Literacki Nobel dla Han Kang był dla wszystkich zaskoczeniem i wywołał wiele kontrowersji, o czym króciutko na koniec.

Mamy w polszczyźnie cztery jej utwory – trzy powieści i jedną prozę napisaną w poetyckim stylu i skomponowaną w poetycki sposób („Biała elegia”) [1]. Wszystkie książki Han Kang ukazały się nakładem wydawnictwa W.A.B. i wszystkie zostały mistrzowsko przełożone przez Justynę Najbar-Miller [2]. Wydawnictwo zapowiada na marzec kolejną powieść (także w przekładzie Najbar-Miller) pod tytułem „Lekcje greki”.

Zdaje się, że przed Noblem żadne wpływowe pismo w Polsce twórczością Han Kang się nie zajęło (nawet po przyznaniu „Wegetariance” nagrody Bookera), choć mój research może mieć luki. Znalazłem tylko dwie recenzje w blogosferze – na blogach „Nowalijki” i „Krytycznym okiem”.

Azjatycka matryca dominacji

„Wegetarianka” to powieść podzielona na trzy części. Opowiada o tytułowej bohaterce, Yōng-hye, z trzech różnych perspektyw. W pierwszej części narratorami są jej mąż i ona sama. W przypadku „Wegetarianki” mamy w większości do czynienia z zapisem snów kobiety i frenetycznych, apotropaicznych wizji rzeczywiści, które zaczęły się pojawiać w jej umyśle. W części drugiej narracja jest zbudowana wokół szwagra bohaterki, artysty performera/artysty-wideo. W trzeciej natomiast narratorką jest starsza siostra tytułowej Wegetarianki – In-hye.

Zapis wypowiedzi głównej bohaterki jest objętościowo dużo skromniejszy w porównaniu do partii, w których wypowiada się jej mąż. Jest za to bardziej gęsty, wieloznaczny i nieprzejrzysty. To, co charakteryzuje Yōng-hye, to między innymi stoickie milczenie, bezruch, zamierzona (bez)władność.

Centralnym motywem powieści jest bunt Yōng-hye. Punktem zapalnym są koszmary, które ją nawiedzają – pierwszym jego następstwem jest przejście bohaterki na bezkompromisowy wegetarianizm. Jednak nim to się stanie, funkcjonuje ona jak sprawnie naoliwiony trybik w bebechach makabrycznej patriarchalnej maszyny. Ten okres w jej życiu opowiedziany jest zimnym, beznamiętnym, można by rzec, prostackim, brutalnym językiem przez jej męża.

Powieść przypomina, że patriarchalny system dominacji na Wschodzie ma dużo krwawszy posmak od tego, jaki dobrze znamy z zachodniego świata XXI wieku. I choć w przekładzie nie sposób oddać wszystkich niezwykle złożonych form honoryfikatywnych, które sterują i kodują codzienne relacje władzy, to jednak przekład Najbar-Miller czytelnie oddaje tę azjatycką matrycę panowania jednych nad drugimi. Prawo do brutalnego dyscyplinowania mają tu wszyscy (b)lokowani wyżej: mąż, ojciec, matka, przełożony itd.

Popatrzmy, co mówi mąż Yōng-hye:

„Zanim została wegetarianką, nigdy nie pomyślałem, że jest wyjątkowa.

[…]

Czasami przychodziło mi do głowy, że chociaż żyję pod jednym dachem z dziwaczną osobą, to nie powinno z tego wyniknąć nic złego. Czułem się po prostu tak, jak gdybym mieszkał z kimś obcym. Albo raczej z siostrą czy też etatową gosposią, która gotuje i sprząta mieszkanie. Niemniej […] trudno mi było znieść abstynencję seksualną. Zdarzało się, że gdy wracałem nocą z firmowych kolacji, odurzony alkoholem, próbowałem ją wziąć siłą. Czułem nieoczekiwane podniecenie, kiedy ściągałem jej spodnie, przytrzymując stawiające opór ramiona. Chociaż zaciekle się broniła, cicho przeklinając ten upór, nie dawałem za wygraną i raz na trzy razy udawało mi się w nią wejść. Zawsze leżała wtedy w ciemności, spoglądając w górę w sufit nieobecnym wzrokiem, jak gdyby była jedną z kobiet wciągniętych siłą do korpusu pocieszycielek” [3].

