To są pieniądze dla dzieci – powtarzał wzburzony Mykoła Kniażycki, deputowany do Rady Najwyższej Ukrainy w programie „Debata Gozdyry” w Polsat News. Mówił o świadczeniu 800 plus dla Ukraińców. Komentował w ten sposób postulat prezydenta Karola Nawrockiego, by to świadczenie zabrać tym Ukraińcom, którzy nie pracują (skutkiem takiego toku rozumowania jest zawetowanie ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy).
Prowadząca rozmowę Agnieszka Gozdyra uściślała, z miną wyrażającą niedowierzanie, czy dobrze słyszy: Czyli zdaniem Ukraińców prezydent Karol Nawrocki uderza w ukraińskie dzieci?
I dopytywała dalej – tym razem tonem forsującym trzeźwą ocenę sytuacji: Czy to nie jest emocjonalny argument poniżej pasa?
„Niewdzięczni Ukraińcy – tyle im daliśmy, a oni używają takich argumentów”. Nie powiedziała tego wprost, ale tak to przyjęli ci, którzy w komentarzach pod nagraniem programu snuli rozważania o tym, kto jest, a kto nie jest u siebie i zadawali podchwytliwe pytania o los dzieci z Wołynia.
My tu jesteśmy razem
Ten program powinien obejrzeć każdy, kto chce zrozumieć mechanizm nakręcania niechęci do Ukraińców, z którego korzystają także politycy.
Gozdyra wypominała ukraińskim gościom programu Wołyń i symbole banderowskie na warszawskim koncercie białoruskiego rapera Maksa Korża. Używała do tego retoryki sugerującej, że u siebie mogą czuć się tylko Polacy, a Ukraińcy muszą się dostosować do ich wrażliwości historycznej i chęci dalszego pomagania. Docenić zasługi. Powtarzała argumenty w tym duchu, chociaż drugi z gości, dziennikarz Witalij Mazurenko, powtarzał, że ma polskie obywatelstwo i jest u siebie.
Gozdyra mówiła „my” w imieniu Polaków, ale nie pytała nikogo, czy ma do tego prawo. Nie mówiła w moim imieniu. My tu, że posłużę się jej nieuprawnioną figurą retoryczną, nie lubimy takiej debaty. Dobrze – ja nie lubię debaty, w której używa się (to znowu z Agnieszki Gozdyry) chwytów poniżej pasa. A takim chwytem jest przekierowywanie uwagi z realnych współczesnych problemów na nieistotne incydenty, takie jak trzymanie przez nie wiadomo kogo flagi na koncercie rapera. Albo na sprawę pamięci historycznej. Do realnych współczesnych problemów należą obecne, tu i teraz, relacje Polski z Ukrainą oraz sprawy społeczne – a polskie społeczeństwo w dużej mierze współtworzą Ukraińcy.
Czy nakręcanie niechęci Polaków do Ukraińców jest zgodne z polską racją stanu?
Na niechęci do Ukraińców tracą Polacy
To nie jest pytanie do Agnieszki Gozdyry. Jej program służy jako przykład ukazujący problem. Pytanie wagi państwowej należałby już skierować do polityków – do prezydenta, ale także premiera i innych.
Odpowiedzi można szukać w różnych fundamentalnych kontekstach. Po pierwsze – Rosja. Państwem, które zagraża Polsce, jest właśnie ona, a nie Ukraina.
Naszemu bezpieczeństwu nie zagrażają Ukraińcy mieszkający w Polsce, lecz agresywne działania Rosji. Czy napuszczanie Polaków na Ukraińców jest w tej sytuacji odpowiedzialne?
Czy to służy interesom Polski? Nie. Służy jedynie bieżącej walce politycznej w Polsce. Jest krótkowzroczne i nieodpowiedzialne. Odciąga uwagę od prawdziwego zagrożenia i hamuje społeczne poparcie dla mobilizacji do walki z nim.
Po drugie – realny koszt ukraińskiej imigracji nie obciąża państwa polskiego. Jak pokazuje raport Deloitte’a „Analiza wpływu uchodźców z Ukrainy na gospodarkę Polski”, dzięki pracy imigrantów z Ukrainy produkt PKB Polski wzrósł o 2,7 procent. Na polskim rynku pracy zatrudnionych jest 69 procent ukraińskich uchodźców w wieku produkcyjnym, czyli nieznacznie mniej niż obywateli Polski (75 procent).
Nie pracują więc nieliczni Ukraińcy. Mówiąc wprost – nie żerują na Polakach, jak chcieliby to sugerować różni politycy czy ludzie, którzy kierują się uprzedzeniami.
Po trzecie – konfliktowanie Polaków z ukraińskimi uchodźcami grozi napięciami społecznymi.
Czy w interesie państwa polskiego leży eskalowanie napięć społecznych?
