Ponad dwa lata temu pisałem na łamach „Kultury Liberalnej” o chorym organizmie rosyjskiej Cerkwi. Przejawem jej choroby było uzależnienie od władz państwowych oraz bezprzykładne uwikłanie w politykę Kremla. List Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego do wiernych pokazuje wyraźnie, iż chory sojusz ołtarza z tronem trwa w Rosji w najlepsze. List został wydany z okazji Wielkiego Postu, który w cerkwiach posługujących się kalendarzem juliańskim potrwa do pierwszych dni maja.
W liście hierarchia moskiewska zobowiązuje duchownych i wiernych do modlitwy o zwycięstwo Rosji w „świętej wojnie” z Ukrainą. Zgodnie z tekstem, który zyskał aprobatę patriarchy moskiewskiego Cyryla I, żołnierze rosyjscy bronią świętej Rusi i walczą z naporem szatańskiego zła płynącego z Zachodu poprzez Ukrainę. Szatańskie zło zagrażające Rosji, o którym mowa, to globalizm, upadek moralny i inne tego typu obrzydliwości. Warto dodać, że list ten ma być czytany we wszystkich świątyniach rosyjskiego prawosławia.
Od „specjalnej operacji wojskowej” do „świętej wojny”
Publikacja listu zbiegła się z zaakceptowaniem przez Zgromadzenie Światowego Rosyjskiego Soboru Ludowego dokumentu podpisanego przez Cyryla I. Głównym zadaniem soboru, powołanego do życia w 1993 roku z inicjatywy patriarchy Aleksego II, jest propagowanie idei „ruskiego świata”. We wspomnianym dokumencie wojna z Ukrainą nazywana jest jeszcze „specjalną operacja wojskowa”. W wielkopostnym liście mówi się już o wojnie ze światem zachodnim, o „świętej wojnie”.
Oba dokumenty są raczej manifestami politycznymi, aniżeli wskazaniami kierowanymi do wiernych z pobudek duszpasterskich. Są bezpośrednim powieleniem kremlowskiej propagandy. Wystarczy kilka krótkich cytatów, by zauważyć, że inspiracja do stworzenia obu tekstów płynęła z kręgów obecnych władz Rosji.
„Z duchowego i moralnego punktu widzenia specjalna operacja wojskowa jawi się jako Święta Wojna, w której Rosja i jej naród, broniąc jednej duchowej przestrzeni Świętej Rusi, wypełniają misję «Powstrzymującego» [1], chroniąc świat przed naporem globalizmu i zwycięstwem Zachodu, który popadł w satanizm. Po zakończeniu specjalnej operacji wojskowej całe terytorium współczesnej Ukrainy powinno znaleźć się w strefie wyłącznych wpływów Rosji. Należy całkowicie wykluczyć możliwość istnienia na tym terytorium rusofobicznego reżimu politycznego wrogiego Rosji i jej narodowi, a także reżimu politycznego kontrolowanego z zewnątrz przez ośrodek wrogi Rosji”.
Rosja nie ma granic
W dokumencie przyjętym przez Zgromadzenie Światowego Rosyjskiego Soboru Ludowego znajdziemy także gloryfikację „ruskiego świata”: „Rosja jest twórcą, podporą i obrońcą ruskiego miru. Granice ruskiego miru jako zjawiska duchowego, kulturowego i cywilizacyjnego są znacznie szersze niż granice państwowe zarówno obecnej Federacji Rosyjskiej, jak i większej historycznej Rosji. Wraz z rozproszonymi po całym świecie przedstawicielami rosyjskiej ekumeny, świat rosyjski obejmuje wszystkich, dla których rosyjska tradycja, sanktuaria rosyjskiej cywilizacji i wielka rosyjska kultura są najwyższą wartością i sensem życia”. Czyż nie tak pouczał kilka lat temu rosyjskiego chłopca sam Władimir Putin, mówiąc, iż Rosja nie ma granic…?
Cytowany dokument zawiera także wskazania, którymi powinna się kierować rosyjska polityka zagraniczna: „Zjednoczenie narodu rosyjskiego powinno stać się jednym z priorytetów rosyjskiej polityki zagranicznej. Rosja powinna powrócić do istniejącej od ponad trzech stuleci doktryny o trójjedyności narodu rosyjskiego, zgodnie z którą naród rosyjski składa się z Wielkorusinów, Małorusinów i Białorusinów, którzy stanowią odgałęzienia (podgrupy etniczne) jednego narodu, a pojęcie «ruski» obejmuje wszystkich Słowian wschodnich – potomków historycznej Rusi” [2].
