Tysiące ludzi wiwatujących na ulicach na cześć obu satrapów, tłumy wymachujące wielokolorowymi balonikami, szarfami, wstęgami – to wszystko uczyniło z przejazdu Putina ulicami północnokoreańskiej stolicy spektakl tyleż teatralny, co cyrkowy. Kim Dzong Un w sposób kreatywny nawiązał do komunistycznej obyczajowości, zgodnie z którą naród zawsze wiwatował na cześć umiłowanych przywódców oraz przyjaźni między bratnimi krajami, które – jakże by inaczej – niosą gołębia pokoju przez kontynenty. To, że gołąb ma już poszczerbiony dziób przez nieustępliwą walkę o pokój, to już inna sprawa.
Trafił swój na swego
Wizyta rosyjskiego prezydenta, ściganego przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, akurat w Korei Północnej nie powinna być zaskoczeniem. To jeden z tych krajów, do którego Putin może się wybrać bez obawy, iż zostanie aresztowany i przekazany organom międzynarodowej sprawiedliwości. Atak na Ukrainę i zbrodnie, których dopuściła się rosyjska armia wobec ukraińskiej ludności cywilnej sprawiły, że lokator Kremla stał się pariasem i przestępcą poszukiwanym przez sędziów z Hagi. Tyle że Kim Dzong Un, gospodarz dwudniowego spotkania, reprezentuje ten sam typ satrapy i dyktatora. Dla utrzymania się przy władzy, zrealizowania absurdalnych celów politycznych oraz ciągłego podsycania obaw własnego społeczeństwa przed wyimaginowanym zagrożeniem wojennym, obaj władcy nie cofają się przed polityką brutalnej dyktatury, zbrodniami i – w konsekwencji – wyniszczeniem własnego społeczeństwa.
Z punktu widzenia Moskwy wizyta Putina w Korei Północnej miała zrealizować kilku celów. Na scenie wewnątrzrosyjskiej miała pokazać społeczeństwu, że Rosja nie jest izolowana, że Putin może podróżować do zaprzyjaźnionych krajów, a także przekonać Rosjan, iż kraj pod obecnym przywództwem jest szanowany i ceniony na świecie. Ten ostatni cel został z całą pewnością osiągnięty, choćby poprzez pokazanie rosyjskiej publiczności owego widowiska powitalnego. Przecież gdyby nie szanowali Władimira Władimirowicza, a w jego osobie i narodu rosyjskiego, to nie byłoby takiego powitania – myśli przeciętny konsument kremlowskiego przekazu medialnego.
Poza celami propagandowymi, mającymi utwierdzać społeczeństwo rosyjskie w poczuciu narodowej dumy, wizyta miała także wzmocnić kontakty gospodarcze, przemysłowe, militarne i społeczne pomiędzy obu krajami. Fakt, iż przez ponad dwadzieścia lat Putin nie odwiedzał przywódców Korei Północnej, pokazuje, że kraj ten nie bardzo Moskwę w przeszłości interesował. Sytuacja zmieniła się jednak wraz z rosyjskim atakiem na Ukrainę. Rosjanom zabrakło spektakularnych sukcesów na froncie, pojawiły się braki w amunicji i sprzęcie wojskowym. Dodatkowo postępująca izolacja Rosji na scenie światowej oraz problemy będące efektem międzynarodowych sankcji nałożonych na kraj sprawiły, iż Korea Północna okazała się cennym partnerem dla elity kremlowskiej.
Towarzysze broni
Innymi słowy, Putin pojechał do Kim Dzong Una, by otrzymać kolejną porcję amunicji oraz broni. Transporty wojskowe z Korei zaczęły się bowiem już kilka miesięcy temu, po wizycie w roku 2023 koreańskiego dyktatora we Władywostoku. Według dostępnych danych Korea przekazała Rosjanom kilka tysięcy kontenerów z amunicją oraz sprzętem wojskowym. W zamian Rosjanie obiecują Koreańczykom wymianę handlową w walutach narodowych, wsparcie technologiczne i gospodarcze. Opinia publiczna nie będzie jednak wiedziała, czy za owym wsparciem technologicznym nie kryje się wyłącznie współpraca w sferze produkcji rakiet oraz materiałów rozszczepialnych, pozwalających na rozwinięcie koreańskiego programu jądrowego.
