Jako że władze izraelskie nie wpuszczają dziennikarzy do Gazy, nie ma możliwości podjęcia choćby próby weryfikacji informacji o skutkach wojny, podawanych przez obie strony. Informacje podawane przez dziennikarzy palestyńskich w Gazie z konieczności traktowane są jako podejrzane, bo dziennikarze ci mogą być stronniczy. Tym bardziej, że niektórzy z nich są także członkami bojówek Hamasu: na przykład zabity w sierpniu ubiegłego roku przez pocisk z drona reporter al-Jazeery Ismail al-Ghoul był także, jak wynika z przechwyconych dokumentów organizacji, członkiem brygady saperów Hamasu i uczestnikiem ataku 7 października.
Z kolei ci dziennikarze, których wojsko sporadycznie wpuszcza do strefy, z konieczności widzą i wiedzą jedynie to, co się im pokazuje. Dziennikarze „New York Timesa” widzieli więc odkryty w lutym bieżącego roku przez wojsko ośrodek komputerowy Hamasu umieszczony w tunelu pod siedzibą agendy humanitarnej ONZ UNRWA i zaopatrywany z niej w prąd. Nie wiedzieli jednak, że – jak wynika z relacji izraelskiego żołnierza – tunel został sprawdzony pod kątem obecności w nim zagrożeń przez działających pod przymusem palestyńskich jeńców. Dziennikarze rozmawiali, choć nie wiadomo gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach, z trzema Palestyńczykami, którzy pod nazwiskiem zeznali, że zostali wykorzystani jako żywe tarcze w innych tunelach, i z 16 izraelskimi żołnierzami, którzy powiedzieli, że praktyki takie były częste. Użycie żywych tarcz stanowi zbrodnię wojenną. Gazeta nie podaje, gdzie i kiedy przeprowadzono wywiady. Nazwiska izraelskich żołnierzy, na których relacje się powołuje, nie zostały opublikowane, ale cytowany z nazwiska były szef wywiadu wojskowego, generał Tamir Hayman, potwierdził, że działania takie miewały miejsce.
Al-Jazeera za to opublikowała nazwiska innych żołnierzy, którzy w klipach zamieszczonych na swoich kontach społecznościowych pokazują, jak demolują prywatne mienie Palestyńczyków w mieszkaniach i lokalach, jak dręczą jeńców i jak używają ich jako żywe tarcze. Al-Jazeera wykorzystała klipy w filmie dokumentalnym o Gazie, jaki zamieściła na YouTubie. Katarska rozgłośnia twierdzi, że przejrzała dwa i pół tysiąca kont, z których wybrała do publikacji kilkanaście klipów; występujących na nich żołnierzy zidentyfikowała – imieniem, nazwiskiem i nazwą jednostki – korzystając z AI. To, co żołnierze pokazują w klipach, stanowi zbrodnie wojenne.
Pod nazwiskiem, tym razem z własnej woli, występuje też 57 z 65 amerykańskich lekarzy i pielęgniarek, których relacje wykorzystał inny amerykański lekarz, Feroze Sidhwa. Wszyscy oni w ciągu minionych 12 miesięcy pracowali jako ochotnicy medyczni w szpitalach w Gazie. 44 z nich stwierdziło, że widywali tam dzieci poniżej 13. roku życia z ranami postrzałowymi, z reguły śmiertelnymi, głowy lub lewej strony klatki piersiowej. Biorąc pod uwagę niewielkie rozmiary ciała dziecka i umiejscowienie ran, jest mało prawdopodobne, by mogły to być ofiary przypadkowego ostrzału. Celowe zabijanie dzieci stanowi zbrodnie wojenną. Doktor Sidhwa zamieszcza w swym artykule opartym na tych relacjach także zdjęcia rentgenowskie głów ofiar, z tkwiącymi w nich pociskami. Nie wiadomo jednak, gdzie te zdjęcia zrobiono ani jak to udowodnić.
Można sprawdzić wiarygodność tych nagrań
„New York Times” jest często oskarżany, czasem zasadnie, o antyizraelską stronniczość. Reportaż o żywych tarczach firmuje jerozolimski korespondent gazety wspólnie z innymi jej dziennikarzami, w tym szanowanym izraelskim reporterem Ronenem Bergmanem. Relacje cytowanych z nazwiska Palestyńczyków bez trudu można potwierdzić. Z izraelskimi żołnierzami będzie – z obawy przed groźbą kar ze strony wojska – trudniej, a dla części czytelników fakt, że amerykańscy dziennikarze skontaktowali się z nimi poprzez bojowo antywojenną organizację weteranów wojskowych „Przełamując milczenie”, może podważyć ich wiarygodność.