30 lat sojuszu wielkoruskiej dumy
Przywołując fragmenty dokumentu podpisanego przez patriarchę Cyryla I, nie mogę się oprzeć, by nie przypomnieć słów, które nagrałem ponad trzydzieści lat temu, przeprowadzając w Moskwie wywiad z prawosławnym duchownym księdzem Aleksandrem Borisowem, uczeniem zamordowanego przez agentów KGB księdza Aleksandra Mienia. Ksiądz Borisow był wówczas, w 1992 roku, duszpasterzem inteligencji moskiewskiej i odnosił się krytycznie do uwikłania Cerkwi w sojusz z władzami politycznymi.
„Sojusz pomiędzy konserwatywnym prawosławiem, a ruchami tak zwanych nacjonalpatriotów jest dla mnie bardzo niepokojący. Tych ludzi łączy przede wszystkim poczucie wielkoruskiej dumy, wynoszenie się ponad inne narody i społeczeństwa. […] My, Rosjanie, my, prawosławni – my – zawsze na pierwszym miejscu. Logiczną konsekwencją takiego myślenia jest pragnienie odbudowy imperialnej Rosji, ogromnego państwa, które po raz kolejny w historii tracić będzie siły na utrzymanie w jedności swego terytorium i podporządkowanie sobie innych narodów. Podporządkowanie nie tylko gospodarcze, ale i moralno-ideologiczne. Do tego dochodzi jeszcze przekonanie tych ludzi, że do wytyczonych celów można i należy dochodzić za pomocą siły. To wszystko łączy konserwatywne prawosławie z komunistami i faszystami.
Tego typu nastroje dominują niestety wśród prawosławnego duchowieństwa, które chce budować prawosławie zamknięte przed światem. Wszystkich, którzy się z nimi nie zgadzają, duchowni uznają za heretyków. […] Nie liczyć się z tymi siłami, siłami nacjonalizmu i ksenofobii, byłoby lekkomyślnością” [3].
Ponad trzydzieści lat później niezauważanie owych sił rosyjskiego nacjonalizmu, ksenofobii i wrogości wobec świata zachodniego nie jest już lekkomyślnością, ale brakiem politycznej wyobraźni i poważnym zagrożeniem.
Historia rosyjskiej wrogości wobec Zachodu
Postawy antyzachodnie nie są w Rosji niczym nowym. Sięgają one imperium carskiego, okresu Związku Sowieckiego, a także początkowych lat Federacji Rosyjskiej. Co prawda w czasach prezydentury Borysa Jelcyna nurty antyzachodnie, gloryfikujące rosyjską myśl imperialną, nie były specjalnie eksponowane w życiu publicznym, ale istniały i przygotowywały grunt pod imperialną władzę Władimira Putina.
Jednym z „nacjonalpatriotycznych” ugrupowań był choćby Narodowy Front Patriotyczny „Pamiat” [Pamięć]. Pamiętam spotkanie z jego liderem Dymitrijem Wasiliewem w Moskwie. Odbyło się w sali przypominającej carskie komnaty. Udzielając mi wywiadu, Wasiliew zasiadł u szczytu długiego stołu na tronie pokrytym czerwonym suknem. Lubił teatralną scenerię i teatralne gesty. Przed laty studiował zresztą w Moskiewskiej Szkole Teatralnej. Jego słowa wyraźnie sugerowały, iż wszystkie narody słowiańskie powinny skupić się wokół Rosji, bo tylko ona może zagwarantować im zachowanie własnych tradycji i kulturowego dziedzictwa.
W tym samym okresie rozmawiałem w Moskwie z Władimirem Wolfowiczem Żyrinowskim, wówczas szefem Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji. Żyrinowski znany był z tego, że mówił głośno to, o czym nie wypadało powiedzieć oficjelom z Kremla. Na pytanie, czy chciałby, by Polska zbliżyła się do Rosji, odpowiedział: „Oczywiście. Wszak godło mamy takie samo”. Na moją uwagę, iż nasz orzeł ma jedną głowę, a rosyjski jest dwugłowy, odpowiedział bez wahania; „A cóż to za różnica…” [4].
