Obrazki sprzed pałacu prezydenckiego, na których dziennikarka TVP Justyna Dobrosz-Oracz pyta kandydata Konfederacji na prezydenta Sławomira Mentzena o jego dawne poglądy, są tak atrakcyjne, że pokazuje je nawet konkurencyjna TVN.

Przypomnijmy, że kandydat Konfederacji odwiedził w pałacu urzędującego Andrzeja Dudę – a potem na ulicy urządził konferencję prasową. Chciał zapewne mówić tylko o tym, o czym rozmawiał chwilę wcześniej z prezydentem – o armii, bezpieczeństwie i zbrojeniach. Jednak Dobrosz-Oracz nie chciała koncentrować się na tych tematach i pytała go o punkty, które przed wyborami parlamentarnymi w 2019 roku umieścił w „Piątce Mentzena”: „Nie chcemy Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej”. Interesowało ją szczególnie to, jak można nie chcieć podatków, ale chcieć większych wydatków na armię. I czy Mentzen uważa, że powinniśmy wyjść z Unii Europejskiej.

Dla porządku – Mentzen nigdy nie mówił, że należy zlikwidować wszystkie podatki, na wojsko miały być. I przypomniał to teraz, tyle że obcesowo. Jeśli chodzi o przynależność do Unii Europejskiej, powiedział, że Polska powinna w niej pozostać. Czy jednak jest niekonsekwentny, mówiąc to, albo kłamie, zaprzeczając dawnym słowom? Nie – zmieniła się partia, którą reprezentuje. I zmienił się on sam. Ale o tym dalej.

Przyjemna lekkość buntu

Mentzen znalazł się w centrum zainteresowania po tym, jak jego notowania w sondażach przed wyborami prezydenckimi urosły tak, że w niektórych pokonuje kandydata PiS-u Karola Nawrockiego. Częściowo to wina samego kandydata Prawa i Sprawiedliwości – niemedialnego, nieatrakcyjnego, a za to wlokącego za sobą kompromitujące afery i aferki z przeszłości. W dużej mierze to jednak zasługa samego Mentzena i jego oferty – nowej, świeżej i przede wszystkim pozostającej poza tradycyjną polaryzacją. Obywatele zniechęceni tym, że w Polsce rządzą na zmianę wciąż te same elity, dostają wraz z Mentzenem coś, co próbowali zaoferować wcześniej Paweł Kukiz, a potem Szymon Hołownia – siłę spoza tego duopolu. Co ważne – akceptowalną. Bo nie tylko Mentzen, ale i jego ugrupowanie jest znacznie bliżej centrum niż tezy z „piątki” Konfederacji, które sformułował sześć lat temu i inne im podobne poglądy. To już nie jest ugrupowanie, w którym ton nadają odrealnione, teatralne w stylu osoby, takie jak Grzegorz Braun czy Janusz Korwin-Mikke.

W Konfederacji nie mówi się już tak chętnie o tym, że kobieta to część dobytku mężczyzny. Mentzen nie chce z pewnością się z tym kojarzyć, przynajmniej swoim licznym nowym zwolennikom, których przyciąga zarówno do siebie, jak i do całej Konfederacji.

Mentzen nie mówi też chętnie o zakazie aborcji. Pytany o kobiety – wymienia ich łamane prawa. Płacąc rachunki i na zakupach, zmagają się z drożyzną. Zagrażają im imigranci, bo w innych krajach, takich jak Wielka Brytania, rzekomo, wraz ze napływem przybyszów wzrasta liczba gwałtów, tymczasem bezpieczeństwo kobiet jest, według niego, redukowane do możliwości przeprowadzenia aborcji. No i sport – tam kobiety są „bite przez mężczyzn”, co jak można zrozumieć, dotyczy dopuszczania do zawodów kobiet transpłciowych albo takich, których płeć jest kwestionowana przez pseudoekspertów.

To jest nie do zaakceptowania dla wyborcy Lewicy czy progresywnego wyborcy KO. Ale dla kogoś, kto głosował dotychczas „na anty-PiS” albo nie głosował, bo miał dość patrzenia na ring, a denerwuje go mówienie o równości czy kryzysie klimatycznym, może brzmieć bardzo atrakcyjnie.

Może dawać przyjemność buntu przeciwko dotychczasowym elitom i kierunkowi, w którym szły sprawy obyczajowe czy praw człowieka. Może dawać radość zakpienia z poprawności politycznej, która to emocja wielu jest potrzebna, ale dotychczas wiązała się z koniecznością poparcia sił raczej paździerzowych – PiS-u i Konfederacji w wersji kojarzonej raczej z Grzegorzem Braunem. Może dawać oddech pojmowanej indywidualistycznie, czyli niewspólnotowo wolności – brak przymusu składania się na słabszych, wspomagania wykluczonych w imię poglądu, że każdy ma szansę zapracować na sukces.

Popularność Mentzena nie ogranicza się jednak tylko do nowych zwolenników, którzy pewnie poczuli dzięki niemu ulgę i pokusę zadrwienia z systemu. To także inne grupy (w tym stali zwolennicy Konfederacji), które z różnych powodów popierają kandydata nie z PiS-u i nie „lewaka”.

Czy Mentzen jest niebezpieczny?

