Wyobraźmy sobie przywódcę kraju, który od dwóch i pół roku toczy wojnę. Stawką jest egzystencja narodu. Wojna doprowadziła do wielomilionowej emigracji. W rezultacie bombardowań w opłakanym stanie jest infrastruktura energetyczna. Zima zapowiada się na najciemniejszą od początku konfliktu.

Na froncie poległo około 80 tysięcy żołnierzy, a 400 tysięcy zostało rannych. Finansowo państwo funkcjonuje tylko dzięki euro- i dolarokroplówce sojuszników.

Wydawałoby się, że jedną z ostatnich rzeczy, na jaką znajdzie czas przywódca w tych okolicznościach, będzie osobista interwencja w sprawie zatrzymania obywatela jego kraju na jednym z europejskich lotnisk i zmuszenie do działania w tej sprawie ministrów spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych.

A jednak ta scena jak z czarnej komedii rozegrała się niedawno na linii administracja prezydenta w Kijowie – lotnisko Balice w Krakowie. Zełenski poczuł się w obowiązku ruszenia na ratunek ukraińskiemu mistrzowi wagi ciężkiej Ołeksandrowi Usykowi, którego zatrzymały służby lotniskowe. Sam Usyk później wytłumaczył, że zaszło nieporozumienie. To wydarzenie jest świetnym symbolem tego, co rządzi polsko-ukraińskimi relacjami.

Polskie reakcje na ostatnie wydarzenia na linii Warszawa–Kijów też były niczego sobie. Jakub Dymek z podcastu „Dwie Lewe Ręce” jako potwarz dla Polski odebrał fakt, że ukraiński dziennikarz, który przeprowadzał wywiad z ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim, był w… sandałach. Dymek zebrał za swoje oburzenie spory poklask internetowej gawiedzi. Osobiście uważam, że skoro w telewizjach portali informacyjnych mamy wywiady w samochodach, to w tym przypadku wywiad – z szacunku do Polski – powinien odbyć się na koniach. Najlepiej w złotych podkowach. Tak, by nawiązać i uhonorować najlepsze tradycje Rzeczypospolitej i wjazd Jerzego Ossolińskiego do Rzymu.

Dobrze. A teraz na poważnie zastanówmy się, jaka sekwencja wydarzeń doprowadziła do tej erupcji nie do końca zdrowego rozsądku i co można z tym zrobić?

Przesiedleniami za rzeź

Zaczęło się od spotkania byłego ministra spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeby z uczestnikami Campusu Polska w Olsztynie. Zapytany o to, kiedy Polska będzie mogła przeprowadzić ekshumację ofiar rzezi wołyńskiej, odpowiedział, że powinniśmy się skupić na przyszłości. A poza tym, Polacy też narobili wiele złego w historii, przesiedlając Ukraińców „z terytoriów ukraińskich” (dzisiejszej wschodniej Polski) pod Olsztyn w ramach Akcji „Wisła”. Najgorsze w tej wypowiedzi nie były jednak klasyczny whataboutism i przejaw etnonacjonalizmu, ale to, że Kułeba ewidentnie nie był przygotowany na to pytanie. Co pokazuje, że kwestia ludobójstwa na Wołyniu z punktu widzenia Kijowa najwyraźniej nie jest godna nawet krótkiej notatki w briefingu przygotowawczym dla ministra.

Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz stwierdził, że „bez właściwego upamiętnienia polskich ofiar Wołynia Ukraina nie wejdzie do Unii Europejskiej”. Wypowiedź Kułeby jako „jednoznacznie złą” ocenił także premier Donald Tusk. Trzeba powiedzieć, że ukraiński minister dokonał rzeczy niebywałej. Przypomnijmy, że w 2017 roku o tym, że Ukraina „z Banderą” nie wejdzie do Unii Europejskiej, powiedział niejaki Jarosław Kaczyński.

Po wspomnianych wyżej wypowiedziach nastąpiła wizyta polskiego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego w Kijowie. Ten na konferencji prasowej i w wywiadzie z dziennikarzem „Europejskiej Prawdy” powiedział, że Polska domaga się pochówku 100 tysięcy ofiar rzezi wołyńskiej.

Na tym w zasadzie sprawa mogłaby się zakończyć, miała jednak swój dalszy ciąg podczas zamkniętego spotkania Sikorskiego z Zełenskim, o czym doniósł Onet. Na spotkaniu miało dojść do scysji. Zełenski na wypowiedzi polskiego ministra miał zareagować atakiem i zażądać większej pomocy Polski w rozmowach akcesyjnych Ukrainy z Unią Europejską oraz intensyfikacji wsparcia wojskowego.