To pytanie retoryczne. Bo wiadomo, w czyim to leży interesie – tych, którzy chcą zbijać kapitał polityczny na wyimaginowanym wrogu. Kogoś takiego nazywamy populistą.
Polacy zasługują na więcej niż Ukraińcy?
Właśnie dlatego, by zdobyć kolejne punkty, politycy z różnych stron próbują wykorzystywać – a co za tym idzie: podsycać – rosnącą niechęć do Ukraińców. I robią to nie tylko ci z Konfederacji i PiS-u, lecz także z Koalicji Obywatelskiej. To Rafał Trzaskowski w trakcie kampanii wyborczej powiedział o uzależnieniu świadczenia 800 plus od tego, czy rodzic dziecka pracuje.
Ktoś uznał, że ludzie to kupią. Bo coraz więcej gadają, narzekają. Liczą Ukraińców w kolejkach do lekarzy i do urzędów. Razi ich ukraiński język, kiedy słyszą go nad morzem, w górach, czyli na wakacjach.
Ukraińcom, zgodnie z tą emocją, nie należy się przywilej normalnego życia. Należy się tylko smutek, strach i bieda.
Wtedy, pomagając im, można poczuć się lepszym. A wielu z nas czuło się przez to lepszymi. Gniew na równe traktowanie ludzi u lekarza i w urzędzie może być na to dowodem.
Dwa wyjścia z sytuacji – jedno złe
Kolejny fundamentalny problem dotyczy tego, co z tym nieukrywanym już antyukraińskim populizmem zrobi teraz koalicja rządząca. Ma dwa wyjścia – łatwe i trudne.
Łatwe polega na udziale w wyścigach na antyukraińskość. Czyli: jeśli Nawrocki coś powie, my powiedzmy to jeszcze bardziej. Pokażmy, kto tu jest z Polakami.
To rozwiązanie proste, ale nieskuteczne. Wybory prezydenckie pokazały już, że gra na nie swoich zasadach się słabo opłaca. Grzegorzem Braunem jest Grzegorz Braun. Sławomirem Mentzenem jest Sławomir Mentzen. Karolem Nawrockim jest Karol Nawrocki. A nie Donald Tusk, Rafał Trzaskowski czy inni politycy kojarzeni wcześniej z liberalno-demokratycznym centrum, nie ze skrajną prawicą. Niejeden publicysta użył już argumentu, że nie ma sensu głosować na podróbkę, skoro jest oryginał.
W łatwym rozwiązaniu kryje się też realne zagrożenie.
Na eskalacji napięć skorzysta opozycja, a rządzący stracą.
Jeśli w wyniku nakręcania emocji dojdzie do jakiś ataków, zamieszek, to cenę zapłacą ci, którzy sprawują władzę.
Rozwiązanie trudne polega na łagodzeniu napięcia. Do tego zmierzała koalicja rządząca, uchwalając ustawę o pomocy obywatelom Ukrainy. Prezydenckie weto zmusza ją teraz do potykania się o polityczne wykroty. Karol Nawrocki będzie angażował rządzących w spory, przedstawiając własne rozwiązania, przez co działanie zmierzające do realnych rozwiązań będzie utrudnione.
Pytanie brzmi, co koalicja zrobi z tym dalej. Jeśli nie skorzysta z łatwiejszego rozwiązania, lecz mozolnie będzie próbowała naprawić sytuację, obchodząc jakoś prezydenckie weto, pójdzie w kierunku łagodzenia. Do osiągnięcia efektów będą jednak potrzebne jeszcze inne działania. Może należy podjąć się trudu uświadamiania Polakom, ile realnie Ukraińcy wnoszą do naszej gospodarki i społeczeństwa? Komu służy konfliktowanie z nimi Polaków? Jak możemy skorzystać na dobrych relacjach z państwem ukraińskim?
A pomoc obywatelom Ukrainy to przecież tylko jeden z tematów. Czy politycy rządzący przestaną lansować się na zapewnieniach, że nie wyślą wojska na Ukrainę – a zaczną więcej mówić o tym, jak ważna jest pomoc dla ukraińskiej armii?
Być może nie każdy pamięta, że Polska nie jest jedynym państwem w Europie, w którym Ukraińcy mogą mieszkać i pracować. Nie jest też jedynym państwem w Europie, które pomaga Ukrainie militarnie. I nie jest jedynym, które może zarobić na odbudowie Ukrainy. Więc które z państw bardziej straci na złych relacjach?
Polakom od wieków wydaje się, że są jedyni w swoim rodzaju i że znajdują się w centrum świata. Nigdy nie wyszliśmy na tym przekonaniu zbyt dobrze, bo zamiast koncentrować się na wyobrażeniach, powinniśmy robić więcej, by zmienić je w rzeczywistość.