Wszystko to sprawia, że kampania Mentzena musi mieć zróżnicowany przekaz. Z tego powodu dla jego wizerunku jako kandydata ważne było to, że przyjął go w Pałacu Andrzej Duda (pozostawmy na boku pytanie, po co to było Dudzie), bo legitymizuje się jako ewentualny prezydent oraz staje się atrakcyjny dla ewentualnych wyborców Karola Nawrockiego. Też chce Polski silnej, uzbrojonej i bezpiecznej, a prezydent wystawiony dwukrotnie w wyborach przez PiS rozmawia z nim na ten temat. To spotkanie z Dudą było więc dla Mentzena ważne, jeśli myśli o konkurowaniu z Nawrockim.

A Dobrosz-Oracz zepsuła mu show. Znowu pytała o tezy, które postawił dawno temu, odcinał się od niektórych z nich albo próbował rozmyć, manipulować tak, by nie mówić wprost (bo różni wyborcy!).

Ci, którzy zachwycają się tą wymianą pytań i odpowiedzi, mają satysfakcję, że dziennikarka nie pozwala zapomnieć, kim naprawdę jest Mentzen. Można dopowiedzieć – nie pozwala zapomnieć jego nowym, zachwyconym świeżością zwolennikom. Czy jednak Mentzena można skompromitować lub obrzydzić, przypominając mu jego poglądy na aborcję, imigrację, przynależność do Unii Europejskiej, rolę kobiet w społeczeństwie?

Prawdopodobna odpowiedź brzmi – nie. Aborcja w tej kampanii nie budzi zainteresowania, dlatego też niewiele albo nic nie mówią o niej inni kandydaci. Imigracja budzi ogromne emocje kandydatów KO i PiS-u, którzy mówią o niej dużo, choć często dlatego, że walczą o poparcie właśnie z Mentzenem. Jednak właśnie dlatego antyukraińskość czy w ogóle antyimigranckość nie brzmi dla zwolenników Mentzena nieakceptowalnie. Przeciwnie – dla wielu to ulga.

Przynależność do Unii Europejskiej ma w czasach wojny i niepewności sojuszy inne znaczenie niż wtedy, kiedy rozmawia się o „terrorze” Zielonego Ładu czy Paktu Imigracyjnego. Dlatego pewnie Mentzen odpowiedział Dobrosz-Oracz, że jest za pozostaniem w UE, co nie przeszkodzi mu mówić o zniewoleniu unijnymi normami ekologicznymi. Kobiety? Kiedy mówi o ich prawach, to często w kontekście lewackich wymysłów, czyli wyśmiewając progresywne czy lewicowe postulaty. Kobiety popierające Mentzena i ich partnerzy mogą potraktować to jako gadanie, które im nie zagraża, a na pewno nie przyćmiewa jego zalet.

W końcu zwolenniczki i zwolennicy bezpiecznej aborcji, równouprawnienia kobiet i mężczyzn czy osób LGBT też przez długie lata, mimo swoich potrzeb, głosowały na niespełniającą ich postulatów Platformę Obywatelską. A ostatnio na KO, która nie ze swojej winy, ale również nie zrealizowała tych obietnic.

Można sobie wyobrazić, że nowi zwolennicy Mentzena nie chcą już słuchać, że jest on fundamentalistą obyczajowym – i przypominanie wypowiedzi świadczących o tym odnosi skutek przeciwny do zamierzonego.

Groźna niechęć do wspólnoty

Ale czy to oznacza, że gdyby Menzten został prezydentem, byłby niegroźny dla tych, którzy nie są takimi fundamentalistami? Nie, bo jeśli trafi do niego ustawa o legalizacji aborcji, czyli, jak on to nazywa, „o zabijaniu niewinnych dzieci” (przy okazji – czy dzieci mogą być „winne”? Muszę kiedyś o to zapytać tych, którzy nazywają tak płody), to jej nie podpisze. Kiedy trafi do niego ustawa o równości małżeńskiej, albo chociażby o związkach partnerskich, też jej nie podpisze.

Możliwe jednak, że dla jego zwolenników nie ma to fundamentalnego znaczenia, bo są na przykład zamożni i mogą zrobić aborcję na kilka innych sposobów, a problemy osób LGBT ich nie interesują, bo nie interesuje ich społeczeństwo jako wspólnota.

Jednak polskie społeczeństwo podlega właśnie tym samym procesom, co inne społeczeństwa europejskie i amerykańskie. Duża jego część popiera prawicowych populistów. Poparcie dla Mentzena oznacza, że duża ich część jest też niewspólnotowa, a wolność postrzega jako stan indywidualnego zadowolenia i swobody. Taki deficyt zawsze jest zły dla społeczeństwa jako całości, ale w czasach wojny i ewentualnej potrzeby poświęcenia części dochodów czy wolności osobistej do opieki nad innymi – katastrofalny. Popularność Mentzena, nawet jeśli nie spełnią się wizje, w których wygrywa wybory, jest groźna dla naszej wspólnoty. Potrzebujemy jej nie tylko z powodu wojny, Putina i zawodnego Trumpa, lecz także z powodu katastrofy w opiece zdrowotnej, katastrofy stanu psychicznego młodzieży, ale i dorosłych, ogólnego braku poczucia bezpieczeństwa. Wspólnota jest teraz potrzebna słabszym, którzy poczuli, że ich słabości nie są powodem do dyskryminowania ich, a raczej do wsparcia, a atomizacja, skrajny indywidualizm zagrażają spełnieniu tej podstawowej potrzeby życiowej.

Mentzen daje zadowolenie silniejszym i to nie jest tylko zagrożenie dostrzegane przez osoby o liberalnych i lewicowych poglądach. To krok w procesie tworzenia zupełnie innego społeczeństwa niż to, które utworzyła współczesna Europa. Jest to krok w stronę Ameryki Trumpa.