Nikt się nie spodziewał, że największym wydarzeniem kampanii do Parlamentu Europejskiego stanie się… ucieczka polskiego sędziego na Białoruś. Oto sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego Tomasz Szmydt znienacka pojawił się na konferencji prasowej w Mińsku, gdzie wystąpił o azyl polityczny. Powiedział, że wyjechał z Polski w proteście przeciwko polityce polskich władz wobec Rosji i Białorusi. Co sugeruje, że był szpiegiem i uciekł. Zdarzenie szokujące.
Licytacja na ruskość
Szybko ruszyła licytacja, z którym obozem politycznym związany jest Szmydt. A jego historia jest interesująca. W czasie rządów Prawa i Sprawiedliwości Szmydt miał być członkiem grupy hejterskiej, która atakowała sędziów protestujących wobec upartyjnienia sądownictwa przez Zbigniewa Ziobrę. Pracował w Ministerstwie Sprawiedliwości, a następnie w 2018 roku trafił na stanowisko dyrektora departamentu prawnego biura neo-KRS.
Z ujawnionego w 2019 roku przez RMF FM nagrania rozmowy ówczesnego szefa neo-KRS Leszka Mazura oraz innego bohatera afery hejterskiej Arkadiusza Cichockiego wynika, że Szmydt trafił tam jako człowiek zaufany, między innymi za poleceniem byłego wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka, kolejnego bohatera grupy. Jak miał mówić Cichocki o Szmydcie: „to jest człowiek, który ma po prostu serce po prawej stronie, jest bardzo biało-czerwony”. Na temat sędziego i jego żony: „wspaniali ludzie, oddani sprawie”.
Jednak z czasem Szmydt zmienił front, po ujawnieniu afery hejterskiej i utracie stanowiska w neo-KRS. Przedstawiał się teraz jako nawrócony grzesznik, który ujawnia patologie ówczesnego obozu rządzącego. W 2022 roku w reportażu TVN miał odsłaniać kulisy afery hejterskiej. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” z tego samego roku następująco przedstawiał cele grupy „Kasta”: „Cel pierwszy: hejtowanie. Czyli pewna deprecjacja określonego środowiska sędziowskiego. Cel drugi: ustawanie konkursów w Krajowej Radzie Sądownictwa na stanowiska sędziów. To jest podejrzenie, bo to nie zostało udowodnione. Ale to jest bardzo poważna sprawa. I trzeci wątek: wyciek tzw. danych wrażliwych z Ministerstwa Sprawiedliwości”.
W reakcji na ucieczkę Szmydta premier Donald Tusk napisał: „Zachód czy Wschód? Europa czy Rosja? KO czy PiS? To są wybory, przed którymi staje dziś Polska. Każdego dnia dowiadujemy się o kolejnych faktach, które potwierdzają takie właśnie znaczenie tych wyborów. Niech nikt dłużej nie udaje, że tego nie widzi”. Tusk szeroko mówił również o rosyjskich wpływach w PiS-ie w czasie czwartkowej debaty w Sejmie nad wotum nieufności wobec minister klimatu Hennig-Kloski, gdzie określił partię Jarosława Kaczyńskiego mianem „płatnych zdrajców, pachołków Rosji”. Zapowiedział również utworzenie komisji do spraw zbadania wpływów rosyjskich i białoruskich na rządy Zjednoczonej Prawicy.
Zupełnie inaczej sprawę intepretuje PiS. Jacek Kurski stwierdził, że sędzia był „bohaterem TVN-u i mediów koalicji 13 grudnia”. W podobnym tonie wypowiedziało się wielu innych polityków i publicystów prawej strony. Z zagranicy wypowiada się również Szmydt, który wystąpił w propagandowym programie w rosyjskiej telewizji, a także publikuje podgrzewające emocje wpisy w mediach społecznościowych.
Szmydt niewygodny dla PiS-u
Czy sprawa będzie miała istotne znaczenie w wyborach europejskich? To wydaje się wątpliwe. Sędziowie niecodziennie uciekają na Białoruś, jest to zdarzenie niezwykłe. I stąd nic dziwnego, że w ostatnich dniach temat dominował w debacie publicznej – trudno się było do niego nie odnieść. Jednak wciąż jest wiele rzeczy, których nie wiemy: od kiedy Szmydt współpracował z obcym wywiadem, jakie miał kontakty, dlaczego nagle wyjechał? A odpowiedzi mają wpływ na interpretację zdarzenia. Jest również pytanie, dlaczego w ogóle zdołał wyjechać z kraju, co jest porażką polskich służb.
