Dziennik umiarkowanie wewnętrzny pisany na bieżąco, acz publikowany z niewielkim opóźnieniem (od pół roku do teraz). Dla integracji i przykładu przedstawiany poza mediami społecznościowymi.
Coś innego, w końcu coś innego. Teraz, gdy odkręca się butelkę wody, zakrętka nie zostaje w ręku. Zakrętka zostaje na butelce!
Rozświetlona strona ulicy staje się atrakcją.
Pada deszcz, na schodach przejścia podziemnego ślizga się kobieta i machinalnie wyciągam do niej rękę, aby ją ratować. I machinalnie tej ręki nie chowam, gdy okazuje się niepotrzebna. Teraz chodzi o moją próżność, aby zauważyła, że chciałem ją ratować.
Przepychanie się. Ludzie dosłownie atakują powietrze. Uczę się (a to trudna nauka) kurczyć, gdy ktoś siada obok, zmniejszyć przestrzeń między swoimi kolanami, skurczyć, nie złościć. Mają prawo, listopad.
Georg Baselitz. Jego obrazy opisane są w „Sztuce po 1900 roku” Krauss, Fostera i innych (tej zielonej i grubej książce) jako psychoterapia Niemiec. No właśnie, stąd nasza wrażliwość na obrazy. Że to psychoterapia. I tak jak w życiu psychicznym, tak samo w recepcji obrazów, jest najpierw konstrukcja, reprezentacja stanu wewnętrznego, który stanowi zagadkę, by potem zawsze – jak sen czy pogodzenie się – ostatecznie stać się przyjemną przygodą, wspomnieniem, które ustępuje miejsca następnemu obrazowi.
Moja wrażliwość, a właściwie nadwrażliwość, wpędzi mnie do grobu. Jak chomik, któremu serce bije szybciej niż działa silnik spalinowy, ma przeżyć siedemdziesiąt lat? Nie ma takich aut, nie ma takich chomików, nie ma takich ludzi.
Ostatecznie, jeśli ty masz nalepkę adhd, ty asperger, ty chad – myślę o swoich przyjaciołach – to co tu jest różnicą między nami? Otwartość, z jaką o tym mówimy.
Mniej o sobie, mniej o sobie – życzę bliskiemu koledze, ale czy on tego chce?
Piątek wieczorem w Resorcie, opijamy czyjeś bankructwo, pocieszamy się, poklepujemy. Muszę medytować w trakcie (w ukryciu przed nimi), aby wytrzymać tę chwilę. Niegodna myśl, ale i prawdziwa: szukaj młodszych znajomych.
Oglądam serial i dla ćwiczenia umysłu, wyobrażam sobie przez chwilę, że stworzyła go sztuczna inteligencja. Z początku wieje grozą, potem ciekawością, potem żalem, w końcu czuję zgodę, a później i tak płaczę, bo to ostatni odcinek „Mad Menów”.
Ten serial oglądam już siódmy raz i jeszcze do śmierci obejrzę ze dwa razy. The best things in life are for free. Mam to w abonamencie.
W radiu wciąż ta sama muzyka, w dojazdach wciąż te same autostrady, to samo jedzenie z Lidla. Ktoś powie, że dzisiejszy człowiek ma więcej bodźców niż chłop przed stu laty. Ale czy to prawda? Czy kultura, która nas osierociła, zostawiając miejsce technologii nie sprawiła, że wszystko wygląda jak dywan wymiocin?
Sen. Budzę się po nim wypoczęty, podniosły, zdrowy i medytuję od razu pół godziny. We śnie mijam się z S., znaną krytyczką literacką. To restauracja w jednym z domów na Mokotowie. Dom jest obłożony drewnem, świeżo lakierowany, obok stoi podobny, a oba są położone naprzeciwko ogródka jordanowskiego. Czuć pieniądze. Po co to drewno? Rozumiem, że to czyjeś wnętrze. Skoro widzę S., krzyczę do niej: „Chcę Cię przeprosić, poświęcisz mi chwilę?”. Stajemy w kolejce do automatu, zaczyna mówić jej mąż, że kiedy zacząłem ją obrażać na messengerze, było późno w nocy i wszyscy się w domu pobudzili. Potem nie rozmawiam już z nią, umówiony jestem z E., która czeka pod budynkiem i chcę ją wprowadzić do środka z U. Miga gdzieś drewniana okładzina składająca się w liczbę cztery.
Moim zdaniem, gdy ja opowiadam o snach, to wy macie poczucie, że bełkoczę. Niech będzie.
Sny są też zwodnicze. Owszem, zawsze stają po stronie człowieka, ale też są tak intensywne, że mówią zarazem: nie potrzebujesz innych ludzi, wystarczy ci to, że godzisz się z nimi w snach.
Joker, pierwsza znana mi po Don Kichocie współczesna próba życia w wyobraźni. Przecież każdy like, który dostajemy, jest oklaskiem, który nas karmi. To się wręcz słyszy.