I jeszcze wspomnienie z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych, z pierwszego Wszechrosyjskiego Zjazdu Kozaków, który odbył się w Moskwie. Z uczestnikami zjazdu, który trwał trzy dni, rozmawiałem wówczas wiele. Ostatniego dnia usłyszałem od moich rozmówców: „Krzysztof, my nadamy ci tytuł atamana”. Zdziwiony odparłem: „Ale czegóż ja mógłbym być atamanem?” Ich odpowiedź nie pozostawiała złudzeń: „Jak to czego? Priwislinskowo kraja”. Czyli Kraju Nadwiślańskiego, półoficjalnej nazwy Królestwa Polskiego, terytorium zależnego w XIX wieku od Imperium Rosyjskiego.
Z politycznego marginesu na Kreml
Na początku lat dziewięćdziesiątych wydawało się, że poglądy moich ówczesnych rozmówców to polityczny folklor, margines rosyjskiego życia politycznego. Po latach widać wyraźnie, że imperialne marzenia zyskały z biegiem lat status oficjalnej polityki Kremla. Od czasów pierwszej prezydentury Władimira Putina coraz częstsze stały się odwoływania do imperialnej, mocarstwowej idei rosyjskiej. W budzeniu i ugruntowaniu owych imperialnych i jednocześnie antyzachodnich nurtów istotną rolę odgrywała Rosyjska Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Moskiewskiego.
Ta sama Cerkiew, która w okresie władzy komunistycznej została wyniszczona w ramach planowej ateizacji ludzi sowieckich i sprowadzona do instrumentu wpływania na społeczeństwo w zgodzie z zamysłem komunistycznych władz. Tak jak kiedyś Cerkiew wykorzystywał między innymi Józef Stalin, obecnie robi to Władimir Putin.
Jest to możliwe, ponieważ rosyjska Cerkiew prawosławna nigdy nie rozliczyła się z przeszłością, a w szeregach jej hierarchów nadal jest wielu współpracowników lub wręcz pracowników organów bezpieczeństwa. Dlatego, zdaniem ukraińskiego, prawosławnego arcybiskupa czernihowskigo i niżyńskiego, Eustracjusza: „Kościół moskiewski nigdy nie był niezależny od państwa. Nieważne, jaka jest władza, czy to jest car, czy teraz Putin, ktokolwiek by tam był, kościół moskiewski zawsze jest w łączności z tym, kto jest przy władzy w Rosji. […] Niestety, patriarcha Cyryl jest w tej chwili jednym z urzędników, więc działa jak urzędnik. Jeżeli Putin pozwala, by coś powiedzieć, on to robi…” [5].
Dokumenty Patriarchatu moskiewskiego określające agresję wobec Ukrainy mianem „świętej wojny” opublikowane zostały w nieprzypadkowej chwili. Poprzedziły o kilka dni dekret Putina o mobilizacji 150 tysięcy poborowych w wieku od 18. do 30. roku życia. Miały posłużyć więc jako wsparcie kolejnej fali mobilizacyjnej w Rosji. W imię odbudowy „ruskiego miru” Cerkiew otwarcie pokazała swój pozytywny stosunek wobec agresji skierowanej przeciw Ukrainie.
Przypisy:
[1] Nawiązanie do drugiego listu świętego Pawła do Tesaloniczan. „Albowiem już działa tajemnica bezbożności. Niech tylko ten, co teraz powstrzymuje, ustąpi miejsca, wówczas ukaże się Niegodziwiec…” [2 Tes 2,6]. Wedle teorii tworzonych przez Cerkiew moskiewską „Niegodziwca”, czyli Antychrysta, może we współczesnym świecie powstrzymać jedynie Rosja pod przewodnictwem Putina. To ona jest tym „Powstrzymującym”.
[2] Cyt. za opoka.org.pl.
[3] Krzysztof Renik, „Religie, które przeżyły”, Kraków 1996.
[4] Krzysztof Renik, „Orzeł wielogłowy,” „Polityka”, nr 46/1992.
[5] Cyt. za ekai.pl.
This article was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.
Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.