Niejako wracając do dobrze znanych z serii „Mamoko” wielkoformatowych, wypełnionych postaciami, miejscami i przedmiotami rozkładówek pozbawionych słów, Mizielińscy nie tyle odgrzewają dobrze znany w Polsce gatunek wieloscenicznej książki obrazkowej [ang. wimmelbook], ile oryginalnie go rozwijają i wzbogacają o dodatkowe warstwy, których wykorzystanie gwarantuje osobom odbiorczym dodatkowe doznania i – muszę to przyznać – wiele zabawy!

Książka do grania i gra do czytania

„«Mamoko» plus” czy „«Mamoko» premium” to frazy, które przyszły mi na myśl, gdy po raz pierwszy otworzyłem większą część zestawu i przeczytałem zawarte na wyklejce zasady gry. Mizielińscy w bardzo udany sposób rozszerzyli formę wieloscenicznej książki obrazkowej, co pokazuje, że nieustannie – mieliśmy przecież do czynienia już z komiksem, w tym bezsłownym czy atlasem geograficznym – szukają nowych form wypowiedzi, przełamujących tak formalne, jak i materialne granice. Na produkt zatytułowany „Miasto Tańczącego Karpia” składają się wielkoformatowa wielosceniczna książka obrazkowa o tym samym tytule, zbiór niemal tysiąca (!) krótkich tekstów/instrukcji („Podróżnik”) i siedem plansz z ponad 250 naklejkami – bogactwo treści i tego, co osoba czytająca może z nią zrobić, wydaje się przytłaczająca, ale Mizielińscy zadbali o to, aby każdy dobrze się bawił, niezależnie od tego, w jakim tempie będzie czytał. To znaczy grał. To znaczy…

No właśnie, trudno jednoznacznie powiedzieć, z czym osoba czytająca obcuje, gdy sięga po „Miasto Tańczącego Karpia”. Co prawda format gry książkowej nie jest niczym nowym (coraz liczniej pojawiają się na rynku choćby książki i komiksy paragrafowe, w których można dokonywać wyborów wpływających na przebieg opowieści), ale tak złożonej i kompleksowej konstrukcji jeszcze nie widziałem. Podtytuł widoczny na pierwszej stronie okładki brzmi „Książka-gra dla poszukiwaczy przygód” i trudno się z tym nie zgodzić, zastanawiam się jednak, czy silniejszy jest komponent lekturowy związanych z czytaniem tekstów i oglądaniem ilustracji, czy też nabudowana na tym warstwa gry, sprawiającej, że przeskakiwałem od zadania do zadania, zbierałem kolejne „hasła” i przedmioty do „plecaka”, dzięki czemu mogłem rozwiązywać kolejne zdania i zdobyć… kolejne „hasła” i przedmioty. Nie ukrywam, że każde z zadań przyniosło mi wiele radości, bowiem stworzony przez Mizielińskich na poły realistyczny, na poły fantastyczny świat jest niezwykle barwny, wciągający i wypełniony niezwykłymi zjawiskami.

Mam oko na „Miasto Tańczącego Karpia”

Miasto Tańczącego Karpia, w którym rozgrywa się akcja projektu – może to najlepsze słowo? – Mizielińskch już na pierwszy rzut oka inspirowane jest mitologiami i legendami, na ilustracjach i w tekstach zwartych w „Podróżniku” pojawiają się bowiem kocio-ludzkie i ptasio-ludzkie hybrydy, postaci bez głów z twarzami na klatce piersiowej zwane blemmjami (znane z Historii naturalnej Pliniusza Starszego!), ogry czy Minotaur. Obok nich z pozoru zwykli ludzie, przedmioty, miejsca i zwyczaje kojarzone z przeszłości, choć jest to raczej przeszłość, jaką odnaleźć można w „Wiedźminie” czy „Grze o Tron”, stanowiąca niezobowiązującą mieszankę różnych epok, dostosowaną jednak do standardów trzeciej dekady XXI wieku (na przykład osoby z niepełnosprawnością jeżdżące na drewnianych wózkach). Między pałacem nasuwającym na myśl włoską architekturę renesansową czy zamkiem w stylu romańskim odbywają się walki byczych kur, a udomowione smoki są wyprowadzane na smyczy. W przypadku inspirowanego podaniami z przeszłości Miasta Tańczącego Karpia nic nie powinno dziwić! Jak na wielosceniczną książkę obrazkową przystało, cały jej urok kryje się nie tyle w koncepcji świata przedstawionego, ile w detalach, powoli, a nieraz przypadkiem odkrywanych w trakcie śledzenia kolejnych rozkładówek. Śledzenie centymetr po centymetrze sprawiło mi wiele frajdy, zwłaszcza w połączeniu z krótkimi tekstami z „Podróżnika” wprowadzającymi dodatkowe informacje o postaciach i zdarzeniach, zacząłem się jednak zastanawiać, na ile kontekst pochodzący spoza ilustracji jest kluczowy dla czerpania przyjemności w kontakcie z obrazem. 

Lepsze wrogiem dobrego? 

Sukces sprzedażowy, czytelniczy i poznawczy związany z książkami wieloscenicznymi pozbawionymi warstwy tekstowej stawia pod znakiem zapytania sens narzucania osobom czytającym tekstu i gotowych historii, które można znaleźć w „Podróżniku”. Co prawda są one niezwykle ciekawe, zabawne i urocze – a poza tym niezbędne do odpowiedniego rozegrania „Miasta Tańczącego Karpia” – ale przecież nie każdy chce grać według zasad. Choć procedury wyjaśnione na przedniej wyklejce oraz w sześciominutowym (!) filmie udostępnionym przez Wydawnictwo Dwie Siostry [1] nie są wyjątkowo skomplikowane, to wymagają systematyczności i – jak zakładam – ich drobiazgowego przestrzegania, aby w pełni skorzystać z możliwości, jakie oferuje „Miasto Tańczącego Karpia”. 

Nie zaprzeczę, rozwiazywanie kolejnych zadań było wciągającym doświadczeniem, ale po godzinie zacząłem łapać się na tym, że mechanicznie przeskakuję z jednego polecenia na drugie, niejako na dalszy plan spychając same obrazy i opowieści, które mógłbym samodzielnie wymyślić na ich podstawie. Po co właściwie komplikować i tak świetnie sprawdzającą się formę beztekstowej wieloscenicznej książki obrazkowej, której obrazy stanowią jedyną – ale jakże silną – inspirację do snucia własnych opowieści? Choć „Miasto Tańczącego Karpia” jest zdecydowanie warte polecenia, zwłaszcza gdy chcemy się oderwać od otaczającego świata, zapewnić dziecku dłuższą chwilę zabawy z książką lub zaprosić do gry kilka osób, w tym te czytające i nieczytające, to narzucanie rygorystycznych reguł lektury może być ograniczające, a dla niektórych pewnie i paraliżujące. Mimo tych wątpliwości i pytań, do których zadania prowokuje „Miasto Tańczącego Karpia”, jako czytelnik i badacz książek dla dzieci jestem pod ogromnym wrażeniem kolejnego frapującego eksperymentu ze strony Aleksandry i Daniela Mizielińskich i zachęcam wszystkich, żeby dali mu szansę!

Przypis:

[1] Jak grać w „Miasto Tańczącego Karpia”? Odpowiada Daniel Mizieliński

Książka:

Aleksandra i Daniel Mizielińscy, „Miasto Tańczącego Karpia. Książka-gra dla poszukiwaczy przygód”, wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2024.

Proponowany wiek odbiorcy: 8+ (wskazanie wydawcy)

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.