje się również nie ulegnie zasadniczej zmianie. Pakistan nigdy nie potępił rosyjskiego agresora i utrzymuje z Moskwą poprawne stosunki. Nigdy nie dołączył się do jakichkolwiek sankcji przeciw Federacji Rosyjskiej. Stosunek do wojny Rosji z Ukrainą raczej nie będzie przez nowe władze modyfikowany, co oczywiście nie będzie sprzyjało pogłębianiu relacji z krajami Unii Europejskiej. Tyle tylko że Pakistan coraz wyraźniej widzi swoje miejsce w grupie krajów tworzących BRICS. A tam główną rolę odgrywa już nie Moskwa, nie New Delhi, a Pekin.
Z tego też względu nie wydaje się również, by zasadniczej zmianie uległy relacje Pakistanu z Chinami. Dla borykającej się z ogromnymi problemami gospodarki Pakistanu współpraca ekonomiczna z Pekinem jest szalenie ważna. Biorąc pod uwagę konflikty graniczne Pakistanu z sąsiadami niemniej ważna jest także współpraca militarna z chińskim smokiem. Z kolei dla Chin budowa korytarza transportowego łączącego rejon Sinciangu z Morzem Arabskim i biegnącego przez terytorium Pakistanu ma zarówno znaczenie gospodarcze, jak i militarne. Marzenia Chin o zwiększeniu obecności chińskiej marynarki wojennej na wodach Oceanu Indyjskiego są na tyle ważne, że Pekin nie dopuści do rozluźnienia współpracy z Islamabadem. Tym bardziej, że Pakistan skonfliktowany z Indiami jest dla Chin ważnym sojusznikiem w grze o przebieg chińsko-indyjskiej granicy w Himalajach.
Wyniki ostatnich wyborów powszechnych w Pakistanie wyraźnie pokazały, że społeczeństwo liczy na pojawienie się nowych elit politycznych, których symbolem jest Imran Khan. Oczekuje jednocześnie istotnych przemian wewnętrznych. Dotyczy to relacji pomiędzy władzami cywilnymi i armią, ale także ograniczenia inflacji, zmniejszenia różnic pomiędzy poziomem życia w aglomeracjach typu Karaczi, Lahore, Islamabad-Rawalpindi, a głęboką prowincją. Ta ostatnia żyje bowiem na poziomie sprzed stuleci. To właśnie oczekiwania na przemiany wewnętrzne sprawiły, że ludzie spod znaku Imrana Khana osiągnęli w ostatnich wyborach sukces. Natomiast starej gwardii polityków, których jedną z twarzy był Nawaz Sharif, wyborcy pokazali czerwoną kartkę.
Nie zmieniają tego faktu wiecowe zawołania Sharifa, iż to jego partia wygrała wybory. Z technicznego punktu widzenia to prawda. Niezależni – choć powiązani z ugrupowaniem Imrana Khana – nie stanowią partii. Tylko że Nawaz Sharif bez ich wsparcia nie będzie mógł zostać premierem, a jego partia rządzić. A to otwiera już drogę do politycznych targów, których częścią może być polityczna korupcja.