Kilka dni po tej informacji Onetu w ukraińskich mediach pojawiła się informacja, że minister Sikorski w trakcie jednego z zamkniętych spotkań miał hipotetycznie rozważać możliwość oddania półwyspu krymskiego pod mandat ONZ i przeprowadzenia tam referendum po 20 latach. W mgnieniu oka polski minister stał się antybohaterem ukraińskiej opinii publicznej, gdyż zaczął kupczyć nie swoim terytorium. Nie trzeba sprytu i inteligencji bohatera „Gry o Tron” Tyriona Lannistera, by domyślić się, że była to klasyczna sytuacja znana jeszcze z czasów Hammurabiego. Oko za… Przepraszam, przeciek za przeciek.

Czy Polskę można bagatelizować?

Największym zaskoczeniem tej całej sytuacji jest to, że wszyscy wyglądają na zaskoczonych dyskusją, która nie powinna nikogo zaskakiwać. Zmieniły się jedynie jej okoliczności.

Po pełnoskalowej agresji rosyjskiej na Ukrainę Kijów zaczął mówić, że ekshumacja nie jest odpowiednim tematem na czas wojny. Ale jak teraz bronić tej postawy, skoro prezydent Ukrainy znalazł czas, by dzwonić w sprawie zatrzymanego mistrza wagi ciężkiej Ołeksandra Usyka na lotnisku w Krakowie?

To pytanie retoryczne. Trudno dostrzec rozsądne argumenty na rzecz postawy prezydenta Zełenskiego w sprawie ekshumacji. Nie dostrzegają ich również Ukraińcy, jak na przykład były minister spraw zagranicznych i ambasador Ukrainy w Polsce Andrij Deszczycia.

Być może prezydent Zełenski i jego otoczenie kalkulują, że Warszawa nie ma znaczenia, bo będzie tak, jak powie Waszyngton i Berlin. Wykazaliby się jednak w tej dziedzinie bardzo krótką pamięcią. To Polska przekraczała kolejne czerwone linie dotyczące sprzętu, jaki można dostarczyć Ukrainie po 24 lutego 2022 roku. Ukraińcy powinni też wiedzieć, że Polacy niezależnie od sympatii politycznych bardzo nie lubią, jak się rozmawia ponad ich głowami i naciska z zewnątrz.

Być może wciąż pokutuje drzemiące w Ukraińcach poczucie, że Polska chce zdominować Kijów. Rzeczywiście – w przeszłości moglibyśmy znaleźć na to przykłady. Rzecz w tym, że po 1989 roku trudno znaleźć dowody dążenia Warszawy do podporządkowania sobie Kijowa. A już działania Polski po 24 lutego są absolutnym zaprzeczeniem tej tezy.

Być może zatem w Kijowie panuje przekonanie, że Ukraina jest świętym Graalem polskiego bezpieczeństwa zgodnie z hasłem, że:”“Nie ma wolnej Polski, bez wolnej Ukrainy i wolnej Ukrainy bez wolnej Polski”. Nikt nie będzie się spierał z tezą, że ewentualne podporządkowanie Ukrainy Rosji wpłynie negatywnie na bezpieczeństwo Polski. Nie musi to jednak prowadzić do efektu domina w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatni raz Ukraina wstrząsnęła fundamentami Rzeczypospolitej w połowie XVII wieku, kiedy Bohdan Chmielnicki zdecydował oddać się pod protekcję Moskwy. Warto rzucić okiem na ówczesną mapę i dzisiejszą. I przy okazji sprawdzić, jakie sojusze miała wówczas (podpowiem: do 1654 roku żadnych) i ma dzisiaj Polska.

Czego potrzebują zatem relacje polsko-ukraińskie? Pragmatyzmu. A ten nakazuje Polsce nadal wspierać Ukrainę w konflikcie z Rosją. Z kolei Kijowowi sugerowałby on zezwolenie na ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej. Nie dlatego, że jedno powinno być warunkowane drugim. Ale dlatego, że warto myśleć o przyszłości. W czym zgadzam się z ministrem Kułebą.

Ten artykuł został opublikowany w ramach projektu PERSPECTIVES – nowego znaku jakości niezależnego, twórczego i wieloperspektywicznego dziennikarstwa. Projekt PERSPECTIVES jest współfinansowany przez Unię Europejską i wdrażany przez międzynarodową sieć czasopism z Europy Środkowo-Wschodniej pod kierownictwem Goethe-Institut. Dowiedz się więcej o PERSPECTIVES na stronie: goethe.de/perspectives_eu.

Współfinansowane przez Unię Europejską. Wyrażone w tekście poglądy i opinie są wyłącznie poglądami autora (autorów) i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy Unii Europejskiej lub Komisji Europejskiej. Ani Unia Europejska, ani organ udzielający dotacji nie mogą być pociągnięte do odpowiedzialności prawnej.

***

This article was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.

Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.