Szanowni Państwo!

Zbrodnie armii izraelskiej w Gazie czy sposób prowadzenia wojny z Hezbollahem w Libanie rodzą ostre reakcje. Faktem jest zarówno to, że Izrael ma pełne prawo do obrony, jak i to, że jego armia uczyniła z większości Strefy Gazy miejsce niemal niezdatne do życia. To, w jaki sposób Izrael prowadzi wojnę, w wielu osobach budzi uzasadniony sprzeciw wobec polityki tego państwa.

Jednak wraz ze wzrostem zdecydowanej i uzasadnionej krytyki Izraela w zachodniej debacie publicznej pojawiły się pytania o granice, których w przestrzeni publicznej nie można przekroczyć. Na przykład tych związanych z antysemityzmem. Pytanie brzmi, czy granice te są właśnie zamazywane i mamy do czynienia z odradzającym się przyzwoleniem na antysemityzm?

Dyskusja na ten temat odbyła się już w październiku ubiegłego roku, kiedy po serii protestów propalestyńskich w Berlinie ktoś obrzucił tamtejszą synagogę koktajlami Mołotowa, a na drzwiach niektórych domów namalowano gwiazdy Dawida. Zarówno kanclerz Niemiec Olaf Scholz, jak organizacje żydowskie uznały to za akt antysemityzmu. Przewodniczący wspólnoty żydowskiej w Berlinie przywołał wręcz w związku z tym wydarzenia z nocy kryształowej, wielkiego nazistowskiego pogromu z 1938 roku. 

Temat wciąż jest obecny podczas propalestyńskich demonstracji w Europie i Stanach Zjednoczonych. Na demonstracjach tych wznoszone są hasła odmawiające państwu żydowskiemu prawa do istnienia. Ci, którzy odnoszą się do tych haseł z wyrozumiałością, nazywają je antysyjonistycznymi, a nie antysemickimi. Jednak ci, którzy są tym zbulwersowani, odpowiadają, że „antysyjonizm” to słowo, które pomaga nie mówić „antysemityzm”, podczas gdy właśnie o to chodzi.

Współcześnie antysemistyzm jest – był? – w poważnej debacie niedopuszczalny. W Polsce do otwartych wypowiedzi czy działań antysemickich dochodziło jeszcze w latach dziewięćdziesiątych czy na początku dwutysięcznych. Dopuszczały się tego marginalne ugrupowania polityczne, duchowni czy narodowcy. Później, mimo poluzowania norm w czasach rządów PiS-u i dopuszczania na przykład symbolu falangi na demonstracjach ulicznych, istniała granica, która sprawiała, że nacjonalizm czy rasizm demonstrowały się inaczej niż jawnie antysemicko. Czy to się właśnie zmienia? Czy zbrodnie armii Izraela w Gazie sprawiają, że nastąpiło otwarte przyzwolenie na antysemityzm? Omijanie tego pytania sprawi tylko, że stanie się ono jeszcze bardziej problematyczne. 

Tak jak zarzuca się Izraelowi, że każdą krytykę sprowadza do Zagłady, tak unikanie nazywania antysemickich wypowiedzi czy zachowań może doprowadzić do dalszej eskalacji.

Pozbawianie prawa narodu do funkcjonowania na równych prawach z innymi dotyczy w ostatnich latach nie tylko Żydów. Sankcje nałożone na Rosję sprawiają na przykład, że jej obywatele nie mogą swobodnie podróżować po Europie. Są też niemile widziani w wielu europejskich kurortach. Potrzeba zademonstrowania niechęci jest zrozumiała – obywatele rosyjscy korzystają z wakacji, podczas gdy cieszące się poparciem w ich państwie władze prowadzą wojnę w Ukrainie. 

Jednak to samo można powiedzieć o Żydach – bo przecież mimo wielkich protestów ulicznych rząd Benjamina Netanjahu został utworzony w wyniku demokratycznych wyborów. Co więcej, większość obywateli Izraela popiera wojnę w Gazie. Skoro tak, to czy Polacy, w ramach odpowiedzialności zbiorowej, powinni byli być nazywani anty-Europejczykami czy homofobami podczas rządów demokratycznie wybranego PiS-u?

Do zadawania tych pytań zachęcają dodatkowo zjawiska stadności i łatwości oceniania, napiętnowania, dyscyplinowania istniejące za sprawą mediów społecznościowych. Jeśli odpowiedzi pozostawimy tam, możemy spodziewać się tylko większej radykalizacji.

W nowym numerze „Kultury Liberalnej” stawiamy pytanie o odrodzenie jawnego antysemityzmu. Konstanty Gebert pisze, że wrogość wobec Żydów staje się codziennością. „Dawne hamulce powściągające wrogość do Żydów już nie działają. Wrogość ta dziś jest szlachetna, niewstydliwa”. Nie poprzestaje jednak na zauważalnym, odradzającym się przyzwoleniu na antysemityzm i dodaje: „Nienawiść nie ma narodowości”. 

Zachęcamy do debaty na ten temat. Czy mamy do czynienia z powrotem antysemityzmu, czy też jest to tylko część zjawiska dostępności łatwej nienawiści i możliwości rozprzestrzeniania się jej? Z przyjemnością zapoznamy się z Państwa głosami na ten temat.

Zapraszam też do lektury pozostałych tekstów w nowym numerze,

Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, 

Zastępczyni redaktora naczelnego „Kultury Liberalnej”