Na polskie wydanie „The Tiger Who Came to Tea” Judith Kerr czekałam całe dzieciństwo mojej córki. Była to jedna z naszych ulubionych lektur. Zabawna, ciepła, nostalgiczna, z ilustracjami w starym stylu. Ostatecznie, dzięki wydawnictwu Mamania, książka w przekładzie Zofii Raczek dotarła do polskich czytelników w tym roku – po pięćdziesięciu sześciu latach od ukazania się brytyjskiego oryginału (!).
W tym czasie opowieść o tygrysie, który pewnego razu jak gdyby nigdy nic wpadł sobie na herbatkę do domu małej Sophie, pokochał cały świat. Od momentu ukazania się w roku 1968 książka jest nieustannie wznawiana i nigdy nie zniknęła z półek księgarskich.
Co jest w tej krótkiej historii takiego, że przyciąga wciąż nowe pokolenia dziecięcych czytelników?
Po pierwsze, tak uwielbiana przez maluchy niespodzianka. Otwierasz drzwi, a tam tygrys. I w sekundzie wszystko się zmienia, zwyczajny dzień staje się wyjątkowy, nie ma śladu po nudzie, przygoda właśnie się rozpoczyna.
Po drugie, wielki dziki zwierz, który działa na dziecięcą wyobraźnię. Nawet widziany tylko w zoo albo na filmach przyrodniczych, a co dopiero we własnym domu!
Po trzecie, urzekająca atmosfera książki. Wraz z pojawieniem się tygrysa leniwe popołudnie przy herbatce zmienia się w szalony kołowrót zdarzeń. Tygrys bynajmniej nie zamierza celebrować five o’clock. Jest głodny i spragniony i nie waha się wyjeść i wypić absolutnie wszystkiego, co znajdzie w kuchennych szafkach czy lodówce. Nawet piwa tatusia! (sic!) Ale choć akcja gwałtownie przyspiesza, ani na chwilę nie zmienia się życzliwa aura opowieści. I gdy z pracy wraca tata, i dowiaduje się, że nie ma co jeść, nie widzi w tym problemu. Raczej okazję, by udać się z rodziną na obiad do restauracji i spędzić razem miły wieczór. Światła miasta i sklepowych witryn, gwar ulicy i ludzkich rozmów urzekają Sophie (a wraz z nią czytelników) i sprawiają, że ten dzień staje się dla niej jeszcze bardziej wyjątkowy.
Po czwarte, ilustracje. „Tygrys, który przyszedł na herbatę” to picturebook, ilustracje stoją więc na równi z tekstem i wraz z nim opowiadają historię. Tygrys na nich dominuje, czujemy wręcz jego energię i upór, gdy bez wahania przemierza kuchnię w poszukiwaniu jedzenia. Ale gdy wychodzi z domu, wraca spokój, na przepięknej rozkładówce wieczorne miasto tonie w ciepłych kolorach, czytelnik, patrząc na rodzinę Sophie spożywającą w restauracji posiłek, ma wrażenie, ze wręcz słyszy szczęk sztućców.
Te ilustracje, staromodne, urokliwie vintage, jak z elementarza Falskiego, zatrzymują czas, pozwalają bezustannie celebrować świat dzieciństwa, który rządzi się własnymi prawami i w którym wszystko może być cudownym przeżyciem, a wieczorny posiłek na mieście bywa taką samą atrakcją, jak herbatka pita z tygrysem.
Przez kilkadziesiąt lat istnienia książki na rynku pojawiły się rozmaite jej interpretacje, niektóre mocno zaskakujące, próbujące na przykład w duchu freudowskim dowodzić, że odwiedziny tygrysa należy utożsamiać z budzącą się seksualnością dziewczęcej bohaterki. Jedna z ciekawszych interpretacji, rozpowszechniona przez pisarza i poetę Michaela Rosena, sugeruje, że tygrys odzwierciedla w tej historii nieuświadomione wspomnienia autorki, która dzieciństwo spędziła w Berlinie. Jej ojciec, intelektualista żydowskiego pochodzenia, ceniony pisarz i krytyk teatralny, po dojściu Hitlera do władzy był prześladowany za swoje poglądy. Mała Judith miała świadomość, że w każdej chwili do drzwi domu może załomotać gestapo, wedrzeć się i zabrać wszystko. A potem wyjść jak gdyby nigdy nic. Jak tygrys, który, gdy załatwił swoje sprawy, po prostu sobie poszedł.
Sama Judith Kerr zaprzeczała jednak takim interpretacjom, przekonując, że powód powstania książki „był bardzo nudny”. Była to po prostu odpowiedź na prośby niespełna trzyletniej córeczki, by opowiedzieć jej na dobranoc jakąś historię. Najlepiej taką o tygrysie często widywanym podczas wycieczek do zoo. W tamtym czasie matka i córka spędzały dużo czasu same w domu, bo mąż Judith, scenarzysta, pracował intensywnie na planie filmowym, Kerr pomyślała więc, że miło byłoby, gdyby je ktoś odwiedził. Czemu by nie tygrys?
Tak powstał debiutancki picturebook i w ogóle pierwsza książka autorki, zapoczątkowująca w wieku czterdziestu pięciu lat jej pisarską karierę. Książki Judith Kerr sprzedały się dotychczas w ponad dziesięciu milionach egzemplarzy. A historia o tygrysie, stworzona jako plasterek na nudę, bawi kolejne pokolenia dzieci na całym świecie.
Książka:
Judith Kerr, „Tygrys, który przyszedł na herbatę”, przeł. Zofia Raczek, wyd. Mamania, Warszawa 2024.
Proponowany wiek odbiorcy: 3+
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.