W miniony weekend prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew spotkał się w Ankarze ze swym tureckim odpowiednikiem Recepem Erdoğanem i w Damaszku z nowym tymczasowym prezydentem Syrii Ahmedem al-Szaarą.
Izrael i Turcja – po odwilży nastąpiła zima
Nie byłoby w tym nic niezwykłego: Ankara jest patronem i Baku (w obu stolicach mówi się o jednym narodzie w dwóch państwach; trzech, jeśli dodać północny Cypr), i sprawującej obecnie władzę w Syrii Hajat Tahrir al-Szams al-Szaary, byłej syryjskiej filii ISIS i al-Kaidy. Jednak Alijew rozmawiał wprawdzie w obu stolicach o stosunkach dwustronnych, lecz nie z jego krajem, tylko z Izraelem.
Baku ponownie, jak trzy lata temu, podjęło się próby poprawienia fatalnych od lat relacji między Jerozolimą a Ankarą. W 2022 roku pierwsza mediacja Alijewa odniosła spektakularny sukces: izraelski prezydent Icchak Herzog złożył wizytę w Ankarze, a Erdoğan i premier Benjamin Netanjahu rozmawiali przy okazji Zgromadzenia Generalnego ONZ w Nowym Jorku. Pełne poparcie Turcji dla Hamasu w wojnie w Gazie sprawiło jednak, że po odwilży nastąpiła zima, nie wiosna. Erdoğan oznajmił, że Izrael jest państwem terrorystycznym i winnym ludobójstwa, Netanjahu jest gorszy od Hitlera, a Jerozolima może planować inwazję Turcji. Izrael odpowiedział, przypominając brutalna wojnę Turcji z Kurdami w kraju i za granicą oraz jej nieuznane nadal ludobójstwo Ormian. Słowem, potrzebna była kolejna mediacja.
Węzeł syryjski
Baku do roli mediatora nadaje się znakomicie, gdyż od lat utrzymuje z Jerozolimą bliskie stosunki. Nowe uzbrojenie armii azerskiej, dzięki któremu Azerbejdżan pokonał w 2020 roku Armenię i odbił Karabach, powodując paniczną ucieczkę stu tysięcy jego ormiańskich mieszkańców, pochodziło w 60 procentach z Izraela. Ten sojusz sprawił, że Armenia, co zrozumiałe, uznała Izrael za państwo wrogie i zacieśniła jeszcze swe związki z Teheranem. Iran zaś z wielką nieufnością odnosił się do Azerbejdżanu, państwa szyickiego, lecz świeckiego, z którym wiąże swe nadzieje znaczna część ogromnej, 25-procentowej azerskiej mniejszości w Iranie.
Za broń Baku płaciło Jerozolimie ropą. Dostawy, pokrywające 40 procent zapotrzebowania Izraela, dostarczane są rurociągiem do tureckiego portu Çeyhan. Mimo tego, że Turcja oficjalnie zerwała wszelkie stosunki gospodarcze z Izraelem. Co więcej, Azerbejdżan zainwestował w eksploatację izraelskich podmorskich złóż gazu, chociaż projekt dostarczania tego gazu podwodnym rurociągiem do Europy, przez Cypr i Grecję, jest nie do przyjęcia dla Ankary. To przez terytorium Turcji przechodzą dochodowe połączenia gazowe z Rosji. Pragnie ona w przyszłości czerpać jeszcze większe zyski z planowanego podmorskiego gazociągu. Dzięki niemu do Europy popłynie gaz z Kataru – via Syria i okupowany przez Turcję Cypr Północny.
Ten ostatni projekt stał się możliwy do realizacji po obaleniu wrogiego Ankarze reżimu Assada i zainstalowaniu w Damaszku tureckich protegowanych. Ankara pragnie zastąpić w nowej Syrii pokonanych sojuszników Assada: Iran i Rosję. Rozmowy o utworzeniu tureckich baz lotniczych, na bazie infrastruktury byłej armii syryjskiej, były już zawansowane, kiedy 10 dni temu Izrael, kontynuując systematyczna eliminację syryjskiej infrastruktury wojskowej, zbombardował między innymi bazę lotniczą T4 pod Palmyrą. Wcześniej z wizytą byli tam tureccy wojskowi, planując dyslokację tam samolotów bojowych. Izrael ostrzegł, że turecka zbrojna obecność w Syrii stanowić będzie dlań „czerwoną linię”. W ramach blokowania ambicji Turcji nakłaniał Amerykanów do zgody na pozostawienie w Syrii rosyjskich baz w Tartusie i Hmejmin – jako przeciwwagę dla aspiracji Ankary.
Tureckie porządki w Syrii
Izraelskie ostrzeżenie jest poniekąd spóźnione, gdyż Turcja jest w Syrii wojskowo obecna od lat. Okupuje sześć tysięcy kilometrów kwadratowych terytorium przy granicy, wcześniej kontrolowanych przez kurdyjską YPG, którą Ankara oskarża o sojusz z PKK, kurdyjską partyzantkę turecką. Z PKK Turcja toczy wojnę na śmierć i życie od lat czterdziestu, choć obecnie podjęła próbę negocjacji, wykorzystując do tego odsiadującego w izolatce dożywocie przywódcę organizacji Abdullaha Oçalana, który z więzienia wezwał do złożenia broni.
