1. Są dwa momenty w roku, kiedy człowiek jest zjebany tak, że chciałby, aby go pochować. Co ciekawe, oba są tuż przed lub po zmianie czasu
2. Dlaczego nam to robicie?
3. Tu chodzi o władzę. „Paczcie, ciemnioki, możemy wam zacząć ziemię kręcić w drugą stronę” – mówi decyzja. Dotyczy ona rzeczy najważniejszej. Jedynej, której naprawdę ubywa i którą mamy. Czasu.
4. Ile trwa zaparzenie się herbaty w imbryku? Tyle, co głaskanie psa.
5. Drugi pies, akurat przed zmianą czasu się zawinął. Nie zdążyłem się z nim nawet pożegnać, wcześniej pokłóciłem się z żoną, a gdy wyjeżdżała do weta, siedziałem przy kompie. Wróciła bez psa.
6. Aż trudno pojąć, że ten sam widok w lecie i w zimie, to nie są dwa różne światy. Jedyny moment przejścia pomiędzy nimi (którego się potem nie pamięta) to przednówek, babie lato, moment zmiany czasu. Bardziej uskok niż przejście.
7. Uderzenie gorąca w zimowych ciuchach, niedopasowanie. Choroba afektywna dwubiegunowa. Klimakterium. Wiosna.
8. Wiosna i wojna. Czy jest się z czego cieszyć?
9. Pani puszcza bańki mydlane z balkonu.
10. Pierwsze zielone w tym roku to dalej jemioła.
11. I zasłanianie najważniejszego. „To jest szpital od tego, co chodzi tyłem” – gdy z nim rozmawiam przez telefon, nie mówi o raku. Jak mówić o końcu? Jak się żegnać? „Kocham Cię, wuju”.
12. Sen, już na legalu, dziesięć, dwanaście godzin. Przesilenie.
13. Plus dziesięć, krótkie spodnie, dwie setki na ladzie. Cieplej.
14. Hejnał w radio. Nigdy nie potrafiłem wytrzymać śmierci trębacza i przełączałem stację. Dziś czekam. Słyszę szuranie nóg, osuwanie się jego rąk po deskach wieżyczki i czekam aż na wieżę wybiegnie następny trębacz i znowu podejmie melodię. Po jednym oddechu przychodzi drugi, nawet cudzy.
15. W radiu wszystko podają w godzinach. „Ile trwa wygranie trzech meczów? Trzy godziny. – Pan się pomylił – dwie godziny!”, mówi ktoś o meczu tenisowym Świątek.
16. Godzina psychoterapii, którą opisuje David Foster Wallace. Odkrycie sprzed kilku lat, że samobójstwa popełnia się głównie z nienawiści. Cała ta jego proza, nienawistna jak skurwysyn. Kto jeszcze umie tak oddać nienawiść do czasu? Nie dziwię się, że się zabił.
17. Godziny wyłączania komórki, godziny bez technologii. „Cenniejsze, moja droga Jenny, niż rubiny lśniące na Twojej szyi” (Sterne).
18. Ten zabrany czas, gdyby go zliczyć, to nie jest godzina, która się resetuje za pół roku. To jest ileś godzin, które dziennie lecą w komin. Przydałby się tu jakiś inżynier do policzenia.
19. I dalej w radiu: „Teraz, w tej godzinie, mamy 50% energii z energii odnawialnej, teraz można prać i prasować”. Spekulanci energią, manipulatorzy gospodyniami domowymi.
20. Jako pierwszy o potrzebie stosowania czasu letniego pisał Franklin – uczy mnie, eksperta od przeżywania czasu – Wikipedia. Chciał, żeby ludzie wstawali wcześniej, wcześniej kładli się spać i więcej pracowali. „Pusty worek nie będzie stać prosto”, powiedzenie Franklina. Grubasa, kapitalisty.
21. Tyle że przecież są całe studia, o ile pamiętam, o życiu nocnym, od starożytności przez czasy Szekspira aż do rewolucji przemysłowej. Wstawanie w nocy, między drugą a trzecią, aby znaleźć godziny na seks, rozmowę, modlitwę, czytanie, było normą. „Pusty worek nie będzie stać prosto?”. Dlaczego oszukujesz, że jest pusty, drogi Franklinie? Przecież musiałeś znać ten obyczaj.