Mięso, nagie piersi i męscy bohaterowie

Yōng-hye najpierw wyrzuca z lodówki całe mięso. Później odmawia seksu, tłumacząc, że nie może znieść zapachu „padliny”, który dobywa się z każdego pora jego skóry. Następnie – niezależnie od społecznej rangi wydarzenia – odmawia jedzenia ciał zwierząt w przestrzeni zarówno rodzinnej, jak i publicznej. Tu należy podkreślić kontekst kulturowy – w krajach azjatyckich wspólny posiłek ma istotną rolę społeczną – jest przestrzenią integracji, wymiany, ale także kontroli i dominacji. Dlatego postawa Yōng-hye wywołuje konsternację, wysokiej temperatury oburzenie, prowadzące ostatecznie do przemocy.

Bohaterka posuwa się jeszcze dalej. W miejscach publicznych odsłania piersi – źródło życiodajnego pokarmu każdego człowieka, a jednocześnie tej części ciała, jak sama mniema, w której gromadzi się śmierć zabijanych zwierząt. Bo czyż pokarm drapieżnika nie jest źródłem i jednocześnie świadectwem zagłady innego?

„Boli mnie w piersi. Coś mnie tam uciska. […] Zawsze czułam, że coś się tam gromadzi. […] Jakieś krzyki i łkania nawarstwiają się we mnie, tworząc gęstą masę, która tkwi w mojej piersi. Wszystko z powodu mięsa. Jadłam za dużo mięsa. To dusze zabitych istot gromadzą się we mnie. Bez wątpienia. Mięso […] rozproszyło się po moim ciele, a resztki wydaliłam, ale dusze martwych istot trwają wczepione w mojej piersi” – mówi Wegetarianka.

Zdezorientowany nieugiętą postawą swojej żony mąż wzywa na pomoc całą rodzinę Yōng-hye, żeby przywrócić ją pod swoją władzę, wtłoczyć ją w jedyny znany mu porządek pikseli, z których zbudowany jest rezydualny obraz porządku społecznego. Porządku, który, przez chaos wywołany przez Yōng-hye, ulega zaburzeniu.

Zostaje więc zorganizowany wystawny obiad dla trzypokoleniowej rodziny (z udziałem małych dzieci), podczas którego na oczach wszystkich Yōng-hye zostaje dotkliwie pobita przez ojca-patriarchę rodu za to, że nie chce przełknąć ani kawałka mięsa. Reszta rodziny przyjmuje to w pokorze, nieśmiało protestując. Bez rezultatu, rzecz jasna, bo jak świetnie wiemy, takiej dominacji i opresji nie da się przerwać od wewnątrz.

Po niezwykle brutalnej próbie wepchnięcia kawałka ciała zwierzęcia w jej zaciśnięte usta, Yōng-hye podcina sobie żyły i trafia do szpitala. Powieściowa Wegetarianka poddana zostaje psychiatrycznej hospitalizacji, czyli procesowi zinstytucjonalizowanej przemocy wobec „niepokornych” kobiet, który bardzo dobrze znamy z naszej historii. Wyjątkowo celnie komentuje to jej szwagier:

„Postawa jej męża, który zamierzał ją porzucić [co ostatecznie się stało – przyp. mój MB], tak jak wyrzuca się zepsuty zegarek albo sprzęt AGD, wydawała mi się żenująca.

– Nie myślcie o mnie źle [mówi mąż Yōng-hye – przyp. mój MB]. Wiadomo przecież, że to ja jestem najbardziej poszkodowany”.

Jednak w przypadku szwagra motywacja „ratowania” Wegetarianki jest również sterowana seksizmem i żądzą męskiej dominacji. Ostatecznie wykorzystuje ją seksualnie. Pod pozorem „użycia” jej w swoich mętnych projektach artystycznych uprawia z jej wyczerpanym ciałem seks, konsumuje ją bez reszty, wszystko to filmując.

Siostrzane porozumienie 

Hospitalizowana Yōng-hye odmawia przyjmowania jakichkolwiek pokarmów – chce się odżywiać wyłącznie wodą i słońcem. Staje na rękach, żeby upodobnić się do drzew. Chce tą praktyką dokonać fizycznej i duchowej transgresji – od agresywnego zwierzęcia, jakim jest człowiek (czy je mięso, czy nie), ku drzewom.

