Władze chciały wówczas zrezygnować z tradycyjnego sposobu skupu, określanego mianem „mandi”. System mandi zapewniał rolnikom skup dwudziestu trzech produktów po preferencyjnych cenach gwarantowanych przez państwowe dotacje. Nowy model skupu zakładał nabywanie produktów rolnych bezpośrednio przez pośredników, sieci handlowe oraz potentatów przemysłu spożywczego z pominięciem roli państwa. Wymagał więc od rolników bezpośrednich negocjacji ze skupującymi.
Według protestujących model ten faworyzował wielkie korporacje i był bardzo niekorzystny dla małych producentów rolnych, którzy nie byliby w stanie wynegocjować korzystnych dla siebie cen. W obliczu trwających wówczas przez niemal rok protestów rząd wycofał się z części wcześniejszych pomysłów i obiecał rolnikom podniesienie cen za produkty żywnościowe. Obecnie protestujący twierdzą, iż władze nie wywiązują się z obietnic sprzed ponad dwóch lat.
Rolnicy maszerują na Delhi
Protesty rolnicze w Indiach stanowią wielkie wyzwanie dla rządzących. Trzeba bowiem pamiętać, że w sektorze rolnym zatrudnionych jest 230 milionów ludzi, co stanowi około 45 procent ludności aktywnej zawodowo. W konsekwencji, rolnictwo zapewnia utrzymanie 55 procent mieszkańców Indii. W kraju nad Gangesem istnieje współcześnie niemal 150 milionów gospodarstw rolnych. Są one niezwykle rozdrobnione. Tylko niecały milion z nich ma powierzchnię większą aniżeli 10 hektarów, zdecydowana większość nie przekracza 1 hektara.
Tegoroczne żądania rolników protestujących pod hasłem „Delhi chalo”, czyli „Marsz na Delhi”, sprowadzają się do czterech zasadniczych punktów. Oczekują ustanowienia cen minimalnych na wszystkie produkty rolne, wprowadzenia emerytur dla rolników i wszystkich osób zatrudnionych w rolnictwie, umorzenia długów rolniczych i zamrożenia cen energii elektrycznej dla konsumentów rolnych. Rozmowy prowadzone 13 i 18 lutego nie doprowadziły do porozumienia pomiędzy protestującymi i władzami. Prawdą jest, że rząd Modiego zaproponował wprowadzenie cen gwarantowanych dla kilku odmian soczewicy, kukurydzy i bawełny, ale propozycje te zostały uznane przez rolników za niewystarczające.
W efekcie fiaska negocjacji władze indyjskie zdają się przyjmować coraz twardszą postawę wobec żądań protestujących. Już kilka tygodni temu w odległości niemal 200 kilometrów od stolicy policja zatrzymała kolumny maszyn rolniczych i ciągników z przyczepami zmierzające ku Delhi. Na drogach stanęły wtedy betonowe bloki i zwarte oddziały sił bezpieczeństwa, a w miejscach blokad doszło do starć rolników z siłami porządkowymi. Policyjne siły szybkiego reagowania użyły wobec protestujących pałek, gumowych kul, granatów hukowych oraz gazu łzawiącego. Pojemniki z gazem łzawiącym zrzucano na kolumny rolnicze również z dronów.
Delhi przygotowuje się na starcia
Do tej pory w proteście uczestniczyli przede wszystkim producenci rolni z trzech najbardziej rozwiniętych pod tym względem regionów Indii. Regiony te to Pendźab, Harjana i Uttar Pradeś, stany leżące w północno-zachodnich i północnych Indiach. Od lat obszary te stanowią spichlerz Indii. Uprawia się tam wysokoplenne odmiany pszenicy i ryżu oraz liczne rośliny oleiste. Zarówno Pendźab, jak i Harjana były największymi beneficjentami słynnej zielonej rewolucji sprzed lat, która zmieniła Indie z kraju importującego zboża w poważnego światowego eksportera.