Wizyta Putina w Korei Północnej miała też na celu kolejną już próbę budowania przez Moskwę międzynarodówki krajów, które otwarcie uderzają w dotychczasowy porządek międzynarodowy. To stały tenor wypowiedzi Putina i Kim Dzong Una. Oprócz Korei Północnej Moskwa szuka w tej materii sojuszników także w innych krajach Azji. Przykładem jest zacieśniająca się współpraca Rosji z Mjanmą/Birmą rządzoną przez krwawą juntę wojskową. Reżim wojskowy z Mjanmy, stojący w opozycji wobec świata zachodniego i zachodniego modelu demokracji, stał się dla Moskwy wdzięcznym partnerem. Wymiana handlowa pomiędzy obu krajami w sektorze sprzętu wojskowego rozwija się w najlepsze.
Czy również w poszukiwaniu wsparcia w sprzęcie wojskowym oraz możliwości wymiany handlowej w walutach narodowych Władimir Putin udał się do Wietnamu w trakcie swego dwuetapowego wojażu azjatyckiego?
Bambusowa dyplomacja
Wietnam rządzony autorytarnie przez partię komunistyczną uprawia od kilkunastu lat politykę równego dystansu wobec światowych potęg. Wielu obserwatorów uważa, że dyplomacja tego kraju jest w jakimś stopniu wzorowana na wieloletniej tradycji polityki zagranicznej Indii. Podstawą takiej polityki jest budowanie poprawnych relacji ze wszystkimi ważnymi graczami na scenie światowej. Dzięki temu kraj może zachować pewną niezależność i neutralność w obliczu międzynarodowych napięć i konfliktów. Nic zatem dziwnego, że w Wietnamie gościli stosunkowo niedawno przywódcy USA i Chin, a kilka lat wcześniej odwiedzał ten kraj premier Indii. Teraz przyszła kolej na Władimira Putina i wietnamski ukłon w stronę Rosji. To element „bambusowej dyplomacji”, jak określana jest polityka zagraniczna Hanoi.
Rosja była i jest partnerem Wietnamu od dawna. W kraju tym trwa pamięć o sowieckim wsparciu udzielanym wietnamskim partyzantom podczas wojny ze Stanami Zjednoczonymi. Wyposażenie sił zbrojnych Wietnamu to współcześnie przede wszystkim broń sowiecka i rosyjska. Z tego też względu politycy z Hanoi zainteresowani są utrzymaniem dobrych relacji z Moskwą i kontynuowaniem współpracy w sferze przemysłu wojskowego. Mimo bowiem, iż Wietnam rozpoczął już proces dywersyfikacji dostawców uzbrojenia, to Rosja jeszcze długo będzie pozostawała ważnym partnerem dla tego kraju.
Interesy łączą oba kraje także i w innych dziedzinach. Przykładem jest współpraca przy wydobyciu ropy i gazu ziemnego na wodach Morza Południowochińskiego, która trwa już od kilkunastu lat. Tym bardziej, że dla Wietnamu rosyjskie doświadczenia związane z wydobyciem ropy i gazu są z pewnością cenne. Dla Rosji natomiast, objętej zachodnimi sankcjami, współpraca z Wietnamem może być sposobem łagodzenia ich wpływu na rosyjski sektor naftowo-gazowy.
W tym miejscu pojawia się wątek relacji wietnamsko-chińskich i nastawienia zarówno władz wietnamskich, jak i społeczeństwa Wietnamu do Chin i polityki chińskiej realizowanej przez Pekin w Azji Południowo-Wschodniej.
„My nie lubimy Chińczyków”
Kilka lat temu jechałem przez centrum Hanoi samochodem, który przedzierał się gąszcz motocykli i motorowerów. Zapytałem mojego kierowcę, czy te jednoślady pochodzą z Chin. Kierowca gwałtownie przyhamował i z gniewem odpowiedział: „My nie kupujemy chińskich motocykli. My nie lubimy Chińczyków”. A po chwili dodał już spokojniej: „Wszystkie motocykle, które widzisz, pochodzą z południowej Korei lub Japonii”. Niechętne Chińczykom nastawienie jest w Wietnamie dość powszechne. Nie oznacza to jednak, że wietnamsko-chińska współpraca gospodarcza przeżywa kryzys.