Na okupowanej północy Turcja wprowadziła swój język i walutę i uzbroiła arabskie bojówki które, mordując i rabując, doprowadziły do czystki etnicznej tamtejszych Kurdów. Po obaleniu przez tureckich sojuszników Assada Kurdowie zawarli ze zwycięzcami ugodę. Włączą swych bojowników do powstającej nowej armii syryjskiej, ale dążyć będą do przekształcenia kraju w federację, co umożliwiłoby im utrzymanie krwawo wywalczonej autonomii. Kurdowie zarazem zerkają w stronę Izraela jako ewentualnego sojusznika rezerwowego, zwłaszcza gdyby ugoda z al-Szaarą się załamała, a prezydent USA Donald Trump dopełnił rozpoczętego już procesu wycofywania z syryjskiego Kurdystanu ostatnich oddziałów amerykańskich.
Izrael werbalnie solidaryzuje się z Kurdami, ale wie, iż rzeczywiste poparcie dla nich oznaczałoby przekroczenie tureckiej czerwonej linii. Inaczej jest na południu, gdzie Jerozolima objęła ochroną zbrojną Druzów, tak samo jak Kurdowie nieufnych wobec islamistów w Damaszku. Ankara zapowiedziała, że przeciwstawi się siła rozmieszczaniu jednostek syryjskich na południe od Damaszku.
Zagrożenie większe niż Iran
Po upadku Assada Izrael prewencyjnie okupował kilkukilometrowy pas graniczny, ale tymczasowej okupacja stałą się permanentna: armia buduje umocnienia i bazy. W pierwszym rzędzie chodzi, jak w analogicznej sytuacji w Libanie, o ochronę izraelskiej ludności cywilnej w pasie przygranicznym: po 7 października Jerozolima uznała, że konieczna jest zdwojona ostrożność. Ale generalnie Izrael uważa, że sprawujący obecnie władzę w Damaszku islamiści nadal wyznają cele ISIS i al-Kaidy, a Turcja ich popiera tak, jak Iran popiera Hamas i Hezbollah. Mało tego: styczniowy raport rządowego think tanku stwierdza, że Turcja może stać się zagrożeniem większym niż Iran.
Rzut oka na mapę pokazuje dlaczego. Podczas gdy do Izraela jest z Iranu 1700 kilometrów, od Turcji oddziela Izrael jedynie Syria, w której oba kraje mają teraz swoje wojska. Wizja zbrojnego konfliktu z krajem członkowskim NATO nie jest więc jedynie teoretyczna i Jerozolima dokłada starań, by jej uniknąć.
Być może błędem było uznanie od razu, że al-Szaara jest tylko islamistycznym klientem Ankary, mimo ugodowych deklaracji, jakie zrazu mnożył pod adresem Izraela. Jerozolima uznała, że jest to jedynie mydlenie oczu – ale mogła to być próba pewnego uniezależnienia się od tureckiego wielkiego brata. Przykład Azerbejdżanu pokazuje, że jest to możliwe. I dlatego to w Baku odbyły się w ubiegłym tygodniu nieoficjalne rozmowy wojskowych Turcji i Izraela, mające na celu uniknięcie przypadkowej konfrontacji z Syrii. Wcześniej Izrael miał takie porozumienia z Rosją.
Pionki zmieniają kolor
Turcji jednak zależy przede wszystkim na uniknięciu konfrontacji ze sprzyjającym Izraelowi Trumpem. Stąd też ugodowe deklaracje szefa MSZ Hakana Fidana, że Ankara nie dąży do konfrontacji z Izraelem. Jeśli tak jest istotnie, to nieźle maskuje swe intencje: samolot z izraelską delegacją na rozmowy z Turkami w Baku nie dostał zgody na przelot przez turecką przestrzeń powietrzną i musiał lecieć przez Bułgarię oraz Gruzję. Ale Trump jest też pozytywnie nastawiony do Erdoğana, którego uznał za „sprytnego polityka”, bo „wziął sobie sporo Syrii”.
Rzecz w tym, że, jak wynika z przecieków, prezydent USA namawiał też zdumionego Netanjahu, by też „wziął sobie” Syrii więcej. Wizja Syrii jako turecko-izraelskiego kondominium nie wydaje się jednak realistyczna – ale oba państwa będą musiały wypracować sobie jakiś modus vivendi, jeśli chcą uniknąć wojny. W tej sprawie al-Szaara zapewne nie będzie miał wiele do powiedzenia, za to Alijew będzie miał sporo do wynegocjowania.
Zaś wielki przegrany upadku Assada – Iran – znalazł się w nieoczekiwanej sytuacji, w której jest w jego interesie wzrost wpływów w Syrii jego arcywroga Izraela, bo tylko w ten sposób można zrównoważyć wpływy arcyrywala – Turcji, z którą, inaczej niż z Izraelem, dzieli wspólną granicę. Słowem, to są trójwymiarowe szachy z regułami gry zmieniającymi się w trakcie rozgrywki i pionkami, które w jej trakcie odkrywają, że zmieniły kolor.