Najbliżej zrozumienia Yōng-hye jest jej siostra, która rozpaczliwie stara się nią opiekować; robi to do samego końca. Sama rozczarowana życiem, zdradzona (to ona nakrywa swojego męża, gdy ten spółkuje z jej wycieńczoną siostrą), jest bliska samobójstwa. Wydaje się, że to właśnie widok drzew powstrzymuje ją od zadania sobie dobrowolnej śmierci. Gdzieś tu rozwija się cienka nić siostrzanego (w szerokim tego słowa znaczeniu), metafizycznego (po)rozumienia.

Tu, czyli w trzeciej i ostatniej części powieści, styl i temperatura narracji rosną do skali akceptowalnej przez czujące, empatyczne osoby czytelnicze. Zastosowane środki literackie budują jednocześnie empatię (z postawą siostry głównej bohaterki) i odrzucenie radykalnej postawy Yōng-hye.

Ta ambiwalencja, towarzysząca lekturze powieści, utrudnia odczytanie całości. Albo inaczej – daje pole do wielu interpretacji, dokonanych z różnych perspektyw, w zależności od wrażliwości i pozycji osób czytelniczych: klasowych, genderowych czy pokoleniowych.

Szukanie schronienia

Próbę odczytania „Wegetarianki” zacznę od obserwacji dotyczącej formy: styl w wielu partiach powieści daje wrażenie obcowania z tekstem popełnionym przez dyletantkę, ledwie adeptkę kursów pisarskich. W mojej ocenie to w pełni świadomy literacki zabieg, precyzyjnie mierzony w rzeczy, które pisarka stara się odsłonić. Słowem – to forma, która ma przemawiać, choć obarczona jest wysokim ryzykiem pisarskim. Istnieje tu oczywiście ryzyko błędnej interpretacji, ale spróbujmy podążyć tą drogą.

W wywiadzie udzielonym Najbar-Miller Han Kang mówi, że postawa Yōng-hye nie jest podszyta autoagresją, a tym bardziej nie jest dążeniem-ku-dobrowolnej-śmierci; wręcz przeciwnie – wszystkie jej działania to rozpaczliwe, ale też brawurowe, szukanie schronienia gdzie indziej, poza systemem, który ją więzi. Stanowi próbę zachowania i odnowienia życia. To samo zdaje się mówić sama Yōng-hye:

Chcę wydać z siebie krzyk, choćby tylko raz. Chcę wybiec za ciemną taflę szyby. Czy będę wówczas mogła się uwolnić od tej bolesnej masy? Czy mi się uda?

Nikt nie potrafi mi pomóc.

Nikt nie potrafi mnie ocalić.

Nikt nie potrafi tchnąć we mnie życia”.

Wszystkie wypowiedzi Yōng-hye są podane kursywą, wrzucone w nawias i niejako wyrzucone z głównej narracji. Wydaje mi się, że nie chodzi tu o to, żeby podkreślić milczenie i totalne wyobcowanie tytułowej bohaterki, które jest jej jednostkową, zupełnie autonomiczną decyzją. Wręcz przeciwnie – wszystkie słowa i gesty Wegetarianki są mową, komunikatami wyrażonymi w języku, które rezydualny, opresyjny świat nie jest w stanie rozpoznać.

I w tym tkwi olbrzymia siła tej powieści – właśnie w języku i formach, zmuszają nas do spojrzenia na znane, zdawałoby się, sprawy z zupełnie nieoczekiwanej perspektywy. Opowiedziane tak jak w powieści Han Kang praktyki wegetariańskie wskazują wprost na kwestie uwięzienia, zniewolenia i deficytów ciągle kurczącej się wolności. Jest to negatyw ostrej fotografii niewzruszonych, totalizująco toksycznych relacjach władzy.

Amerykańska pisarka bel hooks (pisownia małymi literami oryginalna) już w latach osiemdziesiątych starała się definiować bunt i radykalną rewolucję w swoim teoretycznym tekście na temat podstaw feminizmu:

Bunt jest stadium rewolucji, lecz nie jest on samą rewolucją […] odpowiada powstaniu, stanowi potwierdzenia przez opresjonowanych ich własnego człowieczeństwa. Bunt stanowi […] wyraźną informację o tym, że sytuacja jest nie do zniesienia, przerywa więzy utrzymujące dotąd system w całości. […] Bunt wstrząsa” [4].