22. Ale anioł historii zwlekał z przyjęciem zaproszenia do zmiany czasu. Pomysł przyjmuje się dopiero w okolicach pierwszej wojny światowej. Idea, która miała dać ludzkości więcej światła, trafia na moment elektryfikacji całych państw. W USA jest przyjmowana, aby zmniejszyć zużycie paliwa do produkcji prądu, do nas trafia z Niemiec [„śmierć jest mistrzem z Niemiec” (Celan)] za okupacji. To nie jest nawet niemiecka okupacja, „czeba ruobić, czeba ruobić”. Tak samo przecież cywilizacja okupuje wszystkich wokół.
23. Dzisiaj to życie w świetle dnia jest udręką. Latem, za dnia, o wiele więcej energii zużywamy na klimatyzatory i wentylatory niż na światło wieczorem. „Yeti, wieczorem zapalamy światło” (Szymborska). A w dzień napierdalają klimatyzatory, yeti. Zaraz i u ciebie nie będzie śniegu.
24. Ta – wydawałoby się techniczna możliwość – przesunięcia godzinki w tę czy we w tę, jest o mirażu władzy absolutnej. Na giełdzie mówi się na to, że „gruby, jak będzie chciał, to może i pętelkę na wykresie zrobić”.
25. Skoro tak, to „mityczny gruby” (opasły, sprzymierzony z rządami kapitalista, tak proszę go sobie wyobrażać – jak bankiera z zegarkiem na łańcuszku) wprowadził tę godzinę, więc tak samo może ją zabrać, a nawet próbuje. Teraz przeszkadza mu to w zorganizowanej logistyce i pracy systemów bankowych.
26. I kolejny news w radiu: „Już prawie 90% pociągów się nie spóźnia”. Informacja podana chwilę przed zmianą czasu, bo wtedy na kolei będzie znów zamieszanie. Aha!
27. Myśli o Kawafisie na zmianę z radiem. Chwilę temu byłem w Aleksandrii, teraz czytam jego biografię. Jak pięknie Kubiak mówi o jego homoseksualizmie: miłość inwersyjna. Co za wygibasy. Jeszcze podkreśla, że Kawafis był zawsze łasy na pieniądze (tak oczywiście nie pisze, gdzieżby mógł, to ja tak mówię). To samo Dostojewski, co wyciąga mu Brodski (czy już można pisać o Rosjanach?). Wszyscy: klasa średnia, przejściowa. Między zimą a latem, ze swoją niepewnością i niestabilnością. Kawafis narodził się wraz z bankructwem rodziców i rozwinął już sam na giełdzie i etacie. Ukojenie znalazł w fatałaszkach, przebieraniu problemów klasy średniej w historyczne kostiumy. Jeśli pisze o zasłonce obywatela Kartaginy w pierwszym wieku naszej ery, to jest dalej jego zasłonka. Fantazyjna wielkość rozgrywana za bezpieczną granicą i kurtyną czasu. Poza czasem.
28. I moja eksperckość tego rwanego eseju. Teraz w radiu (aż staję na poboczu) Grażyna Plebanek gadająca o Duńczykach na Grenlandii (bo Trump) niemal serialowe kocopoły (obejrzyj serial „Borgen” do końca, będziesz wiedział tyle co ona).
29. Nie być ekspertem.
30. I od kiedy, od którego roku życia, wie się to „powszechne wszystko”. Od kiedy jest się dorosłym mężczyzną? Starym dziodem, demagogiem. Znowu wracamy do czasu.
31. Pragnienie wiedzy, żeby móc to lepiej i pełniej opowiedzieć, kontrolować. Można też zostać przy własnym doświadczeniu. „Świat zawieszony jest na kołku u Pana Boga pod podłogą”, opowiadali któremuś z naszych etnografów chłopi z okolic Krynek. A jak.