Podręcznik psychoanalitycznych studiów charakterologicznych wyłapany na szkoleniu z umiejętności miękkich. Na półce stoi jeszcze: Osho, Kundalini, medycyna chińska. Jestem zarazem świadkiem i uczestnikiem tego procesu. Pop psychologia i ezoteryka przenikają do biznesu. Widzę te stróżki, widzę łączące się rzeki.
„Zapraszasz kawałki, łapiesz emocje, żeby się osadzić” – aż powstaje całe morze.
„Nie dzielę się z tego kawałka, żeby Cię pushować, ale z tego kawałka, żeby pozwolić Ci wybrzmieć” – ocean słów.
Szkolenia i higiena. Ponieważ wiem, że zwiążę się z tymi ludźmi, bo szkolenie trwa tydzień, staram się od nich izolować już na wstępie, aby nie cierpieć, gdy będziemy się rozchodzić. To także o unikaniu umizgów, o godności. Nie mam na to innego sposobu. No means no.
W miejsce religii weszła na pełnej kurwie psychologia. Nawet córka mi to mówi.
Zadać pytanie w grupie: dlaczego jestem postrzegany jako słaby?
Powiedzenie, że coś się dzieje „na grupie”, jest o budowaniu przemocą obecności. Coś się dzieje „na grupie”, a więc jestem w nią włączony siłą, a więc spierdalaj, bo się właśnie rozpycham.
„Niepewność sprawia, że rzeczy robi się wolniej; uważność sprawia, że rzeczy się robi dokładniej”. Ktoś, jak w końcu przyzna, „swój człowiek”, nie pamiętam nawet jakiego określenia użył i bronię się przed nim – ziomek? swojak? – wypowiada te słowa o uważności, a za jakiś czas przyznaje, że zna i czyta moje teksty od dwudziestu lat, co najpierw podbija mi bębenek, a później czuję, że komunikat jest podwójny, bo jest też zirytowany, że nie jestem taki, jak w tych tekstach. Słucham tego oniemiały, a później rozkoszuję się ciepłem, które przyniósł.
„Znać swoją instrukcję obsługi”. A chuj.
„Przepełniło mi się naczynko”. A chuj.
Fantazja na temat wiersza o naprawianiu muru Roberta Frosta. Z wiersza wiadomo, jak się buduje mur. Jeśli zaś chodzi o most, trzeba solidnych brzegów.
Chwila, kiedy odwracam uwagę od człowieka, to zarazem chwila, kiedy on staje się zawiedziony, a ja muszę wziąć na siebie jego rozgoryczenie. I zaufać także jemu, którego przecież chwilę temu opuściłem, że zaraz mu przejdzie. Że uzna. Nie mnie i siebie, ale różnicę.
Szaleniec w metrze podgrywa już pod święta, renifery, bombki. Podśpiewuje kolędy w listopadzie.
Różowy sweter, różowe włosy, różowa ręka z wyciągniętym białym kubkiem, z którego zwisa biały „szczur” po herbacie.
„baby stepy z tego kawałka i to jest kontynuacja”. A chuj.
„i chętnie spotka się na piwie”. Aha. To znaczy, że się nigdy nie spotka. A chuj.
„Jak ona się ma do siebie”? A chuj.
Sen: B. siedzi na tronie, ja obok niego, coś mu szepczę do ucha, a z grupy pada pytanie, czy dogadywałem coś z Rosją. B. próbuje mnie tłumaczyć, ale to nic nie zmienia. O czym ten sen? Padło na mnie oskarżenie we śnie, ale to na jawie muszę coś z nim zrobić.
To, co wyciągnąłem ze szkolenia. Trzy słowa: intensywność, bo jestem wrażliwy; bezpieczeństwo, bo na ogół wszyscy chcą dobrze; i moment, bo za moment to się wszystko zmieni.
„Każda lekcja jest lekcją wychowawczą” – a to już rozdanie Nagrody imienia Ireny Sendlerowej „Za naprawianie świata”. Pierwsza rozmowa z nominowanymi. „I czasem zamiast prowadzić lekcję, zamieniasz ją w kolejną godzinę wychowawczą”.
Dzieje się to w Litzmannstadt. Hitler chciał ofiarować generałowi Litzmannowi miasto. I udało mu się na kilka lat. Później te miasta wracają do swoich nazw.
Drzewa w Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. Każdy chciałby tu sobie posadzić drzewo, ale mogą tylko ci, którzy kogoś ratowali. Drzewo jako wartość zastrzeżona. I cały ten ogród pierwszy raz spętany zimą. Obcy. Surowy.
Ogród i miejsce poświęcone jest Żydom, ich walce i ratowaniu. Jakby teraz, właśnie w zimie to bardziej wyszło. Śmierć zamiast zieleni.
Pomnik Żegoty, który też stoi w tym parku, był ofiarowany Warszawie, ale Warszawa go nie chciała, a teraz stolica mówi, że pomnika nie ma. Na pomniku wklejka: „killing kids in Gaza is not self defence. Israel is neo nasi state”.