Postawa Yōng-hye jest zatem radykalna. Justyna Najbar-Miller na łamach „Tygodnika Powszechnego”, w jedynym jak dotąd sensownym tekście poświęconym twórczości Han Kang [5], który ukazał się w Polsce zaraz po Noblu, widzi to tak:

„Dlaczego mięso budzi w niej tak silną odrazę? Dlaczego jej wybory żywieniowe spotykają się ze zdecydowanym, wręcz histerycznym sprzeciwem otoczenia? W odpowiedzi na te pytania pomocna może być teoria Carol J. Adams. W pracy «The Sexual Politics of Meat: A Feminist-Vegetarian Critical Theory» z 1990 roku. Adams przedstawia mięso jako symbol patriarchalnego ucisku i nawołuje do zaprowadzenia równości, dając do zrozumienia, że warunkiem obalenia istniejących struktur jest rezygnacja z jedzenia mięsa i wybór diety wegańskiej”.

Nieeuklidesowe geometrie

Moim zdaniem krytyka Han Kang wykracza poza ten horyzont. To próba zbudowania nowego języka, nowych symboli, nowych punktów zaczepienia w świecie. Postawa głównej bohaterki stoi w ostrym kontrapunkcie do jej kruchego i poddawanego nieustannej opresji ciała, a tym samym rezydualnych dyskursów, przestrzeni i urządzeń świata.

Zajrzyjmy jeszcze raz w tekst powieści, do zdań zamykających, które dotyczą In-hye, wspomnianej już siostry tytułowej bohaterki:

„Cicho bierze głęboki wdech. Płonące na skraju drogi drzewa prężą się niczym niezliczone dzikie bestie i kołyszą, eksplodując feerią zieleni. In-hye wpatruje się w nie ponurym, uporczywym wzrokiem, jak gdyby oczekiwała odpowiedzi albo raczej gorąco się czemuś przeciwstawiała” [wytłuszczenie moje – MB].

Czym jest owo „to”, z którym zaczyna się konfrontować siostra Yōng-hye? Nie wiem, nie mam jednoznacznego rozstrzygnięcia. I szczerze mówiąc, nie wiem, czy chcę mieć. Han Kang zawiesza tu narrację, a więc i zasięg moich interpretacji. Mogę tylko poszukać raz jeszcze w tekście kilka ledwo widocznych tropów.

„Miałam sen”, mówi kilkukrotnie Yōng-hye. Przecież słyszeliśmy już to dawno temu i po wielokroć:

„Miałem sen, że pewnego dnia każda dolina będzie wyniesiona, a każdy szczyt i góra obniżona, nierówne miejsca staną się proste, a krzywe miejsca wyprostowane” [6].

Dokładnie o tym mówi powieść: o miejscu zbudowanym na, by tak rzec, nieeuklidesowych geometriach. Chcę przez to powiedzieć, że dostaliśmy powieść napisaną w rejestrach i wyobraźniach, których w polszczyźnie, a szerzej: w literaturze Zachodu, nie mamy oswojonych. Mark Fisher pisał [7] o zatraceniu wyobraźni, które może nakreślić inny porządek, Han Kang natomiast stara się tę wyobraźnię pobudzić.

Zielony znak EXIT

Ta powieść może wywoływać skrajne emocje aż do oburzenia i odrzucenia, jak to wyraził w mocno emocjonalnym wpisie na swoim profilu facebookowym pisarz Bartosz Sadulski, w którym mówi, że „Wegetarianka” jest tanią pornografią. Ja pozwalam sobie myśleć, że nawet uważne, uzbrojone w bibliotekę Zachodu oko nie ma narzędzi do tego, żeby wykonać w pełni udaną wiwisekcję tak wieloznacznego, nieprzejrzystego tekstu; czy ściślej: stawiającego opór jednoznacznym odczytaniom.

Staram się odczytać sny Yōng-hye jako ledwie słyszalną, ale radykalną zapowiedź drogi, którą musimy przejść, żeby mieć cień szansy na ujrzenie zielonego znaku „EXIT”. Przyjrzymy się językowi tej powieści przez pryzmat włoskiego pisarza. Zrobię to, nie stroniąc od występku majstrowania przy oryginalnym zapisie, którego on sam się nie raz dopuszczał.