32. „Dni przyszłości przed nami – jak ustawione w rzędzie świece: zapalone, złote, ciepłe, pełne życia. Za nami – dni co przeminęły” (Kawafis). I jeden z tych dni, niby tylko godzinkę właśnie ukradziono! Śledztwo Lassego i Mai.
33. Deszcz wiosenny, kałuże na ścieżce.
34. Ile zmienia brak kurtki. To jakby zdjąć z siebie czołg. Przestać operować uzbrojonym w otwartym terenie.
35. Cisza rekolekcji. Liczenie oddechów – jeden palec, drugi palec, trzeci palec. Pierwsza miara czasu, oddech. „Kto jest sam z lampą, ma tylko ręce, by z nich czytać” (Celan). „Znacząca możliwość policzenia dwunastu kości palców po kolei za pomocą kciuka” (Wikipedia o czasie). I ta dziecięca książeczka, którą dostałem od rodziców, o czasie i jego miarach: płomień świecy, upływająca woda. W końcu zegar.
36. Oszałamiająca przenikliwość kilku osób, gdy mówią o czasie i społeczeństwie. John Berger w „G”, Paul Valéry w esejach, znany mi dzięki wydawnictwu Karakter Crary „24/7…”, niemiecki socjolog Rosa w „Przyspieszenie, wyobcowanie, rezonans”, Virilio i pewnie jest ich więcej. Wszyscy o jednym. Zostaliśmy okradzeni z czasu, a więc z siebie.
37. Ale właśnie – kto kradnie? Kto jest tu złodziejem? Kto zabrał tę godzinę snu?
38. Zegarek jako mamka. Komórka jako mamka. Technologia jako wielka mamka. One nigdy nie ustają we wspieraniu życia (ironia). Czy ktoś, jakaś wielka mamka, gruba Wenus z Willendorfu wielkości planety, jest po drugiej stronie tego procesu, ekhm, cywilizacyjnego i nas tu widzi? Wspiera czy podkrada? Matkuje czy mamkuje?
39. Oto wspomnienie z wczesnej nastoletniości.
Przedwiośnie. Późne ferie, chodzę już bez kurtki, w grubym swetrze, szaliku i czapce. Zabieram z chałupy babci zużyte puszki sprejów na muchy, tanich dezodorantów i chodzę nad rzekę je „wybuchać”. Rozpalam ognisko, wkładam do niego puszkę po dezodorancie i zagrzebuję żarem. I czekam kwadrans, dwa. W ciszy, skupieniu i spokoju, na wybuch, który roznosi ognisko i ciszę – w proch, w pył.
40. Odzyskane godziny gdzieś tam są. Gdzieś w tej samotności i czekaniu.
41. W radości z głodu przednówka (głód is good).
42. Gdy dobrze pomyśleć i odjąć zegarek, okazuje się, że liczenie godzin zabranych w tę lub drugą stronę, jest na nic. Nie dlatego, że się bilansują – lato z zimą; nie dlatego, że wyszliśmy z fabryk i społeczeństwa industrialnego i światło słoneczne przestało mieć znaczenie. Nie. Dlatego, że całe życie wewnętrzne, to w ciemności, to w którym nie można spojrzeć na zegarek, nie słucha się zegarka.
43. A gdy naprawdę dobrze poczekać, okazuje się, że nie oddycha się samemu. To w nas oddycha pneuma, która pcha się do płuc, do środka, aby coś zabrać i nie może dosięgnąć. Wraca, utrzymuje życie i czeka na ostatni wybuch.
44. To samo z lękiem przed wojną. Skończyła się wraz z każdą poprzednią chwilą, bo zawsze jest co opłakiwać.
45. Trudno powiedzieć, żeby cokolwiek mijało. Nawet własne życie. Z tej perspektywy jest to tylko mieszkanie, które można wyczyścić dla następnego wynajmującego. Komu innemu, w inny czas. Dlatego denerwują mnie religie. W wieczności nie ma bookingów.
46. Godzina, kiedy moglibyśmy być inni, właśnie trwa. Godzina nie wilka, nie diabła. Godzina gołębicy, anioła. Przemienienia pańskiego. Oto tajemnica wiary.
