
Brytyjski pisarz Jordan Lees zapewne dobrze wiedział o mankamentach powieści middle grade – pracuje w końcu jako agent literacki – jego książka jest bowiem zaprzeczeniem sztampowej, powierzchownej, naszpikowanej szybkimi zwrotami akcji i licznymi dialogami powieści. Fabularne ścieżki rozwijają się przed czytelnikami powoli, bohaterowie ostrożnie odkrywają swoje tajemnice. Wszyscy, którzy szukają pełnej rozmachu fabuły, dużych emocji i fantastycznych przygód, sięgając po „Świecogłosy” nie rozczarują się.
Mamy tu dwoje jedenastoletnich bohaterów – chłopca i dziewczynkę, a każde z nich żyje w innym świecie. Benjamiah Creek mieszka w sennej wiosce Wyvern-on-the-Water. Jego rodzice prowadzą księgarnię Pewnego Razu, gdzie chłopiec lubi przesiadywać i zaczytywać się książkami – ale wyłącznie „prawdziwymi książkami o prawdziwych rzeczach”. Tylko takie publikacje uważa za sensowną lekturę – nie wierzy w magię, nie interesują go opowieści o smokach i czarodziejach. Jego mama jest naukowczynią, a on chciałby pójść kiedyś w jej ślady.

Teraz jednak przeżywa trudny moment w życiu – rodzice rozważają rozwód, a on jak nigdy odczuwa swoją samotność, brakuje mu wspierającej bliskości przyjaciół, których nigdy nie potrafił zdobyć. Kiedy więc otrzymuje pocztą dziwny prezent od nieznanego nadawcy – brzydką materiałową laleczkę z oczami z guzików – ma wrażenie, że to jakiś ponury żart. Jakież jest jego zdumienie, gdy nocą lalka zamienia się najpierw w kapucynkę, później zaś w lelka i kieruje go do tajemniczych drzwi w ścianie piwnicy. A za nimi znajduje się zupełnie inny świat, dziwny i nieracjonalny, pełen magii i tajemnic.
Miasto, którego mapy nie da się nakreślić
Wreathenwold, bo taką nosi on nazwę, to jeden wielki labirynt splątanych ulic i uliczek. Mieszkańcy bardzo uważają, by nie oddalić się za bardzo od znanych sobie miejsc – gdy tak się stanie, jest wielce prawdopodobne, że nie wrócą już do bliskich. Kto bowiem zawędruje dalej niż dwie przecznice, zaczyna zapominać, jak dotarł do danego miejsca i nie może znaleźć drogi powrotnej.
To tutaj mieszka druga bohaterka „Świecogłosów”, Elizabella Cotton. Jej ojciec także prowadzi księgarnię – Dyrdymały. I to właśnie on ratuje z opresji Bejamiaha, kiedy ten, niczego nieświadomy, ląduje po drugiej stronie piwnicznych drzwi, w Wreathenwold. Chłopiec nie zna zasad panujących w tym świecie, nie rozumie, dlaczego każdy człowiek nosi tu u pasa laleczkę – podobną do tej, którą on otrzymał w tajemniczej przesyłce, i nie pojmuje, na czym polega magiczna więź między właścicielem kukiełki a nią samą. Kiedy więc jego kapucynka zaczyna dokazywać i czynić szkody, chłopak ma wielkie szczęście, że na jego drodze staje poczciwy Hansel Cotton i wyrywa go z rąk ponurych powisielców.
Wkrótce Benjamiah poznaje Elizabellę i jej niewesołą sytuację – nie tylko straciła matkę, ale niedawno jej brat Edwid został wykradziony w tajemniczych okolicznościach. Skrupulatnie sporządzane mapy pozostawione w jego pokoju, magiczne stworzenie – sznurek o imieniu Ariadna oraz dziwne, poukrywane w knotach lampionów wskazówki zwane świecogłosami zdają się jednak dawać szansę na odszukanie Edwida. Chcąc odwdzięczyć się za okazane mu pomoc i wsparcie, Benjamiah obiecuje, że odnajdzie chłopca. Razem z Elizabellą ruszają w niebezpieczną podróż, w której czyha na nich masa niebezpieczeństw: mogą zgubić się na zawsze w labiryncie ulic, zostać złapani przez powisielców, ukarani przez potężną Żmiję wyssaniem koloru z tęczówek (!), zwabieni przez mitycznego Minotaura… Jakby tego było mało, gdzieś we mgle, stąpając po ich śladach, czai się zły mag, jedyny, który wciąż żyje we Wrethenwold i cierpliwie czeka, by poznać pewien mroczny sekret. Przeklęty sekret ukryty w świecogłosach.
Ciekawość i czytanie najbardziej zadziwiającą magią
Choć to książka dla dzieci, jej lektura sprawi wielką przyjemność także nastolatkom i dorosłym. Świat przedstawiony wykreowany przez Jordana Leesa z rozmysłem i wielką pieczołowitością zachwyca i zadziwia. Jak na fantastyczną sagę przystało, mamy tu intrygujące wymyślone postaci i stworzenia, mapę miejsc, teksty „źródłowe” (zapiski arcyuczonego Colluma Wolfsdaughtera w „Skróconej historii Wreathenwold”) i szereg twórczych neologizmów (pomysłowo przełożonych na język polski przez Macieja Studenckiego).

Ta opowieść stawia nie tylko na przygodę, wartką akcję i mroczną magię, lecz także na wartość prawdziwej przyjaźni, siłę miłości i nieprzemijalną, ponadczasową moc książek: „Kiedy czytasz, łączysz się ze światem, takim, jakim był kiedyś, jakim jest teraz i jakim pewnego dnia może się stać”.
Warto podkreślić, że książkę wydano z dużą dbałością edytorską – od przykuwającej uwagę okładki z połyskującym niby płomień świecy tytułem, twardą szytą oprawę z kapitałką, przez ciepły kremowy papier, po liczne całostronicowe i rozdziałowe czarno-białe ilustracje Vivienne To. Wysmakowana książkowa uczta – którą wkrótce mam nadzieję powtórzyć, bo wydawca już zapowiada kolejny tom „Świecogłosów”.
Książka:
Jordan Lees, „Świecogłosy. Zagubieni i odnalezieni w labiryncie”, il. Vivienne To, przeł. Maciej Studencki, wyd. Zygzaki (Grupa Wydawnictwa Poznańskiego), Poznań 2025.
Proponowany wiek odbiorcy: 9+
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.