Można jednak zakładać, że redakcja, decydując się na publikację materiału, liczyła się z krytyką, a jeśli by Siły Obrony Izraela zdecydowały się podać ja do sądu, będzie w stanie przedstawić dodatkowe dowody. Zaś doktor Sidhwa jest szanowanym lekarzem i trudno przypuszczać, by zmyślił wypowiedzi, które przytacza, lub został przez swych rozmówców oszukany. Proszony o komentarze do obu tekstów, rzecznik wojska potwierdził, że wojsko przestrzega prawa, nie potwierdzając ani nie zaprzeczając prawdziwości doniesień. Następnie zaś zaprzeczył doniesieniom o stosowaniu żywych tarcz.
Al-Jazeera, choćby z racji zatrudniania terrorystów, nie zasługuje na zaufanie, i nie zwróciła się do wojska o komentarz; film „Gaza”, w którym wykorzystano nagrania z mediów społecznościowych izraelskich żołnierzy, ma charakter propagandowy. Tyle że nie o wiarygodność samego filmu chodzi, ale o wiarygodność owych nagrań: jeśli są prawdziwe i niezmanipulowane, stanowią bardzo mocne, obciążające ich autorów dowody. A jako że rozgłośnia podaje ich domniemane nazwiska i jednostki, nietrudno będzie zweryfikować, czy oni istotnie nagrania te wrzucili do sieci. Podobne nagrania były zresztą znane już wcześniej, zaś w oficjalnych komunikatach wojsko potępiło zarówno ich sporządzanie i rozpowszechnianie, jak i czyny na nich przedstawione.
Jeśli to prawda – trzeba osądzić
We wszystkich trzech wypadkach tym, którzy przedstawili opinii publicznej te dowody, należą się słowa uznania: pokazali oni raz jeszcze, jak bardzo potrzebujemy dziennikarzy. Doniesienia bowiem należy uważać za wiarygodne, chyba że zostałyby przedstawione przekonujące dowody ich nieprawdziwości.
Byłoby to możliwe jednak dopiero po szczegółowych śledztwach, które izraelska prokuratura wojskowa winna wszcząć natychmiast. Jeżeli potwierdziłyby one prawdziwość doniesień, konieczne byłyby procesy, i to nie tylko bezpośrednich sprawców, ale ich dowódców. Jest bowiem oczywiste, że tak jaskrawe i powszechne naruszenia prawa nie mogłyby mieć miejsca bez tolerancji, jeśli nie wręcz aprobaty przełożonych.
To, że takie procesy się odbędą, wydaje się jednak mało prawdopodobne: prokuratura wojskowa podała kilka miesięcy temu, że prowadzi 73 postepowania z podejrzenia o naruszenie praw wojny, lecz nic nie wiadomo, by którekolwiek z nich się zakończyło, a tym bardziej – na sali sądowej. Brak takich procesów jednak sprawi, że wniosek prokuratora Karima Khana do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości o wystawienie nakazów aresztowania premiera Benjamina Netanjahu i ministra obrony Joawa Galanta zyska dodatkowe, trudne do odparcia argumenty.
Na każdej wojnie każda uczestnicząca w niej strona w końcu popełnia zbrodnie, wojna bowiem sama jest zbrodnią, którą prawo międzynarodowe tylko nieco ogranicza. Jeśli Izraelowi zdarza się popełniać w Gazie zbrodnie, nie zmienia to faktu, że toczy tam wojnę uzasadnioną i konieczną. Podobnie fakt, że Palestyńczycy posługują się terrorem nie unieważnia ich prawa do samostanowienia. Fundamentalny pozostaje też fakt, że sama działalność Hamasu jest zbrodnicza.
Ale podczas gdy zbrodnie na wojnie się zdarzają, to ich tolerowanie byłoby już świadomym wyborem. Takiego wyboru dokonało przywództwo Hamasu, stawiając się tym samym poza prawem – choć zyskując przy tym sympatię części międzynarodowej opinii publicznej. Jeśli by Izrael postąpił podobnie, zniósłby dzielącą go od islamistów zasadniczą różnicę.