47. Wysłałem jej smsa. Miałem najpierw dostać jej numer telefonu i wysłać smsa, ale ponieważ nie dostałem numeru, wysyłam go w myślach i wiem, że dotarł.
48. Historie ludzi zakochanych. W halo, glorii, w złotej godzinie. Pierwszy sms do mojej żony. Nie zapamiętałem numeru, więc zmieniałem kilka cyfr w kilku miejscach i wysłałem ich kilkadziesiąt. Odpisały trzy osoby.
49. Świat na wiosnę powinien pójść do fryzjera. Ale nie, nie pójdzie. Stare włosy, liście, zarost trawy – zostaną. Wszystko znowu się zakudła, znowu zarośnie.
50. Po której stronie jesteście, ptaki?
51. (Nie ma na świecie innego ch*ja niż ja, który odważyłby się pisać w gazecie o wiośnie. Nawet pod przykrywką zmiany czasu).
52. Zresztą, myślenie o przyszłości, gdy sypie się demografia kraju, jest myśleniem o śmierci.
53. Kościoły mają ten problem, że są zorientowane na wschód. Na nowe życie. Powinny zaś być orientowane na zachód. Budowane są przecież dla żywych, a wszystko, co żywe, musi zgodzić się na tę jedną, jedyną myśl. Przynajmniej tę. Że istnieje zachód słońca.
54. Nawet herbata po trzecim zalaniu, traci smak.
55. Sen. Sąd. Wszystkie kobiety, które mnie kiedyś kochały, siedzą na auli i szacują, czy tu da się wziąć coś w obronę. Która kochałaby mnie nadal?
56. Stanąłem w wiosennym słońcu, by poczuć je na twarzy i chwilę potem ruszyłem, by znowu chwilę potem pożałować, że stałem w nim tak krótko, ale gdy wróciłem w to samo miejsce, do słońca, to już nie było to samo słońce i to samo uczucie.
57. Zjadłem za duży obiad i ten obiad kłóci się ze mną w środku.
58. To komu w końcu i gdzie jest zabrana ta godzina? Śmierci czy życiu?
59. Koszmar „grubego”. Kapitalizm najbardziej boi się, że wyjmiemy pieniądze z banków, zabierzemy im czas, który tam oddaliśmy. To zaufanie do przyszłości, które podtrzymuje świat. Run na banki jest radykalnym zwrotem w kierunku teraz. Liczenie na przyszłość, że pieniądze przechowują wartość, jest zabawne w obliczu prawie dziesięcioprocentowej (oficjalnej) inflacji. Tyle że czasu – to już ustaliliśmy – nie da się ukraść. Ani samej umiejętności liczenia.
60. To nas łączy. Ludzie jednocześnie witają i żegnają ten sam dzień. Widzimy się, w świetle dnia, w czuciu nocy. Kiedy u ciebie zachodzi słońce, u mnie wstaje.
61. Nie da się złapać tego grubego byka za rogi, kapitalisty, zawracacza czasu, na gorącym uczynku, nie istnieje wielka matka. Z pełnego worka Franklina wychodzi nie jeden Spider-Man, ale trzech i wskazują na siebie. To ludzie ludziom zgotowali ten los.
62. Jeśli narzekamy na kapitalizm – że zabrał nam czas, narzekamy na to, że daliśmy go sobie odebrać, ale do tego zdroju, w najbogatszym czasie w historii ludzkości, łatwo się dopchać. Czas jest wszędzie. Nie ma jego panów, nawet jeśli stoją w miejscu, gdzie zdeponowali naszą iluzję jego kontroli, pieniądze i wydaje im się, że kręcą kurkami.
63. „Stary, stary…”. Podsłuchuję rozmowę telefoniczną. Idę za gościem. Jest młody, ma lakierki, długi płaszcz, kowbojski styl lat dziewięćdziesiątych i powtarza: „stary”. Dlaczego nie mówi się „młody, młody”? Bo pod spodem, niezależnie od zegarka, wciąż liczy się doświadczenie. Ta wartość tylko przyrasta, tu nie ma użyteczności krańcowej.
64. Gołąb skubie wyplutą gumę do żucia.