Mowa o Giorgio Manganellim, który w swoich esejach przytacza mowę Stefana Dedalusa z „Ulissesa” Joyce’a. Dokonam tu odkształcenia tego cytatu, podobnie pomajstruję przy komentarzu, który autor „Centurii. Stu krótkich opowieści rzek” nam wykłada:

Dedalus: 

Rzeczywistość jest nocną zmorą, z której staram się przebudzić” [8].

Manganelli:

„[…] o ileż bardziej rozpaczliwy i radykalny będzie musiał być gest kogoś, kto chce uwolnić się od opresyjnej i na swój sposób prymitywnie skutecznej organizacji świata” [9].

I gdzie indziej dodaje (uwaga: znowu fałszuję zapis, a nawet skręcam w apokryf):

„Język, ale w równym stopniu styl, są miejscem; możemy być tutaj jedynie dzięki temu, że ulegamy regułom językowym, które są w głównej mierze wymysłem męskiej, opresyjnej władzy. Słowem: owe reguły przykuwają nas do geometrii naszej rzeczywistości. A skoro język jest czymś arbitralnym i nieznającym dedukcji, rozmaite inne języki wskażą całkowicie nowe miejsca, biegunowo odległe od tych rezydualnych” [wytłuszczenie moje – MB] [10].

I jeszcze raz Manganelli (tym razem bez sztuczek i przekłamań):

„Jeśli język funkcjonuje jako akt terroru, jeśli jego granice są tak brutalnie określone, jeśli jest zarazem ulotny i wieczny, oznacza to, że między jednym a drugim językiem nie ma przestrzeni na dialektykę, ani na jakąkolwiek możliwość dedukcji. Przejście od jednego do drugiego może nastąpić tylko za sprawą aktu przemocy. Przemoc wdarcia się jednego świata do wnętrza drugiego; tak niezgubne zdarzenie staje się [najpierw] wizją” [wytłuszczenie moje – MB] [11].

Myślę, że Han Kang przywołuje głosy, które skreślają aż do błahostki hipokryzję papierowej czułości, te fikcje, które wyłącznie reprodukują zabójczą dominację pieniądza. W moim odczytaniu jest to też podważenie fikcji pozbawionych radykalnej wyobraźni, bezradnych i (nie)znaczących; tak wątłych, że nim się obejrzymy, rozpuszczają się w przezroczystym powietrzu kapitału i zmielonych na dolar danych.

Narracyjne przesunięcie 

Trudność i ambiwalencja towarzyszące lekturze „Wegetarianki” tkwią w języku, którego melodia i znaczenie stawiają opór. Wyleczyliśmy się już z wiary w politycznych czarodziejów posiadających złudną moc zmienienia katastrof w sprawiedliwy, nowy porządek. Jednak wciąż potrzeba nam wyobraźni, z której mogłaby się zrodzić radykalna rewolucja. Podkreślę jeszcze raz: „Wegetarianka” wywołuje u czytelnika dezorientację, wzburzenie, niewygodę, odrazę. (Na marginesie: słowo „odraza” pochodzi od prasłowiańskiego rdzenia raz– lub raziti, który oznaczał „uderzać” lub „zranić”).

W tym świetle ważne wydaje mi się narracyjne przesunięcie, które wykonuje Han Kang. To jest odwrotne budowanie napięcia: najpierw empatycznie utożsamiamy się z Wegetarianką, żeby w trakcie rozwoju narracji jej praktyki odrzucić. Może nie ze strachu przed kliniczną aberracją czy obłędem, ale ze strachu przed tym, gdzie wkracza tytułowa bohaterka. Bo przecież (powtórzę za Fisherem): ciągle i bez codziennego wzburzenia oddychamy kapitałem, produkujemy dane do przemielenia i jemy z plastiku (nawet jeśli to, co pochłaniamy, to wyłącznie jarmuż).

Nie chcę jednoznacznie rozstrzygać, czy zimny, maszynowy, może nawet nieporadny styl „Wegetarianki” to zamierzony, „mistrzowski” zabieg, czy literacka wada zapisu, ślepy zaułek w literackiej karierze Han Kang. Takie rozstrzygnięcie mogłoby bowiem nieudolnie skrywać opresję, którą niemal zawsze jest doprawiona tak zwana krytyka negatywna.

