W kampanii europejskiej najważniejsze tematy polityczne nie dotyczyły Europy. I zresztą nie była to kampania łatwa. Wydawało się, że mobilizacja wyborców idzie partiom bardzo trudno. Mówiło się o tym, że są to już trzecie wybory z rzędu w krótkim czasie. A do tego powtarzano, iż stawka jest mniejsza niż poprzednio. O ile 15 października rekordowa frekwencja związana była z jasnym celem zatrzymania trzeciej kadencji PiS-u, w przypadku wyborów europejskich sens głosowania nie był tak jasny. Do tego w wyborach do PE frekwencja zawsze była wyraźnie niższa niż w parlamentarnych.
Co prawda politycy próbowali przekonać obywateli, że tym razem udział w głosowaniu ma szczególne znaczenie. Donald Tusk i Platforma Obywatelska skupiali się na kwestiach bezpieczeństwa i demokracji. Przekonywali, że w niespokojnych czasach Polska musi zadbać o gwarancje bezpieczeństwa na poziomie europejskim. I mówili, że nie można oddawać pola PiS-owi – nie wystarczy raz pójść na wybory, żeby zatrzymać populistów.
Natomiast Prawo i Sprawiedliwość poświęcało najwięcej energii na krytykę Europejskiego Zielonego Ładu. Do tego Jarosław Kaczyński przekonywał, że w najbliższej kadencji Parlamentu Europejskiego Polska może stracić suwerenność, a jego partia będzie nas przed tym bronić. Jednak zarówno w przypadku koalicji rządzącej, jak i opozycji emocje wywoływane przez tego rodzaju tematy nie były porównywalne ze społecznym wrzeniem, które miało miejsce przed wyborami parlamentarnymi.
Z kolei Trzecia Droga i Lewica pozostawały gdzieś w tle. W przypadku pierwszej trudno było uzgodnić głosy między Polską 2050 a PSL-em, a druga nie miała właściwie przekazu kampanijnego; w ostatnich dniach w ogóle zaś kampanię zawiesiła. Konfederacja przedstawiała się jako jedyna autentyczna prawica i siła najbardziej krytyczna wobec UE – przekonywała ona, że PiS atakujące Zielony Ład albo pakt migracyjny jest niewiarygodne, ponieważ samo do nich dopuściło.
Jednak sytuacja stała się bardziej dynamiczna w ostatnich dniach kampanii, które były pełne emocji politycznych, chociaż niezwiązanych bezpośrednio z wyborami europejskimi. Najpierw media opublikowały cały szereg informacji, dotyczących afer w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości. Następnie pojawiły się jednak informacje, które były potencjalnie niekorzystne dla rządu, a które miały związek z zatrzymaniem trzech polskich żołnierzy z powodu użycia broni palnej na wschodniej granicy. Z kolei w szpitalu zmarł żołnierz, który został kilka dni wcześniej raniony nożem na służbie przy granicy.
Duży sukces Donalda Tuska, młodzi głosują na Konfederację
Najciekawsze pytania, jakie mogliśmy sobie postawić przed wyborami, brzmiały zatem następująco. Po pierwsze, jaka będzie frekwencja wyborcza i czy rzeczywiście bardzo niska? Po drugie, czy afera w Funduszu Sprawiedliwości i inne afery z czasów poprzedniego rządu wpłyną negatywnie na wynik PiS-u? Po trzecie, czy kontrowersje dotyczące wschodniej granicy osłabią wynik Platformy Obywatelskiej?
Wyniki exit poll IPSOS okazały się bardzo ciekawe. Frekwencja rzeczywiście nie była wysoka i wyniosła około 40 procent. To mniej niż w 2019 roku i zdecydowanie mniej niż w wyborach parlamentarnych 15 października. Sugeruje to, że do wyborów poszli najbardziej zdecydowani wyborcy. I tak właśnie wyglądają wyniki podane przez IPSOS, gdzie mamy wyraźną dominację KO (38,2 procent) i PiS (33,9 procent). Dla Platformy to wielki sukces, ponieważ do tej pory partii Donalda Tuska nie udawało się wyprzedzić ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego.
Znacznie słabiej wypadły pozostałe partie. Niska frekwencja posłużyła wynikowi Konfederacji (11,9 procent), która wygrała wybory w grupie wyborców 18–29 lat. Jednocześnie w tej grupie frekwencja była najniższa i miała wynieść jedynie około 25 procent. To ponownie sugeruje, że do wyborów poszli wyborcy najbardziej zdecydowani – przy czym o ile starsi wybory głosowali na zasadzie anty-PiS i anty-Tusk, w najmłodszej grupie najchętniej poszły osoby o poglądach (w przybliżeniu) anty-UE.
Niskie wyniki osiągnęła Trzecia Droga (8,2 procent) oraz Lewica (6,6 procent). Exit poll pokazuje, że duża część osób, które głosowały na te partie w październiku, teraz zagłosowały na Koalicję Obywatelską. Mamy zatem wzmocnienie Koalicji Obywatelskiej, która samodzielnie wyprzedza PiS, a także osłabionych koalicjantów. Donald Tusk może być podwójnie zadowolony.