Przedłużający się protest rolniczy i brak porozumienia z rządem sprawił, iż do rolników z północy Indii postanowili dołączyć się także rolnicy z centralnych i południowych regionów kraju. Ze względu na policyjne blokady dróg mają oni dotrzeć do indyjskiej stolicy autobusami i pociągami, by rozpocząć protesty na ulicach Delhi.
Władze kategorycznie zapowiedziały, iż nie dopuszczą do powtórki z roku 2021, kiedy w Delhi w wyniku rolniczych protestów zablokowana została część dzielnic. W ostatnich dniach policja ustawiła kolejne blokady już na rogatkach Delhi oraz na dworcach kolejowych i autobusowych w stolicy Indii. W okolicach delhijskich stacji kolejowych pojawiły się zasieki z drutu ostrzowego, a także zwarte oddziały policji.
Fala samobójstw wśród rolników
Geneza protestów rolniczych w Indiach leży przede wszystkim w strukturze indyjskiego rolnictwa. Tak duże rozdrobnienie gospodarstw rolnych, przy braku odpowiedniego sprzętu, sprawia, że w konfrontacji z wymogami współczesnego rynku rolnego są one mało konkurencyjne. Niewielkie, rodzinne gospodarstwa, przez lata dotowane z budżetu państwa, okazują się nieefektywne w sytuacji ograniczenia tego wsparcia.
To oczywista tragedia dla tej części ludności wiejskiej, która nie jest odpowiednio wykształcona i przygotowana do prowadzenia gospodarstw o większej powierzchni. Gospodarstwa o małym areale nieustannie się zadłużają, a zebrane plony nie tylko nie wystarczają rolnikom na codzienne utrzymanie, ale nie pozwalają też na spłatę kredytów. Rezultatem jest bankructwo i duża liczba samobójstw wśród mieszkańców wsi, którzy nie są w stanie udźwignąć ciężaru rat. Według statystyk w latach 1995–2015 samobójstwo popełniło ponad 290 tysięcy indyjskich rolników oraz pracowników rolnych. Od roku 2014, czyli początku rządów Indyjskiej Partii Ludowej (BJP) kierowanej przez premiera Narendrę Modiego, doszło do 100 tysięcy rolniczych samobójstw.
Protesty przesądzą o wyniku wyborów?
Obecne protesty rolników stanowią tym większe wyzwanie dla rządzącej partii BJP i jej lidera Narendry Modiego, że odbywają się na kilka tygodni przed wyborami parlamentarnymi w Indiach. Rolnicy i mieszkańcy wsi stanowią ważny segment indyjskiego elektoratu. Na wsi zamieszkuje bowiem ponad 60 procent ludności kraju. Dodatkowo, według danych z 2019 roku, to właśnie uboga ludność wiejska stanowiła znaczną część wyborców, którzy oddali swe głosy na BJP.
Trudno w chwili, gdy piszę te słowa, prognozować, jak zakończą się tegoroczne protesty indyjskich rolników. Wygląda na to, że władze w New Delhi dołożą wszelkich starań, aby w jakiś sposób uspokoić protesty i nie dopuścić do destabilizacji sytuacji w stolicy. Mimo wcześniejszych zapowiedzi, że rolnicy nie będą mogli protestować w Delhi, w połowie marca władze zgodziły się na wpuszczenie do stolicy kilku tysięcy demonstrantów. Mogli oni wyartykułować swoje postulaty na Ramlila Ground, w przestrzeni pomiędzy Nowym i Starym Delhi, gdzie odbywały się tradycyjnie uroczystości religijne.
Trudno przewidzieć, czy władze spełnią wszystkie żądania rolników. Oznaczałoby to odwrócenie się od polityki zmierzającej do urynkowienia indyjskiego rolnictwa i uniezależnienia go od rządowego wsparcia. Oznaczałoby także istotne wydatku dla indyjskiego budżetu. Gdyby nie zbliżające się wybory, szanse rolników na osiągnięcie celów protestów byłyby zapewne niewielkie. W kontekście wyborów może się jednak okazać, że populistyczny premier Indii będzie chciał jeszcze bardziej ocieplić swój budowany przez lata wizerunek dobrotliwego ojca narodu i pójdzie na ustępstwa.