Temat jest zatem bardzo emocjonujący, jednak nie wystarczy jako paliwo kampanii wyborczej. W tej mierze PiS wybrało na sztandar protest wobec Europejskiego Zielonego Ładu i rosnących kosztów życia. Własny wagonik próbuje tutaj podpiąć Trzecia Droga, która uległa w tym obszarze głębokiemu przekształceniu – jeszcze niedawno Polska 2050 Szymona Hołowni nawiązywała datą do roku, w którym mamy osiągnąć neutralność klimatyczną, a teraz raczej ogłasza, że będzie bronić Polski przed ekscesami zielonego ładu. Na przykład, Hołownia stwierdził, że idą do Parlamentu Europejskiego po „zatrzymanie dyrektywy budynkowej”.
Również Platforma Obywatelska wsparła protesty rolników przeciwko Zielonemu Ładowi, ale chyba niekoniecznie chce głębiej wchodzić w tę dyskusję – jako że PiS używa w obszarze zielonej polityki haseł żerujących na społecznych lękach, niełatwo odpowiedzieć na to sensownie w ograniczonym czasie kampanii wyborczej. Stąd PO mówi w kampanii przede wszystkim o bezpieczeństwie – potrzebie zwiększenia zdolności obronnych w Europie, do czego jako partia głównego nurtu może przekonywać partnerów skuteczniej niż skrajna prawica.
To jednak sugeruje, że kwestia Szymdta nie jest dla kampanii zupełnie bez znaczenia. Z pewnością jest wygodniejsza dla Platformy niż PiS-u. Jako kwestia silnie emocjonalna, których nie ma zbyt wiele w tej kampanii, potencjalnie pomaga mobilizować wyborców zdecydowanie anty-PiS-owskich. Gładko wpisuje się również w opowieść Donalda Tuska o potrzebie bezpieczeństwa Polski od wpływów ze wschodu. Ostatecznie Szmydt był współtwórcą PiS-owskiej rozwałki w sądach i uciekł z kraju „w proteście” w czasie obecnych rządów, a nie poprzednich. I uciekł na Białoruś, co wygląda dość symbolicznie. Być może znalazł się w tamtej ekipie przypadkiem, ale wiemy też, że PiS wybierało do inwazji na sądownictwo przede wszystkim ludzi mających różnorodne problemy zawodowe i osobiste, którzy dzięki Zjednoczonej Prawicy mogli szybko awansować – a to zwiększało ryzyko wpadek.
Emocjonalna pułapka
Ogółem warto więc zwrócić uwagę na kilka rzeczy. Po pierwsze, jest dość zabawne, gdy prawica sprzedaje spin, że Szmydt to człowiek TVN-u. Istnieje pewna różnica między daniem zaufanemu człowiekowi znaczącego stanowiska państwowego, a daniem wywiadu do telewizji. Po drugie, podgrzewające nastroje zachowanie Szmydta po ucieczce z kraju również powinno skłaniać do refleksji – łatwo sobie wyobrazić, że elementem całej akcji miałoby być właśnie podmywanie ogólnego zaufania społecznego i nakręcanie skrajnych emocji.
Wreszcie, warto dokonać istotnego rozróżnienia. Nie można zakładać, że wschodnie służby nie próbują wpływać na polskie życie publiczne – w tym kontekście nie od rzeczy podaje się przykłady, takie jak afera taśmowa czy wyciek maili Dworczyka. Jednocześnie trwające w mediach społecznościowych wzajemne wyzywanie się od rosyjskich agentów nie wydaje się przesadnie konstruktywne. Jak ktoś ma inne poglądy, nawet niemądre i szkodliwe, to nie oznacza od razu, że służy obcemu mocarstwu – natychmiastowe pojawianie się takich podejrzeń to skrypt, który zapewne uruchamia się łatwo również ze względu na polską historię.
Niemniej w polityce rzeczywiście wybieramy między bardziej zachodnimi i wschodnimi porządkami. Liberalno-demokratyczny model rządzenia jest bardziej „zachodni”, a model nieliberalny czy autokratyczny bardziej zza wschodniej granicy. Jest to realny wybór polityczny, którego dokonujemy naszymi własnymi siłami.
* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: belta.by ze strony belsat.eu.