W wymiarze fikcji literackiej nie ma żadnego dowodu na to, że Yōng-hye oszalała lub z powodu zadania sobie radykalnego głodu przestała trzeźwo, żeby nie powiedzieć poza-horyzontalnie widzieć. Bo przecież, czy stawanie na rękach, żeby upodobnić się do drzew i próba odżywiania się wyłącznie wodą i słońcem, jest mniej racjonalne i zgubne od tego, co robimy na co dzień – w swoich decyzjach i praktykach (lub ich braku) politycznych, społecznych i konsumenckich?

Trzeciorzędna dyskusja o Noblu

I na koniec: odkładając na bok męskie, mocno podszyte okcydentalizmem wątpliwości aż do oburzenia na to, że to Han Kang dostała literackiego Nobla, chcę całym tym wywodem podkreślić, że już samo to dzieło jest warte wyróżnienia, i to bardzo wyraźnego. Dyskusja o Noblu jest tu trzeciorzędna, przynajmniej dla mnie. Zawsze zresztą opada do zera najdalej miesiąc od ogłoszenia, zastępując rzetelną krytykę literacką. Za słabo znam literaturę niezachodnich języków i wrażliwości, żeby rozstrzygać, komu literacki Nobel bardziej się należał. Mówię tu wyłącznie o odważnym, konsekwentnym i systematycznym zwracaniu się ku głosom, poetykom i tematom z innych – w ujęciu kulturowym, historycznym i językowym – światów.

Teraz, bardziej niż kiedykolwiek w XXI wieku, potrzebujemy miejsc-języków o niewyobrażalnych geometriach; tu, w tym peryferyjnym zakątku kosmosu, który ciągle – bezczelnie, bezwstydnie i amoralnie – okupujemy. Języków-miejsc, które pozwolą zachować życie po nieuchronnie nadchodzącej wojnie światów.

Przypisy:

[1] Podaję w kolejności wydań oryginalnych: (1) „Wegetarianka”, przeł. Justyna Najbar-Miller i Choi Jeong In, W.A.B 2021 (pierwsze oryginalne wydanie 2007); (2) „Nadchodzi chłopiec”, przeł. Justyna Najbar-Miller, W.A.B. 2020 (pierwsze oryginalne wydanie: 2014); (3) „Biała elegia”, przeł. Justyna Najbar Miller, W.A.B. 2022 (pierwsze oryginalne wydanie: 2016), (4) „Nie mówię żegnaj”, przeł. Justyna Najbar-Miller, W.A.B. 2024 (pierwsze oryginalne wydanie 2021).

[2] Wyjątkiem jest „Wegetarianka”, w której przekładzie partycypowała Choi Jeong In.

[3] Korpusy pocieszycielek, funkcjonujące podczas wojny tak na Zachodzie, jak i na Wschodzie, były zinstytucjonalizowaną przymusową prostytucją kobiet, które swoim ciałem miały „ulżyć” żołnierzom.

[4] Grace Lee Boggs i James Boggs [w:] bell hooks, „Teoria feministyczna. Od marginesu do centrum”, przełożyła i wstępem opatrzyła Ewa Majewska, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2022.

[5] Tekst napisałem na przełomie października i listopada 2024 roku.

[6] Fragment przemówienia Martina Luthera Kinga z 28 sierpnia1963 roku podczas tak zwanego marszu na Waszyngton.

[7] Mark Fisher, „Realizm kapitalistyczny. Czy nie ma alternatywy?”, przeł. Andrzej Karalus, Książka i Prasa, Warszawa 2020 (pierwsze wydanie oryginalne: 2009). Pierwszy tę myśl, w mniej radykalnej i ponurej wersji, wyraził Frederic Jameson, amerykański krytyk literacki.

[8] James Joyce, „Ulisses”, przeł. Maciej Słomczyński, Bydgoszcz 1992.

[9] Giorgio Manganelli, „Murphy” [w:] Giorgio Manganelli, „Literatura jako kłamstwo”, przeł. Joanna Ugniewska, PIW, Warszawa 2021, s. 102.

[10] Tamże.

[11] Giorgio Manganelli, „Miejsce jest językiem” [w:] tamże, s. 48.

Książka:

Han Kang, „Wegetarianka”, przekład Justyna Najbar Miller i Choi Jeong In, W.A.B., Warszawa 2021 (pierwsze wydanie oryginalne: 2007).