Gdyby potraktować ludzkość jako jedno ciało, Żydzi to niechciana część siebie, problematyczna, wyparta, wracająca i trudna.
Obok kolejny pomnik – Polaków, którzy ratowali. Pod literami alfabetu wymienione są kolejne nazwiska. Jest tu ich trochę. Od przewodniczki pada prośba o znalezienie Sendlerowej, ale idę do A. jak Albiński, którego tam nie ma.
Jakby na spółkę z Nagrodą imienia Ireny Sendlerowej w Centrum Edelmana trwa spotkanie liderek romskich. A na górze wystawa dla dzieci – „Odkryj swoje uczucia”. Już powątpiewam, już się nie zgadzam. Do czego nas doprowadzi to wieczne mówienie o uczuciach? Na siłę, trochę jak palce w gardle. No może już dajmy temu spokój. To nie rentgen.
Uciekłem przed dziennikarką, która chwilę później okazuje się miłą, życzliwą i jeszcze bardziej stremowaną osobą niż ja.
Edelman: „Najważniejsza jest miłość”. Tak do ludzi trzeba mówić – prosto, aby trafiło. Dobroć. Serduszko, serducho, ten odruch, kiedy chcesz komuś pomóc, niezależnie od tego, że ci się spieszy.
„Co to znaczy naprawiać świat, jak jest się nauczycielem? Dlaczego się zgłosili?”.
Jakość szkolnych relacji, jakość każdych relacji – odpowiadają.
Andrzej Stefański, biuro Rzecznika Praw Obywatelskich: „Czy da się rozmawiać z płaskoziemcami? Czy nie lepiej pograć z nimi w piłkę?”. Ostatnia rzecz, jaka nam została – bonding. I piłka!
„Ja tu jestem dowód rzeczowy”. Tak mówi Elżbieta Ficowska o swoim wyniesieniu z getta przez Sendlerową. „Chciałam tą nagrodą zrobić przyjemność przede wszystkim sobie”.
Zaraz po laudacjach jest występ młodzieży, chór z Kędzierzyna Koźla. Muszę medytować, jeszcze na widowni, w trakcie, aby nie ulec estetyce umierania, cierpienia i spazmu. Zaczęli od „Imagine” Lennona.
Później sen. Jakaś medyna. Jestem tam z żołnierzami. Chodzimy na patrole. Wracamy. Zaczyna nam się nudzić, a ja w końcu sam muszę wyjść z medyny. To odsłonięty teren i muszę uważać. Strzelam do kogoś. Kula przelatuje mu tuż nad głową i budzę się, kiedy ma mnie zastrzelić.
Znowu szkolenie. Podajcie historię swojego imienia, mówi szkoleniowiec – dlaczego macie na imię właśnie tak. Muszę dzwonić w przerwie do mamy, by spytać, czemu mam na imię Wojtek. Bo jej się zawsze podobała piosenka: „z popielnika na Wojtusia …cyt, iskierka zgasła”. Jestem jej emocjami.
Mówienie głosami to nie biblijna fantazja, ale mówienie jak osoby, które miały manierę. Naśladowanie tej maniery. Całe przewalające się idiomy języka. Dla żartu, ale i nieświadomie.
W komunikacji i przejściach. Kolorowe pompony jednych ludzi i szare ubrania drugich, których dla wyróżnienia nazywamy żebrakami.
Spadł śnieg. Przypomina mi się okładka z „New Yorkera”. Śnieg i naga para na łóżku oglądająca go przez okno. To my. Ja i moja żona.
Formularze i potrzeba przynależności, zabawne spięcie.
Wizyta u M. – jest tak sztywna, że jej nie przytulę. Ten rok był trudny. Odeszła z pracy i straciła dwie przyjaciółki.
Turkusowe zarządzanie. Ciekaw jestem, jak ci ludzie zarządzają swoimi małżeństwami.
Wokeizm to nic innego jak narcyzm. Wszystko zależy ode mnie. Wszystko uczula mnie.
I dalej język. Poszedłem na imprezę do kuzyna. Ale tam, gdy ja mówię językiem non violence, oni mówią koszarami. Gdy ja mówię inkluzją, oni mówią „spierdalaj”. Trudno nie widzieć, że całe to NVC i okolice to jest nowy, arystokratyczny slang. Orwell i braterstwo.
Co dostałem od rodziców? Szansę na drugi raz. Że mogę próbować od zera i to jest prawdziwa szansa i dar.
Cały czas czuję, że jest jak w piosence „Time of my life”.
Czy rzeka może przestać płynąć? Nie. To dlaczego oczekujemy tego od siebie?
…mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa.
Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!
Pisarz, autor zbioru opowiadań „Przekąski – Zakąski”, książki „Jak czuć się dobrze, gdy cię wywalą (bo że to się stanie, to pewne)” i tomu poezji „Oświęcimki” [wyd. Nisza], pracuje w komunikacji.