Mimo to Wietnamczycy obawiają się ekspansjonistycznej polityki Pekinu. Doskonałym przykładem narastającego konfliktu wietnamsko-chińskiego jest polityka Pekinu dotycząca wód Morza Południowochińskiego. Wedle Chińczyków wody tego akwenu są w większości wodami chińskimi, co stoi w sprzeczności z prawem międzynarodowym oraz interesami Wietnamu. Zresztą nie tylko Wietnamu, lecz także Filipin, Indonezji Brunei i Malezji. Nie mówiąc już o wspólnocie międzynarodowej, dla której szlaki morskie przecinające akwen są ważnymi morskimi korytarzami transportowymi łączącymi Azję z Bliskim Wschodem i Europą.
Dlatego na wizytę Putina w Wietnamie należy spojrzeć nie tylko z punktu widzenia relacji dwustronnych pomiędzy obu krajami, lecz także w szerszym kontekście azjatyckiej układanki. Rosnąca zależność Rosji od Chin zaczęła bowiem od pewnego czasu budzić niepokój w Hanoi. Wizyta lokatora Kremla miała pokazać wietnamskiemu partnerowi, iż Moskwa nadal jest ważnym graczem w regionie, bliskim sojusznikiem Wietnamu, że chce rozwijać wspólne inwestycje, nawet jeżeli nie jest to zgodne ze stanowiskiem Pekinu. A przy okazji wykorzystywać dla budowania własnych wpływów w regionie rosnące obawy państw Azji Południowo-Wschodniej przed chińską ekspansją gospodarczą i polityczną.
Chiny nie będą ryzykować dla Rosji
W mediach pojawiły się sygnały, iż dwuetapowy wojaż Putina po krajach Azji to początek rosyjskiej ofensywy dyplomatycznej, której celem jest stworzenie euroazjatyckiej alternatywy dla Sojuszu Północnoatlantyckiego. Jednak Chiny i Rosja nie mają tutaj tożsamych interesów. Związki gospodarcze Chin ze światem zachodnim są znacznie silniejsze, aniżeli Rosji. Szczególnie teraz, gdy Rosja jest coraz bardziej izolowana i obłożona dotkliwymi sankcjami gospodarczymi.
Mimo napięć pomiędzy Pekinem i Waszyngtonem, a po części także Pekinem i Unią Europejską, trudno sądzić, iż Chińczycy zaryzykują współtworzenie jakiegoś bloku, który mógłby zachwiać relacjami gospodarczymi Chin z partnerami zachodnimi, a jednocześnie wzmacniałby rolę Moskwy w regionie euroazjatyckim.
Tak więc jedynym realnym sukcesem podróży Putina do Korei Północnej i Wietnamu jest najprawdopodobniej uzyskanie obietnicy dostaw broni od koreańskiego despoty i próba udowodnienia własnemu społeczeństwu, że Rosja jest cennym i szanowanym partnerem. Co prawda wyproszenie przez koreańskiego urzędnika rosyjskiej delegacji z sali obrad tylko po to, by zgodnie z miejscowym rytuałem, pierwszy zajął miejsce za stołem obrad przywódca Kim Dzong Un, trudno nazwać przejawem szacunku. Ale o tym odbiorca kremlowskiej propagandy raczej się nie dowiedział.
Brak przełomu dla Putina
Z kolei w Hanoi Rosjanie podpisali z Wietnamczykami dwanaście przedstawionych publicznie umów o współpracy, między innymi w zakresie wymiany technologii, handlu, także współpracy w sferze rozwoju sektora nuklearnego. W oficjalnych dokumentach nie ma natomiast mowy o takim pakcie, jaki Rosja zawarła wcześniej z Koreą Północną, czyli o wzajemnych gwarancjach bezpieczeństwa.
Co więcej, nawet zapowiadana intensyfikacja wymiany handlowej nie będzie przełomem. Nie sprawi, że handel wietnamsko-rosyjski, który w roku 2023 zamknął się w sumie 3,6 miliarda dolarów zbliży się do wymiany handlowej Wietnamu z Chinami – 171 miliardów dolarów, czy ze Stanami Zjednoczonymi – 111 miliardów. Wizyta Putina w Hanoi to raczej powrót do rytualnych zaklęć o przyjaźni i współpracy aniżeli zapowiedź dynamicznej, gospodarczo-politycznej obecności Rosji w tym regionie świata.
* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Wikimedia Commons